- Merci – Tess skinęła głową Francuzce, gdy napastnik, który próbował ją zaatakować padł martwy na podłogę u jej stóp. Potem popatrzyła na tulące się do siebie przerażone dzieci. Nie była odpowiednia osoba do rozmowy w nimi. Widziały jak bezwzględnie zabijała istotę, która kiedyś była przecież człowiekiem. Nie miała zamiaru nawet próbować przebijać się przez ich przesłonięte przerażeniem umysły.
Wróciła z powrotem do pierwszej sali gdzie Nina tuliła w ramionach rannego Leona. Podeszła bliżej przyglądając się ranie mężczyzny. Nie wyglądało to dobrze. Rana w brzuch, w warunkach w jakich się znajdowali to oznaczało wyrok śmierci. Dobrze że zemdlał, to przynajmniej wybawiało go od cierpienia. Biedak nie nacieszył się długo wolnością po wyjściu z krionicznej trumny. Skrzywiła się do swoich myśli. Tak jak byłoby się z czego cieszyć. Świat który zostawiła za sobą dziesięć lat temu, był kiepski, ten stanowił piekło na ziemi. Może czasami łatwiej było umrzeć? Tylko dlaczego człowiek tak bardzo czepiał się życia?
- W pomieszczeniu w głębi jest troje przerażonych dzieci. Idź, zajmij się nimi. Jemu nie możesz już pomóc. - Powiedziała spoglądając w smutne oczy Niny. - Wszyscy w kompleksie zginęli. Nie wiadomo czy nie przyjdą kolejni przeciwnicy. Nie wiadomo co z helikopterem. Musimy spakować wszystkie przydatne rzeczy, które zdołamy zabrać i uciekać. Powiedz o tym Monique. Twój francuski jest o wiele lepszy.
Potem usiadła na krześle i na chwilę oparła głowę na dłoniach. Potrzebowała chwili samotności. To nie był pierwszy raz gdy zabiła, mimo wszystko nadal napawało ja to wstrętem. Chciała tylko żyć w ładnym domku nad brzegiem morza, na jakiejś tropikalnej wyspie. Czy naprawdę pragnęła tak wiele? |