Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2014, 10:49   #37
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
"Ktokolwiek skaleczy bliźniego, będzie ukarany w taki sam sposób, w jaki zawinił. Złamanie za złamanie, oko za oko, ząb za ząb. W jaki sposób ktoś okaleczył bliźniego, w taki sam sposób będzie okaleczony"

Strzelanina ustała, i Wielebny powoli zaczął się uspokajać. Sytuacja robiła się coraz bardziej beznadziejna, kolejny przystanek i kolejne ofiary. Jedną z nich został szeryf, Bóg jednak postanowił nie wzywać go jeszcze przed oblicze Świętego Piotra, dzięki czemu Tigget żył. Nogi jednak miał uwięzione pod stertą gruzu. Inni też byli ranni, lecz Jeremiaha postanowił swoją uwagę skupić na jednym człowieku. Henry Stone, skurwysyn jakich mało. Morderca, gwałciciel i świetny strzelec, o czym mieli nieprzyjemność się przekonać. Teraz jednak bandzior leżał z przestrzelonym barkiem w powiększającej się z każdą chwilą kałuży krwi.Wielebny spojrzał z lekką pogardą na rannego, ale cóż było robić. Szybkim krokiem skoczył ku swojemu koniowi, a z juków wyjął koszulę. Podarł ją i część szmaty przyłożył do ubrania. Oczywiście ówcześnie jeszcze obszukał rannego, czy nie ma przy sobie żadnej broni. Gdy tak było, przyłożył materiał do rany, polewając ją alkoholem z butelki, i zaczął uciskać ranę. Gdy tylko alkohol zetknął się ze skórą, ranny Stone syknął z bólu, zaciskając mocno przy tym zęby. Zapewne chciał zgrywać twardziela do końca.
.
-Cierp skurwysynu - mruknął cicho pod nosem Wielebny

Nie odzywał się zbytnio początkowo, bacznie przyglądając się rannemu. Stan jego nie był najlepszy, wręcz można było powiedzieć otwarcie, że diabeł przygotowuje już dla niego kocioł. Uśmiech pojawił się na chwilę na twarzy rewolwerowca, gdy tylko o tym pomyślał, a potem sięgnął po cygaro. Włożył je do ust, a potem za pomocą zapałki zapalił. Zaciągnął się mocno, a dym wypuścił prosto w rannego. Ten delikatnie zaczął się dusić, i począł kasłać. Żył jeszcze, więc mógł gadać, co trzeba było wykorzystać. Wielebny uklęknął tak, że kolanem delikatnie dotykał klatki piersiowej Oczka i rzekł spokojnym głosem:

- Słuchaj, nie będę Cię okłamywał. Masz przejebane. Jesteś totalnie po uszy w gównie, ale mam dobrą wiadomość. Podczas gdy ty będziesz gnił w więzieniu albo dyndał na drzewie, twój szefuńcio będzie pił, pieprzył dziwki za kasę, która w części należy się tobie. Fajna myśl co. Jego najbardziej zaufany i lojalny człowiek wykrwawia się tutaj, a sam Diabeł spierdala by pić Tequillę i ruchać jakąś Conchitę...Sprawiedliwe… - mruknął z ironią dając mu chwilę do zastanowienia.

W tym czasie spokojnie dopalał sobie cygaro, jak najbardziej rozpalając jej by żar był ciepły i przyjemny. Miał nadzieję że, nie będzie musiał spełniać swoich gróźb. Szkoda było marnować tak dobre cygarko na takiego śmiecia. W oczach Wielebnego pojawił się delikatny ogień, zemsta była na wyciągnięcie ręki. Sprawiedliwość, nie zemsta. On był narzędziem Pana, w wymierzeniu kary. Po raz kolejny wypuścił gęsty dym w kierunku pojmanego i ciągnął dalej:

- A teraz przejdźmy do sedna sprawy. Nie obiecam Ci, że puszczę Cię wolno, ale mogę dać ci szansę na w miarę bezbolesną śmierć. Powiesz mi co chcę wiedzieć, a nie będziesz nie potrzebnie cierpiał. Będziesz się stawiał to masz moje słowo, że o to tym cygarem wypalę Ci pierw jedno oko, potem drugie. A gdy będziesz już ślepy, wykastruję Cię i zostawię na łaskę grzechotników. A wtedy twoja śmierć będzie bardzo powolna…Podobno ukąszony umierać może 3 dni i 3 noce, dusząc się, dławiąc się swoimi rzygowinami, jego mięśnie wiotczeją i nie można nawet krzyczeć. Taki skurwiel jak ty chce tak skończyć, ślepy, wykastrowany i we własnych rzygowinach. - i po tych słowach, zgasił mu cygaro na policzku. Odczekał chwilę aż Stone sobie przyswoi swoją sytuację. Zapalił kolejne cygaro, delikatnie je rozpalając zaciągając się mocno. Dymu już nie wypuszczał w jego stronę. Uśmiechnął się delikatnie, niczym ojciec do swoich dzieci, które choć zawiniły bardzo pozostawały jego dziećmi.

Rozpoczął zadawać pytania. Powoli i systematycznie. Pierw chciał się dowiedzieć dokąd uciekł Harper i ilu miał ze sobą jeszcze ludzi. Chciał wiedzieć dokąd podążał, i co tutaj robił. Czemu ich nie zaatakowali wcześniej, skoro zdjęli paru wartowników poprzedniej nocy. Potem miała przyjść pora na kolejną porcję pytań o wydarzenia z poprzedniej nocy. Chciał wiedzieć co się wydarzyło. Z kim walczyli i kto tak urządził drużynę Diabła. Chciał wiedzieć z czym przyszło im się mierzyć. Pytania zadawał powoli, systematycznie i długo. Nie spieszył się. Początkowo gdyby Stone odmówił współpracy, ten wyjął Peacemakera, wystrzelił parę razy nagrzewając lufę i przyłożył mu ją do otwartej rany. Dopiero potem, gdyby naprawdę stawiał opór w ruch miało pójść cygaro. Nie było współczucia dla tego mężczyzny w sercu Wielebnego, i choć nie był dumny z tego co robił, wiedział że innej drogi nie ma. Od momentu gdy wyjął broń, i przytroczył ją sobie do boku zdawał sobie sprawę, że musi wrócić stary, dobry Jeremiaha Johnston. Choć pragnął iść ścieżką Boga, pragnął być znów dobrym człowiekiem rozumiał, że musi znów podążać ścieżką pełną przemocy, okrucieństwa i brutalności. Rod Harper go do tego zmusił, niszcząc jego życie i to co tak skrzętnie pielęgnował przez te kilka ostatnich lat. Teraz Rod Harper musi za to zapłacić, by on Wielebny mógł znów w spokoju głosić Słowo Pana.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline