Stojący przy drzwiach ochroniarz spojrzał na podane mu karteczki. Przy każdej z nich spoglądał na tego, kto mu ją podawał. Stukał kilka razy nią nerwowo w rękę jakby wygrzebywał z pamięci coś, co pozwoli mu na identyfikację. Przy karteczce Izabell zatrzymał się na dłużej, jakby sobie coś przypominał, ale ostatecznie oddał każdemu z nowoprzybyłych ich zaproszenie i odsunął się z wejścia:
- Proszę do środka - gestem dłoni wskazał widziany wcześniej bogato zdobiony ogormny przedsionek. - Zaraz Mistrz Ceremonii zejdzie do Was. Państwo raczy poczekać chwilę.
Wchodzicie do środka. Nikt nie sprawdzał tego, co wchodzący mają przy sobie. Nikt nie odbierał od nich płaszczy i toreb. Nikt poza ochroniarzem nie zwracał na nich uwagi.
W przedsionku widać sporych rozmiarów szezląg, kredensik oraz miejsce, które wygląda na szatnię. Trochę płaszczy i okryć wierzchnich już tam wisi. Po przeciwległej stronie widać schody prowadzące na górę a na wprost drzwi wejściowych jest ogromna sala przyjęć. Jest tam trochę osób, które stoją w grupkach zajęci rozmową, sączeniem drinków oraz obserwowaniem otoczenia. Nikt ze zgromadzonych nie zwraca na nowoprzybyłych uwagi, choć może w delikatnych oparach dymu papierosowego kontury otoczenia mogą się zacierać.
Oczekiwanie na kogokolwiek nie było długie bowiem od strony sali głównej pojawił się lokaj, w czarno białej liberii oraz starannie przystrzyżonych włosach. Podchodząc do grupki trzech osób powiedział:
- Poproszę o państwa płaszcze. Zostaną w szatni.
I podszedł do pokoiku przedzielonego ladą, podniósł ją do góry i wszedł do środka gotowy na odebranie okryć.
__________________ ...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._ |