Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2014, 11:26   #72
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Mimo słabości i ran Tibor czuł się jakby go na khahańskiego dzianeta wsadzono.

Cadi go chciała na męża i ten fakt wystarczał by ból ustąpił w obliczu radości. Przynajmniej na chwilę, i dopóki kamienny sen go nie zmożył…


Chłopak nie wiedział jak długo spał; jednak fizjologii nie dało się oszukać. Konkretnie fizjologii Ferenga, który wyglądał jakby był gotów złapać w zęby własnego … no, siusiaka. Na skomlenie szczeniaka Tibor obudził się i powlókł do drzwi by go wypuścić z izby. Mabari przypominał brązową błyskawicę. Oestergaard przysiadł na łóżku i rozchylił koszulę. Świeżo zasklepione rany odcinały się na tle jasnej skóry gniewną czerwienią. Chłopak zgrzytnął zębami.
- Znać ile rosomak ma pazurów - rzucił z gorzką ironią. Przez chwilę zastanawiał się czy nie pozostawić tych blizn na przyszłość, ale zaraz puknął się w głowę i to mocno. Chyba zapomniał że w zupełności wystarczy mu “pamiątek” po wypadku. Żeby pozbyć się podobnie głupich pomysłów wyciągnął się na łóżku i pogrążył w marzeniach. Oczywiście, w marzeniach o Cadi i o przyszłym domostwie.

Jeśli zagroda, to mocna i okazała, a nie jakaś tam leśna buda. Domostwo z podmurowanymi paleniskami i z zasuwaną luką na dymnik, na wzór tego, co opowiadała Runa Connere. Położy na nim strzechę z odartych z kory pędów młodego jesionu, pokrytych matą z brzozowej kory, a na wierzchu młodą darnią. Piwowarnia, kurnik i spiżarka, obszerne i porządne. Palisada wokół, jak w Oestergaard. A wtedy przyjdzie czas i na świątynię.

Chłopak jeszcze nie wiedział skąd tyle srebra weźmie żeby na wszystko starczyło, ale też wiedział że musi szybko nabrać sił by to srebro zbierać. Tylko jak tu zasnąć w takiej chwili, kiedy umysł pracuje pełną parą?

Jego myśli zdryfowały ku wyprawie na farmę Vasilescu i zwiadowi w stronę Czarnego Lasu. Dlaczego udało mu się odnaleźć dzieci Deniela i Catul oraz George i Daneoli, te pierwsze dosłownie w ostatniej chwili? Dotknął zasklepionej rany na brzuchu a potem medalionu z którym teraz nie rozstawał się ani przez moment.

Może to nie był przypadek. Może nie było to przeznaczenie. Może po prostu swą łaskę w ten dziwny sposób okazał mu Pan Poranka, błogosławione niech będzie Jego imię. Runa Connere śmiała się, drwiąc z jego prostoty i “mędrkowania”. Chłopak wzruszył ramionami. Może kiedyś przyjdzie czas na ezoteryczne studia i odkrywanie subtelnych zawiłości teologicznych. Na razie w zupełności wystarczała mu rola jaką Lathander mu przypisał.

Właśnie, jaka miała być to rola? Tibor zatrzymał się nad tym na dłużej. Czy jego posługa ma się sprowadzać tylko do Cadeyrn, Ostergaard i okolicy? Nie było w tym nic złego, Pan Poranka mu świadkiem że dla kapłana znalazłoby się aż nadto pracy, nawet mimo tego że Ludmiła i Luigsech w różnych aspektach się uzupełniały, ale świat był duży i zapotrzebowanie na Jego światło również. By daleko nie szukać, przydałoby się potraktować buzdyganem czerep tego kto plagę nieumarłych sprowadził. Wielokrotnie i bardzo, bardzo boleśnie.

Może nie komponowało się to zbytnio z łagodnością Pana Poranka, ale Święte Miejsce miał jakieś dziwne wrażenie że w tym akurat przypadku Lathander nie miałby nic przeciwko temu.

Sięgnął po buzdygan i obejrzał ciężką broń, zauważając świeże szczerby na żelaznych piórach pod zakrzepłą krwią. Kolcza zbroja koniecznie wymagała naprawy, tak samo jak przeszywanica. Ta walka … było blisko, naprawdę blisko. A jednocześnie Tibor nie mógł zaprzeczyć że w walce odnalazł się, że nabrał pewności siebie. Że się zmienił. Raz już zabił człowieka - niedoszłego mordercę Runy, i do tej pory zadana śmierć go prześladowała w sennych koszmarach. Nawet mimo tego że bronił Jego kapłanki, a swojej siostry w wierze. Przez ostatnie dni jednak nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Wręcz przeciwnie, coraz bardziej czuł że ta walka, walka w imię Pana Poranka była tym do czego go bóg wybrał. Walka, uzdrawianie rannych, odpędzanie umarłych. Może faktycznie Pan Poranka właśnie w ten sposób okazywał mu swoją przychylność, pozwalając odnaleźć i uratować słabych i bezbronnych?
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline