Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2014, 15:36   #73
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Soundtrack

[MEDIA]http://fc01.deviantart.net/fs71/f/2010/359/8/1/village_2_by_eronzki999-d35ldm1.jpg[/MEDIA]

Kostrzewa rzygała. Dopóki trzymały ją emocje i strach związany z walką o życie w podziemiach i ucieczka - na własnych nogach - z Czarnego Lasu, efekty solidnego dzwonu, jaki oberwała w głowę nie były tak dojmująco odczuwalne. Gdy jednak wszystko opadło i na domiar złego wsadzono ją na kolebiącego się i niemiłosiernie trzęsącego konia, wstrząs czaszki dał znać o sobie z nową siłą. Skutek był taki, że kilka razy mało nie spadła z siodła, a żołądek skręcił jej się w postronek, usiłując wypluć wczorajszy posiłek razem z płucami, nerkami i wątrobą druidki. Rzecz jasna nie pozwoliła sobie pomóc; do chaty sołtysa doszła zdyszana, powłócząc nogami i opierając się na kosturze, ale bez wsparcia cudzych rąk. Dopiero gdy pod zadkiem poczuła solidną twardość i nieruchomość drewnianej ławy, majaki sprzed jej oczy zniknęły na tyle, że - niezgrabnie co prawda - mogła w końcu zatroszczyć się o siebie. Stękając, sapiąc i klnąc pod nosem obmacała sobie nadepniętą przez drowa dłoń i z dzikim wrzaskiem bólu, od którego zerwały się ptaki na dachach, a co poniektórzy zgromadzeni mieszkańcy zaczęli podejrzewać, że przybysze właśnie kogoś mordują, nastawiła sobie kości i ciasno owinęła w bandaż, usztywniając opatrunek dwiema małymi deseczkami. Ból nadal był nieznośny - podczas naciągania kości aż Kostrzewie przed oczami pociemniało - , ale przynajmniej palce zrosną się prosto.

Z zawrotami głowy było gorzej; druidka czuła się półżywa, a na jedzenie - mimo burczącego w brzuchu głodu - nie mogła patrzeć bez myśli o wymiotach. Siedziała więc smętnie w rogu izby, mrużąc na przemian to jedno, to drugie oko i marszcząc się cierpiętniczo, gdy ktoś podniósł bardziej głos. Powoli sączonym piwem próbowała zmyć kwaśny absmak w ustach; najchętniej położyłaby się gdzieś w chłodnym kącie i solidnie odpoczęła, ale dumna nie pozwalała przyznać się jej do *aż takiej* słabości.

Kiedy więc nieco doszła do siebie, udało jej się trochę nieskładnie - cios w głowę i tu poczynił spustoszenia - lecz wystarczająco głośno wymamrotać:
- Trupojeb przez chwilę nie będzie pr-pro-probmemememe. Znaczy mało nam brakło, a nie byłoby go w ogóle, ale nam kto pezeszkodził… sami musicie do-do-dobić gada - rzuciła ślepym okiem na Marę i nagle zaskakująco trzeźwo powiedziała - Źle, że tu na noc wtedy nie zostaliśmy. Chłopak jakiś jurny by czupiradło wychędożył na sianie, to by wtedy nie miało takiego nadmiaru humorów, co by się do pierwszego spotkanego miglanca kleić...na czar ostrouchych to byle podlotek się nabierze, któremu tylko jedno we łbie i się na domiar jakiś cnych ksiąg o romanzach naczytał...tfu, skaranie bogów z tymi młodymi...
- Ciebie przechędożyć, jak rozumu od tego przybywa - odpalił Shando Wishmaker. - Skórę ci zratowała. Świat nie las, każdy żyje jak chce, a nie wedle tego, jak druidka sobie wymyśli.

Mara, która od progu rzuciła się na jedzenie zamarła teraz z na wpół otwartymi, wypchanymi po brzegi ustami, i zamrugała kilkakrotnie z niedowierzaniem słuchając półorczycy. Najpierw jej blade policzki pokrył rumieniec a zaraz dołączyły się oczy, które zaszkliły się jak świeczki. Wilgoć w nich zaraz jednak zniknęła a one zwęziły się w gniewne szparki.
- Bezduszna nieokrzesana żmija - skomentowała gdy udało jej się przełknąć ostatni kęs. - Najgorszym wrogom bym gwałtu nie życzyła a tobie tak to gładko z ust płynie. I nie kleiłam się do niego. Po prostu nie chciałam żebyś go z dymem puściła przygnieciona własną głupotą. Nic ci nie zrobił. Zaprosił nas, nakarmił i wykazał chęć by pomóc. Ale ty sobie ubzdurałaś drogę na skróty po trupach. Może sumienie ci uschło z wiekiem, może go wcale nie masz ale nie wolno ci decydować za wszystkich, rozumiesz?
- Mała, a niegłupia - zgodził się Shando - Słuchaj Kostrzewo o tym podejmowaniu decyzji. Więcej z ludźmi Ci przebywać, boś dzika.
- Nie pora żałować róż, gdy płoną lasy - stwierdziła druidka filozoficznie, wyszczerzając kły. W jej głosie o dziwo nie było gniewu, raczej złośliwa przekora - Gdy stary dąb runie, giną i myszy w jego korzeniach i ptaki na jego szczycie. Taki to bieg natury; każdego jednego istnienia się nie uratuje podczas wichury, ważniejsze jest, by trwała równowaga, a na wykrocie nowe drzewo porosło - przekręciła szyję i podrapała się po odsłoniętym obojczyku - We łbie mi dzwoni od tego gwaru jak na wiejskim weselu. Idę odpocząć, a wy se po swojemu z tutejszymi poradźcie - ziewnęła i wbiła wzrok w Shanda, oblizując językiem wargi - No, panie magu uczony. Skoro od chędożenia podobnież rozumu przybywa, to może zechcecie mnie trochę po...uczyć, skoro i tak do wyra lezę? - spytała z nagłym zainteresowaniem.

Mara, która już wcześniej spąsowiała teraz zrobiła się całkiem czerwona, niewątpliwie śmiałe wypowiedzi Kostrzewy ją zawstydziły do imentu. Wlepiła oczy w czarodzieja na wpół zszokowana na wpół ciekawa jego odpowiedzi.
- Niewątpliwie rozumu by Ci przybyło, ale zwierzątka toleruję tylko na talerzu lub wybiegu. We włosach i w ubraniu skacząco-pełzająca przyroda mi niesmaczna - odparł Shando z kwaśnym, złośliwym uśmiechem, krzywiąc nos na szaty druidki.
Ta tylko uśmiechnęła się krzywo.
- Sam się jeszcze prosić będziesz jak cię przypili, zobaczysz - wyszczerzyła się i podniosła z ławy. Zdjęła Wredotę z ramienia i puściła na stół, żeby kruczydło mogło sobie pogrzebać w rozstawionym jedzeniu, a sama, trochę powłócząc nogami, udała się do przygotowanej dla gości izby, zostawiając drużynę samą sobie.

Tibor chyba nie był jedynym który ze zdumieniem spojrzał na manewry druidki. Cordelia również zatchnęła się z oburzenia, że wśród jej najlepszych potraw i wyrobów grasuje padlinożerne ptaszysko. I tak ledwie mogła ścierpieć leżącego pod stołem wilka. Chłopak sięgnął ku krukowi, próbując ją złapać albo chociaż przegonić ze stołu. Pochwycił skrzeczące, wijące się ptaszysko, podszedł do drzwi i bezceremonialnie wyciepnął je na zewnątrz. Potem bez słowa wrócił na swoje miejsce pod pełnymi aprobaty spojrzeniami Cadi i pani domu. Jeszcze długo za oknem rozbrzmiewało pełne oburzenia skrzeczenie...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline