Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2014, 16:23   #74
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Niziołek długo nie mógł się wybudzić, nawet po tym jak już otworzył oczy. Wodził nimi wokół nie mogąc zrozumieć co się stało. Przypominał sobie mgliście Albusa i to jak go gbur piwem napoił. Tak, to pamiętał. Ale tyle spraw mu umknęło. Starał sobie przypomnieć imię tego magusa, o którym on mówił… I nie szło mu za bardzo. Mrugał oczami jakby chciał się pozbyć senności i niesmaku w ustach. Potrząsał głową by wytrząść resztki otępienia.
Przyglądnął się uważniej kompanom. Coś kojarzył, że wyjechali z lasu, że nawet na konia go ktoś władował ale potem podtrzymywać musiał by kucharz nie zleciał z łęku. Tyle dobrego że wszyscy żyją. Nagle poderwał głowę, Albusa nigdzie nie ma! I Nauta!
- Co się właściwie stało, tam w podziemiach? Czemu ten wywar zwalił mnie z nóg, a czarodzieja nie… - zapytał słabym głosem. - Gdzie on w ogóle jest? Mówił coś o… Korferonie. - przypomniał sobie wreszcie. - Że mieszka w Dolinie i że to on roztargał … Zasłonę? Jakoś tak. I że to to spowodowało inwazję trupów. Ale on… pognał żeby pomóc temu Korferonowi, bo jacyś “inni” będą chcieli go powstrzymać, zabić!
Spojrzał już przytomniej.
- Gdzie my do diabła starego jesteśmy? Gdzie jest Albus?
- Jesteście w Cadeyrn, panie lekkostopy - odezwał się uprzejmie Robat Jednooki, który siedział ze swoimi goścmi przy stole, a do tej pory milczał chcąc im dać czas na jadło i odpoczynek. Jego żona, Cordelia, przygotowała jedzenie i teraz siedziała przy piecu, nieco z boku. - Nasi myśliwy zoczyli was na drodze i przywieźli do wsi.
- Osnowa - powiedział Shando,zupełnie ignorując Robata. Na zdziwione spojrzenie Burra, który nie kojarzył o co chodzi ze słowem wyrwanym z kontekstu, powiedział - Osnowa, nie Zasłona. To wyjaśnia wzmocnienie Splotu Cienia. Musimy wracać do Ybn. Szybko.
- Mam jeszcze to. - Kucharz podszedł do swojego plecaka i długo w nim grzebał, przekładając zawiniątka, sakiewki z przyprawami i korzeniami, garnki, sztućce - Aha, tuś mi. Dziennik Albusa Blackwooda.
Zerknął na sołtysa.
- Mieliście rację, panie. I ta kobieta, która wcześniej ostrzegała nas przed nim. To niebezpieczny wariat. Ale wydaje mi się, że jeszcze się spotkamy, bo ciągle gdzieś z tyłu głowy mi huczy, że on ma jeszcze jakąś rolę do odegrania. Że mimo wszystko może uda się go… nakłonić do współpracy. Co do powrotu do Ybn pełna zgoda. Musimy działać szybko. - kucharz przestąpił z nogi na nogę, jego przecież i inne sprawy gnały do miasta. Już tyle czasu miał wyrzuty sumienia że zostawił całą rodzinkę w oblężonym miejscu.
- Myślicie, że powinniśmy od razu opowiadać wszystko o Albusie paladynom? - zastanowił się, pomarkotniał. - Chyba jesteśmy to winni tym z klanu Kamiennych Żmij, których on… Z Jallerem też trzeba porozmawiać. Shando, i co z tą Osnową? - zapytał jeszcze na koniec, smarując kromkę chleba smalcem i sięgając po kiszonego ogórka.
- Osnowa to źródło magii. Cienisty splot to jej odwrotność, źródło czarnoksięstwa... - Wiedza teoretyczna Wishmakera była ograniczona, wiedział tyle, ile było konieczne by posługiwać się magią plus kilka ciekawostek, ale nie praktykował teorii. Ponieważ jednak nikt z obecnych nie znał się lepiej, to przyjęli jego słowa na wiarę. - ...i to tyle co wiem. Powiemy czarodziejom w Ybn i burmistrzowi, oni zdecydują.
Shando przeżuwał jakiś lepiący się, słodki placek i zapijał domowym piwem, nie zauważając nawet dziwacznej mieszanki smaków którą sobie zaserwował. Jego poważny wyraz twarzy (czyli jeszcze bardziej paskudny niż zazwyczaj) mówił, że ma myśli czarne jak bezksiężycowa noc. A taki nastrój lubił się udzielać.
- Może “osnowa” to nie źródło magii, a granica między światem żywych a umarłych? - z namysłem wtrąciła się Ludmiła Nylund, a Tiborowi naraz przypomniały się dziwne słowa pustelnika z Waterfort i Wiedzącej.
- Możecie wszystko opowiedzieć po kolei, jeśli łaska? - Tibor odezwał się z napięciem w głosie i trzymając dłoń Cadi w swojej. Rozmowa, którą przecież obecni Cadeyrnczycy słyszeli, nie napawała go optymizmem, a przecież najbliżej szalonego maga mieszkali. - Co jest w tym dzienniku? - wskazał książkę w rękach niziołka.
- Dowody, że Albus jest szaleńcem, który skóruje ludzi i przerabia na książki - wyjaśniła Mara, która w dalszym ciągu jadła. Pochłonęła już tyle, że rodziły się pytania jak to wszystko zmieściło się w tym chuderlawym ciałku. - Może rzeczywiście lepiej wszystko od początku… Zaczęło się jak Thog rąbnął jak długi do piwnicy, a to przez iluzję, co to ją czarodziej na całą chatkę nałożył… - i dziewczynka pokrótce opowiedziała o ich wizycie w wieży, o spotkaniu mrocznego elfa, i tu jej blade palce nieświadomie powędrowały do czarnego wisiorka, o próbie podania nasennych ziół Albusowi i konsekwencji stanu Burra, wreszcie o bezmyślnym wyczynie Kostrzewy, stłumionym pożarze i jej, Mary, obietnicy, że elfa trzeba ratować bo on tam za niewolnika robi, u tego szaleńca.

Niziołek słuchał i kiwał głową. W ogałacaniu poczęstunku też nie zostawał w tyle, ciężko było dzielić uwagę na słowa Mary i grzebanie po łokcie w słoiku z ogórkami. Och, udały się gospodyni… W spokojniejszych czasach musi wydrzeć jej przepis. Hmm… czosnek, chrzan, gorczyca, koper to na pewno ale w zalewie coś jeszcze było czego nie mógł rozpoznać i doprowadzało go to do szału. Mlaskał zajadle piątego ogórka i nic.
No a potem oczy zaczęły mu się otwierać coraz szerzej. Co on przespał?! Najpierw myślał że Mara sobie szutki stroi.
- Spalić? Tak wszystko na raz? Fruu i z dymem? Taaa, teraz to Albusa nam unikać i chować się przed nim, a nie odczarowywać. - wstał z krzesła i zaczął chodzić nerwowo po izbie, przeczesując czuprynę, jak zawsze wtedy kiedy się denerwował. - I co teraz? Nie mamy żadnego rozwiązania dla Ybn i okolicy. Wiemy tylko tyle co w tym przeklętym dzienniku i to o Korferonie. Masz, sam zobacz. - Podał książkę pytającemu mężczyźnie, choć nie zrobił on poprzednio na nim dobrego wrażenia. Uznał jednak że przecież nie ma z czego robić tajemnicy.
- No i teraz trzeba palladynom powiedzieć. Nie wiem co Nauta trzyma przy Albusie, ani czemu magus go po prostu nie przerabia na książkę. Przecież musi wiedzieć że drow dobrze mu nie życzy. Ale nam mus o tej Osnowie się wywiedzieć! Bo pomaganie Nautowi nic nie daje miastu.




***
(tuż przed wyjazdem)


Burro z dużą ulgą przyjął to że myśliwym udało się ocalić ich konie. Miałby wyrzuty sumienia jakby skończyły w brzuchach łasic, szukających zemsty za swoje dwie koleżanki. A koniki przecież niczemu nie winne. Pogładził więc bok swojego Myszatego, jak już go zdążył ochrzcić i pogrzebał w plecaku.
- No proszę, dobrze pamiętałem... - wyciągnął marchew i pomarszczone zimowe jabłko, po czym odgryzł kawałek i poczęstował zwierzaka.
Popędzał towarzyszy jak mógł, kiedy był jeszcze w izbie. Teraz jednak dopadły go czarne myśli. Co zastanie na miejscu? Czy w ogóle pchanie się do tego Czarnego Lasu było sensowne? Może powinien zostać w Werbenie i pilnować wszystkiego? Ech... a jak Greg się czuje, daje radę bronić gospody i miasta?

Oglądał się coraz niespokojniej w kierunku Ybn i oczy wypatrywał czy czasem tam hen daleko ponad drzewami łuny pożarów nie widać.
Co zyskali w zamian?
Pewność co do Albusa. Imię Korferon i gdzie go szukać. Szamana Kamiennych Żmij i jego pęd ku nieśmiertelności, który fascynował najwyraźniej nie tylko jego. Kucharz starał się usilnie przekonać samego siebie, że to sporo. Że zbliżyli się nieco do rozwiązania zagadki. Niestety, nie szło mu to zbyt dobrze.


 
Harard jest offline