Las był pełen ziół, istny skarbiec tego, co w niedalekiej przyszłości mogło im wszystkim uratować zadki. Przyjęła ten fakt z nieukrywanym zadowoleniem, mogła wreszcie uzupełnić swoje uszczuplone ostatnią przygodą zapasy, bo jak wiadomo lepiej być przygotowanym na każdą ewentualność niż później szukać wiatru w polu.
Gdy zobaczyła w oddali swoich towarzyszy uśmiechnęła się. Wyglądało na to, że mieli jakieś nowiny do przekazania, szczególnie jeśli chodziło o to co robił z nimi nowy. Raczej nie wyglądał na wojaka, ale kto by go wiedział?
Słowa Ancara wywołały na jej twarzy serdeczny wyraz rozbawienia
- Córa mówisz. A niech Ci będzie, możesz zatrzymać nawet moją część owej nagrody w postaci dziewczyny. Jakoś mi do niej nie jest spieszno, choć złotem bym nie pogardziła – przeciągnęła się z zadowoleniem – Za złoto można kupić szczęście, a im więcej złota tym więcej szczęścia, logiczne!
Idąc z towarzyszami nuciła cicho rozglądając się po okolicy z ciekawością. Marsz nie należał do zbyt ekscytujących... do czasu. Pojawienie się trzech mężczyzn również na jej twarzy wywołało szeroki uśmiech.
- Dobrze powiedziane – przytaknęła Ancarowi i pokręciła głową. Byli albo zupełnie głupi, albo zdesperowani. Choć wątpiła szczerze by zaatakowali położyła zapobiegliwie dłoń na rękojeści miecza czekając na ruch ze strony oprychów. Ledwie początek zadania, a już takie niespodzianki, raczej nie powinni się nudzić, a jej się to szalenie podobało.
__________________ "Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski |