Wiedzieli, że przybędą za późno. Wiedzieli, a mimo to popędzili przed drugą, wolniejszą grupą. Wiedzieli, a mimo tego czuli rozczarowanie, gdy czarownik dostał się do miasta przed nimi. Wtopił się w tłum i teraz odnalezienie go było równie proste jak złapanie pstrąga gołymi rękami. Nie niemożliwe, ale...
***
Klemet wszedł w tłum okupujący osadę. Spomiędzy pijanych wojowników, przekrzykujących się kupców, dyskutujących posłów starał się wyłowić fałszywą nutę. Coś, co dysonuje w całości. Dokoła był gwar. Każdy zajęty był sobą i podekscytowany zbliżającą się ucztą.
Spośród tłumu wyłowił grupę dzieciaków przebiegających między mężczyznami. Złapał jednego z nich za kołnierz, gdy ten prawie nadepnął mu na stopę i podniósł w jednej ręce aż zadyndał nogami nad ubitym śniegiem. Jego zawzięta twarz wydała mu się znajoma. Szybko przywołał wspomnienie zasmarkanego malca, któremu dwie zimy temu nastawiał rękę.
- Jak cię zwą? - spytał prosto, bo wspomnienie znikało w mgle przeszłości.
- Ketilbjorn Dumbson. - odpowiedział od razu malec z rozszeżonymi oczami broniąc się, aby nie okazac strachu choć widac było, że łzy zbierają sie w kącikach oczu, gdy patrzył w twarz Klemeta a jakby widział co najmniej Lokiego.
- Ketilbjorn - zasmakował słowa stawiając chłopaka na ziemi - ile masz już wiosen, osiem? - specjalnie dodał mu lat.
- Sześć - odrzekł.
- Na prawdę? - udał zdziwienie. - Wyglądasz na starszego. Słuchaj Ketilbjorn, mam dla ciebie zadanie, bardzo ważne zadanie. Zadanie, które mogę powierzyć tylko komuś odważnemu.
Poczekał aż słowa dotrą do malca.
- Ketlibjorn, czy dobrze cię wybrałem?
Chłopak wytarł ukradkiem oczy w rękaw. Słowa Klemeta wyraźnie podbudowały jego samoocenę. Przytaknął.
- Chodź ze mną - thulr pociągnął go między chaty, tam gdzie nie stali na widoku. Przyklęknął na jedno kolano, by wzrokiem zrównać się z Dumbsonem. - Słuchaj uważnie Ketlibjorn, bo od twojego zadania może zależeć życie jarla. Życie nas wszystkich. Rozumiesz?
Oczy chłopaka rozszerzyły się, lecz przytaknął. Słuchał uważnie.
- To dobrze - Klemet starał się mówić powoli, wyraźnie. - Wiesz co wydarzy się za chwilę Ketlibjorn?
- Święto Jol? - spytał malec niepewnie.
- Tak - przytaknął. - Ale co ważniejsze, Jorun zostanie ogłoszona następcą jarla.
Wpatrzył się w twarz szczyla. W jego podekscytowane, świecące się oczy. Już na końcu języka miał by opowiedzieć o złym człowiek, czarowniku, który przyjechał do Rohaldu by rzucić klątwę. Wspomniał jednak słowa Jorun. Postanowił nie mówić mu całej prawdy.
- Bogowie nas obserwują Ketlibjorn i patrzą czy nie popełnimy błędu. Czy należycie potrafimy zadbać o bezpieczeństwo obrzędów, jarla i jego córki. Ktoś może chcieć nas ośmieszyć. Potrzebuję oczu i uszu Ketlibjorn.
Ściągnął z szyi naszyjnik z runem.
- Zbierzesz chłopaków, powiadom kogo się da - założył mu rzemień na szyję - Pokaż medalion i powiedz, że ja cię wysyłam. Obserwujcie obcych. Szczególnie tych kręcących się wokół placu, chaty jarla. Ktoś może zechcieć podrzucić coś, co zakłóci obrzędy. Gdy zauważycie coś podejrzanego... kogoś podejrzanego, odnajdźcie Sighvatra i opowiedzcie mu o tym. On będzie wiedział co zrobić z tą wiadomością.
Położył ciężką dłoń na głowę chłopca.
- Zrozumiałeś Ketlibjorn?
Chłopak przytaknął.
- Jeśli dobrze się spiszesz, bardowie będą pisać pieśni o chłopcu, który uratował jarla.
Nie wiedział czy tak będzie ale wiedział jedno, czarownik nie powinien upatrywać zagrożenia w chłopcach kręcących się po osadzie.
Widział jak malec odbiegł i nie było trzeba czekać długo nim otoczyło go trzech harpaganów w podobnym wieku. Szeptając między sobą z przejętymi minami rozglądali się wszyscy po dorosłych w osadzie.
Klemet wiedział dobrze, że ziarnu zasianemu trzeba dać wykiełkować, więc oddalił się niespiesznie. W zatłoczonym mieście nie łatwo było o spokojne miejsce ale thulr niejedną duszę zatrzymał w Midgardzie a jego autorytet różne drzwi otwierał. Tak też znalazł sobie wkrótce ustronny kąt, cichą izbę, w której skórę owczą wyciągnął i intonując cicho pieśń, krwią własną zaczął ją plamić wyrysowując runy.