Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2014, 13:44   #2
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Post wspólny

Jarosław Borsuk kończył akurat swój dyżur. Był już przebrany i praktycznie wychodził, gdy w drzwiach stanął jego kolega i przedstawił w czym rzecz, po chwili pojawił się w towarzystwie młodej kobiety o rudych włosach i zielonych oczach. “Bor” zmierzył ją dokładnie wzrokiem. Braku urody zarzucić jej nie potrafił. “Pewnie przyjezdna.” - pomyślał. Po chwili potwierdził to policjant, który ją przyprowadził, wtajemniczając pobieżnie Borsukaw całą sprawę. Na posterunek zgłosiła się czwórka ludzi z opatem na czele, w tym czasie obecnych było tylko 3 policjantów, więc siłą rzeczy jeden ze świadków domniemanego morderstwa przypadł mu do podziału. Zirytowanie Jarosława, szybko jednak ustąpiło narastającej ciekawości. Zabójstwo i ukrycie zwłok w klasztorze...tego jeszcze nie było.

-Zapraszam Panią do środka, proszę usiąść i rozgościć się- powiedział uprzejmym tonem, wpuszczając Annę do środka i wskazując miejsce przy biurku, naprzeciw swojego.- Nie wygląda Pani najlepiej, może zaparzę herbaty na uspokojenie?- zapytał po chwili i nie czekając na odpowiedź nastawił wodę w czajniku znajdującym się na małym, okrągłym stoliku w rogu gabinetu i przygotował dwa kubki, wsypując do nich po trochę zawartości niewielkiego opakowania.
Anna miała już powyżej uszu tego, że wszyscy każą jej się uspokoić (kto w takich okolicznościach byłby spokojny?!), ale dobrą herbatą nie gardziła nigdy, a sypana w takim miejscu była miłą niespodzianką. Poza tym czekając na napój miała okazję by oswoić się z miejscem i człowiekiem, z którym spędzi zapewne następne kilkadziesiąt minut. Swoją drogą ów człowiek był całkiem niczego sobie; szczupły i krótko ostrzyżony kojarzył jej się trochę z komisarzem z tego niemieckiego serialu o psie; Rex mu chyba było. Psu oczywiście. Ale mężczyzna sprawiał to samo sympatyczne wrażenie co grający policjanta aktor. Ciekawe, czy w trakcie przesłuchania to się zmieni...
Bulgotanie wody i lekki zapach herbaty sprawiły, że Anna poczuła jak opuszcza ją napięcie ostatnich dni. Nie musiała już się martwić, że morderca zapuka do jej drzwi (pokój na parterze nagle przestał być taki nęcący), ani użerać się z ciapowatym przeorem. Złoży zeznania, spakuje manatki i wróci do domu licząc, że nie będzie tam na nią czekał kolejny list z trzecim już w tym roku trupem w tle. Żadnych tajemniczych wiadomości, kaset ukrytych w kiblu, znikających trupów i… ech, musiałaby się chyba przeprowadzić.

Po kilku chwilach, Jarosław siadł naprzeciw Anny, podając jej kubek z herbatą -Rumianek z domieszką dzikiej róży- powiedział z lekkim uśmiechem, po czym zajął się szukaniem odpowiedniego formularza.
- Nazywam się Jarosław Borsuk i jestem tutaj starszym posterunkowym- przedstawił się- na początek prosiłbym Pani dowód osobisty- owiedział przygotowując sobie kartkę i długopis oraz pierwszy raz nawiązując kontakt wzrokowy. Anna pogrzebała w plecaku i wyjęła dokument, choć mogłaby podyktować wszystkie dane z pamięci. Obficie posłodziła dziwną mieszankę - nigdy nie przepadała za rumiankiem - i w ciszy czekała aż policjant spisze co trzeba z dowodu.
-A więc… Pani Anna Wierzbowska - wyrecytował. - Cóż, jak zapewne się Pani domyśla, nie jestem za bardzo zapoznany z sytuacją, więc prosiłbym o jej nakreślenie. Proszę powiedzieć wszystko co Pani pamięta i co według Pani ma związek ze śmiercią pana Krzysztofa...bo tak się on nazywał, o ile dobrze kojarzę. - Uśmiechnął się lekko robiąc delikatny łyk, gorącej jeszcze, herbaty.
- Zaczęło się w sobotę… W sumie to jeszcze w piątek. To strasznie poplątana i głupia opowieść - Anna sama nie wiedziała od czego zacząć. - Sama śmierć Krzyśka była głupia, o ile jakkolwiek śmierć w ogóle jest mądra. Jedliśmy obiad… i po prostu się zadławił; przynajmniej tak to wyglądało. Próbowaliśmy mu pomóc - Błażej próbował - ale zadławił się na śmierć. A potem jego ciało zniknęło.
-No właśnie… zniknęło- Borsuk zadumał sie na chwilę.- Gdyby nie ten fakt, myślę, ze nie byłoby aż takiego szumu. A nie zauważyła Pani jakichś niecodziennych sytuacji, zdarzeń w klasztorze? Nikt nie wydał się Pani dziwny, czy może podejrzany?- zapytał, po czym uczynił parę skrótowych notatek w formularzu.
- Hahaha! - Anna zaśmiała się nerwowo i dość piskliwie. - Cały ten wyjazd… przyjazd znaczy to jedna wielka dziwna sprawa. - I to było dziwne. Gdy rozmawiała z Jackiem wszystko szło jakoś łatwiej, fakty same się plotły a teorie spływały z języka, Teraz język jej się plątał i cieżko było jej sklecić nie tylko swoje spostrzeżenia, ale nawet i przedstawić główne wydarzenia. Czyżby właśnie tak objawiało się napięcie, któremu w końcu mogła dać ujście? - Niecodzienna było tłuczone w nocy szkło. Niecodzienna kartka z groźbami o poranki. Niecodzienne danie w łeb dwójce gości i zamknięcie ich w pralni. Nawet ten durny opat, który zachowuje się jak roztrzesiona nastolatka jest dziwny! - dopiero po chwili zmitygowała się, że przecież miasteczko jest małe i pewnie każdy - a zwłaszcza policja - zna tu ojca Aleksego i zapewne niejeden jest też z nim w dobrej komitywie. No to ups…
Jednak uwagę Jarosława zdecydowanie przyciągnęła informacja o groźbie.- Groźba...no cóż to zdecydowanie jest niecodzienna okoliczność w klasztorze - powiedział lekko żartobliwym tonem, jednak zaraz jego twarz przybrała, zwyczajny, poważny wyraz.- Niech Pani powie o niej coś więcej, w jaki sposób była przekazana? Do kogo się odnosiła? W jakich okolicznościach ją Pani otrzymała?
- Ktoś wsunął ją pod drzwi mojego pokoju, Byłam wtedy w nim z Jackiem Krzyckim, ale rozmawialiśmy i nic nie słyszeliśmy. To było rano, między śniadaniem a wycieczką o 9.30. Śniadanie było chyba jakoś po siódmej. - Anna bardzo starała się podać jak najwięcej szczegółów. - Brzmiała… - pogrzebała w plecaku i wyciągneła notes (nie spała w nocy, toteż zanotowała sobie to i owo), po czym wyrecytowała. - "Dwoje z Was pożegnało się już z bytem doczesnym - jeśli nie chcecie skończyć jak oni, natychmiast opuśćcie klasztor". Wykaligrafowane ładne pismo, jak skryby. Zanieśliśmy ją do opata biorąc za durny żart dla głupich turystów, ale on się strasznie przejął i nakazał natychmiast poszukać pozostałej dwójki, Krzyśka i Błażeja. Potem okaząło się,że ktoś dał im po głowach i zamknął w pralni.
Borsuk po zanotowaniu swoich spostrzeżeń, ponownie przeniósł wzrok na Annę.- A teraz zapytam o Pani opinię. Te zdarzenia… groźba, przetrzymanie dwójki turystów w pralni i finalnie śmierć jednego z nich… czy one są według Pani ze sobą powiązane, czy to tylko seria nieszczęśliwych wypadków?
- Brzmi jak wypadek i wygląda jak wypadek, prawda? - Anna uniosła na policjanta swoje zielone oczy. - Ciężko kogoś zakrztusić na odległość, czyż nie? - przecież nie będzie mówić, że braciszkowie mają zielnik i mogą kogoś podtruć, bo to byłaby już paranoja. - Ale ta groźba nie była jedną. To znaczy nie dla nas - odetchnęła. - Ojciec Aleksy powiedział, że jakiś miesiąc temu zacząłem dostawać listy z pogróżkami. Ktoś z wewnątrz - jak twierdził - zaczął żądać jego ustąpienia z funkcji przeora, pod groźbą poniesienia konsekwencji. Ponoć został wybrany tylko jednym głosem większości, a część braci była przeciwna temu turystycznemu interesowi. Gdy szukał chłopaków był tak przerażony jakby był pewien, że nie żyją, a przecież mogli po prostu iść na spacer po śniadaniu; nie wybiła przecież nawet godzina spotkania na wycieczkę… I wcale się nie dziwię, że go nie chcieli - dodała z pasją.

Teraz chwila na wprowadzanie notatek trwała dłużej niż zwykle, Borsuk zdecydowanie wpisywał swoje spostrzeżenia miedzy zeznania Anny. - Cóż, to wyłania się nam w takim razie motyw...ale wracając do zbrodni, czy kolega Krzysztof miał jakichś ludzi mu niechętnych w waszym towarzystwie, czy towarzystwie mnichów? Czy ktoś ewidentnie za nim nie przepadał?
- Raczej nie miał czasu by kogoś do siebie zrazić aż tak, nie uważa pan? - Anna uniosła brew. - Krzysztof Damiańczuk - z tego co mówił - był studentem, miał mały zespół z przyjaciółmi, a tu chciał ćwiczyć grę na gitarze. Przyjechaliśmy do Lesznikowa w piątek po południu, koło piątej czy szóstej jakoś, porwanie było po śniadaniu w sobotę, a śmierć po południu tego samego dnia, tak? W sumie wszystko związane z posiłkami, może to kucharz? - zaśmiała się nerwowo, ale zaraz umilkła. W końcu nie było się z czego śmiać.
-Spokojnie, sprawdzimy i jego. Dobrze to chyba większość póki co mamy za sobą...Jeszcze tylko Pani mi została - powiedział świdrując swoją rozmówczynię wzrokiem.- Czym się Pani zajmuje?
- Teraz w sumie niczym - Anna wzruszyła ramionami. Co ma zawód do morderstwa? - Pracuję dorywczo w wydawnictwie.
-Rozumiem...a jaki był powód wybrania takiej, a nie innej oferty spędzenia czasu wolnego?- Borsuk nie dawał za wygraną, chciał dowiedzieć się czegoś więcej.
- Miałam trochę… problemów osobistych - wie pan, ucieczka sprzed ołtarza i takie tam - dziewczyna roześmiała się nerwowowo; ciżęko było powiedzieć czy żartuje, czy nie. - Przyjaciółka uznała, że opactwo na zadupiu dobrze mi zrobi na nerwy i wykupiła wycieczkę na urodzinowy prezent. Bez urazy - uśmiechnęła się do Borsuka nieco spokojniej.
Ten odwzajemnił uśmiech.- Żadnej urazy, nie jest Pani odosobniona w takim pojmowaniu tej okolicy.- odpowiedział. -No ale jak widać i tutaj znalazło się sporo rozrywki...Cóż na chwilę obecną nie mam więcej pytań, muszę udać się do komendanta, a później oczywiście do klasztoru. Liczę na to, iż będzie Pani pod ręką, gdyby pojawiły się kolejne wątpliwości- dodał spoglądając pytająco na Annę.
- I tak muszę tam wrócić, zostawiłam tam swoje rzeczy. W końcu miałam być tutaj dwa tygodnie - odparła. - Po prawdzie to nawet nie wiem jak się dostać z Bańkowa do Krakowa czy Warszawy; przywiózł nas bus opactwa. - No i przydałoby się zażądać zwrotu opłaty… na prawdę nie miała do tego głowy i marzyła o odpoczynku.
-Myślę, że z tym nie będzie problemu, jak i ze znalezieniem Pani jakiegoś lokum poza klasztorem. Jednak póki co z chęcią zabrałbym Panią oraz opata i może pozostałych spowrotem do klasztoru, w celu odtworzenia całości wydarzeń. Oczywiście nie mam prawa was do tego zmusić ale liczę na to iż sami wyrazicie zgodę.
- W końcu po to tu przyjechałam; na posterunek znaczy. Opat nie był zbyt chętny; dopiero jak ciało Krzysztofa zniknęło dał się przekonać - odparła z wyraźną pogardą w głosie.
- Niestety zakonnicy proszą o ingerencje z zewnątrz dopiero w sytuacjach ostatecznych, powiem szczerze, że od kiedy tu jestem, nie miałem jeszcze okazji zwiedzić klasztoru. - Borsuk uśmiechnął się nieznacznie zabierając formularz do swojej teczki wraz z długopisem i wstając z miejsca. - Zapraszam ze mną - dodał otwierając drzwi.
Anna uważała, że to kwestia charakteru - czy raczej jego braku - ojca Aleksego, ale nie skomentowała. Nie będzie zarażać policjanta swoimi uprzedzeniami; w końcu prócz opata miał jeszcze dwunastu mnichów do przesłuchania - kupa roboty. Uprzejmie podziękowała policjantowi i wyszła na korytarz.
 
Sayane jest offline