Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2014, 17:07   #3
Mal
 
Mal's Avatar
 
Reputacja: 1 Mal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodze
Ten dzień dla Arkadiusza Śliwy był inny niż pozostałe dni w ciągu ostatnich kilku tygodni. Nie był pijany, ani nie miał kaca. Nie leżał gdzieś w przydrożnym rowie, tylko spędzał czas na mszy świętej i na prawdę modlił się do Boga. A miał za co mu dziękować - po pierwsze ktoś się wreszcie nim zajął po tym, jak jego przyszła żona przestała to robić. To znaczy w sumie po tym jak się z nią rozstał, przez pewien czas zajmowały się nim dwie smutne panie z warszawskiej spółdzielni mieszkaniowej w sprawie nieopłaconego czynszu, dwóch smutnych panów komorników w sprawie rachunków za gaz i trzech niewzruszonych niczym panów policjantów za zakłócanie porządku publicznego w miejscowości Bańkowo. Nie o taką mu jednak pomoc chodziło. Liczył bardziej na jakieś wsparcie moralne ze strony rodziny, przyjaciół...

To święta prawda, że z rodziną dobrze wychodzi się co najwyżej na zdjęciu. Jeszcze niedawno był przekonany, że nie ma czegoś takiego jak przyjaźń, ani tym bardziej miłość. W obydwu kwestiach zaczynał powoli odzyskiwać jakąś wiarę w ludzi i... w ogóle wiarę. Czuł, że na miłość - taką pomiędzy kobietą a mężczyzną - być może kiedyś znów przyjdzie czas, a na razie zadowoli się miłością Boga. Oto udało mu się znaleźć nowych przyjaciół pośród braci zakonników.

Szczególnie brat Antoni, który go przygarnął, wydawał się być osobą godną otworzenia się i wyrzucenia z siebie całego tego wewnętrznego smutku i żalu. Brat Antoni zdawał się coś rozumieć... zauważać, że system socjalny nie pomaga ludziom, a tylko na nich żeruje... że policja nie jest dla nas, tylko my jesteśmy dla nich, bo inaczej nie mieliby pracy. Albo na przykład brat Cyrus... obydwaj bracia nie byli może zbyt rozmowni, ale również brat Cyrus okazał się być po prostu człowiekiem, a nie instytucją. Odnośnie Ojca Aleksego nie miał na razie takich samych poglądów. Opat to już jednak jakieś stanowisko, jakaś odpowiedzialność za instytucję kościoła, za ten bądź co bądź "urząd" rządzący się własnymi nieznanymi mu jeszcze prawami, a wszelkie urzędy i urzędnicy ostatnio w ogóle nie kojarzyli mu się pozytywnie. Zawsze gdzieś jeżdżą, coś załatwiają - jakieś formalności, jakaś biurokracja.

Na przykład teraz Ojca Aleksego nie było w opactwie. Zauważyć się dało, że chyba wyjechał w jakiejś ważnej sprawie, bo pomiędzy braciszków wdarł się szum. Jeszcze przed planowanym na godzinę 13:00 obiadem w wykonaniu brata Mateusza postanowił z nimi o tym pogadać i dowiedzieć się o co się rozchodzi. Z przyzwyczajenia do trunków udał się najpierw do piwniczki, w której zamierzał zastać brata Cyrusa. Stąpał długim korytarzem z widokiem na ogród i sad, prowadzącym w stronę piwniczki.

Odległe plany odnośnie całego swojego pobytu w Lesznikowie na tą chwilę nie były jeszcze Arkadiuszowi znane. Nie wiedział jeszcze, jakie obowiązki przydzieli mu Opat po powrocie. Wiedział jednak, że opactwo zdecydowanie wymagało opieki kogoś, kto znał się na budownictwie i geodezji - kogoś takiego jak on. Szczególnie coś można by było zrobić w sprawie brakującego fragmentu murów po przeciwległej stronie ogrodu, sadu i podwórka. W miarę możliwości zamierzał porozmawiać o tym z Ojcem Aleksym... po obiedzie.
 

Ostatnio edytowane przez Mal : 23-07-2014 o 17:12.
Mal jest offline