Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2014, 17:30   #519
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Karl obudził się po długim śnie gdzie to walczył razem z poległymi towarzyszami, zarówno ludzkimi, jak i khazackimi z którymi dane mu było służyć przez grono swojego życia. Była to długa i wyczerpująca bitwa jak jedna z tych którą stoczyli po dowództwem Thungni'ego Grodriksson'a wśród nieprzebytych kniei i puszczy Drakwaldu tępiąc zielone i dotknięte skazą chaosu ścierwo. Obudził go ból, tępy ból głowy i lewej ręki u której brakowało mu dwoje palców, małego i serdecznego, a wszystko zawinięte w przesiąknięty krwią bandaż. Wspomnienie ostatnich chwil jego przytomności przyszło wraz z pragnieniem które ugasił pociągając tęgi łyk gorzały którą nosił w swojej torbie do odkażania ran. Zdjął bandaże chcąc zobaczyć na własne oczy obrażenia, lecz te okazały się cudownie uleczone uzdrawiającymi miksturami pozostawiając jeno ładnie zabliźnione miejsca. Nie namyślając się długo wykonał znak młota na piersi dziękując Sigmarowi i Shallyi w duchu za ocalenie od rychłej śmierci po czym ruszył sprawdzając stan poległych... i jak wołała jego zaradna dusza ich wyposażenia.

Delikatnie rzecz ujmując znalazł jeden zdatny miecz i nie uszkodzoną, no może za wyjątkiem drzazg, ćwiekowaną skórznie najemnika który poległ pod bramą kiedy ta postanowiła wylecieć z hukiem wybuchu goblińskiej roboty bomby czy co to tam było. Niezła sztuczka, musiał przyznać. Nie wiedział, że zielone ścierwo było zdolne do tak poważnych przedsięwzięć alchemicznych. Może splądrowali jakieś miasto i siedzibę jakiegoś alchemika? Być może, nie mógł skreślić tej możliwości. Nie mniej zostawił dywagacje nad taktycznym pomyślunkiem zielonych i po ściągnięciu skórzanego kaftanu przywdział skórznie poległego i przytroczył sobie jego miecz do pasa, swój kaftan przytraczając do swojego plecaka. Podobny los spotkał kilka innych mu potrzebnych rzeczy i... o dziwo dwie butelki gorzały. W sam raz by uświęcić to zwycięstwo.

Następnie była chwila na zbrojownię którą miłościwy Lerok zdecydował się dla nich otworzyć. Młody cyrulik, nie ukrywając miał nie mały problem co wybrać. Zbroja była kusząca... i droga w tych stronach. Z kolei jego oko przykuł jeden z kilku młotów bojowych które stały na regałach wdzięcznie oparte o ścianę. Przypominał mu młot którym wywijał jego dobry druh Harghi. Długobrody syn Golima, syna Ferena... Co jak co, do bitki z zielonymi i dobrej gorzały był pierwszy, a jego pieczeń z dzika nie miała równych. Karl zawsze był pełen podziwy dla khazackiej pamięci rodowej z którą tylko mogła rywalizować ta niskiego ludu z Krainy Zgromadzenia. Nie namyślając się długo młot wygrał bitwę z zbroją. Jakby nie patrzeć już jedną miał.



Potem przyszła kolej na listy od wielmożnego pana Pazziano który jak się miało okazać miał nader interesującą i opłacalną propozycję do przedstawienia ustami Wolfa. Czy chciał się wiązać z tym człowiekiem na następny rok? Zamyślił się. Tu przywiodły go ścieżki jego Pana Sigmara i najwyraźniej dane mu było pozostać u niego w służbie. Jak by nie patrząc, niedawna bitwa z zielonymi była tego jawnym potwierdzeniem. Zgodził się więc na warunki umowy i zadeklarował swoją ochotę do dalszej współpracy.

Teraz tylko pozostało podjąć decyzję co do dalszych kroków drużyny. Był cyrulikiem, człowiekiem pióra, ostrza i ostrej igły, więc nie miał wiele do powiedzenia. Skoro Wolfgang był ich dowódcą, zapewne najwięcej będzie miał do powiedzenia, a on i tak pójdzie za głosem większości. Tak było sprawiedliwie. Był zbyt krótko w szeregach kompanii by móc sobie pozwolić na prawo weta. Poza tym nie lubił tej okolicy. Coś w powietrzu sprawiało, że ciarki przechodziły mu po plecach kiedy tutaj przebywał. Czy było to spowodowane niedawną bitwą i jej horrorów do których zdążył raczej nawyknąć, czy czymś innym nie wiedział... Nie wiedział i nie wnikał, za to powierzał się w opiece Sigmarowi by prowadził jego nogi, młot i oko, by nie przepuścił żadnemu zielonemu i zmutowanemu ścieru na tych ziemiach.
 
Dhratlach jest offline