Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2014, 23:18   #84
Dekline
Opiekun działu Warhammer
 
Dekline's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputację
-Hop, hop? - Rzekł Luis słysząc, że ktoś się zbliża.

- Przepraszam Mości Panie, to ja tylko przyszedłem. Otwin, chłop z wioski - powiedział mężczyzna do tej pory trzymający sie na uboczu. Był skromnie lecz schludnie ubrany, w ręce trzymał czapkę a wzrok miał spuszczony, widać było pobrudzone kolana spodni, widocznie pieśń szlachcica brzmiala dla niego na tyle dostojnie wychwalajac Boga iż uznał że nie jest godny stać w takiej chwili

Luis z niesmakiem spojrzał na brudnego chłopa, znaczy się jego spodnie. - Przyszedłeś trzymac mi pochodnię, tak? - zapytał.

- Jeśli Pan sobie życzy … moge podejść?

-Weź tą pochodnię i trzymaj. - Luis dał chłopu pochodnię. -Umiesz śpiewać? - Zapytał.

- Tak Panie, dziękuje. Umiem śpiewać Panie, nie jestem mistrzem jak ty Panie ale ludzie mówią że zdatnie. - kontynuował z widocznie wyczuwalnym stresem w głosie

Luis spojrzał na chłopa z ukosa. Było w nim coś podejrzanego, jakby próbował się podlizać rycerzowi. “Może to pułapka sił nieczystych?” - Zapytał sam siebie w duchu. Nie bardzo wiedział o czym ma dyskutować z Otwinem. Luis zaśmiał się w duchu na myśl o tym, że miałby dyskutować z chłopem. Czasem się na tym sam łapał, że takie śmieszne myśli przychodziły mu do głowy. -Widujesz duchy? - zapytał podejrzliwie.

Otwin zmieszał się. - Duchy? Nie skądże znowu! - uniosł się lekko. We wsi mówią że duchów nie ma i że jak kto widzi to zle, chyba ze wyżej urodzony, wtedy to sie inaczej nazywa, ale slowo takie trudne ze spamietac cięzko. A tak w ogóle ….. - zaczął nieśmiale chłop głośno przełykając ślinę

-Dziś możemy tu ujrzeć ducha, polujemy na takie stwory, aby niszczyć siły złe i nieczyste. Znasz tę Alicję z wioski? Co o niej wiesz? I tak w ogóle to co..? - Luis zaciekawił się dziwnym zachowaniem Otwina.

- Na Sigmara! Duchy?!? Tu u nas? To źle. Ale mości Pan rycerz herbowy i duchów się nie boi nie? Da sie jako z nimi bić? U nas mówią że są tacy co potrafią, ale mało takich i ciężko spotkać. Alicje znam, co by Pan chciał wiedzieć?... No bo mnie znajomki mowili że do wioscy możni przyjechali i że giermka szukają. My chłopi zwykli ale ustaliśmy że przyjdziemy do Waści spytać ze czy ja sie nadaje aby na takiego giermka? Znaczy ja to bym chciał jakby się co dało nie?


Luis niemal spadł z konia słysząc tak bezczelną prośbę. Już miał przeciąć chłopa na pół mieczem, kiedy nagle przypomniał sobie, że przecież sam prosił sołtysa, aby przysłał mu kogoś na giermka. Zapomniał tylko dodać, że liczył na kogoś szlachetnie urodzonego. A teraz musiał wypić piwo, którego sam sobie nawarzył, bowiem rycerz swego słowa złamać nie może i kogo przysłał mu sołtys, to musi wziąć na giermka. Postanowił przy tym już się zgodzić, licząc na to, że chłop szybko zginie. -A umiesz ty mieczem władać? - zapytał ostrożnie Luis.

- Trochu ja potrafie, nie żeby wojem być ale z wioski to nawet dobry jestem. Z tym że……- zawiesił się na chwile i jeszcze bardziej spuścił wzrok - ...miecza nie mam. Toć to drogie żelastwo, pieniedzy nie przetracam, skrzetnie odkładam, alkocholu nie ruszam ni kropli ale to cięzko tak. Jeszcze mnie sołtys ziemie mą zabrał z dziada pradziana przepisywana i z niczym zostałem. Na czyimś musze robić, i tak też postanowiliśmy zostawić tą wieś i poszukać miejsca u boki jakiego szlachetnego co cel życiu nada


-Tak się sklada, że ja mam miecz. Więc ci go dam. Powiedzmy, że na poczet przyszłego wynagrodzenia. Jest to broń niezwykle cenna, dlatego też dbaj o nią jak się należy. Trochę to nie dobrze, że potrafisz walczyć - Luis skrzywił się, bo chłop mógł nie zginąć zbyt szybko - ale i na to znajdziemy radę. - Odparł. -Jak już spłacisz swój dług za miecz, to będę płacił ci złota monetę co miesiąc. Dodatkowo otrzymasz jedną na dziesięc monet z łupów, które uda mi się zdobyć.- Rzekł Luis.

- Dziekuje Panie, będę dbał jak o własną ręke. A jak zdobędę jeszcze tarcze to juz w ogole …. - Otwin dał się ponieść emocjom, lecz szybko ochłonął gdyż przypomniał sobie o pewnym waznym fakcie. - jest jeszcze coś co szanowny Pan powinien wiedziec…Eduardo! Eduardo! Choć tu do nas! - nawoływał.

-Przy drodze na cmentarz znajdziesz trupa bez głowy. Ma on na sobie skórzany kaftan. Co prawda trochę dziurawy od kopii, ale może da się go częściowo naprawić, to będziesz miał jakąś ochronę. - Luis wypalił, a później żałował. -Co powinienem wiedzieć? - zapytał. >

- Tak Panie już po niego idę, tylko odpowiem. Bo … Ja tu z bratem przyszedłem, nie rozstajemy się nigdy od czasu gdy matka odeszła a ojciec się zabił. CZy może iść z nami? Nie będzie sprawial problemow

-Podróżuje już z tyloma przybłędami, że jeden więcej nie czyni mi różnicy. mam nadzieję, że nie jest to tylko krasnolud.

- Nie, skądże znowu, jak krasnolud mógłby być moim bratem? - zdziwił się Otwin i pomysłał przez chwile że spotkał idiotę na swojej drodze. Jak to czlowiek i krasnolud mogliby byc bracmi? - O, juz jest, chodz tu Eduardo, nie wstydz się - podszedł do krzaków i przyprowadził:


[Koza burska, waga okolo 120 kg - dorosły samiec, najwieksza gatunkowo koza]


Luis nie chciał wiedzieć jak spaczony musiał byc związek, ktory wydał na świat takich braci. Jeden to człowiek, a drugi koziol. Co prawda słyszał o zwierzoludziach w Imperium, a nawet o człekach ciemnej karnacji z południa, co kozy za żony sobie biorą, ale nigdy nie widział czegoś takiego. Przez chwilę zastanowił się, czy giermek gadający dookoła o tym, że jest bratem kozła to dobry pomysł. “Najwyżej go spalą, a z kozła będzie pieczeń”- pomyślał rycerz. “Powie się, że dostał obuchem w łeb i mu się pomieszało”. -Po co Ci ta koza? - zapytał.

- Jak to po co? - zwidził sie. - No a Pan czcigodny nie ma rodzeństwa? Toć to brat jak i kazdy inny, większy troche ale mnie to nie przeszkadza. Ludzie we wsi mówią żem głupi, ale ja wiem swoje, ot co!

-Tylko nie mów nikomu, że to twój brat. to taka… próba bycia giermkiem. Jeszcze ktoś cię spali niechcący. - Luis sam się zdziwił faktem, że stał się tak bardzo tolerancyjny wobec tego odmieńca. To już nawet nie był chłop. Ale raz danego słowa Luis złamać nie mógł, bo inaczej by sobie tylko buzie na darmo strzępił. Choć z drugiej strony zastanawiał się, czy aby nie kazać wychłostać sołtysa za to kogo mu przysłał. Trudno. -Do twoich obowiązków należy ponadto dbanie o te zwierzęta, gotowanie i czyszczenie uzbrojenia. Musisz nauczyć się pieśni wychwalających Panią Jeziora, nienawidzić z całego serca krasnoludów, elfów i niziołków. gardzić innymi chłopami, bowiem już teraz jesteś ponad nimi. Każdego odmieńca potępiać. A najbardziej ze wszystkich, musisz mieć w sercu największą nienawiść do anarchistów, a mamy tu jednego w drużynie, nazywa się Randulf i jest mąciwodą i wywrotowcem. - Tak, zgadza się, Luis wciąż pamiętał słowa Randulfa z dnia, w którym poznali na trakcie dziadka i jego wnuczkę. Z dnia, w którym Randulf przedstawił drużynę jako składającą się z nieszlachetnych osób. “Żadni z nas szlachetni panowie” brzmiały w jego głowie słowa hańby, które wypowiedział ten rewolucjonista. Nigdy mu tego nie wybaczył. - I uważaj inni będą próbowali sprowadzić cię z właściwej ścieżki na złą drogę. Nigdy im nie wierz. Najważniejszy dla Ciebie od dzisiaj jest mój rycerski honor. Później w kolejności twój honor mojego giermka.A odnośnie walki, pamiętaj aby nigdy nie atakować mojego przeciwnika, gdyż odbierzesz mi chwałę zabicia go. Takie przewinienie wobec honoru rycerza zmazać może tylko krwawa zemsta. Jak nie wiesz, to na wszelki wypadek pytaj, czy możesz atakować. - Luis skończył udzielać instrukcji.

Otwinowi aż oczy zeszkliły się od słów jakie usłyszał. A więc tak to jest podróżować z zacnie urodzonym. Zdawał sobie sprawę że nie będzie to rzecz łatwa ale wiedział również że aby zostać kimś ważnym potrzeba ciężkiej pracy. No i trzeba też znaleźć kogoś kto pomoże mu, pokaże cel. Taką osobą zdawał się byc Pan Luis. - Tak Panie, co tylko rozkażesz!. Następnie zwrócił się do Eduarda - Słyszałeś? Jestem germkiem!- Radość była na tyle duża że Otwin na chwilę zapomniał przed kim stoi. -Przepraszam Panie, czy mam już iść po ten kaftan czy dalej Panu świecić?

-Skocz po kaftan. Potem wróć świecić. Bedę uczył cię pieśni do Pani Jeziora aż do świtu. Potrzebuję kogoś z kim mógłbym śpiewać na dwa głosy.


- Tak jest! - Wykrzyczał Otwin, wskoczył na Eduarda i szybko ruszył w kierunku wskazanego przez Pana.
 
Dekline jest offline