Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2014, 20:34   #78
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Ybn Corbeth
Dzień trzeci, godzina do zmierzchu


Mara, Burro, Thog, Shando, Var i Tibor dojechali do miasta w iście ekspresowym tempie. Po prawdzie to Tibor popędzał konie chcąc jeszcze zawinąć po drodze do Oestergaard po luzaka i nie tylko. Ponieważ - ku ogromnemu rozczarowaniu Thoga - Kostrzewy z nimi nie było, więc nie miał kto narzekać, toteż przejechali przez bramę Ybn sporo przed zmrokiem i tylko kwaśne miny jeźdźców wskazywały na ich boleśnie obite siedzenia.
Brama nie była jeszcze całkowicie naprawiona, lecz wystarczająco by powstrzymać kościanych napastników. Tibor rozglądał się uważnie, bez trudu zauważając znaczące mur ślady zniszczeń i liczne - zbyt liczne - plamy krwi na ziemi i bruku. Jego gniew na mieszczan topniał; widać było, że mieli z nieumarłymi przeprawę niewyobrażalnie cięższą niż okoliczni rolnicy. A gdy Burro zaczął mu przyciszonym głosem wykładać jak wyglądały walki w dniu zaćmienia, złość przygasła zupełnie, a jej miejsce zastąpił smutek. Nie znał Grimaldusa dobrze; spotkał się z nim raz czy dwa - a raczej Runa się spotkała; on jej tylko towarzyszył - lecz rozpoznał potężnego kapłana i ulubieńca bogów. Nie wyobrażał sobie jaka siła mogła pozbawić go życia.

Dym z żarzących się jeszcze stosów pogrzebowych drażnił nozdrza, ale Var i Thog wyczuli coś jeszcze. Gdy drużyna wjechała na główny plac wiedzieli już co - smród strachu, przerażenia i haniebnej śmierci. Na szubienicach ustawionych na rynku dyndały sine, nabrzmiałe ciała - kilka, może kilkanaście; część wisielców już zdjęto i ładowano na wóz by spalić przed zmrokiem.

- …chcieli zyskać wykorzystując nieszczęście, jakie spadło na Ybn Corbeth… imion… skazuje się na obcięcie rąk i karę śmierci przez powieszenie. Podpisano: burmistrz Ybn Corbeth Mitchell Tyres; kapitan straży…

Burro jak przez mgłę słyszał głos Shando czytającego obwieszczenie wiszące na słupie przy miejscu kaźni. Jak zaczarowany wpatrywał się w wytrzeszczone oczy i wywalony język bujającego się w rytm wiatru ciała Siemiona, czując jak kiszone ogórki Cordelii z Cadeyrn podchodzą mu do gardła.



Burro popędził konia do domu, jakby na widok Siemiona przybyło mu jeździeckich umiejętności. Thog zostawił wierzchowca - pożyczonego bądź co bądź - reszcie i udał się do domu Graya marząc by zdać mu szybko raport, walnąć się na swoje wyro i pozwolić półelfce opatrzyć rany. Shando oddalił się, wypytawszy wcześniej o dom burmistrza. Jadąca teraz razem z Varem Mara i Tibor pojechali zaś krętymi ulicami w stronę świątyni Helma. Na dziedzińcu zgromadzili się już paladyni; Var szybko przeliczył, że ich liczba ponownie się zmniejszyła. W świątyni ludzi było znacznie mniej niż pierwszego dnia i nocy; przewagę stanowili mieszkańcy okolicznych domostw, którzy porzucili je by schronić się za miejskimi murami. Jeden ze strażników świątynnych rozpoznał Marę i bez przeszkód zaprowadził towarzystwo na tyły, po czym zawołał Arlę. Hornulf, podobnie jak stary kapłan i paladynka, zjawili się wkrótce, żądni wieści z Czarnego Lasu.

Grzmot zastanawiał się jak to wszystko ująć na tyle prosto i w jednej całości, żeby nie wyjść na skończonych idiotów przed paladynami. Kiedy tylko zjawili się ci, którym na wieściach najbardziej zależało, zaczął. - Znaleźliśmy wieżę, czy też dom Albusa, jest w środku lasu, schowany pod iluzją starej, walącej się wieży, wejście przez klapę w podłodze. Można się poobijać, ale są schody. Wejścia strzeże nieprzychylny magowi drow, Naut, ale jest pod wpływem jego zaklęcia podobno. Magowi brak piątej klepki na co dzień, poza pełnią księżyca, tylko wtedy myśli jasno kiedy księżyc ma być jak nienadgryzione jabłko. Burro znalazł jego dziennik i zresztą go chyba przywiózł, faktycznie zajmuje się obieraniem ludzi ze skóry i książki ma właśnie tak obite. Mag i drow byli zdziwieni plagą nieumarłych i nic o niej nie wiedzą, ale ponoć coś wspominał o Korferonie, jakimś magu, który oszukał śmierć a teraz przerwał osnowę, no i Albus pobiegł mu pomóc. To tak w skrócie. - Podsumował swój słowotok Grzmot, całkiem zaschło mu w gardle.

Oszołomieni chaotycznymi rewelacjami zawartymi w wypowiedzi Grzmota helmici spojrzeli po sobie i zaczeli dopytywać o szczegóły.
- Chciałabym zobaczyć ten dziennik - rzekła Arla, a na wieść, że jest on w posiadaniu Butterbura natychmiast posłała do Werbeny gońca by go przyniósł. - Mam nadzieję, że do poranka uda mi się przeczytać najważniejsze części, jeśli noc nie będzie zbyt… zajęta - dodała spoglądając na Maleka. Nie ulegało wątpliwosci, ze to jemu będzie czytać zapiski szaleńca.
- Jeśli wasze słowa znajdą potwierdzenie to jutro wyślemy ekspedycję w celu sprowadzenia i ukarania Albusa, oraz uwolnienia drowa, jeśli nie stanie przeciwko nam, a jego czyny spowodował zły czar - powiedział Hornulf na gwałtowne nagabywania Mary by ratować Nauta.
- Mieszkańcy Cadeyrn chętnie przyłączą się do paladynów; niejeden z naszych zaginął bez wieści w tym przeklętym lesie - do rozmowy włączył się Tibor, dając wyraz decyzji sołtysa wsi. Hornulf milczał chwilę, po czym rzekł.
- Proszę przekazać swoim sąsiadom wyrazy podziękowań i szacunku za tę propozycję. Jednak ukaranie Albusa to zadanie rycerzy Helma; waszym zaś jest obrona waszych rodzin i zagród. Nie pogardzimy jednak tropicielem, który zaprowadzi nas na miejsce.

Zdumiona Mara spojrzała na Hightowera. Kilka dni wcześniej odburknął by tylko, żeby kmiecie siedzieli przy krowach i zostawili sprawę lepszym od siebie. Jednak przyjrzawszy się twarzy młodego paladyna zauważyła na niej zmarszczki, których wcześniej nie było, a w oczach ten sam wyraz jaki - była pewna - miała w swoich: rozpacz za utraconymi towarzyszami, żal i poczucie winy. Widać trzy dni spędzone na obronie miasta nauczyły młodego dowodcę więcej niż trzy lata spędzone na tępieniu orków i innych potworów.
- Musimy iść, słońce już zaszło. Udajcie się na spoczynek; zasługujecie na to. Jeśli chcecie wiedzieć co uradziliśmy to przyjdźcie jutro. Może mądrość ojca Maleka i pani Springflower pomogą nam w tym chaosie znaleźć rozwiązanie.

Grupka podróżnych opuściła przybytek Helma. Var ruszył w stronę murów, zaś Shando i Mara do "Werbeny". Od słowa do słowa Tibor również zdecydował się przenocować w gospodzie nerwowego niziołka; był pewien, że wyjdzie mu taniej niż w Jeleniu. Zwróciwszy pożyczone wierzchowce popędził za nowymi towarzyszami i cała trójka przekroczyła próg hałaśliwej gospody Butterburów w chwili, gdy pod miejskimi murami zaczęli pojawiać się pierwsi nieumarli.



Resztę trzeciego dnia od zaćmienia Jehan spędził włócząc się po mieście, ku wyraźnemu niezadowoleniu Debry. Milona Gray’a znalazł bardzo szybko - nie było to zresztą trudne, gdyż wskazany przez Colberta mężczyzna był właścicielem okazałego kantoru sprzedającego gnomie precjoza. Z tego co Lahance dowiedział się od Jona, Gray dorobił się właśnie na współpracy z gnomami, a odkąd kaledońskiej Gildii Kamieniarzy i Metalurgów został młody Roswault Biberstich Gray stał się praktycznie monopolistą. Zresztą nie krył się z bogactwem - szaty, jakich nie powstydziłby się nawet w Waterdeep, okazały sklep, murowany dom, wielu pracowników i osobisty ochroniarz Mortis Morgh, który chodził za nim jak cień.



Wydawało się, że jest uczciwym i szanowanym handlarzem, ale Jehan wiedział lepiej; rzadko dochodziło się do takiego bogactwa prostymi ścieżkami, a Colbert był tego najlepszym przykładem. Niemniej jednak przez kilka godzin, które pozostały do zmierzchu Wróblowi nie udało się wywiedzieć niczego konkretnego o ciemnych sprawkach Gray’a; nie był stąd i wszyscy pytani przez niego żebracy sznurowali usta. Stracił całe trzy sztuki złota i nie uzyskał nic prócz rady, żeby trzymał się od handlarza z dala, jeśli mu życie miłe, bo jak Gray się dowie, to naśle na pytającego swojego półorka i zostanie z niego mokra plama.

Zniechęcony Jehan miał już wracać do domu Colbertów gdy ujrzał przejeżdżających przez plac podróżnych. Rosłego goliata trudno było pomylić z kimś innym i Lahance przypomniał sobie, że to właśnie ta grupa miała udać się na poszukiwanie informacji do Czarnego Lasu - z czego Wróbel z ulgą zrezygnował. Niewiele myśląc pobiegł za nimi; potem, w zamieszaniu spowodowanym przygotowaniami do nocnych walk nietrudno było mu się wślizgnąć w boczne wejście i podsłuchać o czym mowa. Słuchając krótkiej rozmowy nie dowiedział się wiele, ale “północ” i “dolina” brzmiały obiecująco. Pozostawało tylko zjawić się rano w świątyni i zobaczyć co helmici przez noc uradzą. A jeśli nie uradzą nic interesującego to udać się bezpośrednio do Milona Graya i niech demony porwą ostrzeżenia Colberta!
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 28-07-2014 o 10:48.
Sayane jest offline