Ogrody Morra to nie były.
Chyba.
Lotar nigdy tam nie był i nie spotkał nigdy nikogo, kto by tam zawędrował i wrócił, ale miał wrażenie, ze nie powinny go boleć wszystkie kości, a do tego głowa i ręka.
Uchylił powieki i ujrzał nad sobą ceglane sklepienie. Chyba jednak nie odwiedził królestwa Morra.
Zamknął oczy i ponownie zanurzył się w ciemność.
***
Żył, jak się w końcu jednak okazało.
Nie do końca cały, nie do końca zdrowy, ale żył.
Można żyć bez ręki, można bez nogi, tym bardziej da się żyć bez paru palców. W końcu zostało mu jeszcze kilka. Więcej niż stracił.
***
Krasnoludzka zbrojownia stanęła przed Lotarem otworem.
Być może drzwi nie otwarto na oścież, a tylko uchylono, ale jeden ciekawy przedmiot wpadł Lotarowi w oko i w ręce.
A Lerok nie miał nic przeciwko temu, żeby to zabójcze cacko stało się własnością Lotara.
Cudowna maszynka miała swoje zalety, ale i wady. Ładowanie magazynka trwało i trwało. Z drugiej strony - jeśli kogoś nie załatwiło dziesięć bełtów, to raczej nie warto było zajmować się dalszym strzelaniem.
Lotar rozejrzał się jeszcze dokoła, w poszukiwaniu drugiego magazynka, ale niestety... Musiał się zadowolić jednym.
Ewentualnie kiedyś poszukać fachowca, który dorobi następny.
Z nową bronią w dłoni (i zabandażowaną drugą ręką) Lotar ruszył na spotkanie z kompanami.