Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2014, 09:50   #521
kretoland
 
kretoland's Avatar
 
Reputacja: 1 kretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodze
Przerażenie powoli ustępowało. Wiedział, że w tym stanie nie trafił by celu, a jeszcze było wokół tak tłoczno. Nie posłał więc do orka anie jednej strzały. Wolał się wstrzymać, bo był pewny, że trafił by tylko swoich.

Gdy szczęk broni ustał wyjrzał na plac. Było po wszystkim, odłożył łuk i pobiegł na plac. Po drodze zabrał resztki maści, bandaże i co jeszcze mogło by mu się przydać. Ocenił stan nieprzytomnych. Najpierw zajął się na szybko tamowaniem krwotoków, a dopiero po tym zaczął dokładniejsze opatrywanie poczynając od najbardziej potrzebujących. Bardzo pomocne się okazały mikstury lecznicze dostarczone przez krasnolud.

Po skończonej pracy ruszyli do zbrojowni. Eckhardt rozejrzał się i wybrał skórzany kaftan. Po tym co widział dzisiaj wolał mieć jakąś zbroje. Ta może nie była najmocniejsza, ale przynajmniej wiedział, że będzie w stanie ją nosić.

Przy odczytywaniu listu wyraził chęć dalszej współpracy. Wiele zawdzięczał baronowi więc uznał za odpowiednie służyć mu w zamian.

Teraz należało się naradzić więc grupa zebrała się razem.


Wolf rozejrzał się po zgromadzonych, gdy już Lerok odszedł i spojrzał raz jeszcze na trzymany w rękach list.

- Przetrwaliśmy - zaczął mówić chrypliwie. - Wspólnym wysiłkiem. Dziękuję wam za to - krótkie urywane zdania spowodowane były zmęczeniem. - Cieszę się że mogłem walczyć z wami ramię w ramię.



- Tak. Zaprawdę był to bój, który przekraczał nasze możliwości, ale jednak podołaliśmy… ledwo, ale jednak - stwierdził Galvin ze szczerym krasnoludzkim uśmiechem wspierając się na toporze. - Dobry powód, aby się napić, ale chyba nie ma za bardzo czego. Trudno będzie trzeba zadowolić się strawą.


Youviel zmęczona długim opatrywaniem rannych kiwnęła tylko głową. Sama otarła się o śmierć zanim jeszcze dotarła do nich wiwerna siejąca spustoszenie. Nie chciała mówić, że nie uśmiechało jej się dalej współpracować z khazadami. Było to niemal oczywiste. Cóż było jednak zrobić jeśli reszta postanowi to sprawdzić?

- Przepraszam - szepnęła do Wolfa chrypiąc potwornie. Jej strzała trafiła mężczyznę i czuła się winna. Nie ważne jaki jest chaos na polu bitwy strzelec powinien mieć oczy dookoła głowy by sam nie wybił swoich towarzyszy. Bogowie jednak wiedzieli jak ciężko było przewidzieć co się stanie.

- Gdzie się udamy? - ponownie zachrypiała.



Kilka chwil wcześniej Lotar by stwierdził, że Galwin się myli i że jest co wypić, ale w tej chwili w jego manierce pozostały tylko ostatnie krople. Zdecydowanie nie było się czym dzielić.

Na temat walki nie miał zamiaru się wypowiadać, za to dalsze losy kampanii zdecydowanie go interesowały.

- Te przeklęte wrota ominąłbym szerokim łukiem - powiedział. - Ale jeśli się zdecydujecie tam iść, to was nie zostawię.


- Jakże pocieszające… - kobieta w czerwieni parsknęła, kręcąc ze smutkiem pokrwawioną głową. Nie miała siły na radość z wygranej potyczki, najchętniej padłaby w jakimś ciemnym kącie i oddała się we władanie Morra. Niestety wciąż pozostawało do ustalenia kilka spraw. Blizny na twarzy zaswędziały na samo wspomnienie przeklętej kopalni. Powstrzymała się jednak od drapania, które i tak nic by nie dało.

-Styratia nie brzmi tak źle, dobrze byłoby zmienić klimat na bardziej nizinny - kontynuowała osowiale. - Jednak wciąż mamy niedokończoną sprawę z tymi cholernymi wrotami. Jeśli nie my, to ktoś inny zacznie przy nich majstrować. Skutki mogą być...cóż, co najmniej opłakane. Pewności nie mamy co czai się po drugiej stronie, jakie zło i plugastwo tam zamknięto.


Wolf pokiwał głową. Po całej tej wyprawie chciałby odwiedzić jakieś miasto, w którym najzwyczajniej w świecie mógłby odpocząć. Gdy reszta mówiła. podzielił zawartość dwóch sakiewek zmarłych towarzyszy na pozostałych przy życiu drużynników. Pominął jednak przy tym nowo przybyłych, jako że nawet nie znali poległych.

- Styratia… - mruknął wręczając każdemu jego dolę - To w istocie nie brzmi źle. Ale wpierw upewnijmy się co do jednego… Mamy jakikolwiek pomysł związany z wrotami? Cokolwiek na czym można zakotwiczyć nasze poszukiwania?


Karl przysłuchiwał się rozmowie niewiele sam mając do dodania. Pomysł by wracać do jakiejś zapomnianej przez bogów kopalni jakoś nie specjalnie go kręcił. Pociągnął więc niewielki łyk gorzały z flaszki którą skonfiskował poległym i podał Galvin’owi mówiąc w khazalid “Pij bracie, choć niewiele.” Druga butelka powędrowała do pierwszej osoby z prawej ze słowami w staroświatowym “Gorzały mamy dwie, niewiele, ale zawsze coś.” Po czym zwrócił się do swoich towarzyszy wracając już do jakże ważnego tematu.

- Zawsze gotowy nieść pomoc naszym braciom krasnoludom, choć jak chcecie iść do miasta nie mam nic przeciwko. - i spoglądając po towarzyszach spostrzegł ekwipunek kobiety w czerwieni, w który między innymi wchodziły dwa korbacze… Postanowił nie tracąc czasu zagadać dość bezpośrednio.
- Szanowna pani ma naprawdę pokaźny ekwipunek, a przyznam, że przydałby mi się korbacz. Słyszałem, że skutecznie perswaduje krwawą miazgę rozumu do orczych głów… to prawda?



Laura spojrzała w dół, na swoją wierną, wypróbowaną w wielu bojach przyjaciółkę. Perswazja towarzyszyła jej od samego początku. Zawsze była pod ręką, gotowa nieść pomoc w potrzebie. Kobieta nie potrafiła zliczyć ile razy uratowała jej życie, albo zapewniła godziwe warunki życia. Ludzie odchodzili, a ona wciąż trwała w ciszy u jej boku, nie bacząc na nic - stanowiła ostatni, milczący element łączący fanatyczkę z przeszłością. Jednak, jak na każde narzędzie, i na nią przyszła pora. Wizyta w zbrojowni zaowocowała pojawieniem się nowej, lepszej broni, lecz kobieta nie miała serca pozbyć się Perswazji ot tak. Wyrzucenie jej na kupę zużytego żelastwa nie wchodziło w grę.Może i pomysł nie był aż taki zły - wciąż miałaby ją obok siebie, a w razie potrzeby, mogła bez wyrzutów sumienia ponownie sięgnąć po nią i zabrać z wciąż ciepłych zwłok cyrulika.
- Skoro tak potrzebny ci korbacz, to czemu nie wziąłeś jakiegoś ze zbrojowni Loreka? - spytała zimno, mierząc mężczyznę pogardliwym spojrzeniem.


Mężczyzna uśmiechnął się promiennie i odpowiedział
- Jestem wiernym sługą mojego Boga, a orężem jego młot. Kim byłbym bez niego? Jesteśmy podobni. Ja również wybrałem lepszy oręż.


-Nie obchodzi mnie kim byś był, cyruliku - kobieta warknęła przez zaciśnięte zęby, jednak odpięła korbacz od pasa i wyciągnęła go w kierunku oponenta - Nie jesteśmy podobni i na tym poprzestańmy. Kiedyś się upomnę o Perswazję, nie myśl że zostanie ona z tobą na zawsze. Obie służymy Panu i działamy w Jego imieniu. Jeśli skalasz ją niegodnym uczynkiem osobiście cię zabiję.


- Jedynym uczynkiem do którego posłuży to rozbijanie czaszek niegodnych. Więc się o nią nie martw. Być może nawet sam oddam tobie Perswazję kiedy przyjdzie czas. - odpowiedział cyrulik wkładając trzon Perswazji za solidny pas.


- Przestańcie gadać o rzeczach nieistotnych - warknęła elfka - Lauro masz jakieś pomysły na tą bramę? - zapytała chłodno fanatyczkę - a ty przestań trajkotać. Denerwujesz mnie człowieku.
Youviel istotnie denerwowało, że wszystko za co moga się złapać ma coś wspólnego z khazadami. Na dodatek nowi członkowie kompanii wyraźnie byli nie wdrożeni w życie na szlaku.


Cyrulik tylko posłał elfce piękny uśmiech w odpowiedzi. Tak, zdecydowanie będzie to miodna kampania.


Laura prychnęła, po czym omiotła przelotnym spojrzeniem Wolfa i zwróciła się bezpośrednio do elfki.
-Powinniśmy hm, rzucić okiem na to, co nasz szanowny piwowar wyniósł z kopalni. Oprócz rymowanki i sterty papierzysk nie mamy zbyt wielu punktów zaczepienia. Co więcej, większość notatek jest spisana khazadzkim szlaczkiem, więc ani ja, ani ty...ani ktokolwiek prócz Galvina odczytać tego nie da rady. Możemy zastanowić się nad wierszem-wskazówką, rozpiszmy to gdzieś i pomyślmy. Im więcej par oczu do tego zadania usiądzie, tym lepiej.


Karl natomiast był zadowolony z dwóch rzeczy. Pierwszej, że chyba nikt poza khazadem nie zorientował się, że i on zna khazalid i z drugiej, że miał Perswazję… co prawda pożyczoną, ale zawsze to jakiś początek. Poza tym sprawa przycichła i wrócił do słuchania co jego nowi “kompani” mają do powiedzenia.


- A tak właściwie to o co biega z tymi “przerażającymi” wrotami? - prychnął Gomez, czyszcząc sobie paznokcie nożem.


Krasnolud podziękował Karlowi skinieniem głowy za gorzałkę i pociągnął mocnego łyka. Dobry to był trunek, więc Galvin postanowił od razu walnąć sprawę prosto z mostu.

- I chuj. Baron chyba zapomniał, że Sioban zaraportował mu o wrotach, wyraźnie mówiąc co było na nich wypisane! Tym bardziej nie powinien ich otwierać jeżeli jest sojusznikiem krasnoludów! - rzekł krasnolud stanowczo - Poza tym Wolf ma rację - co niby chcemy z tym zrobić? Mamy jakieś pomysły? I co zrobimy jeżeli otworzymy te wrota, ha? A może lepiej byłoby się najpierw dowiedzieć co naprawdę za nimi jest? Na co Baronowi ich otwarcie? I kto według was inny się tym zajmie? Czy nie lepiej powiadomić krasnoludzkich mędrców i przyczynić się do zawalenia kopalni, aby ta brama pozostała nietknięta po kres czasów? - Galvin wiedział, że wywoła to podobną burzę co jakiś czas temu, jednak to co się wydarzyło, informacje jakie zdobył i to co się działo w Strażnicy Dwóch Szczytów, uświadomiło mu, że okolica nie jest spokojna i działy się tutaj rzeczy, z którym ta najemnicza banda nie ma co się mierzyć - Można pojechać do człeczego miasta, jednak byłbym za wsparciem moich ziomków. Więcej można na tym zarobić, a i dla dobra ogółu będzie to działanie.


- Racja. - Lotar zgodził się z przedmówcą. - Nikt z nas nie jest przygotowany na tego typu eksperymenty. Już tu, w tej twierdzy, mieliśmy kłopoty z jakimiś mrocznymi siłami, a tam może być jeszcze gorzej.


Wolf milczał przez dłuższą chwilę słuchając drużynników.

- Mam dość zielonych - rzekł ponuro - Starcie z nimi kosztowało nas wszystkich wiele. Jesteśmy poturbowani, bo i taki los najmity. Straciliśmy dwóch towarzyszy, acz wiedzieli co może ich spotkać na końcu tej drogi. Jednak jeśli miałbym raz jeszcze spojrzeć na orczą mordę chyba bym na miejscu się porzygał - uśmiechnął się ponuro.

Spojrzał uważnie na Galvina.

- Wiem że to twoi ziomkowie i wiem że cię do nich ciągnie. Wiem też jednak że jeśli będziemy się chcieli zająć sprawą tej bramy, to będziemy potrzebować twej wiedzy i mądrości. Rozważ to i jeszcze jedno. Widziałem Leroka w bitwie i wiem że jest nie lada rębaczem. Gdybym miał stanąć do walki u jego boku, czułbym się zaszczycony. Ba! Brałem udział w wielu bezsensownych bitwach i widzę, że ta dla odmiany ma jasny i dobry cel. Jednak Lerok został do tego stworzony. On należy do tych gór. Nie towarzyszył mi na szlaku, tak długo jak ty i nie chronił moich pleców swym toporem przez ostatnie miesiące. Wolę z tobą wychylić dzban piwa w karczmie i ruszyć raz jeszcze na szlak, niźli przelewać orczą krew i modlić się by zbłąkana dzida mnie nie przebiła. Myrmidia mi świadkiem że zasłużyliśmy choćby i na krótki odpoczynek, a coś czuję że sprawa wrót nie da nam spokoju. Bez względu na to jak ją załatwimy, trzeba to zrobić.

Zrobił pauzę i kontynuował.

- Jedźmy do miasta. Tam będzie można się napić, pochędożyć jak kto chce, a i z pewnością przy baronie jakaś robota wpadnie w ręce, coby nasze kiesy nie opustoszały. W międzyczasie zaś zastanowimy się co i jak z wrotami. Ocenimy czy chcemy je otworzyć, czy też zawalić. A i co można w obu wypadkach poczynić, by cel został snadnie wykonany. Ba! Miasta różnych uczonych przyciągają, to i może jakiś mędrzec nas w tych zamiar wspomoże. Albo ruszymy w góry szukając wiedzy twych ziomków Galvinie.



- Na wyruszenie do miasta w celu dalszego zastanowienia się mogę przystać, lecz sprawa wrót jest wrażliwa, a i zagadywać do ludzkich uczonych czy historyków o tym nie należy. Ludzkie kroniki są takie jakie sobie życzy ich fundator. Krasnoludzkie - bez opinii, piszą same fakty, choćby i haniebne lub wstydliwe. - rzekł Galvin, słowa Wolfa były miłe, ale dla krasnoluda przy omawianiu takiej sprawy nie były niczym więcej co uśmiechem w jego stronę. Sprawa była zbyt poważna, aby ją traktować lekko.


W odpowiedzi Wolf tylko kiwnął poważnie głową i skierował pytające spojrzenie na pozostałych drużynników.


- Zdecydowanie wolę już sprawę wrót. Udajmy się do miasta - tłumaczyć niczego nie trzeba było. Nie było niejasności w relacjach elfio khazadzkich.


- Nie chcę wyjść na tchórza czy coś, ale wojna nie jest moim żywiołem. Ciekawe są te wasze wrota, może to przez to, że nic o nich nie wiem. Co by nie było nowych nie wtajemniczyliście w tę zagadkę. Miasto na pewno jest dobrą opcją by nabrać z powrotem sił. - Eckhardt w końcu się odwarzył wypowiedzieć


- Wrota mimo wszystko powinny być pogrzebane raz na zawsze - rzekł cyrulik - O ile jestem całym sobą za odwiedzinami miasta to jest ono prawie po drodze do twierdzy. Zawsze możemy dać znać naszym braciom krasnoludom i ruszać w dalszą drogę. Oni środkami i wiedzą przerastają nasze skromne możliwości, a sprawa tych czarcich wrót byłaby rozwiązana, oddana w słuszne ręce.


- Nawet gdybyśmy zdołali rozwiązać zagadkę, jak otworzyć te wrota - powiedział Lotar - to i tak nie mamy wiedzy i możliwości, by zmierzyć się z tym czymś, co jest tam zamknięte. Bez fachowej pomocy nic nie zdziałamy, a nie sądzę, byśmy taką uzyskali w mieście.


- Za dużo zakładasz Lotarze. Nie wiemy co się za nimi kryje, a co dopiero czy możemy temu sprostać. Przekonamy się dopiero, gdy zdecydujemy się to zrobić. Nie wcześniej - rzekł Wolf twardo. - Faktem jest że nasi nowi towarzysze nie wiedzą o czym prawimy. Galvinie? - zbrojny wolał by to khazad opowiedział o ich odkryciach.


- Wolf. Nie pierdol. Za wrotami jest to, co zostało na nich opisane. Zaakceptuj to. Ludzie, którzy stawiają wszystko w wątpliwość, bo nie jest to im powiedziane wprost i dosłownie zwykli być odpowiedzialni za lokalne i globalne kataklizmy. I nie żyli dość długo, aby żałować swoich debilnych postępków, albo co gorsza nie mieli już dusz, aby w ogóle się tym przejmować. - warknął piwowar i zwrócił się do pozostałych - Krótka piłka. Oczyszczaliśmy jedną kopalnię co jest na terenach należących do barona. W środku były zombie i straszyło. Znaleźliśmy tam krasnoludzką kryptę z rzeźbami i ostrzeżeniem, aby wrót nie otwierać pod żadnym pozorem, bowiem w środku drzemie odwieczne zło. Na rzeźbach widać było coś, co ewidentnie jest demonem. Nie wiem po kiego chuja baronowi otwieranie ich, ale myślę, że o ile Wolf jest po prostu sceptyczny do interpretacji ostrzeżenia, to grubas pewnie sądzi, iż to skarbiec opatrzony bajerami, które mają odstraszyć wścibskich. - widać było że słowa byłego żołnierza jednak mocno wkurzyły krasnoluda.


- Szkoda, że po prostu tego nie zalali - mruknął Lotar, któremu słowa Galvina przypadły do gustu bardziej, niż słowa Wolfa.


-Teraz rozumiem skąd takie zamieszanie. I szczerze teraz już mam mniejsze zainteresowanie. - Eckhardt zrobił krótką przerwę -Faktycznie dziwi, że skoro jest tam zamknięte zło, czemu oprócz wrót nie zawalili kopalni.


- Była opuszczona lub zawalona. Po prostu nieczynna. Ludzie barona chcieli ją uruchomić na nowo, ale coś ich przemieniło w zombie-górników. Napierdalali kilofami całą dobę. Myślę, że coś co się tam kryje miało na nich taki wpływ. - rzucił krasnolud - Ta strażnica też do spokojnych nie należy. Cały ten teren skrywa tak popieprzone sekrety, że lepiej by było ich nie odkrywać. Jeżeli idziemy do miasta to tam będziemy robić dla barona i pobierać kasę jak bogowie przykazali, a sprawę wrót proponuję zostawić moim ziomkom - na najbliższą okazję, kiedy będziemy mogli porozmawiać z kimś kto ma jakiekolwiek kompetencje w tej sprawie. - rzekł.


-Mam dziwne wrażenie, że mówiąc ta strażnica do spokojnych nie należy miałeś na myśli coś innego niż wydrzenia tej nocy. - Eckhardt lekko się skrzywił.- Wygląda na to, że te krainy nie należą do spokojnych i to pomijając fakt obecności orków.


- Heh… a co? Nigdy nie słyszałeś że Księstwa to Kraina Latających Siekier? - zarechotał Galvin


- W sumie nie myślałem, gdzie zmierzam opuszczając imperium. Los jakby sam mnie prowadził - odrzekł Eckhardt


- Zasady ustala ten kto dzisiaj rządzi na tym terenie. A może porządzić jeszcze parę lat lub tylko parę dni. Takie jest prawo Granicznych Księstw. - rzekł poetycko krasnolud.

Outlaw Lands


-Surowe prawo. To tym bardziej pokazuje, że warto trzymać się w grupie. - rzucił Eckhardt


- Nie mniej, co robimy z tą strażnicą, a dokładniej z tymi wrotam? - zapytał cyrulik - Byłbym za poinformowaniem khazadów z twierdzy i ruszeniem do miasta. Nadłożymy może z tydzień droga, ale za to sprawa wrót należałaby już do zamkniętych no i byłoby gdzie się zatrzymać uzupełnić zapasy.


- Z doświadczenia wiem że jak jest coś magiczne to trzeba do tego maga, a wrota są magiczne co nie? - pytanie Gomeza było retoryczne, bo zaraz dodał - Czarodzieja najlepiej znaleźć w mieście, a warto by też przejrzeć zapiski z całej okolicy o tym miejscu, czy to rzeczywiście wielkie zuo, czy może wielki skarb. Wszystko to oczywista znajdziemy w mieście, choć szczegółowe pisma zapewne mają krasnoludy, ale tam raczej nie po siedzimy spokojnie w bibliotece. Ktoś z was umie składać literki, bo ja nie bardzo?


- Ktoś by się znalazł, ale wątpie by miejscowe kroniki sięgały tak daleko w przeszłość, do czasów powstania przeklętych wrót. Wszyscy wiemy kto ma o nich największą wiedzę i tak samo wszyscy wiemy, że krasnoludzka brać się nią nie podzieli. Nie chcę robić za złego proroka... zresztą pieprzyć to. Na razie i tak nie ma sensu strzępić sobie ozora po próżnicy. Wolf mądrze gada. Zejdźmy na niziny, tam więcej zdziałamy niż w górach, do tego podleczymy nasze kości i odpoczniemy od smrodu zielonych. Pan mi świadkiem, dość mam ich na ten miesiąc. - Laura prychnęła zirytowana, pocierając piękące jak diabli oczy. Miała wrażenie, że przysnęła podczas wywodu khazada, a przynajmniej jej myśli uleciały ku sferom mniej doczesnym. Powrót na ziemię, do kurzu, brudu krwi i przytłaczającego zmęczenia, nie należał do przyjemnych. Obróciła głowę w stronę cyrkowca, obdarzając go szyderczym spojrzeniem.
- A co do wrót... prędzej obstawiałabym obie wersje naraz. Skarb to nie tylko złoto i klejnoty, ale także wiedza i moc. W nieodpowiednich rękach mogą one stanowić zagrożenie. Mało to historia opisuje idiotów, którzy sięgnęli po kęs zbyt wielki na ich gardła i przez to skazali nie tylko siebie, ale i najbliższa okolicę na zagładę? No ale jak już mówiłam... pieprzyć to na razie. Odpocznijmy, należy się nam jak psu micha.


Eckhardt pomasował się po brzuchu. -Jeśli już mowa o misce, nie jest jakoś pora na śniadanie. Albo ta cała zagadka wspomaga apetyt.


Wolf nie wiedział do końca o co chodziło Galvinowi i czemu tak się zbiesił. Widać każda gadka o wrotach była na to narażona. Zaczynał to rozumieć. Były sekretem, a nie od dziś wiadomo że strzegą je zgoła zazdrośnie. Wolf postanowił mówić prosto i językiem krasnoluda.

- Galvin. Gadasz jak leniwa pierdoła. Wolisz zrzucić odpowiedzialność za to co znaleźliśmy na barki swoich rodaków? Bez urazy ale twoi rodacy nie zrobią z tym nic. Albo nie będą chcieli myśląc że to rozwiąże sprawę albo baron nie pozwoli im mieszać się w sprawy kopalni. My możemy bo mamy od niego pozwolenie. Jeśli w istocie lepiej wrót nie otwierać to możemy się upewnić że nigdy nie zostaną otwarte nawet jeśli ktoś podąży wskazówkami.


Według Lotara Wolf plótł trzy po trzy, najwyraźniej zwiedziony wizją nie wiadomo jakich bogactw czy też nie wiadomo jakiej chwały. Pewnie najchętniej od razu by tam pobiegł, otworzył, a potem dopiero się zastanawiał, co zrobić z tym czymś, co by za drzwi wylazło.

- W takim razie najlepiej by było odszukać wszystkie wskazówki je po kolei niszczyć - powiedział.



-Hmm.. Czego nie rozumiem - Eckhardt się zamyślił - [i] Mówicie, że było tam napisane, że jest tam jakieś zło, które nie powinno być wypuszczone. A teraz coś mówicie o wskazówkach jak to otworzyć. To jest dość mocno pokręcone. Albo się coś zamyka na zawsze i zapomina jak to się otwiera, albo ktoś tu coś kombinuję.


- Wiesz co to zniszczenie wskazówek? - Elfka warknęła do cyrulika. - Czy naprawdę tak trudno jest zrozumieć prosty plan? Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości? - Dodała wściekłym głosem.
- Idziemy do miasta. Zdobywamy informacje o wrotach i decydujemy co z nimi. Jeśli trzeba będzie odnajdujemy wskazówki i niszczymy je coby nigdy już nie udało się ich otworzyć. Nie ma nad czym się zastanawiać.



- Teraz odpocznijmy i posilmy się - rzekł Wolf - To była ciężka noc i też jestem głodny jak diabli.

- I ten plan mi się podoba, a dokładniej oba. Niech to co było pogrzebane nigdy więcej nie wstanie do żywych. - odpowiedział Karl pogodnym tonem. Był głodny i jak najbardziej za zbliżającą się wieczerzą.
 

Ostatnio edytowane przez kretoland : 26-07-2014 o 22:02. Powód: Dodanie dialogu z doca
kretoland jest offline