Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2014, 14:54   #80
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Fiannanleaf
Dzień trzeci, późne popołudnie



[media]http://th02.deviantart.net/fs19/PRE/i/2007/244/d/0/druids_by_the_mish.jpg[/media]

Kostrzewa zawsze podejrzewała, że Fiannanleaf nie było prawdziwym druidzkim kręgiem. A raczej - nie tym właściwym. Było zbyt blisko drogi, Kaledonu i ludzkich siedlisk; drzewa były zbyt młode, a moc kręgu zbyt mała jak na możliwości Aespera Ainye. Lecz był to jedyny Krąg jaki znała; nie raz i nie dwa służył jako miejsce spotkań między elfami a innymi istotami, które pragnęły porozmawiać z druidami. To też wydawało się Kostrzewie nie takie jak powinno; krąg powinien być przecież być ostoją, broniącą wstępu nieproszonym gościom. A przynajmniej tak jej się wydawało; w końcu cóż mogła wiedzieć, skoro nikt jej nie szkolił?

Przybyła do Kręgu na długo przed zapadnięciem zmierzchu. Między drzewami widziała ulotne sylwetki elfów, ale nie tylko; sporo stworzeń, ludzi i nieludzi - nie tylko z doliny, ale i z lasu zebrało się na polanie oczekując nadejścia zmierzchu. Dwie, może trzy dziesiątki. Przybycie Kostrzewy nie wywołało wielkiego poruszenia; większość osób omiotła ją wzrokiem i wróciła do swoich zajęć. Półorkini dostrzegła czterech elfich druidów, którzy opiekowali się tym kręgiem oraz Aespera.

Kostrzewa zawsze uważała również, że Krąg był jak młody las, odradzający się na miejscu dawnej katastrofy; luźna zbieranina sunących w górę świeżych drzewek, niepewnych jeszcze tego, co wspólnie powinny tworzyć. Jak gdyby na słonecznej polanie wzrosły po deszczu młodziutkie siewki, które teraz pięły się na wyścigi w górę, każde przejęte własnym losem i nie oglądające się na pozostałe; razem tworzyły zagmatwany, chaotyczny gąszcz, rosnący bez myśli i ładu, lecz przyjmujący w cień liści każdą istotę, która akurat potrzebowała na chwilę bezpiecznego schronienia.

Dominujące w Kręgu księżycowe elfy były wysmukłe i dumne niczym srebrzyste buki; ich leśni kuzyni przywodzili na myśl równie piękne, lecz mniej okazałe brzozy, stojące pojedynczo tu i tam, z dala od rwących namiętności. Ludzie byli jak klony lub jawory: rosnące w ciasnych grupach drzewa o rozłożystych koronach, chciwie pragnące światła, niecierpliwe i prędkie. Zaś istoty takie jak Kostrzewa, dzikie i bękarcie dzieci Matki Natury, obdarzone mocą, której powagi nie do końca rozumiały, lecz czujące myśli rodzicielki całym swym półzwierzęcym jestestwem, były w tym kiełkującym borze niczym pokręcone sosny o ostrych igłach, drążące swoimi sękatymi korzeniami nieprzyjazne, targane wichrem skały, na których nie chciało lub nie potrafiło wyrosnąć nic innego.

I był jeszcze Aesper Ainye.

Ludziom spoza Kręgu mogłoby wydawać się, że najstarszy i najpotężniejszy druid powinien być utożsamiany z potężnym dębem, królem wszystkich drzew. Każdy jednak, kto znał elfa bliżej niż z powtarzanych szeptem opowieści, musiał przyznać, ze było w nim coś tak odmiennego, tak różnego od innych sług Lasu, że trudno było powiązać go z jakimkolwiek powszechne znanym tworem Natury. Jeśli jednak Starszy Kręgu musiałby być porównany z jakąś rośliną, to chyba tylko z legendarnym mallornem, na wpół mitycznym drzewem z legendarnych lasów Arkadii…

On był Kręgiem, a Krąg był jego dziełem. Choć w teorii wszyscy druidzi byli sobie równi, półorczyca wyraźnie wyczuwała tą subtelną hierarchię panującą wśród kapłanów Natury; w tej nieuporządkowanej kotłowaninie zieleni jedno drzewo górowało nad innymi, a reszta mogła rosnąć tylko w jego cieniu i pod jego opieką. I tym drzewem był właśnie stary elf.

Zaczerpnęła nieco wody z bystro szemrzącego strumienia i zaspokoiwszy pragnienie, obmyła spoconą i zmęczoną twarz. Zanim skierowała swoje kroki do grupki stojących na uboczu druidów, wśród których dostrzegła srebrne włosy Aespara, nabrała nieco ziemi i roztarła w dłoniach; zapach świeżej zieleni, tak bujnie krzewiącej się w Kręgu, zawsze działał na nią uspokajająco. Był także miłą odmianą po zaduchu lochów, zgniliźnie Czarnego Lasu i smrodzie ludzkich sadyb.

Druidka czuła, że powinna opowiedzieć innym leśnym ludziom to, co działo się poza granicami Lasu Północnego; druidzi mieli już swoje sposoby, by przekazać te wieści dalej. Sama zaś pragnęła dowiedzieć się nieco więcej o wspomnianych przez Burra sprawach z dziennika szalonego maga; ciekawiło ją też to, jak Krąg poradził sobie z dotychczasowymi atakami nieumarłych i czy Aesper przedsięwziął coś w kierunku zażegnania tak poważnego zakłócenia harmonii przyrody.

Aesper jak zawsze przywitał druidkę uprzejmie, a nieprzenikniony łagodny uśmiech błąkał mu się na wargach. Reszta druidów skłoniła się sztywno; jak zawsze obecność półorkini uwierała ich jak drzazga w rzyci. Stary elf w ciszy wysłuchał relacji Kostrzewy wpatrując się gdzieś w dal. Gdyby kobieta go nie znała myślałaby, że w ogóle nie słucha. Raz czy dwa zadał jakieś dodatkowe pytanie, a przy fragmencie dotyczącym skażenia lasu rzekł tylko:
- A czy nie mogła być to po prostu iluzja?
Kostrzewa poczuła się bardzo głupio, bo choć złowieszcze zwierzęta z pewnością były prawdziwe, to zaklęty las pasował już do Albusowego modus operandi.

Podobna sugestia z ust kogo innego na pewno obudziłaby w druidce niemałą furię, że ktoś śmie podważać jej osąd; teraz jednak, stojąc przed Starszym, czuła się niczym wilczy szczeniak stykający się oko w oko z przywódcą stada. Do błędu jednak - jeśli rzeczywiście elf miałby mieć rację - nie przyznałaby się chyba nawet przed obliczem samych bogów, więc tylko wymamrotała cicho pod nosem “nie wydaje mi się…” (na tyle niewyraźnie, żeby Aesper nie usłyszał) i zmieniła temat na zaćmienie i towarzyszące mu zawirowania w magii.

- Zaćmienie było niezwykłe i nieoczekiwane; z pewnością to poczułaś - elf mówił cicho i druidka miała problemy ze zrozumieniem go zarówno z tego powodu, że wspólny, jakim się posługiwał pełen był starych naleciałości, jak i z faktu, że druid niezmiernie rzadko posługiwał się mową w ogóle. - Lecz myślę… - zapatrzył się gdzieś w przestrzeń, a Kostrzewa aż pochyliła się naprzód, by nie uronić żadnego słowa - ...że tak nagły fenomen zwiastuje inną katastrofę, coś większego niż rozerwanie granicy między planem żywych i umarłych. Wyjątkowo niefortunna zbieżność w czasie, wyjątkowa… - znów zamilkł. - Ten Korferon, jak mówisz… Słyszałem plotki o nim zza Grzbietu Świata; kolejny szaleniec pragnący wznieść się ponad prawa natury… Lecz była to sprawa Żmij, nie nasza, a tamtejsi szamani szybko się z nim rozprawili. Wiesz dobrze, że barbarzyńcy nie kochają magii i nie ufają jej za grosz. Ich nienawiść, a przez to ignorancja w sprawach magii zapewne kiedyś przyczyni się do ich zguby. Jednak po szczegóły musiałabyś udać się do obecnego duchowego przywódcy Żmij; zapewne do tej pory klan wraca już z zachodu i będzie można ich spotkać w tundrze nieopodal Dziesięciu Miast. Jeśli Korferon był tak potężny jak mówią plotki, to utrata ciała była zaledwie chwilową niedogodnością. Lecz plotki zwykle przewyższają rzeczywistość. Jednak jeśli mamy wskazywać magię, jako źródło problemu, to bardziej obawiałbym się czarodzieja, który ostatnio najechał Dekapolis, a który bez trudu manipulował wolą mieszkających wokół Doliny stworzeń. W końcu nigdy nie odnaleziono jego ciała…

Kostrzewa wysłuchała uważnie słów druida, zdumiona, że ten tak niewielką wagę przykłada do mrocznych knowań dawnego szamana barbarzyńców, bardziej martwiąc się wydarzeniami w Dziesięciu Miastach. Dekapolis - i szkodzący tam mag, choćby nie wiadomo jak potężny - wszak tylko na mapach sąsiadowało z Ybn. W rzeczywistości obie te krainy dzieliły góry, dzikie zwierzęta i nieprzyjazna aura, niejednokrotnie stanowiące skuteczniejszą granicę niż najpotężniejsze mury uczynione ludzką ręką. Czyżby wpływ czarnoksiężnika miałby być aż tak silny? Również pojęcie “niedawnych wydarzeń” w rozumieniu wiekowego elfa mogło mieć zupełnie inny wymiar, liczony w setkach, a nie dziesiątkach lat.

- Czyż “wielcy ludzie” nie są żądni wielkich czynów? Po co komu mała, zagubiona wśród śniegów dolina, skoro można mieć cały świat? - retorycznie i nieco sarkastycznie spytał Aesper jak gdyby czytając w myślach Kostrzewy. - Ludzie… - westchnął i z żalem potrząsnął siwą głową.
- Wszystko jest ze sobą połaczone… - szepnęła druidka, przypominając sobie jedno z odwiecznych praw Natury i nauk Silvanusa. Być może rzeczywiście wydarzenia w Ybn były tylko odpryskiem czegoś większego… lecz jeśli tak, to jak mała ludzka osada miałaby się przed nimi bronić...?
- Skoro odpowiedź na każde z tych pytań jest za Grzbietem Świata… to mus się tam udać. - westchnęła, walcząc jeszcze z tą decyzją. Mimo okazywanej dookoła niechęci, przywiązana była do Ybn i jego okolic, i niespecjalnie jej się uśmiechały daleki podróże.
- To już zadanie dla młodych - druid poklepał ją po ramieniu, rozwiewając tym prostym gestem wszystkie wątpliwości półorkini co do sensowności tej wędrówki.

Elf wstał, gdy podszedł do nich nowoprzybyły gość, pragnący złożyć wyrazy szacunku i podziękować za ochronę. Gdy się oddalił, Aesper ruszył do granicy kręgu, a reszta elfów ustawiła się w równych odstępach. Kostrzewa nawet nie zauważyła gdy zaczął zapadać zmierzch. Teraz, tak jak i reszta zebranych patrzyła, jak okoliczne rośliny falują, rosną i splatają się, tworząc nieprzebyty gąszcz. Niektórzy w trwodze zamknęli oczy, lecz półorkini zafascynowana patrzyła na ten przejaw mocy natury - mocy Aespera Ainye. Wkrótce nad polaną zamknęła się zielona kopuła, a kolejny słodki zaśpiew w tajemnym języku druidów uczynił ją twardą jak głaz. Po chwili jednak na polanę wskoczyła łania, zamarła na chwilę w zdumieniu widząc zebranych ludzi i nieludzi, po czym pomknęła dalej. Najwyraźniej magia bariery przepuszczała tych, którzy mogli potrzebować jej ochrony.

- Nie spodziewam się dzisiaj szczególnych kłopotów. Większość zmartwychwstałych, zwłaszcza bezcielesnych, kieruje się w stronę gór i niewielu pozostało ich w naszym Lesie - wyjaśnił wiekowy druid - Odpocznij teraz moje dziecko i czerp z mocy kręgu; widać, że jest ci to potrzebne.

Kostrzewa z wdzięcznością skorzystała z tego zaproszenia; ostatnie wydarzenia zmęczyły ją porządnie, a krótki sen w wiosce nie niósł spodziewanego wytchnienia. Jednak zanim jeszcze oddała się medytacji i relaksowi, wykorzystała resztkę dziennego światła, by pozbierać licznie rosnących w Kręgu wonnych ziół o właściwościach leczniczych. Jej podróżna "apteczka" znacznie się uszczupliła po niedawnych przygodach, a w oblężonych mieście mogło być trudno o medykamenty.

Noc minęła jej nadzwyczaj spokojnie. Czy była to magiczna moc Kręgu, czy nieumarli nie stanowili już takiego zagrożenia, a może sama druidka czuła się wystarczająco bezpiecznie - tak czy inaczej rano czuła się niczym nowo narodzona. Bez pożegnań i niepotrzebnych rozmów wymknęła się z Kręgu niemal równo ze świtaniem, kierując się do Ybn. Dojrzewało w niej przekonanie, że warto podążyć za słowami mądrego elfa i choćby potwierdzić plotki dochodzące zza gór. Naturalnym kierunkiem na początek wydawała jej się karczma Jallera - stary barbarzyńca najprędzej będzie mógł wiedzieć coś o Korofenie...i tym, co dzieje się teraz w Dekapolis: czy aby szlaki są przejezdne, gdzie można spotkać Żmije i jak wygląda przeprawa przez góry. Te kwestie bardziej zajmowały teraz Kostrzewę: mimo że była wiosna, z taką wyprawą nie było żartów i każda przeoczona czy zlekceważona sprawa mogła się potem okrutnie zemścić na beztroskich wędrowcach, którzy bez pomyślunku rzucą wyzwanie szczytom.

Nie wiedziała zaś za bardzo, gdzie szukać ma reszty kompanii, a pytać puszek nie bardzo ją ciągnęło; koniec końców wydumała, że po wizycie u barbarzyńcy skieruje się do przybytku Burra, gdzie być może spotka resztę drużyny...a jak nawet nie, to sprytny konus na pewno zna sposoby, by do nich dotrzeć.

Zadowolona z tego pomysłu, krzyknęła głośno, popędzając konia i ciesząc się śmigającym we włosach wiatrem. Słońce rzucało na ziemię złote plamy blasku, gdzieś w górze gonił ją czarny punkcik, którym była szybująca pod niebem Wredota. Zanim druidkę całkiem pochłonął pęd i przestwór szlaku, odwróciła na chwilę głowę w tył. Na horyzoncie, daleko za zieloną połacią lasu, wznosiły się ostre wierzchołki gór Grzbietu Świata, białe pomimo grzejącego słońca. Kostrzewa pomachała im dłonią i przytuliła się mocniej do końskiej grzywy.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline