Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2014, 20:57   #24
Ribesium
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Kolejną noc Ansley męczyły koszmary. Powoli stawały się nieznośną rutyną i dziewczyna zastanawiała się, czy przypadkiem nie będzie musiała się z nimi borykać do końca życia. Mimo że zwiastowały śmierć, lub chociażby nieszczęście, ciężko było je brać na poważnie, ze względu na abstrakcyjność i groteskowość. Gadające ryby, gryzące kwiatki, chichoczące koty, latające tygrysy… czemu latające? I dlaczego każdy sen kończył się wizją pożaru? Dziewczyna przypomniała sobie słowa Aldara na temat przepowiedni. Jeśli to faktycznie jakiś znak, jakaś zapowiedź czegoś ważnego i groźnego, to ona nie miała pojęcia o co chodzi. A jakoś niespecjalnie miała ochotę dotykać znów kryształowego snu. Codziennie żuła listki wiśni i jakoś nie czuła zbytniej poprawy. Dodatkowo narastało w niej napięcie związane z tym, iż zostawiła babcię samą. Nie miała jak się z nią skontaktować , a myśl, że być może to ona oddała za nią życie, była istną męczarnią. Przynajmniej spokój Anzelma dodawał jej otuchy. Co prawda otucha ta mogłaby doprawdy przybrać jakąś formę bardziej namacalną, ale nie od razu Rzym zbudowano. Jeszcze wczoraj myślała, że kupiec traktuje ją stricte platonicznie, jednak wydarzenia ostatniej nocy pozwoliły jej odzyskać promyk nadziei. Już sam fakt, że spali obok siebie, a Anzelm, świadomie lub nie, przytulił ją przez sen, był jakimś krokiem naprzód. Musiała tylko uważać, by się nie zagalopować. Co prawda gdyby miało to od niej zależeć, to dorwałaby młodzieńca podczas kąpieli, obiadu albo nawet we śnie i zrobiła… no, coś by na pewno zrobiła, ale babcia całe życie wpajała jej cierpliwość i przyzwoitość, więc teraz, po latach praktyki, należało wykorzystać owe przymioty. Poza tym, z tego co gdzieś jeszcze za młodu słyszała, mężczyźni nie lubią łatwych kobiet. Szkoda, że sami nie są łatwiejsi…

Tak rozmyślając Ansley przesunęła rękę kupca na koc i powoli wstała z posłania. Zaczynało świtać. Gdy tylko się podniosła Lucyfer wstał również i zacząć ocierać się o jej kostkę.

- Ale za potrzebą to pójdę sama, dobrze? – pogłaskała włochaty łepek. Szkoda, że w pobliżu nie ma jakiegoś stawu. Nic lepiej nie stawia na nogi jak kąpiel. Kiedy wróciła kupiec nadal spał. Poszła więc nazbierać zioła na herbatę i do doprawienia dziczyzny. Kiedy wróciła Anzelm już wstał i rozpalał ogień.

- I jak się spało? – powiedział zamiast „dzień dobry”.

- Ciepło – rzuciła wymijająco – A tobie?

- Mnie jest zawsze ciepło. Ale teraz to było wręcz gorąco – w jego oczach ujrzała rozbawienie. Żarty sobie stroi, hmpf.

- Wieczorem powinniśmy dotrzeć do Venjar – zagaił szybko widząc jej minę. – Nareszcie wyśpimy się w normalnym łóżku… To znaczy eee… łóżkach – wypadło to dość niefortunnie. Ansley była zbyt dobita, żeby wysilić się na komentarz. Usiadła naprzeciw chłopaka po drugiej stronie ogniska.

- Znów miałam koszmary – powiedziała patrząc w swoje stopy. – Wiózł mnie na grzbiecie ogromny tygrys. Latający tygrys. Płynęliśmy w obłokach, coraz wyżej i coraz bliżej słońca. I wtedy znów zjawiła się ta chichocząca postać. Wszystko stanęło w płomieniach, a my zaczęliśmy spadać… – kątem oka złowiła zmartwione spojrzenie Anzelma Aldar twierdzi, że to może być przepowiednia. Wtedy, rano, powiedział mi też… że ktoś musiał oddać za mnie życie. Za to, abym ja mogła przeżyć zetknięcie z kryształowym snem – długo tłumione emocje, niewyspanie i strach w końcu znalazły ujście. Dziewczyna, nie wiedząc kiedy i nie mogąc tego powstrzymać, rozpłakała się. Podciągnęła kolana pod brodę, oparła na nich głowę i objęła je ramionami. Jej ciało zaczęło drżeć od szlochu. – Dlaczego trafiło to akurat na mnie? Co ja złego komu zrobiłam? – ledwo dało się zrozumieć między chlipnięciami. Niewiele myśląc Anzelm wstał, podszedł do niej i objął ją od tyłu. Jego ręka zaczęła powoli gładzić jej głowę i włosy.



-Nie jesteś z tym sama. Masz mnie – powiedział cicho – Możesz mi mówić o wszystkim. Na pewno razem znajdziemy jakieś rozwiązanie – odwróciła głowę, jakby szukając potwierdzenia w jego oczach. Jej twarz była mokra od łez. Wierzchem dłoni otarł je z obu jej policzków. –Będzie dobrze – potwierdził. Jeszcze przez chwilę tak siedzieli, przytuleni i bez słów.

-Miau – przywołał ich do porządku Lucyfer.

-Zachowuj się, bo zrobię z ciebie pasztet – pogroziła mu palcem dziewczyna. Oboje z kupcem roześmiali się. Ponury nastrój odleciał. Zjedli przyrządzane na prędce śniadanie i można było ruszać w drogę. Podczas gdy Anzelm gasił ognisko i upychał manatki w wozie, Ansley, zgodnie z prośbą babci, poszła się przebrać w lepszą sukienkę. Nie może przecież wyglądać na totalną prostaczkę.

Dzień zapowiadał się słonecznie. Godziny drogi mijały szybko, a kupiec robił co mógł, żeby odciągnąć Ansley od ponurych myśli. Teren wokół nich robił się coraz bardziej otwarty i nizinny, a w pewnym momencie trakt rozdzielił się na dwie ścieżki. Dwa razy minęli się nawet z innymi wozami, obładowanymi po brzegi towarami wiezionymi z Venjar. Kupcy wymieniali się pozdrowieniami. Ansley chłonęła każdy przejaw cywilizacji i z ekscytacją czekała aż przekroczą miejskie mury. Raz jeszcze zrobili postój na posiłek i późnym popołudniem dotarli do Venjar.



Mimo późnej pory miasteczko wciąż tętniło życiem. Różnorodne stragany przyciągały kupujących. Zapachy ziół, kwiatów i jedzenia mieszały się w jedno. Sprzedawano dosłownie wszystko – od drewnianej biżuterii po udźce baranie gotowe do pieczenia. Można było dostrzec nabywców nie tylko z różnych części Eresduru, ale także handlarzy z Ordilionu i innych odległych krain – ich pełne przepychu stroje wyróżniały się na tle ubiorów wyspiarzy. Niewiasty stały w małych grupkach na uboczu i oddawały się plotkowaniu. Co jakiś czas dało się słyszeć wybuchy śmiechu. Zielarka z ulgą stwierdziła, że nie odbiega zbytnio strojem od nich. Mimo ogromnego zgiełku nikt nie pędził. Najwidoczniej życie płynęło tutaj spokojnie i powoli.



Ansley szła obok Anzelma starając się nie zgubić w tłumie. Z ciekawością rozglądała się na boki, chłonąc atmosferę miejsca. Na zakupy i oglądanie straganów będzie czas później. Zauważyła też parę osób dekorujących domy jakimiś wstążkami i przystrajających kwiatami ogromy słup na środku placu. „No tak, festiwal” – przypomniała sobie dziewczyna.

- To co, najpierw skombinujemy nocleg – powiedział kupiec – Znam jedną dość przytulną tawernę. A wieczorem zabiorę cię na obiecany festiwal.

Dziewczyna kiwnęła głową. Nieważny był teraz kwiat, tajemnicza przesyłka babci i Aldar z jego defetyzmami. Ten wieczór zapowiadał się na najciekawszy w jej dotychczasowym życiu i zamierzała się na nim skupić.
 
Ribesium jest offline