Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2014, 00:23   #19
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Budynek gildii mieścił się przy zachodnim placu. Z zewnątrz prezentował się zwyczajnie – jak reszta pokrasnoludzkich posiadłości w Gyhst. Niski, kamienny budynek, z kilkoma strażnikami przed wejściem, którzy od niechcenia wskazali wam kierunek wejścia. Przy frontowych drzwiach stał, na oko, 12 letni chłopak.

Każdego z was za każdym razem zaprowadzał w głąb budynku. Mijaliście kamienny korytarz obwieszony różnego rodzaju żelastwem, pordzewiałymi pancerzami, puklerzami, mieczami i toporami. Każdy przedmiot opatrzony był pod spodem drewnianą tabliczką. „Pancerz króla Theomunda I – z 561 roku”, „Pożeracz duchów – miecz orkijskiego wodza Gatruka z 143 roku przed. r.w.” itd. Zapewne były to co ciekawsze przedmioty znalezione przez ekspedycje prowadzone przez gildię, tudzież repliki, gdyż nikt tego nie pilnował… albo był to bezwartościowy złom.

Sala główna prezentowała się znacznie ciekawiej, niż fasada budynku. Wnętrzne wyłożone było drewnem, na ścianach wisiały trofea myśliwskie, od łbów dzików, łosi i niedźwiedzi, po czaszki trolli, mantykor i ogrów. Za jednym z dębowych biurek na wysokim stołku, siedział gnom w okularach w miedzianych oprawkach.

- Nowa w mieście? Licencji do końca miesiąca nie wydajemy. Skończyły się. Nie ma. Za dużo chętnych. Przyjdz za dwa tygodnie. A i wtedy nie będzie pewne, że coś dostaniesz. Nowym nikt nie ufa. - usłyszała Akari prawie na wejściu. Gdy usłyszał coś od Arolu, na krótką chwilę jego mina z obojętnej zmieniła się na ciekawską.

- Aaaa... Miało być was czworo... Poczekam, aż reszta przyjdzie. Możesz poczekać na ławce w holu. - usłyszała Akari od Zygfryda.

Sonton, który przyszedł kwadrans później, usłyszał to samo. Dopiero gdy spostrzegli wchodzącą Kilmeę i Darrela, gnom ich przyjął.

Zostali zaprowadzeni do jednego z wielu pokoi, odchodzących od sali głównej. Tam gnom usadowił się za kolejnym biurkiem, na wysokim stoliku.

- Zygfryd Haumpbaum, syn Boercharda – przedstawił się, nawet nie patrząc na nich. Przeglądał stertę papierów i zwojów rozłożoną przed nim.

Minęło kilka dłuższych chwil. Przestał wertować papiery i spojrzał na nich ostrożnie znad okularów. Zlustrował każdego dokładnie, milczał przez dłuższą chwilę.

- Słuchajcie, jest zadanie – zaczął nagle, innym tonem.

- Bardzo proste, ale też bardzo trudne. Zależy jak na to spojrzeć. Do rzeczy. Nie wiem, dlaczego Arol was wybrał, ale niech będzie. Dodam tylko, że nie jesteście pierwsi. Nie, tamci nie zginęli. Po prostu zrezygnowali. Może z wami będzie lepiej… - Zygfryd zszedł ze stołka i zanurkował pod biurko. Po chwili wdrapał się na krzesło, dzierżąc w rękach zwój. Zrzucił resztę papierów z biurka, po czym rozłożył papier. To była mapa.

- Tu jest Gyhst. Małe, prawda? Wychodzicie zachodnią bramą, kierujecie się traktem w stronę Czarnych Gór – sunął paluchem po mapie. - Jakieś siedemnaście mil drogi w linii prostej. Ze dwa dni zejdą. Po pięciu milach natraficie na rozstaje, skręcacie w lewo, na Olben, taka tam dziura, wioska, sami pasterze, nieprzyjemni, niczego od nich nie bierzcie, mijacie ją, natrafiacie na kolejne rozstaje i kamień podróżny, z kapliczką Kantarosa. Idziecie w prawo. Trakt gorszy, dawno nieodnawiany, bo i po co. Po tym poznacie dobrą drogę. Znaczy właściwą, bo dobra to ona nie jest, można zęby sobie wybić. Będziecie szli coraz wyżej. Droga kręci, ale prowadzi cały czas prosto. W pewnym miejscu będą kamienne schody, dobrze oznaczone. Będą wyryte inskrypcje w starym krasnoludzkim. Tam macie iść. Do fortecy Dara-taz. Stara, bardzo stara forteca...

- Tam już musicie się rozejrzeć. Za tym. – rozłożył na stole kolejny papier, tym razem był to rysunek… pierścienia – srebrny, z czarnym obsydianem w środku. Zlecenie jest na to. Zleceniodawca tajny. Pamiątka rodzinna. Należał do dziadka… może znajdziecie i jego, hehe. – roześmiał się, jakby opowiedział dobry żart. Po pięciu sekundach tubalnego śmiechu wrócił do zasypywania was informacjami.

- Też był poszukiwaczem. Poszedł i nie wrócił. Zleceniodawca byłby bardzo kontent, móc odzyskać rodzinną biżuterię. Po co mu to, nie wiem, jak dla mnie to przepadł, nie ma. Ale zapłata jest spora. Jak nie dotrzecie tam, to nie ma zapłaty, jak dotrzecie, ale zawrócicie, zapłaty też nie ma. Sprzęt i prowiant na początek musicie mieć własny, nie dajemy zaliczek. Po powrocie, z pierścieniem, po 20 sztuk złota na osobę. Nie, czekajcie... Minus 25... minus 15... 12 sztuk złota na osobę.

Za trzy miedziaki można było dostać bochen chleba, za cztery całkiem niezłe piwo, za sztukę srebra można było wynająć pokój „pod pijanym knurem” na miesiąc, albo kupić pół funta zirijskiego ziela. Za sztukę złota można było kupić konia z rzędem. Ale za dwanaście sztuk złota!? Najpewniej można by kupić życie. Najpewniej swoje, na trakcie, z ostrzem przy szyi. Poza tym, pomysły na wykorzystanie fortuny się kończyły. Można by kupić własną karczmę i wieść spokojny żywot do późnej starości… Może nie za dwanaście sztuk złota. Ale za pięćdziesiąt już tak.

- Wystarczy, że podpiszecie tu, tu, tu i tu. - Zygfryd nie dawał wielu czasu na zastanowienie, podsuwając im prawie pod nos stos papierów i kałamarz z piórem.
 
Revan jest offline