Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2014, 00:45   #191
Volkodav
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
Wybuch.
Piach wzleciał do góry a razem z nim fragmenty osłony i napastników. Prawie w tym samym momencie od strony Pożeracza rozległ się głośny dźwięk wyjącego metalu. Konstrukcja poddawała się na przestrzeni sekund. Jeszcze jeden jęk i wielki kawał metalu runął na ziemię wzbijając w powietrze tumany piachu.
Crow i Topaz szybko wrócili na swoje miejsca tym razem jednak już bezpieczniejsi bo zasłonięci metalową przegrodą.
Borgheim nie wyglądał jakby był zadowolony z tego co się stało. W końcu rozkaz to rozkaz, ale nawet on musiał przyznać, ze szeryf i najemnik wykonali kawał dobrej roboty.
-Dobrze, że się wam udało... - mruknął nie odrywając oka od celownika
Bitwa trwała nadal, ale obrońcy Pożeracza nie byli teraz tak mocno narażeni na atak z flanki. Co więcej z wnętrza machiny wyłoniła się grupa pozostałych strażników, którzy już rozprawili się z dzikusami próbującymi opanować maszynerię. Posiłki od razu obsadziły nową barykadę i wspomogły obrońców w wąski przesmyku między Szakalami.
Niestety to nie przechyliło przewagi na ich stronę. Na razie sytuacja była stabilna. Grupa wojsk dzikich, która szturmowała Pożeracza jakby odpuściła. Wielu z nich schowało się w prowizorycznych okopach wyrytych siłą ostrzału działek Szakali lub za zasłoną metalowych płyt, które przywlekli tu by uniknąć szybkiej śmierci. Jednak w powietrzu nie było czuć przewagi. Nikt się nie zbliżał od strony miejsca głównej bitwy. Łączność nadal była niemożliwa ponieważ coś skutecznie zakłócało kanał używany przez wojska Radon. To nie wróżyło dobrze.

Nikt nawet nie zorientował się gdy ogarnęła ich... cisza. Dopiero nieśmiałe komentarze strażników i niektórych dowódców uzmysłowiły szeryfowi i Topazowi jak bardzo spokojnie zrobiło się dookoła. Ogień bitwy trwał nadal tam dalej, gdzieś za niewidzialną linią demarkacyjną oddzielającą to co działo się u stóp Pożeracza od bitewnej wrzawy, ale tu gdzie byli utworzyła się jakaś magiczna oaza odcięta od krwawych realiów. Jedyną rzeczą przypominającą o zagrożeniu były owinięte materiałem głowy dzikich, którzy czaili się kilkadziesiąt metrów przed linią karabinów obrońców.
Wiatr smagał delikatnie piasek wznosząc w powietrze cieniutkie języki złocistych drobinek. Czasami jakaś sylwetka nieśmiało wychyliła się zza chroniącej ją zasłony, ale zaraz potem chowała się na powrót przestraszona zasiekami obrońców lub widokiem krążących po niebie padlinożernych gadów wypatrujących swojego dzisiejszego posiłku.
-Jest za cicho... - mruknął Borgheim
Jednak jego słowa nie odbiły się echem po obrońcach machiny. Wielu radończyków sięgnęło po wodę i prowiant, rozległy się ciche rozmowy, ktoś wstał i szybko przebiegł do znajomych by podzielić się z nimi wrażeniami. O dziwo oficerowie z Radon pozwalali na to rozluźnienie bez większego problemu. Tylko czasami karcili co bardziej niesfornych strażników, czy tych, którzy nadużywali ich pobłażliwości, ale kończyło się na groźnych minach, przekleństwach i znaczących spojrzeniach.
Borgheim był wyraźnie niezadowolony z takiego zachowania. Sam cały czas gapił się we wrogów skrytych za prowizorycznymi osłonami i próbował nawiązać połączenie z głównym zgrupowaniem wojsk.
Ciszę przerwał komunikat pilota jednego z Szakali:
-Będę musiał wyłączyć zasilanie. To oznacza, że działka padną
-Dlaczego!? - agent prawie krzyknął do komunikatora
-System jest przeładowany a chłodzenie szwankuje. Może dojść do przegrzania broni albo nawet wybuchu... Musicie radzić sobie sami
Borgheim nie mógł uwierzyć, że teraz mogą stracić jeden z filarów obrony. Statki zapewniały pancerne ściany i potężną (jak na okoliczności) siłę ognia. Brak jednego...
-K*rwa!! - wrzasnął gdy zdał sobie sprawię, że przed chwilą instynktownie użył komunikatora aniżeli podejść do pilota - Łączność wróciła! Wywołać dowódcę! - agent samym spojrzeniem pogonił jednego z oficerów by postarał się wywołać strażników walczących z dzikimi. Ten pogrzebał coś przy swoim urządzeniu, które wydobyło z siebie smutną wiadomość:
-Oddział uderzeniowy kieruje się w waszą stronę! - to był pierwszy od dłuższego czasu i ostatni na jakiś czas komunikat jaki było dane słyszeć obrońcom od ich towarzyszy
Nagle od strony prowizorycznej zapory doszedł ich ogromny huk. Duży wybuch plazmy wyrwał solidny kawał zbiornika i stworzył bramę przez którą na plac przed Pożeraczem wlało się kilkudziesięciu dzikich, którzy prawie momentalnie zaczęli wybijać strażników. Wielu napastników padało tuż po przekroczeniu 'granicy' obrońców, ale ich liczba i tak była przytłaczająca co w zestawieniu z zaskoczeniem kosztowało licznych strażników życie. Bitwa przeniosła się na ich podwórko a co gorsza od frontu nacierali dzicy, z którymi starli się wcześniej.

Plazma i naboje tworzyły gęstą sieć przeplatającą powietrze. Trup ścielił się gęsto a obie strony walczyły zażarcie. Borgheim miał wyraz twarzy graniczący między wściekłością a zachwytem zupełnie jakby czekał na tę ostateczną rozgrywkę, mimo że jasnym było iż 80 (a liczba spadała z każdą minutą) strażników nigdy nie obroni samodzielnie gigantycznej machiny.
-Tam! - krzyknął pokazując palcem 'wrota' wyryte w zaporze - Kabikuk!

 
__________________
Regulamin jest do bani.

Ostatnio edytowane przez Volkodav : 26-07-2014 o 01:05.
Volkodav jest offline