Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-07-2014, 00:45   #191
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
Wybuch.
Piach wzleciał do góry a razem z nim fragmenty osłony i napastników. Prawie w tym samym momencie od strony Pożeracza rozległ się głośny dźwięk wyjącego metalu. Konstrukcja poddawała się na przestrzeni sekund. Jeszcze jeden jęk i wielki kawał metalu runął na ziemię wzbijając w powietrze tumany piachu.
Crow i Topaz szybko wrócili na swoje miejsca tym razem jednak już bezpieczniejsi bo zasłonięci metalową przegrodą.
Borgheim nie wyglądał jakby był zadowolony z tego co się stało. W końcu rozkaz to rozkaz, ale nawet on musiał przyznać, ze szeryf i najemnik wykonali kawał dobrej roboty.
-Dobrze, że się wam udało... - mruknął nie odrywając oka od celownika
Bitwa trwała nadal, ale obrońcy Pożeracza nie byli teraz tak mocno narażeni na atak z flanki. Co więcej z wnętrza machiny wyłoniła się grupa pozostałych strażników, którzy już rozprawili się z dzikusami próbującymi opanować maszynerię. Posiłki od razu obsadziły nową barykadę i wspomogły obrońców w wąski przesmyku między Szakalami.
Niestety to nie przechyliło przewagi na ich stronę. Na razie sytuacja była stabilna. Grupa wojsk dzikich, która szturmowała Pożeracza jakby odpuściła. Wielu z nich schowało się w prowizorycznych okopach wyrytych siłą ostrzału działek Szakali lub za zasłoną metalowych płyt, które przywlekli tu by uniknąć szybkiej śmierci. Jednak w powietrzu nie było czuć przewagi. Nikt się nie zbliżał od strony miejsca głównej bitwy. Łączność nadal była niemożliwa ponieważ coś skutecznie zakłócało kanał używany przez wojska Radon. To nie wróżyło dobrze.

Nikt nawet nie zorientował się gdy ogarnęła ich... cisza. Dopiero nieśmiałe komentarze strażników i niektórych dowódców uzmysłowiły szeryfowi i Topazowi jak bardzo spokojnie zrobiło się dookoła. Ogień bitwy trwał nadal tam dalej, gdzieś za niewidzialną linią demarkacyjną oddzielającą to co działo się u stóp Pożeracza od bitewnej wrzawy, ale tu gdzie byli utworzyła się jakaś magiczna oaza odcięta od krwawych realiów. Jedyną rzeczą przypominającą o zagrożeniu były owinięte materiałem głowy dzikich, którzy czaili się kilkadziesiąt metrów przed linią karabinów obrońców.
Wiatr smagał delikatnie piasek wznosząc w powietrze cieniutkie języki złocistych drobinek. Czasami jakaś sylwetka nieśmiało wychyliła się zza chroniącej ją zasłony, ale zaraz potem chowała się na powrót przestraszona zasiekami obrońców lub widokiem krążących po niebie padlinożernych gadów wypatrujących swojego dzisiejszego posiłku.
-Jest za cicho... - mruknął Borgheim
Jednak jego słowa nie odbiły się echem po obrońcach machiny. Wielu radończyków sięgnęło po wodę i prowiant, rozległy się ciche rozmowy, ktoś wstał i szybko przebiegł do znajomych by podzielić się z nimi wrażeniami. O dziwo oficerowie z Radon pozwalali na to rozluźnienie bez większego problemu. Tylko czasami karcili co bardziej niesfornych strażników, czy tych, którzy nadużywali ich pobłażliwości, ale kończyło się na groźnych minach, przekleństwach i znaczących spojrzeniach.
Borgheim był wyraźnie niezadowolony z takiego zachowania. Sam cały czas gapił się we wrogów skrytych za prowizorycznymi osłonami i próbował nawiązać połączenie z głównym zgrupowaniem wojsk.
Ciszę przerwał komunikat pilota jednego z Szakali:
-Będę musiał wyłączyć zasilanie. To oznacza, że działka padną
-Dlaczego!? - agent prawie krzyknął do komunikatora
-System jest przeładowany a chłodzenie szwankuje. Może dojść do przegrzania broni albo nawet wybuchu... Musicie radzić sobie sami
Borgheim nie mógł uwierzyć, że teraz mogą stracić jeden z filarów obrony. Statki zapewniały pancerne ściany i potężną (jak na okoliczności) siłę ognia. Brak jednego...
-K*rwa!! - wrzasnął gdy zdał sobie sprawię, że przed chwilą instynktownie użył komunikatora aniżeli podejść do pilota - Łączność wróciła! Wywołać dowódcę! - agent samym spojrzeniem pogonił jednego z oficerów by postarał się wywołać strażników walczących z dzikimi. Ten pogrzebał coś przy swoim urządzeniu, które wydobyło z siebie smutną wiadomość:
-Oddział uderzeniowy kieruje się w waszą stronę! - to był pierwszy od dłuższego czasu i ostatni na jakiś czas komunikat jaki było dane słyszeć obrońcom od ich towarzyszy
Nagle od strony prowizorycznej zapory doszedł ich ogromny huk. Duży wybuch plazmy wyrwał solidny kawał zbiornika i stworzył bramę przez którą na plac przed Pożeraczem wlało się kilkudziesięciu dzikich, którzy prawie momentalnie zaczęli wybijać strażników. Wielu napastników padało tuż po przekroczeniu 'granicy' obrońców, ale ich liczba i tak była przytłaczająca co w zestawieniu z zaskoczeniem kosztowało licznych strażników życie. Bitwa przeniosła się na ich podwórko a co gorsza od frontu nacierali dzicy, z którymi starli się wcześniej.

Plazma i naboje tworzyły gęstą sieć przeplatającą powietrze. Trup ścielił się gęsto a obie strony walczyły zażarcie. Borgheim miał wyraz twarzy graniczący między wściekłością a zachwytem zupełnie jakby czekał na tę ostateczną rozgrywkę, mimo że jasnym było iż 80 (a liczba spadała z każdą minutą) strażników nigdy nie obroni samodzielnie gigantycznej machiny.
-Tam! - krzyknął pokazując palcem 'wrota' wyryte w zaporze - Kabikuk!

 
__________________
Regulamin jest do bani.

Ostatnio edytowane przez Volkodav : 26-07-2014 o 01:05.
Volkodav jest offline  
Stary 28-07-2014, 08:39   #192
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Alexander doskoczył na swoje miejsce w kurzawie, jaka powstała na wynik zawalenia się konstrukcji. Jeszcze w pędzie złapał rękę najemnika.
- Dobra robota, dzięki - jego komplement był jak zwykle lakoniczny. Jednak przeżył z Topazem dostatecznie dużo, aby wiedzieć że można liczyć na kompana. [Palnik oddaję Rico]
Sytuacja robiła się krytyczna. Było jasne, że defensywa nie panuje nad przebiegiem walki. Dezaktywacja działek była tylko gwoździem do trumny. Nie przyszło długo czekać jak wróg wykorzystał nadaną mu okazję.
Crow nie potrafił się odnaleźć w tego typu pojedynku. Nie był człowiekiem, który chodzi na regularną wojnę. Tu potrzeba prostego i silnego umysłu, który nie roztrząsa sensowności swoich poczynań. Często przemieszczał się między zasłonami, kontrując ogniem. Aczkolwiek więcej już nie szarżował, ani nie dał ponieść się ferworowi walki.
Z gęstego dymu wyłoniła się dziwna postać. Ktoś wrzasnął poprzez kolejne eksplozje, kim ów jest. Alexander po raz pierwszy w życiu zobaczył legendarnego już Kabikuka i aż niemo otworzył usta. Sylwetka przywódcy mogła napawać niepokojem. Okutany był on w gruby, wspomagany pancerz. Będzie potrzeba solidnego kalibru, by się przezeń przebić. Z resztą, gdyby nie był pewien swojej ochrony, nie szedłby teraz prosto na główne pole starć.
Odnalazł w zamieszaniu Topaza. Postanowił zdać się tym razem na niego,jako bardziej doświadczonego w tego typu starciach.
- Jeśli masz jakiegoś asa w rękawie, to teraz jest odpowiedni moment - wykrzyczał mu do ucha.
 
Caleb jest offline  
Stary 30-07-2014, 16:35   #193
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
Najemnik nie lubił tej ciszy. Ciszy przed burzą. To rozleniwienie nie wprawionych żołnierzy w boju. Sam tylko zabezpieczył broń wyjął magazynek zaczął ją czyścić szybkimi w prawymi palcami. Po 30 sekundach, broń na powrót leżała, złożona na jego kolanach. Z kieszeni wyciągnął granaty. pogrupował je. Po czym włożył każdy rodzaj granatu do innej kieszeni. Gdy był gotowy znów podniósł wzrok, żołnierze się całkowicie rozluźnili, a dowódcy jakoś specjalnie ich nie próbowali przywołać do porządku. Gdy jeden z nich sam ściągnął hełm by w spokoju zapalić papierosa rozległ się huk i błysk. Barykada wyleciała w powietrze dokładnie w chwili gdy dostali wiadomość, że w ich stronie kieruje się główne natarcie.
Już po chwili na ziemi leżało kilkunastu żołnierzy Lucid, a najemnik strzelał w napierający tłum coraz to nowych zastępów, gdy usłyszał krzyk agenta wskazującego na postać wyłaniającą się z dymu. Nie zrozumiał jego słów, ale domyślił kim jest ta postać. Wystrzelił w jej stronę dwie strugi plazmy. Po czym cofnął się pod ścianę Szakala.
Właśnie w tym momencie koło niego pojawił się Szeryf i zapytał o jakiś pomysł. Topaz pustym wzrokiem w twarz Alexandra. Już miał powiedzieć, że chyba przegrają tą walkę gdy zobaczył coś. Widział działka plazmowe na pojeździe. Miały dużo większy kaliber i nie łączyły się bezpośrednio ze statkiem ale z kilkoma generatorami energii oraz jakimś kokpitem. Szybko Wyrwał z kieszeni dwa granaty, wyciągnął zawleczki i rzucił w tłum. Pierwszy oszałamiający w najbliższych przeciwników, drugi wybuchowy jakieś 5 metrów dalej. Chwycił karabin w dłoń i pociągnął Crow'a za sobą. Biegł i strzelał. Gdzieś obok jego głowy śmignęła plazma, to znów jakiś rykoszet przeleciał tuż tuż. Gdy byli 5 metrów od pojazdu Topaz ponownie rzucił granat. Który wybuch w momencie gdy dotarli do włazu pomieszczenia. Szeryfowi wskazał by go osłaniał, a sam już po chwili wspinając się po drabince wszedł do środka. Rozejrzał się prosta konsola nie jarzyła się żadnymi kolorami. Już miał stwierdzić, że na nic ten wysiłek jak jego wzrok padł na tabliczkę z malutką świecącą diodą i dźwignią. Topaz postawił wszystko na jedną kartę siegnął dłonią, pociągnął, poczym usłyszał ciche brzęczenie oraz lekki szum. Z bijącym sercem odwrócił się do kokpitów gdzie zobaczył...
 
Matemaru jest offline  
Stary 08-09-2014, 21:44   #194
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
Koniec rozdziału drugiego / teaser trailer ;)

Oczom Topaza ukazała się lśniąca czerwień i zieleń, która rozbłysła z holograficznego interfejsu działka. Cała konstrukcja lekko drgnęła i jakby podniosła się. Fotel, w którym siedział ścieśnił się stabilizując najemnika, a wokół jego dłoni pojawiła się srebrna poświata, która łączyła się z hologramem.
Cytat:
Aktywacja systemu bojowego...
System włączony...
Osłony aktywne...
Petrae nie czekał. Działko wydało z siebie cichy szum i kolejne strugi plazmy skierowały się w stronę atakujących dzikich.
Szeryf mógł widzieć jak szala zwycięstwa powoli przechylała się w stronę obrońców. Dzicy (rozsądnie) rozpierzchli się widząc jak wielu ich towarzyszy padło w ciągu kilkudziesięciu sekund. Część skierowała się w stronę Pożeracza by użyć jego wielkich gąsienic jako osłony, reszta zaś wycofała się pomiędzy resztki po zdetonowanym zbiorniku. Dopiero teraz widać było jak wielkie straty ponieśli obrońcy. Było ich mniej niż trzydziestu... Dzikich ciężko było zliczyć, szczególnie teraz gdy chowali się na dużej przestrzeni. Z oczu obrońców zniknął też główny aktor tego przedstawienia - osławiony Kabikuk, który jakby rozpłynął się w powietrzu zostawiając cały bałagan innym do posprzątania.
Szeryf obrócił się nerwowo gdy poczuł na ramieniu ciężką dłoń.
-Skubany jest w środku. Wykorzysta to zamieszanie żeby zdobyć kryształ zasilający. Biegnijcie go powstrzymać! - Borgheim krzyczał by przedrzeć się przez odgłosy strzałów - Będę was osłaniał. Zbiorę kilku ludzi i wchodzimy za wami! Dalej do roboty! Jeszcze trochę!

Gdy z kokpitu wyłonił się najemnik wymienił z agentem jedynie porozumiewawcze spojrzenia, szeryf kiwnął głową dołączając się do tej niemej rozmowy, na ustach Borgheima pojawił się uśmiech:
-Macie moje pozwolenie żeby zastrzelić skurczybyka jeśli znajdziecie go nim do Was dołączę - porozumiewawczo mrugnął i szybko zniknął gdzieś w ferworze walki

*******

Petrae i Crow znów znaleźli się w wiejących pustką korytarzach Pożeracza. Wędrowali wzdłuż oznaczeń kierujących ich na mostek. Takie założenie przekazał im Borgheim za pośrednictwem komunikatora. Według agenta nie było mowy by ich cel znajdował się gdzie indziej. Szczególnie że od dawna nie było nic słychać od załogi machiny wydobywczej, a łączność przecież przywrócono...
Ciemne i martwe korytarze przypominały scenerię filmu grozy. Wszędzie tylko mrok przecinany nikłym światłem podwieszonych w rogach lampek, z których większość dawno temu wygasła. Gdzieniegdzie padały smugi światła od jakiś urządzeń, paneli kontrolnych i innych takich ustrojstw, których przeznaczenia mogli się jedynie domyślać. Gdyby nie latarki pewnie błądzili by po omacku choć i te nie zawsze dawały pewność zobaczenia zagrożenia. Ich swiatło urywało się gdzieś daleko, a korytarze ciągnęły się dalej zostawiając swe większe części zawsze zakryte mrokiem.


Byli już na ósmym piętrze gdy trafili na ślady pobojowiska. Ciała poległych były tak rozszarpane, że ciężko było stwierdzić, czy to dzicy zabici przez strażników lub załogę, czy może ktoś z załogi lub strażników zabity przez dzikich. Nigdzie nie było żadnej broni, sprzętu, nic co pomogło by w identyfikacji.
Borgheim nigdy nie mówił co się stało z załogą. Podczas ich pierwszej wyprawy do Pożeracza tylko agent porozumiewał się z nimi za pomocą komunikatora. Właściwie to nie było wiadomo gdzie dokładnie są, czy wogóle przeżyli i jeśli tak to w jakim są stanie i jak ich znaleźć. Ostatnie dane wskazywały pokład dowodzenia jako miejsce gdzie powinno się szukać operatorów tej fabryki na kółkach, ale jeśli był tam Kabikuk...

Po upływie kolejnych kilkunastu minut znaleźli się na dziewiątym piętrze tam gdzie znajdowało się pokład dowodzenia, czyli przestronne pomieszczenie skrywające w sobie wszystko co jest potrzebne do zarządzania tą maszyną.
'O dziwo' znów przywitał ich mrok przeplatany bladymi strumieniami światła padającymi z jeszcze działających lampek. Tym razem jednak poświecie towarzyszył odgłos komunikatora. To Borgheim przekazywał najnowsze wieści:
-Wchodzimy. Mam ze sobą pięciu ludzi. Sytuacja na dole się poprawia. Radończycy poradzili sobie z trzonem wojsk dzikich i zaczęli maszerować w naszym kierunku. To tylko kwestia czasu aż zwyciężymy. Dajcie mi jakieś 30 minut i do was dotrę z posiłkami.
Agent był optymistą myśląc, że przedarcie się przez labirynt wnętrzności Pożeracza zajmie jemu i jego ludziom jedynie 30 minut. Szeryf i Topaz byli tu już blisko godzinę, a dotarli jedynie na dziewiąte piętro. Orientowanie się w tym gąszczu korytarzy, w którym na domiar złego niektóre śluzy i drzwi były zamknięte na głucho nie należało do łatwych. Dobrze, że chociaż oznaczenia na ścianach były trafne...

Crow i najemnik znów spędzili wiele długich chwil klucząc korytarzami i całując klamki zamkniętych wrót. Na tym piętrze było ich nawet więcej niż poprzednio, zupełnie jakby wszystkie bezpośrednie drogi do centrum dowodzenia zostały zamkniętę. Odbijali się od jednej śluzy za drugą. Kolejne drzwi okazywały się zamknięte. I tak wkółko do znudzenia. Oznaczenia na ścianach zawsze pokazywały alternatywną drogę, więc tam się udawali, ale gdy docierali do miejsca wskazanego przez znaki okazywało się, że tam śluzy i drzwi też były pozamykane. Dopiero po kilku próbach i ślepych uliczkach udało im się odnaleźć mapę piętra, która zawierała oznaczenia aktualnie zamkniętych drzwi. Hologram był jasny i wyraźny, więc mocno kontrastował z otoczeniem co pozwoliło na szybkie odnalezienie go na końcu jednego z zapomnianych korytarzy.
Rzeczywiście gdy spojrzało się na mapę piętra widać było, że wszystkie drogi są jakby odcięte. W tej matni ślepych uliczek jawiła się tylko jedna droga, która prowadziła przez otwarte śluży wprost do czegoś co na mapie oznaczono nazwą "Centrum Dowodzenia". Towarzysze nie zwlekali, Kabikuk czekał a droga stała przed nimi otworem.

*******

Labirynt kończył się śluzą o oznaczeniu jeden. Cyfra wymalowana była świeżą, jaskrawo czerwoną farbą, która nieprzyjemnie kojarzyła się z krwią...

Borgheim już wcześniej wysłał kody dostępowe. Topaz podszedł do panelu sterowania i wklepał kilka cyfr... 1... 7... 8... 3... 0...

Mechanizm poruszył trybami przesuwając mocarne, metalowe zasuwy. Coś w środku pisnęło, śluza powoli otwierałą się ukazując im wnętrze...

C.D.N.
 
__________________
Regulamin jest do bani.

Ostatnio edytowane przez Volkodav : 09-09-2014 o 08:29.
Volkodav jest offline  
Stary 15-09-2014, 23:11   #195
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
Rozdział III: Ludzie z Gwiazd

Cytat:
"Słońce świeci dla odważnych" - ogaskie powiedzenie, którego sens sprowadza się do spostrzeżenia, że istnienie świata dla istot przeciętnych i nieaktywnych było by ogromną stratą energii, miejsca i czasu...

...To co Kaxerx i Alexander zobaczyli w środku centrum dowodzenia Pożeracza przeszło ich najśmielsze oczekiwania. Po pierwsze nie przywitała ich salwa z blasterów, a tego właśnie spodziewali się jako pierwszego. Po drugie zamiast wrogo nastawionego Kabikuka z możliwą obstawą zastali w środku wyluzowaną załogę, która zdawał się nawet nie zwracać uwagi na ich obecność. Wszystko toczyło się swoim życiem zupełnie jakby ciemne korytacze machiny, zmasakrowane ciała które widzieli Topaz i Crow oraz cała bitwa na zewnątrz nie miały żadnego znaczenia... zupełnie jakby ich nie było a szeryf i najemnik trafili do jakiegoś zwykłego centrum dowodzenia zapomnianej przez Boga i ludzi kopalni odkrywkowej gdzieś daleko w górach Jeffersona... A może?

Nim którykolwiek z nich zdążył wejść do środka lub chociaż powiedzieć słowo zza rogu wyłoniła się męska postać. Cień powoli odsłonił znajomy pancerz, który widzieli już na zewnątrz, ruchy osoby nim sterującej były pewne zupełnie jakby nie bała się spotkania z wrogami.
-Witajcie
Tak po prostu, bez wrogości i bez ceregili padło najprostsze słowo na świecie. Kaxerx i Alexander nawet nie podnieśli broni do góry. Tego było za wiele jak na jeden dzień.
Mężczyzna stojący przed nimi był osławionym (a może zniesławionym) Kabikukiem. Watażką trzęsącym wieloma dzikimi plemionami i zbitkami przeróżnych ogaskich szczepów. Był to człowiek, który dogadał się z najbardziej demoniczną korporacją - Samonite, główny konkurent Abrahama Caina do tytułu jednoczyciela plemion, który w oczach Armii Wyzwolenia uosabiał sobą wszystko co złe i skorumpowane. Kabikuk zdrajca, człowiek który dał się pochłonąć własnej władzy i wpływom jednocześnie pozostawiając na pastwe losu swą prawdziwą misję i obowiązki. Archetypowy przykład bohatera, który z piedestału spada do istnego jądra ciemności.
Oczom towarzyszy ukazał się zaś mężczyzna około czterdziestki, o lekkim zaroście i śmiesznie archaicznej, lecz całkiem stylowej fryzurze, który miał regularne rysy twarzy i dużą ilość piachu rozsmarowaną na prawym policzku. Człowiek stojący przed nimi nie pasował do opisu, który dane im było poznać, ale teraz... kto to mógł stwierdzić? Jak rozróżnić co jest prawdą a co maską. Kto tu kolorował rzeczywistość?
-Pewnie nasłuchaliście się o mnie... dużo... - gestem dłoni zaprosił ich do środka zupełnie jakby był u siebie - Wchodźcie. Prawda zwykle nie jest taka prosta jak się może wydawać. Szczególnie jeśli zna się Borgheima - uśmiechnął się spoglądając na rekacje gości
Wszystko co widzieli w tym centrum wyglądało dziwnie bo nic nie wskazywało na to by ludzie tu siedzący mieli cokolwiek wspólnego z wydobyciem minerałów podobnie zresztą prezentowały się dane wyświetlane na monitorach i hologramach. Żadnych odniesień do maszynerii tej stalowej bestii, żdanych skanów geologicznych, żadnego niczego co mogło by się chociaż dalece kojarzyć z górnictwem.
Kiedy (nie)sławny Kabikuk doprowadził ich na środek pomieszczenia do czegoś co wyglądało jak mostek kapitański, podniósł lewą dłoń i wskazał jeden z paneli ekranów, który skryty był po lewej stronie pomieszczenia. Panel ten był wystarczająco duży by go nie przeoczyć, ale jednocześnie na tyle sprytnie wkomponowany w całość archiektury tego wnętrza, że nie ściągał na siebie uwagi, wręcz przeciwnie zupełnie jakby stronił od kuszenia ludzkich oczu.
-Witamy na oribicie Epsilon 7 - tutaj przerwał, czekał chyba na reakcję...
 
__________________
Regulamin jest do bani.

Ostatnio edytowane przez Volkodav : 15-09-2014 o 23:16.
Volkodav jest offline  
Stary 16-09-2014, 10:56   #196
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Wielce karkołomna szarża Topaza jakimś cudem dała efekt. Nim w dwójkę dobiegli do jednej ze śluz, Borgheim zawołał za nimi:
- Macie moje pozwolenie żeby zastrzelić skurczybyka jeśli znajdziecie go nim do Was dołączę - wtedy jeszcze Alexander niczego dziwnego w zapewnieniu nie widział.
Wnętrze Pożeracza przyprawiało o gęsią skórkę. Zimny metal i atmosfera śmierci. W takich chwilach maska na twarzy szeryfa była błogosławieństwem - nie dochodził jej fetor licznych ciał. Nawet na codzień ,,wygadanemu" krukowi udzielał się posępny klimat. Nie odezwał się ani jednym skrzeknięciem, zaś nerwowo wczepił pleców właściciela.
W ciemnościach zajarzył się mały ekran komunikatora.
- Wchodzimy. Mam ze sobą pięciu ludzi. Sytuacja na dole się poprawia. Radończycy poradzili sobie z trzonem wojsk dzikich i zaczęli maszerować w naszym kierunku. To tylko kwestia czasu aż zwyciężymy. Dajcie mi jakieś 30 minut i do was dotrę z posiłkami.
- Mamy tutaj niezłą sieczkę. Prawdę mówiąc wątpię, żebyście dotarli tutaj tak szybko. To jebany labirynt.
Po dłuższym czasie błądzenia, dotarli do szerokich, rozsuwanych drzwi. Tak krył się ich cel. Crow stanął ramię w ramię z najemnikiem.
- Cokolwiek nas tam czeka, dobrze było pracować z tobą - odrzekł lakonicznie, lecz szczerze do Kaxerxa, a tamten wpisał kod na pulpicie obok.
Przejście otworzyło się przed nimi. Szeryf podniósł swój karabinek, przeszedł do przodu.
Wnętrze kolejnego pomieszczenia niemało dziwiło. Nie dość, że nikt nie myślał ich atakować, miejsce zupełnie kłóciło się z koncepcją zadania. Zarówno Alexander jak i Topaz mieli pełne prawo spodziewać się czegoś innego.
- Witajcie.
Szeryf natychmiast skierował lufę broni na zagadkowego mężczyznę. Dopiero po chwili zorientował się, że nosi on fragmenty pancerza, które już widział na Kabikuku. Chyba że...
Skonfundowany, zniżył broń. Nadal miał zamiar zabić tego człowieka, ale nie zwykł strzelać do nieuzbrojonych ludzi.
- Pewnie nasłuchaliście się o mnie... dużo... Wchodźcie. Prawda zwykle nie jest taka prosta jak się może wydawać. Szczególnie jeśli zna się Borgheima.
Ostrożnie podszedł do mężczyzny. W każdym momencie był gotowy odpowiedzieć na zasadzkę. Przy czym nic nie wskazywało na taką opcję.
- Czy dużo? Odpowiednio wiele, aby móc wykonać na tobie wyrok śmierci. Zanim opowiesz nam swoją łzawą historię o zakłamanej prawdzie, wiedz że nie boję się ciebie. Jestem gotów odstrzelić twój przemądrzały łeb.
Wiedział, że reaguje zbyt impulsywnie, ale prawda już mieszała mu się z fikcją i bardzo tego nie lubił. Nikt nie dawał jasnych odpowiedzi, każdy ich zwodził i wykorzystywał do swoich celów. Miał już tego dosyć.
- Po co Samonite rdzenie? I jaki ty masz w tym interes?
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 16-09-2014 o 10:58.
Caleb jest offline  
Stary 19-09-2014, 20:04   #197
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
O yeah!-krzyknął Topaz. Jego oczy zaświeciły się zadowoleniem, gdy po kolei wykańczał grupy nieprzyjaciół. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który wydawał się tylko podkreślać drapieżny profil najemnika. Gdy agent rzucił propozycje rozprawienia się z głównym prowodyrem Kaxerx przestał strzelać, zabrał karabin i wychynął koło szeryfa. Już po chwili razem z nim wbiegał do upiornej maszyny.
Minuta za minutą, korytarz za korytarzem przedzierali się przez przedziwny labirynt śluz i przepierzeń. Nie raz czy dwa w trafili na resztki po obrońcach lub atakujących, czego nie dało się do końca stwierdzić. Tym bardziej, że najemnik nie widział żadnego sensu bardziej się tym problemem zajmować. Gdy więc odezwało się radio rzucił zaraz po Crow'ie:
-Trochę posoki, ale na razie spokojnie. Jednak miejcie się na baczności w labiryncie. Bez odbioru..
Już po chwili znaleźli się przed ostatnimi drzwiami. Na znak od Alexandra wklepał kod i śluza się otworzyła ukazując zaskakująco spokojne miejsce. Przez głowę Topaza przeleciała ulotna myśl Co jest? gdy już po chwili usłyszał i zobaczył zmęczoną twarz ich przeciwnika. Nie podniósł jednak broni , jedynie oparł dłoń na kaburze pistoletu, dając mu znać, że jedno nierozważne słowo może oznaczać jego rychłą śmierć. Z drugiej strony krótka przemowa tamtego pobudziła jego ciekawość dlatego rzucił:
-Próbuj szczęścia, może uda Ci się jakoś powstrzymać laser blastera. - a gdy tamten wspomniał o orbicie nieznacznie zmrużył oczy i popwiedział- Po co wzlecieliśmy na orbitę?
 
Matemaru jest offline  
Stary 21-09-2014, 11:08   #198
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
-Nie wzlecieliśmy a teleportowaliśmy się... A co do rdzeni to Borgheim pewnie już wymyślił jakąś teorię... Nieświadome biedactwo... - zaśmiał się lekko - One są mi potrzebne do uruchomienia konwertera cząstek i ich rebuilder'a. Jeśli cokolwiek to by wam mówiło to byłbym zaskoczony - zakończył wskazując znowu na panel ekranów pokazujących orbitę - Zapraszam.
Kabikuk i jego goście podeszli bliżej i zobaczyli widok którego żaden mieszkaniec Epsilon nie widział od pokoleń.
Kosmos był przytłaczający. Jego ogrom przypominał majestatem pustynię, ale miał w sobie coś więcej... Coś głębszego i niepokojąco pociągającego. Coś czego pustynia z całym swych złowieszczym urokiem po prostu nie miała. To 'coś' zapierało dech w piersiach.
-Historię chyba znacie? Nasi przodkowie uczestniczyli w rebelii zwanej Wielką Wojną albo Wojną o Ziemię. Byli buntownikami, którzy po bohaterskiej próbie obalenia rządu Związku Ziemskiego przegrali i zostali skazani. Skazani na życie na planetach, który niepodległość chcieli uzyskać. Tak powstały Upadłe Kolonie, planety odcięte od świata zewnętrznego, tak powstał Epsilon 7 z jego korporacjami, dzikimi i osadnikami. Tak powstaliśmy... - ostatnie słowa Kabikuk obdarzył dziwnie nostalgicznym tonem - Widzicie te punkciki krążące wokół planety? To drony obronne. Skonstruowana jest specjalnie po to by trzymać nas na powierzchni i aby nikt tam nie lądował. Za karę zbudowali nam też za rogiem dom nadzorcy - wskazał dłonią jeden z księżycy planety. Tam jest stacja wojskowa o nazwie Cezar II, nasi strażnicy, którzy pilnują by pole wokół planety zawsze miało źródło energii. Skurczybyki wzięły sobie sprawy na poważnie.
Kabikuk obrócił się plecami do monitorów i odszedł kilka kroków z rękoma założonymi za plecami. Przyjął jakoś dziwnie patetyczną pozę, której Topaz i Crow nie rozumieli. Westchnął i pociągnął swój wywód dalej:
-Całe lata temu byłem kimś kogo w AW nazywa się Samodzielnym Operatorem. Agentem wojskowym, który na pograniczu miał badać klimat wśród dzikich, jednoczyć ich wokół sprawy walki z korporacjami i generalnie wykonywać brudną robotę AW. Nie ukrywam, że szło mi to dobrze bo zawsze miałem dryg do polityki. Jakoś dobrze się w tym czułem. Właściwie to byłem pierwowzorem tego co dzisiaj robi Borgheim. Jednak pewnego dnia...

*****

Epsilon 7, Góry Jeffersona, bliżej nieokreślona przeszłość

Grupka poruszała się sprawnie. Jegor był doświadczonym przewodnikiem, który szybko i bezpiecznie przeprowadzał kompanów przez labirynt górskich ścieżek.
Góry Jeffersona były zdradzieckie. Szybko zmieniająca się pogoda, skoki temperatur sięgające nawet kilkunastu stopniu celsjusza w ciągu dnia, ostre jak brzytwa odłamki skalne i gniazda Skirg'ów, śmiercionośnych gigantycznych owadów, które upodobały sobie polowanie na ludzi... Idealne warunki na wycieczkę...
Drużyna składała się z pięciu osób. Major Aaron Williams zwany Kabikukiem był dowódcą oddziału. Tylko on znał dokładne zadanie i to on tutaj decydował. Jegor był wojownikiem z plemienia Drew, niewielkiej grupki szczepów zamieszkującej południowe podnóże tych gór. Pozostała trójka składała się z dwóch żołnierzy AW z Pionu Operacji Specjalnych - Jacobs i Hawkins, byli doświadczonymi w boju soldatami, którzy często pomagali majorowi w trudnych misjach. Piątym członkiem ekipy był młody Vedym, kuzyn Jegora i adept sztuki tropienia.
-Po co Wam Heldmanie? - Jegor odezwał się pierwszy raz od dłuższego czasu
Major nie odpowiadał specjalnie bo właściwie sam nie wiedział ile może powiedzieć dzikiemu, którego wynajęto jako przewodnika. Pustynia jest ogromna, ale plotki roznoszą się po niej bardzo szybko...
-Co? Tajemnica? - Jegor sam dopytywał, uśmiechem na twarzy kwitując własne przypuszczenia - Chcecie ich dołączyć do waszego aliansu z Amorytami? He?
-Nie mogę o tym rozmawiać - krótka odpowiedź musiała wystarczyć
-Granica Samonite jeszcze daleko. Nie bujta się, nie podsłuchają! - Drewianin roześmiał się - Heldmanie to zbiegowisko górskiego tałatajstwa. Wiele pożytku z nich nie będzie...
Kabikuk nie komentował. Jegor zrozumiał, że nie będzie miał towarzysza do rozmowy więc skupił się na przeprawie i unikaniu gniazd Skirg'ów.

Dwa dni później...


Vedym kurczowo trzymał się blastera, który ściskał mokrą od potu dłonią jakby był jego ostatnią deską ratunku. Chłopak nie przywykł do strzelanin i był przerażony tym co się działo. Przed oczami dalej miał widok samonickiego żołnierza, któremu przestrzelił głowę. Musiał to zrobić bo inaczej sam by zginął, ale to co się stało przytłaczało go jak najcięższy grzech.

Teraz wszyscy skryli się za wielką skałą dającą im osłonę przed ogniem nieprzyjaciela. Niestety osłona ta topniała z sekundy na sekundę. Plazma nieprzyjaciół rozszarpywała kamień na kawałki a perspektywy ratunku nie było.
-Jacobs nie żyje! - ktoś krzyknął nad ciałem towarzysza, który jeszcze chwilę temu walczył o życie - Zginiemy!
-Skąd tu Samonite? Dlaczego wybili osadę? - Jegor krzyczał do ucha Kabikuka - Co wy tu robicie!? - jego wściekłe oczy rozrywały wzrokiem nierozumiejące spojrzenie majora - W co nas wpakowałeś!!
Aaron odepchnął wojownika i skierował w jego stronę lufę swego blastera. Nastała chwila niepokojącej ciszy pośród osaczonych. Ta niezwykła chwila otoczona była bańką huków i wystrzałów, ale dla nich świat jakby zamarł...

Dzień później

Jegor miał na dłoniach krew swego młodego kuzyna. W nocy w akompaniamencie krwistego kaszlu i drgawek jego kuzyn wyzionął ducha. Nawet nie było czasu na tradycyjny stos pogrzebowy...
Hawkins ledwo żył, ale miał dość sił by iść z nimi dalej. To pewnie implanty i duża dawka adrenaliny dawały mu tyle wigoru. Kabikuk brnął zaś do przodu bez oglądania się za siebie, teraz gdy dzięki sprytowi udało się przeżyć i gdy samonicki oficer pod wpływem próśb, gróźb i bólu wyjawił cel swej misji jasnym było, że AW musi pierwsze dotrzeć na miejsce katastrofy. Dlatego poganiał resztę swego oddziału i nie dawał im chwili wytchnienia. Nawet dla Hawkinsa nie miał litości.

Tego samego dnia wieczorem


Czymkolwiek 'to' było nie wyglądało majestatycznie i imponująco jakby mogło się wydawać. Wręcz przeciwnie. W połowie zakopany pod piachem statek wydawał się być kolosem pozbawionym swej mocy. Po prostu sterczał z piachu jak strzała wbita w bok zwierza... Tylko myśliwego brakowało...

Hawkins dotarł do kresu swych możliwości. Usiadł na kupie piachu, która zebrała się tuż przy kadłubie statku i wyciągnął z kabury blaster. Spojrzał na niego i włożył go za pasek zupełnie bez sensu, jakby nie do końca wiedział co robi. Później ściągnął z pleców karabin snajperski i podłączył kabel lunety do swego oka. Rozejrzał się.
-Idą. Nasz czujnik wysyła obraz... Dwanaście mil - rzekł ponuro - Ja... ja zostanę. Dam wam czas a wy... - urwał

Noc

W oddali słyszeli wystrzały. Hawkins bronił się zadziwiająco długo. Odgłos jego karabinu ucichł dopiero po czymś co brzmiało jak salwa z działek jakiegoś czołgu.

Mężczyźni obrócili się w stronę gdzie dzielny żołnierz oddał życie za sprawę AW. Krew Jegora jeszcze stygła na rękach Kabikuka, który zdyszany wbijał wzrok w ciało dzikiego. Uratowany ze statku człowiek spoglądał na niego chłodno, zupełnie bez emocji.
-On był nam potrzebny... chyba...
-Nikt nie może wiedzieć o Tobie i naszej umowie. Poradzimy sobie bez niego.
-A co z tym twoim AW? - człowiek 'z gwiazd' dalej spoglądał na pełne zmęczenia oblicze nowego kompana
-Zginie tak samo jak Hawkins. Mam dość tej beznadziejnej walki...

*****

Orbita Epsilon 7, teraźniejszość

Po skończonej opowieści Kabikuk jeszcze raz zbadał wzrokiem panel monitorów. Zamyślił się spoglądając na swą planetę po czym nagle zwrócił się do Alexandra i Topaza:
-Człowiek ze statku nazywał się Richard Albas i był agentem czegoś co nazywa się Agencją Eksploracji Kosmosu. 'Ludzie z gwiazd'* chcą wydostać z tej planety Pasożyta. To forma zaawansowanej sztucznej inteligencji, której instalacja zakopana jest głęboko pod GDA77... Na całe szczęście 'Ludzie z gwiazd' posiadają technologię teleportacji. Szwank w tym, że żeby przenieść coś tak dużego jak ta instalacja to musimy tuż przy niej umieścić rebuilder i konwerter cząstek. Urządzenia, które wspomogą proces teleportacji. W zamian za to 'Ludzie z gwiazd' wezmą nas z Epsilon 7.
Najemnik i szeryf spojrzeli po sobie.
-Tak. Uwolnią nas - ostatnie słowo podkreślił mocniej - Wasze rodziny, bliskich. Kogo chcecie. - przerwał - Zdajecie sobie sprawę z tego, że każdy nas jest tak zmodyfikowany genetycznie, że mamy od urodzenia coś co nazywa się wszczepem Centralnego Systemu Ewidencji Ludności? To taki bank danych o ludziach. Wszyscy mieszkańcy Upadłych Koloni figurują w nim jako skazani za zdradę. Autentycznie. Skurczybyki nam nie darowali błędów pradziadów. Ale to wszystko może się zmienić - znów przerwał na chwilę i dodał - Potrzebuję waszej pomocy...

*Ludzie z gwiazd - ogaskie określenie ludzi mieszkających na innych niż Epsilon 7 planetach
 
__________________
Regulamin jest do bani.

Ostatnio edytowane przez Volkodav : 21-09-2014 o 14:30. Powód: uzupełnienie
Volkodav jest offline  
Stary 23-09-2014, 13:10   #199
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
- Nie wzlecieliśmy a teleportowaliśmy się... A co do rdzeni to Borgheim pewnie już wymyślił jakąś teorię... Nieświadome biedactwo... One są mi potrzebne do uruchomienia konwertera cząstek i ich rebuilder'a. Jeśli cokolwiek to by wam mówiło to byłbym zaskoczony.
Rzeczywiście, mówiło to Alexandrowi tyle, co tańce plemienne Ogasów. Na razie szeryf nie zabrał głosu. Nieufnie podążył za Kabikukiem.
Widok przestrzeni kosmicznej robił wrażenie. Ogromna połać czerni zdawała się pochłaniać wszystko wokół. W oddali mógł ujrzec małe punkty gwiazd oraz planet. Człowiek w tych całych, politycznych gierkach zdążył już zapomnieć, że gdzieś tam są inni ludzie, inne światy.


Przez chwilę podziwiał ten widok, mając jednocześnie jasność, że niewielu ma szansę go zobaczyć. Oczywiście miał świadomość historii planety, z resztą podobnej do wielu podobnych. Lecz gdy Kabikuk opowiadał ją, wskazując newralgiczne miejsca, Crow przeżywał ją na nowo.
Następnie przywódca przedstawił swoją historię. Trochę to zajęło, więc i emocje nieco opadły. Całość rzucała na postać Kabikuka nowe świetło. Dotychczas przedstawiono go inaczej.
Tak czy inaczej upór szeryfa nie zmienił się ani trochę.
- Naszej pomocy? A kim my niby jesteśmy? Jak na razie mieliśmy po prostu szczęście, to wszystko. Powiem ci coś. Historia z rejestrem mnie nie zaskoczyła. To, że jesteśmy skazani na tę planetę od chwili narodzin jest oczywiste. I właściwie nie chcę tego zmieniać. To moje miejsce, do którego już przywykłem. Od początku chciałem tylko by moja wioska oraz trzy sąsiednie były niezależne od Caina. Jeśli możesz mi to zapewnić, mamy deal. W przeciwnym wypadku nie mamy o czym rozmawiać.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 23-09-2014 o 19:54.
Caleb jest offline  
Stary 30-09-2014, 15:29   #200
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
Najemnik spojrzał tylko spod uniesionych brwi na mężczyznę. Zastanawiał się nad tamtego słowami, nic sobie nie robiąc z przeciągającej się ciszy po słowach Alexandra. Po dłuższej chwili powiedział:
-Uwolnią nas? Od tak po prostu?- uśmiechnął się paskudnie -Dla mnie opuszczenie Epsilona nie jest jakimś ważnym aspektem. Bez tego daje sobie dobrze radę.
Zamilkł na chwilę, zapatrzył się w kosmos i na planetę, widział tylko hologramy ukazujące ten widok. Teraz nie mógł się nie czuć zaczarowany, rozkoszował się tym widokiem, próbował zapamiętać każdy detal by później móc odtworzyć wszystko w pamięci. Po paru sekundach rzucił pytanie, które nurtowało go:
-Czy wydobycie pasożyta zniszczy planetę?
 
Matemaru jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172