Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2014, 15:44   #42
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Jedna decyzja. Jedna niefortunna decyzja… a potem szereg kolejnych, wynikających z poprzednich zdarzeń… równia pochyła…

- Hej. Panie Olsen – Harris mocniej ujął swoją strzelbę. – Słyszał pan?
- Jasne – odparł Olsen. Tylko martwy mógłby nie usłyszeć tego huku.
- Nie. Nie strzał – Harris pokręcił głową. – Tam pewnie odstrzelili tego złapanego skurwysyna. Tam. Pośród skał. Słyszałem chyba jakiś rumor i krzyk. Sprawdzimy to?

Odstrzelili tego złapanego skurwysyna?! Jak to odstrzelili ? Kto?! Przecież nawet nie zdążył zadać mu choćby jednego pytania! Czy ci ludzie poszaleli? Zgroza i niedowierzanie pędziły po głowie Olsena i w najlepsze ganiały w berka, toteż z jakimś opóźnieniem dotarło do niego to co dalej mówił Harris. Rumor i krzyk… pośród skał….Sprawdzić? Właściwie czemu nie… nawet powinni… mieli taki obowiązek…. To mógłby być ktoś z bandy Harpera… albo dziki… Nie powinni zostawiać za sobą nic, czego by nie sprawdzili.

- Jasne... - powiedział po raz drugi, tym razem z nieco mniejszym entuzjazmem. Wciąż miał wrażenie tego wszędobylskiego spojrzenia łaskoczącego kark i stawiającego włosy dęba. - … gdzie to było? Ja tam niczego nie słyszałem. Prowadź pan, panie Harris...

Harris, noszący to samo nazwisko, co jeden z gentlemanów w grupie pościgowej, bynajmniej jednak nie mający ani jego manier, ani ogłady, tak naprawdę nazywał się Bill Harrison. Ale wszyscy na tego poganiacza wołali Harris i tak już się przyjęło.
Bill poprowadził pośród skały gdzie, po minięciu pierwszego większego głazu, ujrzeli zadymione rumowisko. Na jego dole, trzydzieści metrów od nich, pośród skałek i kamieni leżał jakiś człowiek. Nie dawał oznak życia.

Trzeba było wtedy brać nogi za pas. Dać koniowi ostrogę i gnać przed siebie. Może wtedy… może wszystko potoczyło by się inaczej….

- To chyba ten mieszaniec, Shilah - zdziwił się Harris. - Pewnie donosił dla Diabła, albo próbował zwiać. Tacy kolorowi, jak on, nie majom nawet kapki honoru, prawda panie Olsen? - zakomunikował Carrey.
- Może być że prawda. - zgodził się Olsen, bo od kiedy ludzie z pościgu zaczęli w tajemniczy sposób znikać sam podświadomie zaczął szukać winnego, a mieszaniec jak nikt inny wpasowywał się w stereotyp kogoś, kogo można by obarczyć winą za wszystkie niepowodzenia. - Ostrożnie panie Harris, to może być kolejna zasadzka… - dodał jeszcze cicho bankier, kiedy ruszyli w stronę leżącego.

Shilah poruszył się wyraźnie, jęknął, próbował unieść głowę, ale Harrison był już przy nim i odbezpieczył rewolwer mierząc w tył głowy chłopaka.
- Ani drgnij, kundlu! - warknął, mogąc w końcu kogoś obwinić za niepowodzenia, jakie do tej pory spotykały grupę pościgową.
- Yea, ani drgnij. - zawtórował mu Olsen, który jednak całą uwagę poświęcał w tej chwili penetrowaniu okolicy. Wciąż cierpła mu skóra na karku. Młody mieszaniec był zdrowo poobijany, poza tym był przy nim Bill Harris, który gdyby tylko chciał z łatwością mógł posłać Shilaha do diabła. Zagrożenie, jeśli w istocie byli w niebezpieczeństwie mogło pochodzić tylko spośród skał. Z bronią w ręku, nie pośród gwiżdżących kul czuł się nieco pewniej. W końcu byli niedaleko pozostałych z grupy pościgowej. Nerwy miał zszargane, ale wyłapanie koni i odstrzelenie gada w zadziwiający sposób łagodziły nagromadzone od nocnych wypadków napięcie.

Jak bardzo można się mylić… o gorzka ironio…. żeby tak umieć…. przewidzieć….

- Co? - spytał nagle kiedy wydało mu się że kolejny bolesny jęk mieszańca artykułował jakąś treść - Mówiłeś coś, Siliahu Willkinson?
 

Ostatnio edytowane przez Bogdan : 27-07-2014 o 15:47.
Bogdan jest offline