Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2014, 18:17   #81
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Poganiał Myszatego na ile potrafił, by nie zlecieć z jego grzbietu. Kiedy zaś na widnokręgu zamajaczyły mury miasta, jakby potrafił to puściłby się w galop. Na szczęście nie potrafił, więc oszczędzał sobie i innym tego typu atrakcji.
~ Mury stoją, miasto stoi. - powtarzał sobie w myślach stając w strzemionach i wypatrując oczy.
Brama połatana, strażnicy okrzyknęli ich z daleka. Nie było widać jakiś zniszczeń które przyprawiły by go o palpitację serca. Nie było łuny pożaru, choć w powietrzu od dłuższego czasu było czuć swąd i dym.

A potem wjechali na rynek.

Czarodziej czytał edykt, a Burro zsiadł z konia i na chwiejnych nogach podszedł do szubienicy. Rudy Siemion wisiał na śmierć zabity. Z wywalonym poczerniałym językiem, kikutami rąk, wybałuszonymi oczami. Niziołek postąpił jeszcze krok, ale zatoczył się i przytrzymał słupa, po czym gwałtownie zwrócił wszystko co zjadł tego dnia od śniadania po podwieczorek.
Po dłuższej chwili wyprostował się i spojrzał jeszcze raz do góry. Strażnicy, którzy ściągali pierwsze z ciał wiszących w rzędzie przerwali pracę. Może nawet uśmiechnęli się półgębkiem na widok delikacika, który rzyga ledwo truposza zobaczy, ale Burro nadal patrzył na Siemiona. Szybko podszedł do konika i plecaka troczonego do siodła po czym powiedział do kompanów
- Przepraszam was, ale nie dam rady dziś już spotkać się z burmistrzem, palladynami czy maginią. Muszę się zająć… moimi sprawami, zadbać o rodzinę. - Kucharz ściągnął plecak, ubrał paski na ramiona i ruszył szybko do Werbeny.

Carie krzyknęła i rzuciła mu się w ramiona, zaraz przybiegła Milly i Gucio. Wszyscy na środku izby padli sobie w ramiona. Burro długo trzymał ich wszystkich w uścisku, długo szeptał żonie coś do ucha. Ich widok i dobre zdrowie sprawiło, że niziołkowi trzęsła się broda, mimo że usilnie próbował to ukryć w przedłużanym przytulaniu. Nic im się nie stało, to najważniejsze. Wszystko będzie dobrze. Długo to sobie powtarzał w myślach, długo się przekonywał sam do tego aby wreszcie w to uwierzyć. Potem zaczął powtarzać to rodzince, starej jędzy Rozalii nie wyłączając.
Uścisnął w końcu prawicę Grega, który jak z zadowoleniem stwierdził kucharz, przeniósł się z lazaretu do Werbeny i nawet już pod mieczem chodził. Pierwszy góral zaczął się dopytywać z czym wracają, a kucharz dopytywał się co się w mieście działo. Długo jednak to nie trwało, bo Burro wstał, odłożył pucharek z naleweczką.
- Siemiona powiesili.
- Tak jest, za złodziejstwo. - Greg skrzywił się wyraźnie. - Za to że naraził…
- Co naraził… on przecież… - Burro mamrotał pod nosem i kręcił głową. Greg znał go na tyle, że zorientował się w mig jakie wrażenie zrobiła ta śmierć na kucharzu. Nie zadana przez nieumarłych, a ludzi. - Nie mogę choć teraz… go zostawić… Trzeba pochować…
Kucharz mówił coraz ciszej, przez ściśnięte gardło.
- Spalić. Tak by nic mu już po śmierci nie przeszkadzało. Tak się teraz robi Burro. - najemnik położył mu rękę na barku.
- Pójdziesz ze mną? Mnie samemu go nie oddadzą, te łotry co go powiesiły.
Greg skinął głową, uwinęli się szybko, wzięli wózek i ruszyli na rynek.

Niziołek długo stał i patrzył w płomienie pod stosem pogrzebowym. Był nieludzko zmęczony, przecież nie dane mu było się wyspać porządnie od tak dawna. Mimo to ciągle patrzył na huczące płomienie, tak jakby hipnotyzowały go, przyzywały, nie pozwalały odejść. Już dawno zaszło słońce, Greg nie raz i nie drugi odwracał się w kierunku murów, gdzie walczyli jego dawni koledzy ze straży. Burro zaś dopiero gdy wszystko zgasło, zszarzało, utonęło w mroku powlókł się do Werbeny.
Usiedli w kącie, Carie położyła już Milly ale widząc że oni jeszcze nie idą spać, przysiadła się w ciszy. August zmęczony nocnym czuwaniem spał mocno na górze. Kucharz przyciągnął żonę do siebie, nalał naleweczki do swojego i Gregowego kubka.
- Pamiętacie jak tu przybył? Ileż to lat temu? Nie przypomnę sobie chyba. Mróz był ostry jak zaraza, a on w portkach i lnianej koszuli, w podartej szubie. Zrazu widać było, że ręce to aż trzęsą mu się do okowity. Ale przecież nie zawsze tak było, co? Przecież jakby zawsze był ochlaptus i łajza nie przyniósł by ze sobą tego.
Burro spojrzał na wiszącą nad wejściem do kuchni krzywą szablę. Zamilkł na chwilę, najwyraźniej próbując sobie przypomnieć.
- Nie pamiętam już nawet jak o niej mówił. Ale tyle wiem, że nie było większej świętości dla niego. Jakby to relikwia była.
Greg łyknął z kubka.
- Tak broń, to ino żołnierze traktują. I wierzaj mi, nie raz już to widziałem. - wskazał palcem na szablę. - To dobra sztuka żelaza, ciężka szabla kawaleryjska. Ale nie ozdobna, do walki nie od parady. Nie masz na niej kamuszków, herbu. To nie pamiątka, to broń żołnierza. Może dostał od kogoś?
- Sam nie wiem. - powiedział smutno niziołek. - Prosił by pozwolić mu ją tam powiesić, to pozwoliłem. Przecież ściany mi od tego nie ubędzie. A pamiętasz… teraz dopiero sobie uświadomiłem. On jedną porą, rok w rok siadał tu patrzył na nią. Wyciągał ten swój dziwny instrument. Pamiętasz jak śpiewał? Bo mi się zdaje że ledwo co kojarzę ten jego przepity głos. Ale wtedy jak patrzył i śpiewał to zdawał mi się innym człowiekiem, wiesz?
- Ten głos był jakby nie jego. - Skinęła głową Carie. - On zmieniał się, jakby mu lat ubywało, moc jakaś wstąpywała w niego. Nic nie rozumiałam z tego dziwnego języka, ale zawsze przecież wszyscyśmy słuchali jak odurzeni. A pamiętacie jak...

Владимир Высоцкий ~ Банька по-белому - YouTube

Posiedzieli jeszcze chwilę, zasłuchani we wspomnienia. I jakoś ta bliskość pomogła Burrowi. Bo trochę zeszło z niego myślenie, że to on Siemiona do śmierci doprowadził. Że to on w łapy helmitów go oddał. Że może lepiej by było jakby go ludzie w świątyni stłukli, bo może na tym by się skończyło. Przecież pobitego, skrwawionego nie powiesiliby, prawda?
A tak, siedział, w głowie brzmiał mu śpiew Siemiona tak jakby on sam przy stoliku obok siedział i ochrypłym głosem prosił, by mu przyjaciel ogień w łaźni zapalił.
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 28-07-2014 o 22:33.
Harard jest offline