-A może wypijemy jeszcze po jednym? – Zaproponował tęgi krasnolud, wymachując przed towarzyszami pustym kuflem. Grodug, bo tak się owy krasnolud nazywał, pochodził z twierdzy Karak Kadrin znajdującej się w przełęczy łączącej Imperium z Mrocznymi Krainami. Swój dom opuścił niespełna kilka tygodni temu, gdy otrzymał wiadomość, że jego ludzki przyjaciel - Felix Lang – zaginął wraz ze swoją drużyną w podziemiach Karak Azgal. Niespełna dwa dni po otrzymaniu tych wieści, krasnolud wyruszył w nieznane z nadzieją odnalezienia go, żywego lub martwego.
Teraz, po wielu dniach tułaczki, siedział w karczmie, gotowy wkroczyć w odmęty ciemności, które spowijały podziemia Karak Azgal. Na całe szczęście nie musiał tam wchodzić sam. Towarzysze, których tu poznał wydawali się Grodugowi, jedyną szansą na przeżycie. Nie ufał im jeszcze w pełni. No ale przepił z nimi prawie cały tydzień. Na podróż wydał połowę swych oszczędności, a drugą w tej karczmie. Nie był dumny z odziedziczonej po ojcu skłonności do alkoholu, ale nie miał zamiaru się tym teraz zamartwiać.
-O lampę nie musisz się martwić. Zwędziłem z roboty jedną. Sztormową w dodatku i trochę oleju. – Zwrócił się do Helmuta. Bez wątpienia człowiek ten był dobrym wojownikiem, jednak robił na Grodugu wrażenie człowieka nieco oschłego. – Nie wiem ile będziemy w tych podziemiach siedzieć, więc możesz kupić trochę dodatkowego oleju, na wszelki wypadek.
-Dobra! Nie wiem jak wy, ale ja wypiłbym sobie może jeszcze jeden kufel piwa. Chciałbym przy okazji wypytać barmana o tego mojego znajomego, więc załatwię obie te sprawy za jednym zamahem. – Powiedział, po czym wstał. Wielki kilof, który opierał się o krzesło, gruchnął z hukiem na ziemie. Grodug poczuł nagle na sobie spojrzenie pijących przy stolikach obok. Lekko zmieszany odrzekła. – Pff… Gapią się jakby nigdy kilofa bojowego nie widzieli. – Szybko podniósł go i przewiesił za plecy. – To jak? Piją ta coś jeszcze? – Zwrócił się do towarzyszy. |