Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2014, 15:10   #25
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Do Khar
Eresdur, siódmy dzień jesieni, roku wielkiej gwiazdy


Deszcz spadał z nieba nieprzerwanie. Ciężkie krople bombardowały skaliste szczyty, jak gdyby sami Bogowie chcieli zatopić te największe szczyty Eresduru. Kotołak usłyszawszy gdzie jego nowy kompan ma swoja siedzibę, obrał najkrótsza drogę w tamtą stronę. Posiłkując się mapami jak i wiedzą Semora postanowili ruszyć górami ku Ciasnemu Przesmykowi, by za nim po wschodnim zboczu góry zejść w pobliże wioski.

Deszcz jednak nie ułatwiał drogi, poruszali się wolno, przeczekując w jamach co najgorsze ulewy. Futro Tygrysołaka napuszyło się i poskręcało od wilgoci, było to bardzo nieprzyjemne, czuł się niekomfortowo we własnej skórze. Nie spotykali po drodze żądnych większych bestii, pierwszego wieczora Dokar upolował zająca, którego upiekli nad ogniskiem.

Teraz jednak po za deszczem pojawił się kolejny problem. Stali przed wejściem do przesmyku, jednak dalszą drogę zagradzała im plątanina kamieni i drzewa. Zapewne jedna z błyskawic uderzyła gdzieś niedaleko, wywołując mała lawinę. Ciężkie głazy, oraz porwane przez nie drwo, zagrodziło przejście, tworząc bramę w której żadne myto nie wykupi przejścia. Semor przez chwile oglądał zaporę, oraz wspiął się na nią kawałek, by po chwil zeskoczyć.
- Wspinaczka nie wchodzi w grę, zbyt niestabilne. Zawaliło by się i przysypało nas. –mruknął, a głośny grzmot rozbrzmiał w oddali. Nadchodziła kolejna burza.
- Powinniśmy zawrócić i znaleźć okrężny szlak. –zaproponował.

Tygrysołak widział jednak jeszcze jedno rozwiązanie. Obejście przesmyku, poprzez zwykłą wspinaczkę na pobliskie szczyty. Co prawda w czasie burzy, będzie to niezwykle niebezpieczne… ale o wiele szybsze niż okrężny szlak. Droga naokoło zajmie im pewnie tydzień, a nie wiadomo czy starczy na tka długo zapasów. Zaś natknięcie się, na grasujących po niższych rejonach gór, bandytów, gdy w żołądku burczy to mało przyjemna opcja. Łowca potworów dowodził w tym duecie, do niego pozostawało podjęcie decyzji.

George Hazard
Wolne miasto Asugartta, jedenasty dzień jesieni, roku wielkiej gwiazdy.


George leżał w swym łóżku , oddychając miarowo. Sen otulił go swymi delikatnymi ramionami, zakrywając uszy przed świszczącym za oknem wiatrem i bębniącym o bruk deszczem. Młody kupiec śnił o rewolucji, wolności i sprawiedliwości – piękne sny złożone z Marzen wypełniających serce młodzika.

Wiatr uderzył mocniej o drewniane okiennice, otwierając je z hukiem. Jego zimne macki wkradły się do izby Hazarda. Zaskrzypiały deski, a chłopak zadrżał z zima. Dylmeat przed którym często stawali ludzie, zaatakował i jego – zostać pod pierzyną i kuląc się w jej ciepłym uścisku, przeleżeć noc z otwartym oknem, a może wstać narażając swe ciało na chłód, by jednak zamknąć niesforne okiennice?
Tego wieczoru umysł chłopaka kazał mu otworzyć oczy, odrzucić pościel i pokonać podstępny wiatr, odcinając mu drogę odwrotu.

George otworzył oczy i zamarł. Nad jego łóżkiem stała wysoka postać oświetlona blaskiem księżyca.


Zakapturzony mężczyzna, odziany w skórznie oraz lniany czarny płaszcz. Długi, misternie wykonany nóż połyskiwał w jego uniesionych dłoniach. Cichy i beznamiętny jak sama śmierć, opuścił broń w dół. Geroge zdążył jednak przeturlać się na łóżku, tak ze Sotrze miast przebić serce, rozdarło jedynie ramię. Krzyk bólu wyrwał się z gardła Hazarda gdy posoka zbroczyła pościel. Nie było jednak czasu na łzy i użalanie się nad sobą. Zabójca ruszył bowiem na niego by dokończyć swoje zadanie.


Silvez Grainson
Advartia , czternasty dzień jesieni, roku wielkiej gwiazdy.


Wsi piękna, wsi wesoła… oj spokojna chłopa dola – tak można by podsumować ostatnie dni młodego chłopa.
Od przybycia tajemniczego staruszka minęło już osiem długich i pracowitych dni, podczas których w życiu Silveza nie wydarzyło się absolutnie nic ciekawego. Nie licząc tego że jedna kura zdechła, gdy przypadkiem ojciec Grainsona odrzucił na nią łopatę.
Zycie toczyło się swym normalnym tempem, bez koszmarów, przygód, potworów, skarbów, tajemniczym inskrypcji, oraz starych meneli którzy obwieszczają ci że jesteś synem króla lub wybrańcem.
Nuda.

Osiem to jednak ważna liczba. Tydzień ma siedem dni, siedmiu jest bogów w panteonie Advarti, siedem jest też wielkich legendarnych potworów, które ponoć śpią na całym globie. Więc kolejna liczba jest czymś co zaczyna nowy cykl. Nikt nie myśli o niej jako o nowym dniu, lecz jako o początku nowej sekwencji siódemek. To trochę przykre dla tej szlachetnej liczby, która przewrócona staje się symbolem nieskończoności. Dlatego tez mało kto zwracał uwagę na to, że najczęściej rzeczy wielkie mają swój początek, osie dni, godziny czy minut po tym jak pojawia się pierwszy ze znaków.

Końskie kopyta młóciły ziemię, gdy silny wierzchowiec podjechał do ogrodzenia, przy którym Silvez karmił akurat świnie.


Rycerz w zbroi pokrytej kurzem i pyłem, który osiadł na niej w czasie podróży, spojrzał spod przyłbicy na chłopa. Jego koń zarżał donośnie, gdy ten zatrzymał go przy młodym chłopie. Na chorągwi która niósł, powiewała flaga królestwa Advarti.
- To twoje włości? –zapytał, niezbyt uprzejmym tonem.
Kiedy Grainson potwierdził to kiwnięciem głowy, zbrojny wydobył zza pazuchy list. Rozwinął zwój, po czym oficjalnym tonem odczytał.

- Najstarszy syn każdej rodziny, stawić ma się w najbliższym mu garnizonie. Ze względu na niepokoje w królestwie Ordilionu, oraz ostatni wzrost aktywności potworów na ziemiach naszego państwa, zostaną powołane specjalne siły chroniące miasta i granice. Jeżeli ktoś nie zjawi się w garnizonie do dwudziestego dnia jesieni, jego rodzina zostanie uznana zdrajcami, oraz wydana zostanie kara śmierci na wszystkich jej członków.

Dalszej części wiadomości, były już tylko formalności związane z tym kto taki rozkaz wydał i inne pierdoły, których Silvez nie słuchał.
- Mam nadzieje, że zrozumiałeś kmiocie. Przekaż to swej famili, po czym wsiadaj na koń, lub poślij swego brata. –warknął rycerz, po czym pognał konia w stronę najbliższej farmy, by szerzyć nieprzyjemne wieści.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline