Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2014, 17:06   #82
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Ybn Corbeth, Dom burmistrza Mitchela Tyresa
Zmierzch

Cytat:
- PRZYGODY NAKIELA I JARACZA -
STAŻ BURMISTRZOWSKA

Nakiel Młodszy postarzał się nieco przez ostatnie kilka dni, ale nie przejmował się tym specjalnie. Na jego blond czuprynie te kilka siwych włosów było niewidoczne, a ta blizna na policzku od ciśniętego trupią ręką zardzewiałego oszczepu goiła się ładnie i zapowiadała się na dodatkowy wabik na panny. Teraz jednak stał w drzwiach domu burmistrza i trzymał wartę - a właściwie trzymał wartę z Jaraczem, który jednak ukrył się cichcem w krytym wozie urzędnika i postanowił złapać nieco snu przed nocą.
Młodzieniec westchnął, ale weteran powtarzał mu (żując kawał tłustej wieprzowiny i zagryzając chlebem), że porządny najemnik je i śpi, gdy tylko jest okazja. A jeden do warty wystarczy.
Niespodziewanie Nakiel z okna na piętrze usłyszał szept, podniósł głowę i zobaczył tam głowę Salihandry, młodszej córki burmistrza, która niedługo miała wejść w odpowiedni wiek do małżeństwa.


Nieco młodsze od niego dziewczę puszczało mu nie do końca niewinne całusiki wystawiając głowę z okna...
... i tak się zapatrzył w ów owoc zakazany, że nawet nie zauważył jak ktoś konno podjechał dopóki jeździec nie rzucił w niego wodzami i zniknął w drzwiach.
- Dupa z ciebie nie strażnik - dobiegło mruknięcie z wozu.

C.D.N.
CZARODZIEJ Z WIEŚCIAMI

Shando udał się prosto do burmistrza, który - jako głowa miasta - był jakoby głównym zleceniodawcą wyprawy. Prosto z drogi, rzuciwszy końskie wodze jednemu z żołnierzy (a raczej rekrutów, gdyż ten wyglądał tak młodo jakby dopiero dziś założył zbroję) od razu stawił się przed obliczem rządcy miasta i ukłonił mu się z szacunkiem.
- Szanowny burmistrzu Mitchelu Tyresie! Zgodnie z poleceniami udaliśmy się do Czarnego Lasu, by odnaleźć mistrza Albusa Blackwooda i poprosić go o pomoc lub radę.
Shando zrobił przerwę.
- Odnaleźliśmy ukrytą czarami siedzibę maga, ale nie dane nam było złożyć mu oferty. Nie przywozimy pomocy, za to przywozimy wieści. Winnym plagi nieumarłych jest inny mag imieniem Korferon, który rozerwał Osnowę, zaś sam Albus - przeklęty szaleństwem, które odpuszcza tylko w pełni - winien jest bestialskich ludobójczych zbrodni. Zamierza także pomóc Korferonowi. Nie byliśmy niestety w stanie go zatrzymać. Mamy dziennik Albusa, ale obawiam się, że zanim skończymy lekturę, pojawią się nieumarli.

Burmistrz był mocno zdumiony, gdyż calishyta praktycznie wtargnął do jego domu, zupełnie ignorując postawionego na straży najemnika. Tyres obiecał sobie w duchu, że zwolni niekompetentnego gamonia z samego rana.
- Nieumarli z pewnością pojawią się za mniej niż świecę, w końcu słońce już prawie za horyzontem - odparł starając się zachować godność ukryć fakt, że bał się jak diabli. - Dziękuję ci szanowny… wojowniku - cóż, Shando nie raczył się przedstawić - za twoją odwagę i poświęcenie dla miasta. Skoro jednak twe działania nie przyniosą natychmiastowych efektów proszę byś udał się na spoczynek - po trudach wędrówki ci się należy - a rankiem zdał szczegółowy raport sir Hightowerowi. Obecnie on zajmuje się obroną miasta i wszystkimi… hm… problemami związanymi z kwestią… hm… nieumarłych. - burmistrz zerknął w bok, gdzie za drzwiami do dalszych pokoi czaiły się jego dzieci, podsłuchująć zawzięcie. Nie chciał ich straszyć bardziej niż potrzeba.

Shando odwrócił się i odszedł, niemal prychając z pogardą. Wokół świat się wali, ale burmistrz udaje, że w jego domu to co innego. Wyszedł z domu burmistrza z miną jeszcze bardziej ponurą. Nic dziwnego, w końcu musiał sobie uświadomić, że historii Wishmakerów takiego udawania było dużo. Przyjęcia podczas Wielkiej Zarazy, obfite uczty, gdy na ulicach panował głód taki, że zaczynało brakować szczurów... taaak, Wishmakerowie gdy byli u szczytu potęgi zawsze uważali że świat swoje, a oni swoje. Może dlatego mieliśmy tyle wzlotów i upadków, pomyślał czarodziej, obiecując sobie - jak dziesiątki jego przodków - że, gdy dojdzie do potęgi, on będzie inny.


Ybn Corbeth, Gospoda "Werbena"
Noc

Pióra Shando, Mary i MG jako Umy

Burro mocno się zdziwił, gdy przybyła niedługo po zmroku Marapoprosiła o wspólny pokój z Shando. Co prawda ze względu na plagę nieumarłych pokoje we wszystkich gospodach były zajęte, lecz Greg po znajomości z cmentarnym wypłoszem zgodził się oddać im na jedną noc swój pokój. I tak miał zamiar spędzić noc na piciu za zdrowie Siemiona (już odżałował, że przez tego łajzę został cieżko ranny) i wypytywaniu niziołka o jego przygody. Gdyby obaj mężczyźni wiedzieli co planuje osobliwa para nie piliby tak spokojnie…

***


Shando i Mara weszli do pokoju Grega. Na pierwszy rzut oka widać było, że nie był to pokój dla gości; raczej klitka przerobiona z pomieszczenia gospodarczego by służyła komuś, kto nie potrzebuje wygód. Wąskie łóżko, stół, dwa krzesła, mały żelazny piecyk, skrzynia i niska szafka, na których leżały niedbale porozrzucane rzeczy. Najwyraźniej wikidajło Burra nie dbał ani o wystrój, ani o porządek. Oboje szybko urządzili prowizoryczne sprzątanie, by uczynić izbę bardziej zdatną do spania.


- Maro, ty bierz łóżko, ja rozłożę matę na podłodze - calimshanin rozejrzał się po pokoju i nie zobaczył nic, co by go zmartwiło czy zaniepokoiło. Spał w gorszych miejscach i w gorszym towarzystwie.
Jak powiedział tak zrobił. - Szkoda marnować czasu, śpijmy póki możemy. Nic nie poradzimy dopóki znów nie przyjdzie mnie dręczyć.
Dziewczynka skinęła mu głową, ziewnęła rozdzierająco i zwaliła się na łóżko wbijając twarz w poduszkę.

Zmrok za oknem pogłębił się, a głosy dochodzące z głównej sali raz to cichły, raz to wybuchały entuzjazmem. Shando pochrapywał cicho, ale Mara nie mogła zasnąć mimo że była świadoma, iż jej również długi nocny sen jest potrzebny by wrodzone jej zdolności mogły zamanifestować się w pełni. Kaszmir zniknęła gdzieś polując na myszy, a Strzyga sapał cicho, zadowolony z bezpiecznego noclegu. Do czasu.

WEJŚCIE UPIORA

Mara wyczuła zjawę zanim jeszcze pokój ogarnął nienaturalny chłód. Często tak miała, wiedziała kiedy umarli nie chcą odejść w spokoju. Szturchnęła Shando, który zerwał się z posłania; od razu przytomny i gotów do starcia. Sekundę później przez zewnętrzną ścianę przepłynęła mała biała postać. Strzyga zaskomlał i wlazł pod łożko. Mara zadrżała i poczuła jak kolacja podchodzi jej do gardła. To nie był byle duch. Uczucie było takie samo jak wtedy gdy inna zjawa nawiedziła jej dom; wtedy gdy zginął Arne - jakby sama obecność nieumarłego wysysała z niej siły i życie. Podobnie czuł się Shando.


Zmarła Uma spojrzała na czarodzieja, potem na dziewczynkę, a na jej twarzy odmalował się pełen furii grymas.
- Z nią też się chcesz zabawić, calishyto?! - wrzasnęła i rzuciła się na Shando.
- Wiej! - krzyknął Shando, czując, że nic tu po rozmowie - Zatrzymam ją!
w myślach już dodając: ... a przynajmniej spróbuję.

Spod szerokiego pasa czarodziej wydobył krótką, metalową różdżkę, z której wystrzelił ładunek energii prosto w Marę, krzycząc aktywujące hasło - Egidos!... okrywając dziewczynkę błyszczącą energią, formującą się na kształt migoczącej, ledwie widocznej zbroi. Białe smugi energii, wciąż emanujące z różdżki wciąż lekko świeciły echem przed chwilą użytego zaklęcia.

GDZIE MAG NIE MOŻE, TAM BABĘ...
Mara skuliła się w pierwszej chwili czując jak duch wysysa z niej siły. Przypomniało jej się z detalami spotkanie w chacie przy cmentarzu, które to Arne przypłacił życiem. Stała jak wryta walcząc z rodzącą się paniką. Z odrętwienia wyrwały ją słowa ducha i jej wściekły atak na czarodzieja. Mara zignorowała nakazy Shanda, przecież nie mogła go tak zostawić!
- Zostaw go, słyszysz! - w jej krzyku pobrzmiewała błagalna nutka. - On nie zasługuje na to co mu gotujesz. Dlaczego to robisz?
I skoczyła do przodu gdzie trwała kotłowaninia próbując własnym chuderlawym ciałem osłonić olbrzyma.
Uma zatrzymała się wpół widmowego kroku, ze zdumieniem patrząc na dziewczynkę. Bliskość nieumarłej, stojącej o krok przed nią, była trudna do wytrzymania; z tej odległości Mara dokładnie widziała zadane Umie rany, straszliwie pokiereszowane ciało okryte białą koszuliną. Nie potrafiła sobie wyobrazić kto i dlaczego mógł tak okaleczyć dziecko. Żarty z Nautem na temat skórowania ludzi żywcem i zjadania dzieci nagle przestały być śmieszne, a stały się przerażająco realne.
- Czemu go bronisz? - spytała tym czasem zjawa, oskarżycielsko celując palcem w zaklinaczkę.
- Bo to mój przyjaciel - Mara spuściła wzrok bo widok ranił bardziej niż wyczerpująca obecność samego ducha. Z tym przyjacielem może rzuciła trochę na wyrost, Shando jeszcze po prawdzie nim nie był ale miała wrażenie, że mógłby zostać a Uma wyglądała na taką, której trzeba dać mocny powód. - To dobry człowiek i nie zasługuje na taki los. Czemu się na niego właśnie uparłaś? Przecież nic ci nie zrobił…

Przestraszony nie na żarty Wishmaker zdał sobie sprawę w jaką kabałę bezmyślnie wpakował dziewczynkę. Jeżeli umrze, pomyślał, będzie to moja wina. Powiniemem był załatwić to sam...
Ręce czarodzieja były gotowe do wykonania kolistych ruchów zaklęcia przyzwania, ale może Marze uda się przemówić upiorowi do ektoplazmatycznego rozumu. W razie czego, pozostaje Ognisty Szakal, by odgrodzić ją od wściekłego widma.

- Zranił mnie - wrzasnęła Uma, nie zwracając uwagi na manewry Shando. - Też mówił, że jest moim przyjacielem, a potem zabił mnie! - te słowa były już mniej pewne, stanowcze słowa Mary sprawiły, że utraciła nieco ze swego przekonania o winie Wishmakera.
- Wybacz mi owo zranienie Umo, byłem przestraszony. - Shando czuł rzeczywistą skruchę, choć może raczej żal za wpakowanie siebie w kabałę - I to nie ja Cię zabiłem. Gdy spotkam tego człowieka, czeka go zasłużona kara z moich rąk. Ja nie krzywdzę dzieci.
- Umo, to musiało być straszne… To co ci się przydarzyło - Mara uniosła na dziewczynkę pełne żalu oczy. - Ale nie Shando jest temu winny. Powiedz nam… Powiedz kto cię skrzywdził a my wyręczymy cię w twojej zemście. A ty… ty będziesz mogła zaznać wreszcie spokoju.

OPOWIEŚĆ O ZŁYM CALIMSHYCIE

Na wspomnienie swojej śmierci widmo zadrżało i rozpłakało się, kuląc się i ciasno obejmując chudymi rękami swoje ciałko. Szlochała dłuższą chwilę, a żywi stali nad nią, niezdolni objąć ją i pocieszyć.
- Nie wiem… - wychlipała wreszcie. - Był przejezdny, wyglądał trochę jak on - wskazała na Shando, choć czarodzjej nie uważał żeby był choć w najmniejszym stopnio podobny do fizjonomii oprawcy ze swoich snów.
- Przypomniij sobie coś więcej Umo. Nie znajdziemy go podług takiego opisu. Pamiętasz coś… charakterystycznego? - dopytywała się Mara ewidentnie przygnębiona cierpieniem dziewczynki.

Uma usiadła na podłodze i zamyśliła się.
- Gdy już byłam… - zaczęła po dłuższej chwili milczenia i wykonała ręką nieokreślony gest. - ...on został w Ybn kilka dni dłużej. Widziałam go, choć nie mogłam nic zrobić. To na pewno nie ty? - upewniła się patrząc na Shando, który energicznie potrząsnął głową. Uma zerknęła jeszcze na Marę i uspokojona kontynuowała. - Bał się czegoś, ale nie mnie, rozmawiał z tak samo starym, bogatym ybnyjczykiem ale śmierdzącym złem prawie tak jak on. Pytał o drogę do Dziesięciu Miast i gdzie tam może się ukryć i dobrze urządzić - mówiła powoli, często przerywając by przypomnieć sobie wydarzenia z przeszłości.
- Popytamy - Mara przeniosła wzrok na czarodzieja. - Skoro był przejezdny to pewnie zatrzymał się w karczmie. Na pewno karczmarz skojarzy calishytę, który u nas zawitał w tym czasie co zaginęła Uma. Musimy wywiedzieć się z kim z Ybn się ten morderca rozmówił. I tak ustalimy kim był i dokąd zmierzał.
- Ja widziałem jego twarz. Gdy przychodziłaś do mnie, twoje wspomnienia stawały się moimi - Shando mówił powoli, przezwyciężając smak brudnej wody w ustach, który pojawiał mu się zawsze gdy spotykał Umę - Najpierw odkopiemy cię i oddamy rodzinie, by pożegnali cię należycie. Zemsta przyjdzie potem. Gdy go znajdziemy, możemy nawet Cię wezwać, jeżeli powiesz nam jak.
- To nie takie proste - Uma potrząsnęła głową. - Nie zakopał mnie jestem… - dziewczynka opisała miejsce tak, jak je widziała ze swojej perspektywy,a Mara wzdrygnęła się. Ciało córki kołodzieja najprawdpodobniej znajdowało się w wielkim dole, do którego zlewały się ścieki z Ybn (prymitywny system otwartej kanalizacji na ulicach był zasługą łaskawości krasnoludów), deszczówka, wrzucano wszystkie śmieci, odchody, padlinę i bogowie wiedzą co jeszcze. Ciężko byłoby znaleźć tam całego wołu, a co dopiero szczątki dziecka, z których po trzech latach zostały już tylko kości. - I nie mam na tyle sił by opuścić Ybn. Co noc ktoś mnie woła i woła, ale trudno mi nawet dojść do granicy miasta, a co dopiero iść dalej.
- Gdy nabiorę nieco mocy, zaklęcie lokalizujące nie będzie problemem - uśmiechnął się czarodziej a Mara skwapliwie pokiwała głową.
- Zaufaj mu. Nie przysięgnę, że człowiek, który ci to zrobił otrzyma zasłużoną karę. Ale zrobimy co w naszej mocy. Czy to ci wystarczy aby teraz odpocząć i zaprzestać tej tułaczki po ziemskim padole?
- Chciałabym - Uma podniosła na Marę załzawione oczy. - Wcześniej budziłam się tylko czasem i na chwilę. Wolałam spać, śnić bez snów. Ale teraz co noc ktoś mnie woła i budzi o zachodzie słońca. Nie lubię nocy, boję się ciemności!! - dziewczynka skuliła się i zaczęła płakać.
- Ach, no tak… Od czasu zaćmienia nieumarli wracają każdej nocy - zrozumiała Mara. - Może… może jak znajdziemy twe szczątki i zgotujemy właściwy pochówek będziesz mogła odejść w spokoju…
Dziewczynka potarła czubek nosa.
- A wiesz kto woła? Co mówi? Bo my badamy tą sprawę wracających nieumarłych i informacje jak to wygląda z drugiej strony mogłyby i nam pomóc.

TEN, KTO WOŁA UMARŁYCH

Wishmaker pomyślał, czy nie wynająć od Burra jakiegoś pokoju na noc i nie zapłacić, by całą noc paliła się tam lampa. Byłby to azyl dla bojącego się ciemności ducha. Przynajmniej dopóki nie rozwiążą sprawy żywych trupów. Chciał pomóc dziewczynce, już nie tylko uwolnić się od niej. W końcu może był bitewnym magiem w zalążku, ale przede wszystkim był człowiekiem.
- Zgadzam się z tobą Maro. Umo, może znasz innych, co śpią niespokojnie? Gdybyś zaprosiła ich do rozmowy z nami, może ustalilibyśmy wspólnie kto was budzi. Choć musielibyśmy poprosić kapłana o ochronę, obecność zbyt dużej ilości mogłaby nas zabić.

Uma pokręciła głową i pociągnęła nosem, choć nie było już żadnego kataru, który mógł się z niego lać.
- Nie, wszyscy od razu odchodzą za bramy, chyba że zobaczą kogoś żywego. Zresztą też są straszni, źli i brzydcy, i na pewno śmierdzą, wyglądają jakby śmierdzieli. Nie chcę z nimi rozmawiać, boję się ich! - zbuntowała się zjawa, po czym posmutniała. - Nie chciałam wam zrobić krzywdy, nie wiedziałam, że to tak działa. Chciałam tylko przegonić jego - wskazała na Shando - bo myślałam, że chce cię skrzywdzić tak jak mnie, i jak wcześniej. Przepraszam…
- Nie masz za co - odparł Wishmaker.
- Nie smuć się Umo - pocieszała zjawę Marę. - Wiem, że nie miałaś złych zamiarów. Nikt nie ma do ciebie pretensji. No i ważne, że się dobrze to wszystko skończyło.
Zjawa skinęła głową w podzięce i kontynuowała.
- Najgłośniej słyszałam to pierwszy raz, wtedy gdy słońce tak nagle się pojawiło. Jakiś chrapliwy głos mężczyzny wołał: “Obudźcie się, wstańcie, przyjdźcie mi z pomocą”, prosił, groził, wabił i rozkazywał. Nie mogłam się oprzeć, czułam że muszę się obudzić, ale wtedy zobaczyłam innych, że wszyscy atakują; i zobaczyłam jego - wskazała calishytę - i poczułam taką wściekłość, że mogłam myśleć tylko o tym, żeby go skrzywdzić tak jak on… znaczy jak tamten pan skrzywdził mnie. Przepraszam - znów smutno spojrzała na Shando. - Ale chyba wszyscy byli źli, że ich obudzono, bo chcieli zrobić krzywdę żywym ludziom, nawet jeśli to była ich rodzina. Potem, podczas następnych nocy, już go nie słyszałam, to znaczy słów, ale cały czas czuję, że muszę iść w góry, że muszę tam iść i pomóc temu, kto mnie wołał, choć nie wiem w czym. Tylko że nie mogę się stąd wyrwać- umilkła na chwilę. - Ale myślę, że to dobrze i teraz jak z wami rozmawiam i jesteście tacy kochani to myślę… że część tej złości we mnie, to jest jego złość. Tego pana, który woła umarłych.

W umyśle Shando, szkolonego w sztukach inżynieryjnych i geografii powstał pomysł dziwacznej busoli, w której rolę wskazówki pełniłby szkielet myszy uwiązany na sznurku za środkową oś. Mimo grozy nocnej rozmowy z duchem uśmiechnął się nieco wyobrażając sobie ów dziwaczny Wykrywacz Korferona.

- Iść w góry… - powtórzyła Mara w zamyśleniu. - Grzbiet Świata. Czyli tam się ten Korferon ukrywa… Myślę, że warto to powtórzyć w Ybn. Jakby jakąś ekipę szykowali co by to zło zatrzymać…

ODEJDŹ W POKOJU, UMO

- Dziękuję - Uma uśmiechnęła się i wstała. Mimo że w chwili śmierci była te dwa czy trzy lata młodsza dorównywała Marze wzrostem. - Wiem, że wam się uda. Macie w sobie… takie światło… jako duch widzę więcej. Zwłaszcza ty - wyciągnęła rękę w stronę Mary. Córka Olafa wzdrygnęła się, gdy niematerialne palce dotknęły jej klatki piersiowej. I chociaż według praw logiki nie powinna była czuć dotyku ducha to jednak poczuła - dotyk Umy był dla niej tak materialny jak żywej dziewczynki i tylko porażający chłod świadczył o tym, że jej ciało nie styka się z ciałem prawdziwego człowieka. Jednak Mara poczuła coś jeszcze - jak gdyby gdzieś wewnątrz, pod żebrami poruszyła się i zajaśniała kulka mocy, która zawsze tam była, lecz teraz w odpowiedzi na dotyk ducha podskoczyła w uznaniu i powiększyła się.
- To ja już może pójdę, dam wam się wyspać. Już zapomniałam jak to jest - westchnęła z zazdrością Uma i skierowała się w stronę zewnętrznej ściany pokoju.
- Umo, dopóki to się nie skończy, spróbuję znaleźć ci zamknięty i jasny pokój, byś mogła spędzić w nim godziny mroku - postanowił Shando - Nie wiem kiedy, ale postaram się jak najszybciej.
Uma uśmiechnęła się do niego o zniknęła. Mara odprowadziła zjawę wzrokiem łapiąc się za klatkę piersiową jakby ktoś raził ją prądem.

- No i widzisz, a jednak się dziś wyśpisz - wyszczerzyła radośnie rzędy białych ząbków do czarodzieja. - Pozbyliśmy się twojego problemu i jeszcze parę cennych wieści o Korferonie nam wpadło. Jutro w mieście popytamy zaś o Umę i tego przejezdnego… Taki ktoś nie powinien chodzić po ziemi bezkarnie...
Ziewnęła rozdzierajaco wszak nie zdążyła jeszcze oka zmrużyć a zmęczenie dawało się we znaki. Padła twarzą w poduszkę i nakryła kocem po sam czubek nosa.
- Dobranoc Shando Wishmakerze… - szepnęła, a po chwili ciszy dodała jeszcze. - Myślisz, ze Hornulf… uratuje jutro Nauta? - kolejny ziew wyrwał się z jej ust. - Obiecałam… mu. I Umie obiecaliśmy… Grimaldus mówił, że za łatwo daję… słowo…
- Ja słowem nie szastam - poważnie odpowiedział czarodziej - Ale ty je masz, wraz z moją wdzięcznością. Gdybyś potrzebowała pomocy, Ja Ci jej udzielę.
Dziękuję, Maro. I dobranoc.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 29-07-2014 o 17:21.
TomaszJ jest offline