Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2014, 11:53   #104
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Tyr

Tyr siedział niemrawo lustrując pustym wzrokiem płonące kawałki drewna. Czuł jak paskudne choroby powoli zaczynają zawładać jego ciałem. Mieli niewiele czasu, a przynajmniej on. Liczne rany i zadrapania na całym ciele zwiastowały nieodwracalne zmiany w jego ciele i nie było tu mowy o bliznach. Powoli wstał krzywiąc się przy tym z bólu.
-Idę jej szukać…- burknął -Módlcie sie do bogów, by mi się udało na czas…- rzekł po czym schylił się po topór, który teraz zdawał się ważyć dwukroć więcej niż zwykle, po czym niby ożywiony zombi ruszył w kierunku, gdzie wcześniej padł nieprzytomny od ran. Nie czekał na aprobatę kompanów. Miał gdzieś ich sprzeciwy. Jemu już wiele czasu nie pozostało i nie mógł go zmarnować na siedzenie przy ognisku.
-Jeśli nie dam rady, a wy ją odnajdziecie. Powiedzcie jej by odnalazła mego brata Groma, w Guldone na północy Imperium.- więcej nic nie powiedział, odwrócił się i ruszył.

Olaf siedział, milcząc przy ognisku. Omamy słuchowe jakich doświadczał napawały go strachem. Nie wiedział, czy to prawda, czy wytwór jego chorego umysłu. To co się wydarzyło w związku z uprowadzeniem Zoji było prawdą. Pamiętał doskonale ten skrzekliwy głos w jego głowie, który kazał uprowadzić kobietę i ich zabić. Mieli dużo szczęścia, że żyli. Czy warto było ryzykować życie, żeby ją uwolnić? Czy ona i Tyr zrobiliby to samo dla niego, śmiał wątpić. Tym bardziej sprawę pogarszał fakt, że słyszał jak głos mówił, że mają zamiar ją oddać za “ żonę “, czy też nałożnicę jakiemuś znaczącemu mutantowi.
- Ja nie idę, ona jest już stracona. Pomóc tu mógłby tylko oddział wojska. Ja idę do najbliższej osady. Stamtąd postaram się ściągnąć wojsko, które oczyści miejsce w gdzie się teraz znajduje. Tobie Markus radzę to samo. Jeśli Norsmen chce popełnić samobójstwo jego sprawa.

Tyr odszedł podążając za swoją rudowłosą dziewoją. Ból przenikał jego ciało, lecz mimo to odważny Nors zagłębiał się jeszcze bardziej, w mroczne odstępy lasu. Początkowo podążał po śladach, które zostały zostawione na śniegu. Nikt nie zadbał o zatarcie śladów, więc wojownik nie miał problemu by, tropić porywacza. Gorączka z każdą chwilą postępowała coraz mocniej, i Tyr był pewien, że to miejsce stanie się jego grobem. Ropa wyciekająca z ran, również nie ustępowała, paląc zranione miejsca. Co jakiś czas musiał się on zatrzymać by zakasłać, lecz żółć jaką wypluwał była pomieszana z krwią. Było źle, lecz cel jaki sobie ustanowił Tyr był prosty. Sam nie wiedział ile szedł, jak długo lecz w końcu przedzierając się przez zaśnieżone kępy drzew i krzewów dojrzał małą wioskę. Kilkanaście lepianek tworzyło koło, na którego środku widniał dziwny posąg. Przedstawiał on trzy dziecięce głowy, ułożone jedne na drugą a z ich ust wypływała zielona maź.


W wiosce panowało jakieś święto. Ludzie, a właściwie mutanci bawili się, tańczyli i śpiewali. Samych wojowników było może z sześciu. Potężni, naznaczeni wieloma mutacjami, chorobami przechadzali się dumnie po wiosce, obserwując co i jak. W pewnym momencie Tyr dostrzegł klatkę, przy której stała dziwna postać w dziwnej czapce, niestety było za daleko by mógł on dostrzec, kto jest więźniem. W wiosce wszędzie paliły się pochodnie i koksowniki, które rozdawały ciepło. Tyr zakasłał po raz kolejny, lecz tym razem jedyne co wypluł to była krew…

Markus i Olaf zostali sami, choć ich stan zdrowia również nie należał do najlepszych. Ogień powoli przygasał i zimno zaczynało być coraz bardziej odczuwalne. Wiatr powoli również się wzmagał, co również ciała bohaterów zaczynały odczuwać coraz bardziej. Rany jakie im zadano, z każdą chwilą coraz bardziej paliły i piekły. Głód, nadszedł jako kolejny ich przeciwnik, a także pragnienie. Czas uciekał powoli, nieustępliwie i nieubłaganie.


Zoja

Czas mijał nieubłaganie. Strażnicy co jakiś czas zerkali na więźnia sprawdzając czy niczego nie kombinuje, albo czy nie chce zrobić sobie krzywdy. To utrudniało pracę. Dodatkowo liny niestety okazały się mocne i grube, i Zoja wiedziała że minie dużo czasu nim ustąpią metalowi. W wiosce rozpoczęły się pieśni, tańce i śpiewy. Pochodnie zaczęły płonąć, tak samo jak i koksowniki, które na szczęście dla porwanej, zaczęły ogrzewać zmarznięte jej ciało. W pewnym momencie podszedł do niej klaun, który skłonił się nisko do niej, i skrzeczącym głosem rzekł;

-Raduj się, bowiem zaraz przyjdzie Starszy naszej rady. On to oceni czy nadasz się, czy nie dla naszego Mistrza. Tak tak, gotuj się i raduj..bowiem dotyk Mędrca sprawi, że dary Ojczulka dotkną Cię - zaśmiał się po tym, a w tym śmiechu było szaleństwo.

Gęste konary drzew zakrywały niebo, tak że nie sposób było dowiedzieć się, jaka jest pora dnia. Dodatkowo latające w górze roje much, szarańczy sprawiały, że nawet liście drzew były ciężko widoczne.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline