Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2014, 18:32   #46
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Szop Muller znał się na swojej robocie. Silah potrafił poruszać się cicho i podjąć niejeden trop ale traper był od niego dużo lepszy. Przewaga doświadczenia. I wprawy w tropieniu ludzi nie zwierząt. Przed odłączeniem się od głównej grupy Muller odpiął od juków sztucer i podał go mieszańcowi.


- Trzymaj dzieciaku. Przyda ci się.
Poganiacz zważył broń w rękach. Była ciężka, cięższa niż łuk do którego był przyzwyczajony.
- Dziękuję panie Muller.

Teraz jednak długa broń była zawadą, młodzieniec musiał się namęczyć, żeby długa lufa nie wystawała za skał. Teren był trudny jednak traper z wprawą wybierał przejścia a i Shilah wiedział jak się poruszać, balansować ciałem by pozostać ukrytym. I ponownie nie spaść. Na wspomnienie tamtego upadku i... zwid. Zwid ze zmęczenia i stresu spadł.

Po dłuższej chwili zobaczyli leżącego mężczyznę. Krępego, z sfatygowanym kapeluszem zasłaniającym twarz. Obok niego leżała wiązka dynamitu, dostatecznie potężna, żeby po celnym rzucie wysadzić większość grupy pościgowej a resztę mocno spowolnić. Traper podkradł się bezszelestnie a Shilah go osłaniał poruszając się dwa kroki za nim. Obaj się nie śpieszyli, z uwagą stawiali stopy, nie potrącając żadnego kamienia. Nie wyprowadzając ich ofiary z błędu, że jest drapieżnikiem. Szop powolnym ruchem schylił się i podniósł dynamit, Shilah zamarł w bezruchu. Bandyta w końcu sięgnął za siebie. Chwilę macał ziemię. Wtedy odezwał się traper:
- Tego szukasz?
Bandyta długo się im nie przypatrywał. Jego ręka wystrzeliła jak wąż do kabury. Tym razem jednak wąż nie był dość szybki. Shilah zamachnął się karabinem trzymając go za lufę i korpus. Drewniana kolba z suchym trzaskiem uderzyła bandytę w skroń. Ten padł jak ścięty, jego głowa uderzyła o twardą ziemię. Shilah i Muller spojrzeli po sobie, krótkie skinięcie głową wytrawnego trapera było wymowniejsze niż jakakolwiek słowna pochwała.

***

Pueblo wyglądała na opuszczone. Według zdobytych informacji to tutaj krył się Harper z jakimś kanciarzem. Było ich tylko dwóch, nie mieli szans przeciwko ciągle licznej grupie. Pojawiał się jednak problem, praktycznie każdy z nich chciał sam to skończyć. Może i niektórzy byli skłonni dać pierwszeństwo Trgettowi ale nie Shilah. On musiał to zakończyć sam. A przed śmiercią Roy Harper musiał odpowiednio odpowiedzieć za swe czyny.

Mieszaniec widział jak niektórzy na niego patrzą. W napiętej atmosferze wielu wydało już wyrok. Ich ludzi ściągano za pomocą strzał i arkanów a w grupie pościgowej tylko on sam używał tych broni. Do tego był kolorowy. To wystarczało. Od prewencyjnego zastrzelenia poganiacza chroniło tylko słowo szeryfa. To jednak mogło nie wystarczyć. Mimo to Shilah musiał podjąć ryzyko i ponownie się oddzielić. Dorwać Harpera pierwszy. Podjechał do Szopa i zeskoczył obok z konia. Z juków wyciągnął arkan, z łukiem i rewolwerem praktycznie się nie rozstawał.
- Panie Muller...
Nie zdążył poprosić o zgodę na samotny zwiad. Za nimi jakiś koń zarżał, ktoś zaklął, Tigett krzyknął głosem pełnym bólu. Poganiacz obejrzał się tylko po to aby zobaczyć jak koń szeryfa opada na cztery kopyta i zrywa się do dzikiego galopu. Reszta koni, też czymś spłoszona zaczęła się rzucać. Jego koń podobnie, wyrwał mu lejce i rżąc dziko zaczął młócić kopytami powietrze przed sobą. Wystraszony mieszaniec odskoczył na bok, jak najbliżej ściany wąwozu. Jak najdalej od rozszalałych zwierząt.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline