Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2014, 00:45   #7
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Paweł zagarnął pęk kluczy, portfel i telefon. Ubrał wysłużoną już skórzaną kurtkę i zarzucił torbę z laptopem na plecy. Małe mieszkanko, które wynajmował w jednej z niewielu kamieniczek przy bańkowskim rynku, było całkiem przyjemne. Prócz tego, że czynsz, jak na jego obecne warunki finansowe był dość wymagający, to nie miał na co narzekać. No wyjąwszy, stare, skrzypiące, drewniane schody, których deski jęczały, przy każdym kroku postawnego mężczyzny, za jakiego niewątpliwie się uważał.

O ile front budynku, pełniący funkcję reprezentacyjną, był schludny i pomalowany, o tyle z tyłu, od podwórza fasada straszyła odpadającym tynkiem i liniejącą farbą. Kubły na śmieci, nieskoszona trawa i parę stert drewna tworzyło istny labirynt. Swojego wysłużonego Nissana Patrola, parkował w uliczce z tyłu budynku. Kupił go okazyjnie od miejscowego leśniczego, facet był bardzo ucieszony, ze tak szybko znalazł klienta. Auto nie było w stanie idealnym, od czasu do czasu coś stukało w zawieszeniu, a jazda latem bez klimatyzacji była udręką, to jednak miał tę zaletę, że jeździł i palił na żądanie właściciela. Dla Pawła, który na mechanice znał się mało, żeby nie powiedzieć wcale, było to wystarczające minimum. Blachy miał warszawskie, bo miejsca zamieszkana w papierach nie zmienił, więc miejscowi często oglądali się za nim. Miało to swoje wady i zalety.

Przekręcił kluczyk w stacyjce i poczekał jak cylindry, wysłużonego diesla zaczną pracować. Ruszył w kierunku posterunku policji, zahaczając po drodze o spożywczak. Wystrój wnętrza przypominał najlepsze sklepy “geesowskie” z jego młodzieńczych lat na wsi z której pochodził, ale uśmiechnięta ekspedientka obsłużyła go szybko. Papierowa torba, w której niósł pół litra Smirnoffa, kiedyś ciążyłaby mu bardziej. Kiedyś pewnie nie potrafiłby się oprzeć pokusie, by zaraz po wyjściu ze sklepu, pociągnąć spory łyk, by poczuć znajome, przyjemne ciepło, przepalające mu gardło. Kiedyś… od tego czasu sporo minęło, ale nie ruszał nawet piwa. Nie chciał otwierać drzwi za którymi czaiła się Bestia, mogąca porwać jego duszę. Chłopcy byli teraz najważniejsi. "Właśnie - przypomniał sobie - miałem do nich zadzwonić po południu, jak im poszło na turnieju piłkarskim".


Posterunek świecił pustką. Nawet na dyżurce było cicho, jak po śmierci organisty. Ruszył przez odrapane, uchylne drzwi w głąb posterunku, prosto do biura komendanta. Zapukał i wszedł.

- Spóźniłeś się - nie odrywając wzroku od papierów na biurku, pamiętającym lepsze czasy, powiedział Zbyszek. Znali się już dość dawno, praktycznie od początku, kiedy zamieszkał w Bańkowie. Byli w podobnym wieku, służyli w wojsku podczas parszywego stanu wojennego, Pawłowi nawet przypadło do gustu rubaszne poczucie humoru komendanta. Łysiejący już, ze sporą nadwagą facet, o dość ostrych rysach twarzy, podniósł wzrok dopiero, kiedy podstawa butelki zadudniła o blat biurka.

- Wiesz Pawle, wdzięczność ludzka, w dzisiejszych czasach, to rzecz bardzo rzadka. Ludzie, którzy umieją ją okazywać w odpowiedni sposób, jeszcze rzadszy - powiedział z uśmiechem wyciągając do niego rękę. - Schowam to, bo jeszcze któryś młody zobaczy i zadzwoni do powiatu - papierowa torba z zawartością zniknęła w jednej z przepastnych szuflad.

Rzucił ku niemu szarą teczkę z papierami sprawy, protokoły przesłuchania opata i innych świadków. - Przeczytaj i oddaj, tylko nie zdradź, skąd to masz, ten młody co go przysłali tu na zesłanie, strasznie służbowy. Ze stolycy, kurwa czy skąd tam jest - tym razem nie żartował - bez obrazy stary - dodał po chwili, przypominając sobie, skąd jego rozmówca do Bańkowa przyjechał. - Nie rozumie specyfiki pracy w takich miejscach jak to. Tu się wszyscy znają, czasami trzeba być delikatnym, czasami trzeba być twardym, a czasami trzeba zamknąć oczy albo odwrócić się i udawać, że czegoś się nie widzi. Ale co zrobisz, tak mi przyszło na stare lata.
- Nikt nie mówił, że będzie lekko - przerwał jego słowotok Wilamowski. - O informacje możesz być spokojny, dziennikarze muszą chronić swoje źródła. Widziałem pusty posterunek, wszyscy pojechali do klasztoru? - zapytał, chcąc się upewnić.

- Tak, syreny pewnie słyszało całe miasto i pewnie połowa okolicznych wiosek. Zabrali świadków i pojechali. Ty też się tam wybierasz?
- Spróbuję, o ile w ogóle pójdzie się tam dostać. Powiesz mi coś więcej o tym klasztorze? Jakoś nigdy w tamtą stronę nie jeździłem. Coś tam mi się o uszy obiło, ale wiesz, jak to jest z plotkami - zaśmiał się.

- Klasztor leży przy drodze, zbudowany nieco na skarpie, otoczony łąkami i ogrodami, należącymi do zakonników. Ogólnie nigdy nie było z nimi problemu, czasami odprawiali w naszym kościele rekolekcje, ale w mieście pojawiali się dość rzadko. Nie wiem, co im do łba strzeliło, żeby zacząć turystów przyjmować, ale widocznie i tę szacowną instytucję dopadł kapitalizm pieprzony - zarechotał basowo.

Paweł czytał pobieżnie zeznania, kiedy coś mu zaświtało w głowie: - Nie kręcili się ostatnio po okolicy jacyś obcy ludzie? No, nie licząc turystów z klasztoru? Mniej więcej w czasie, kiedy w klasztorze zaczął się cały ten bajzel? [Jakby dało radę, prosiłbym o odpowiedź na to pytanie MG, w następnym poście albo na PW.]

Pogadał jeszcze chwile ze Zbyszkiem i oddał mu akta, dopił kawę i opuścił budynek miejscowej władzy.

Ruszył w drogą w stronę klasztoru, sprawdziwszy uprzednio, na mapie okolicy, co do kierunku jazdy. Zastanawiał się po drodze, w jaki sposób dostanie się do zajętego przez policję kompleksu.

Zjechał na mały parking przed furtą prowadzącą w obręb murów. Stara budowla majestatycznie wznosiła się ponad okoliczny krajobraz. “Naprawdę ładne miejsce” - pomyślał. Po drodze wpadł na pewien pomysł, jak się dostać do środka. Podniósł maskę samochodu i odkręcił klemę z akumulatora, tak by odłączyć zasilanie. Chciał upozorować usterkę samochodu i może wyprosić u braciszków nocleg, a potem chciał improwizować. Grunt, to nie naciąć się na posterunkowego Borsuka czy Buraka, sam już nie był pewien czy dobrze kojarzył to nazwisko.Był za to pewien, że on na pewno kojarzył go jako dziennikarza. Warszawskie tablice powinny wystarczyć, by zakonnikom wmówić, że jest tylko turystą, który złapał awarię i potrzebuje miejsca do spania.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline