Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2014, 10:25   #48
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma.
Bo stwardniało serce tego ludu,
ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli,
żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli

Wielebny jechał jako jeden z ostatnich w rzędzie. Spokojny i opanowany, choć nadal przed oczami, miał wychodzącego węża z ust Stone’a. I za każdym razem wzdrygał się na samą myśl o tym. Przesłuchanie, którego się dopuścił dwukrotnie, nie sprawiało mu przyjemności lecz także nie niepokoiło go. Gdy spoglądał w oczy obu morderców, nie czuł nic do nich. Może tylko litość. Gdy szeryf wpakował mu kulę w pierś, Wielebny spokojnie patrzył jak uchodzi życie z człowieka.

-Kto przelewa krew człowieka, przez człowieka zostanie przelana jego własna krew - rzekł spokojnie, gdy tylko Gonzaga wydał ostatnie tchnienie

Przekroczył linię, i wiedział że upłynie wiele wody, nim wróci do dawnego życia. Teraz jednak nie miało to znaczenia, bowiem los pchnął go w zupełnie innym kierunku. Ścigał mordercę, człowieka podstępnego i na tyle złego, że liczyło się tylko to by go dopaść. Rozgrywką, którą rozpoczął Rod Harper, nie miała reguł lecz Diabeł nie wiedział, że Jeremiaha Johnston podejmie ją z całą bezwzględnością. Rozumiał i akceptował fakt, że aby schwytać diabła, musiał stać się taki sam jak on. Tylko tak, mógł doprowadzić swoją misję do końca. Tylko tak miał szansę przetrwać na ścieżce pełnej brutalności i przemocy.

Słońce prażyło mocno, i pot spływał obficie z twarzy jeźdźca, który spokojnie rozglądał się na boki wypatrując niebezpieczeństwa. Co jakiś czas sięgał do manierki, do której nalał sobie przed podróżą whiskey. Potrzebował czegoś mocniejszego by się uspokoić, a i od kilku dni nie miał niczego mocniejszego w ustach.

Gdy tylko wkroczyli w wąski tunel między skałami, dłoń sama z siebie powędrowała ku rękojeści rewolweru. Czujność została wzmożona, bowiem to miejsce było idealne na zasadzkę. Ciasno, bez możliwości odwrotu. Na szczęście jednak nic się nie wydarzyło, i grupa przedostała się na drugą stronę. Ich oczom ukazała się zapomniane przez ludzi i świat pueblo, a przynajmniej tak to wyglądało. Czyżby słowa o skarbie Hernando de Alarcón’a były prawdziwe? Diabeł wierzył, że tak, a skoro był gdzieś w tych okolicach… Uśmiech pojawił się na twarzy Wielebnego, który po chwili znikł, gdy zobaczył dziwny półmrok otaczający kotlinę. Choć nic nie powiedział na głos, rewolwerowiec miał złe przeczucia. Zastanawiająca była także ta cisza..
Nie trwała ona długo, bowiem przerwał ją nagle krzyk Tiggeta. A potem wydarzenia zaczęły następować po sobie błyskawicznie. Koń szeryfa stanął dęba, wierzgając w powietrzu kopytami, jakby coś je przeraziło. Nim Wielebny zdążył zareagować jego koń również zaczął szaleć, wierzgać i kąsać wszystko co miało na drodze swojego pyska. Szaleństwo zaczęło udzielać się wszystkim zwierzętom, a pierwszą ich ofiarą padł Carrey.

Jeremiaha wiedział, że choć strzelcem był wyśmienitym, jeźdźcem był dość przeciętnym. Utrzymanie się w siodle było mało prawdopodobne toteż została mu oczywista oczywistość. Nie wiele myśląc Jeremiaha postanowił zeskoczyć z siodła, przylegając do jednej ze ścian wąwozu. Gdyby, któryś z koni ruszył na niego, bez wahania zamierzał wpakować kulę w łeb zwierzęciu. Co jak co, cenił swoje życie bardziej niż konia.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline