Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2014, 16:50   #360
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Walka w imię miłości
Part 1

Suro mógł być szybki, ale czy starczy mu sił i zapały by pokonać kilkudniowy szlak w jeden wieczór. No właśnie ile właściwie miał czasu? Mógł próbować, ale nawet jemu zajęłoby to zapewne kilka godzin. A to raczej zbyt długi okres, jeżeli Nino chciał zrobić coś jego narzeczonej.
Przebiegając przez bramę wejściową, dostrzegł jednak kogoś, kto teoretycznie mógł mu pomóc. Widział już raz zdolności tej persony, był niemal pewien, że szybka podróż to dla niej nie problem…



Niedaleko zamku, na wygodnym fotelu siedziała Samanta. Zupełnie nie zwracała uwagi, na to, co dzieje się w murach. Głaskała swego niebieskiego kota, który z pomrukiem zadowolenia przyjmował pieszczoty. Zmieniła swoja niebieska elegancka suknię, na fioletowy długi płaszcz. Kołnierz stroju, składał się z miękkiego futra jakiegoś stworzenia. Kobieta obserwowała bramę, wyraźnie na coś czekając.
Lekki uśmiech pojawił się na twarzy elfa. Podbiegł do Samanty po drodze zaczepiając o kilka osób. Każdej powiedział to samo. Że wietrzne bractwo zbliża się do zamku, że pierwsi zdrajcy królestwa są już w mieście i by szukali elfów ze znakami “o takimi jak to moje na ramieniu”. Za każdym razem uśmiechał się szeroko, prezentując swoją bliznę w pełnej okazałości. Może nie było to dużo, ale mogło w zupełności wystarczyć, jeśli chodzi o podważenie słów doradcy króla. W końcu wietrzne bractwo powinno być tutaj utożsamiane z szaleństwem, a jak szaleństwo może zostać oswojone, skoro zbliża się do miasta i krąży po jego ulicach?
- Witam… - zwrócił się do kobiety. - Mogłabyś mi pomóc?
Kobieta uniosła wzrok na Elfa, uśmiechnęła się delikatnie. - Oh, ty też tu jesteś? Czyli dalej podróżujesz z tym wielkim rycerzem? Jak mogę Ci pomóc? - zapytała.
- Ano podróżuję. - odparł Suro - A co do pomocy… Potrzebuję pokonać odległość kilku dni drogi w kilka… Im szybciej tym lepiej.
- Wiesz, że nie wypada prosić damy po raz drugi o przysługę, nie dając nic w zamian? -zapytała, zaś jej kot ziewnął głośno, przewracając się na plecy. Palce kobiety od razu powędrowały na jego brzuch.
- Tak się składa, że dwie damy prawdopodobnie są w opałach i muszę je ratować. Więc czego chcesz? Tylko miej na uwadze to, że od ostatniego spotkania, stan posiadania nie zmienił się u mnie prawdopodobnie w ogóle.
- Będziesz mi winny przysługę, co ty na to? -zaproponowała czarodziejka.
- Hm… Jakiego rodzaju usług oczekujesz od takich jak ja? - Pomimo, że elfowi śpieszyło się, nie chciał wpakować się w żadne kłopoty.
- Zależy, czego będzie wymagała sytuacja. Dług to bardzo elastyczna waluta. -zauważyła Samanta, uśmiechając się słodko.
- Niech ci będzie. - odparł po dłuższym zastanowieniu. Nie podobało mu się to, ale nie widział innego rozwiązania swojego problemu. - Potrzebuję dostać się do Czarnych Wód. Najszybciej jak się da.
- Daj mi chwilę. -stwierdziła kobieta wstając i delikatnie odkładając drzemiącego kota na fotel. Wyjęła z sakiewki spora niebieska kulę i zaczęła coś mruczeć, kręcąc nad nią dłonią. Po chwili magiczny kryształ lśnił już energią.
- W czasie biegu rzuć go przed siebie, otworzy na chwile portal. -wyjaśniła, wręczając elfowi przedmiot. - A jeszcze jedno, nie widziałeś gdzieś mojego kompana? Rufusa, spotkaliście się pod piramidami. -zapytała, okręcając włosy dookoła smukłego paluszka.
- Co do Rufusa… Jeśli właśnie na niego czekasz… zaniechaj tego. On… widziałem jego ciało. Było trochę krótsze niż w piramidach i w czasie naszej późniejszej walki koło Lukrozu. Tak gdzieś o głowę. - odpowiedział szermierz niepewnym tonem. Trudno było powiedzieć, kim dla Samanty był zbrojny rycerz, ale elf miał nadzieję, że nikim na tyle ważnym by zaraz zaczęła się tutaj rzeź. - A i dzięki. To do zobaczenia. - dodał, wykonując czynność aktywowania kuli.
- Rufus...nie żyje? -dosłyszał tylko elf, przeskakując przez portal.
Świat zawirował, a on wypadł nad ciemnymi wodami, domyślał się skąd to miejsce wzięło swoja nazwę. Z tego, co słyszał od swych towarzyszy, zawitali tu kiedyś, by znaleźć podwodną kolej. Mieli naprawdę ciekawe przygody, trzeba im to przyznać.
Elf uniósł wzrok, nad ciemną tafla znajdował się statek, który opadał powoli w dół. Nino, postanowił chyba na czas badań być na bardziej stabilnym gruncie niż powietrze.
Nie było, na co czekać. Dwa ostrza zostały przygotowane, by nieść śmierć. Białowłosy korzystając z naturalnych kryjówek ruszył w stronę statku. Nie liczył, że uda mu się go osiągnąć niezauważonym, ale ze swej szybkości zamierzał skorzystać tuż w ostatnim momencie. Jego oczy świeciły się lekko, dowód na to, że wiatr nie tylko pieścił jego skórę i rozwiewał włosy, ale też niósł informacje o otoczeniu.
Surokaze pędził niczym sam zefir. Jego powietrzne ramiona pochwyciły za pobliskie drzewa, by wystrzelić go niczym z procy. Była to chyba pierwsza próba powietrznego abordażu. Długouchy, bez problemu pokonał dystans, dwa ostra wbijając w burtę statku. Teraz na nich oparł swe ramiona z wirującego wiatru, by podskoczyć na pokład. Miecze po chwili powróciły do niego.
To, co zobaczył było dość... dziwne. Na pokładzie znajdowało się trzech różowowłosych, którzy wykonywali różnorakie pomiary. Sprawdzali długość i szerokość desek, wysokość drzwi oraz tym podobne rzeczy. Gdy białowłosy opadł na pokład, na ich twarzach wymalowane było niezwykłe zdziwienie.
- Witam… was… - Suro za wszelką cenę nie chciał stracić fasonu okazując zdziwienie tym, co zastał na pokładzie. - Słyszałem, że uprowadziliście ten statek wraz z załogą i pasażerami. Jako, że nie lubię zbędnego gadania… oddacie to po dobroci, zaczynając od pasażerów, czy mam wam pomóc w podjęciu decyzji? - wietrzne ręce sięgnęły po skrzyżowane na plecach włócznie. - Zapewniam was, że w pewnych kwestiach jestem nieprzekupny.
Jeden z klonów oderwał się od swoich zajęć. - Surokaze Raim, jak mnie pamięć nie myli? -zagadnął do elfa, chowając dłonie w kieszenie. - Ciekawe… według moich obliczeń, nikt nie powinien dostać się tu tak szybko. Nie jesteś zmęczony… magia teleportująca? -zgadywała, zupełnie nie przejmując się słowami białowłosego.
- Ach no tak, zapomniałem. Nie słuchasz, co się do ciebie mówi i żyjesz w swoim własnym, wymyślonym świecie. Może sprawdzimy czy dostałem się tutaj o własnych siłach, czy też z pomocą bogów? - szeroki, z lekka szalony uśmiech zagościł na twarzy elfa, gdy ten z ostrzami pokrytymi wiatrem ruszył na stojącego po środku naukowca. Jego wietrze kończyny tymczasem wyprowadziły pchnięcia włóczniami w kierunku głowy dwóch pozostałych przeciwników.
Głowy dwóch Nino wręcz eksplodowały, gdy uderzył w nie wiatr wypuszczony z włóczni. Krew i różowe nitki będące jeszcze chwile temu pięknymi włosami, opadły na pokładowe deski.
Ostrza mieczy wbiły się w pierś ostatniego z żywych geniuszy, z głośnym mlaśnięciem przechodząc na wylot.
- Jesteś… bardzo pochopny… - wyjęczał naukowiec kaszlając krew. Jego cienkie palce oplotły przeguby elfa. - Jestem nieśmiertelny elfie...ty zaś masz tylko jedno życie. - jego złote oczy błysnęły lekko, zaś skóra zaczęła puchnąć. Tak samo jak i zwłoki leżące na deskach. - Ale i Tak dbam o to, by każdy, kto zabierze, chociaż jedno za to zapłacił. -dodał, nim usta opuchły mu na tyle mocny, że nie mógł mówić.
Cała trójka naukowców wybuchła.
Eksplozja tego, który złapał Surokaze, wyrządziła u największe szkody. Skóra została poparzona, część stroju zdmuchnięta. Kości cudem zostały na swoich miejscach.
Dzięki swej legendarnej już prędkości, zdołał zniknąć z miejsca, nim fala ognia z pozostałych ciał dotarła do niego. Pojawił się przy burcie, obserwując jak fragmenty skóry i sukni opadają na pokład niczym deszcz.
Białowłosy syknął z bólu. Nie przewidział, że jego przeciwnicy są tak naprawdę eksplodującymi bombami. Jeśli gdzieś są kolejne ciała tego szalonego naukowca będzie musiał bardziej uważać i niszczyć je z dystansu.
- Śmiertelny, nieśmiertelny. Jak na razie jesteś tchórzem, który boi się pojawić w swoim prawdziwym ciele.
Suro przymknął oczy skupiając się na przepływie powietrza. Jego zmysł powinien być w stanie wykryć wszystkich znajdujących się na statku. Oddechy, poruszenia czy zwyczajne stawianie oporu powietrzu. Musiał zlokalizować szczególnie dwie osoby.
Wietrzny zmysł był potężną umiejętnością. Surokaze na chwile wyciszył się, pozwalając wiatrowi rozejść się po okręcie. Miał racje wyczuwał wszystkich. Kilku związanych osobników pod pokładem, wielu chodzących bez celu, niczym zombie po jednej z większych kabin- prawdopodobnie mesie. Dwie osobniczki, których szukał, które z sekundy na sekundę tańczyły coraz wolniej między... czymś. Trudno było opisać to bez użycia wzroku, na pewno było duże i miało więcej niż cztery kończyny.
Wykrywał też różowowłosych, całą chmarę. Jakieś pół tuzina, w dwóch grupach biegło już na zewnętrzny pokład, obstawiając oba zejścia w dół - po trzech na każde. Na całym statku było ich z trzydziestu… a po chwili o jednego więcej. Jeden po prostu pojawił się w przybudówce, którą na początku podróży zbudował sobie szalony naukowiec.
Suro nie należał do szczególnych myślicieli, jednak wniosek, jaki pojawił się w jego umyśle po przeanalizowaniu otoczenia swym wietrznym zmysłem był dość prosty. Nie było sensu niszczyć kolejnych kopii, jeśli były one ciągle produkowane. Trzeba było zniszczyć źródło pojawiających się naukowców, a dopiero później zająć się ich zabijaniem. Tak przynajmniej podpowiadał umysł.
Serce było innego zdania. Należało najkrótszą możliwą drogą udać się do pomieszczenia, gdzie walczyły Haru i Elie i je uratować. Dopiero później przyjdzie czas na wybijanie Ninów.
Ten pojedynek wygrał jednak umysł. Elf pokrył wszystkie swoje ostrza wiatrem. Przez chwilę stał nieruchomo w miejscu, po czym ruszył do przybudówki pozostawiając za sobą swoje widma, a samemu stając się niewidocznym.
Surokaze pędził po pokładzie w stronę przybudówki, gdy się do niej zbliżył dostrzegł kilka lewitujących dookoła niej metalowych kulek. Faust i Zodiak kiedyś już widzieli jeden taki model, lecz elf nie mógł o tym wiedzieć. Gdy zbliżył się na na tyle, że drzwi do pomieszczenia były kilka kroków od niego, urządzenia wydały głośny alarm.
Brzęczały i piszczały, by po chwil i zacząć strzelać wyładowaniami elektrycznymi. Elf bez większego trudu uskoczył w tył, co sprawiło, że maszyneria zamilkła.
- Jesteś upierdliwym gnojem. - rzucił w przestrzeń białowłosy. Był już ranny, nie zamierzał ryzykować niepotrzebnie kolejnych ran. Cztery płaskie smugi powietrza zostały wystrzelone w stronę najbliższych kulek. Nie był to specjalnie silny atak. Szermierz na razie zamierzał sprawdzić szybkość generatorów elektryczności.
Nie były one zbyt szybkie, dwa zostały przecięte. Jednak pozostałe kulki zawibrowały, łącząc się z partnerami siecią elektryczną. Przez to droga Surokaze, do przybudówki, została odcięta przez elektryczną siatkę.
- No proszę cię… - Suro z dezaprobatą pokręcił głową.
Elf nie miał najmniejszego zamiaru przedzierać się przez siatkę. Nie miał też zamiaru odpuścić sobie wtargnięcia do przybudówki. Po prostu wybrał inną drogę.
- Ciekawe jak bardzo Gort się zezłości… - rzucił jeszcze pod nosem, gdy jego ostrza zostały skierowane w stronę pokładu. Zamierzał zrobić w nim dziurę i dostać się do tworu Nino od podłogi.
Walka z geniuszami niosła ze sobą pewien dyskomfort - byli oni bardzo przewidujący. Surokaze rozciął deski, tworząc sobie przejście, a gdy wpadł w dziurę spostrzegł, że otaczają go przypięte do desek stalowe kulki. Wszystkie zaczęły cicho piszczeć i błyszczeć czerwonym światełkiem.
Miny wybuchły w momencie, gdy Suro zaczął znikać.
Eksplozja jeszcze bardziej go przyspieszyła, jego prawa ręka, której nie zdążył wyciągnąć z obszaru eksplozji dymiła lekko, dość boleśnie poparzona. Elf przeturlał się po pokładzie, słysząc, że biegnący tu naukowcy są już blisko.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Vbh67Qypkp8[/media]

- Dobra, koniec zabawy. - Elf zamknął na chwilę oczy, by upewnić się, że znajduje się dokładnie pod przybudówką szalonego naukowca. - Nie tylko żądza wiedzy może powodować szaleństwo. Jest jeszcze wiele i dużo silniejszych rzeczy mogących pozbawić jednostki zmysłów. Pozwólcie, że zaprezentuję wam jeden z nich.
Białowłosy zamknął oczy. Wykonał kilka głębokich wdechów. Esencja wiatru wypełniła całe jego ciało, a umysł zaczął zaćmiewać gniew. Ciało szermierza pokryło się wirującym powietrzem. Podobnie też się działo ze wszystkimi czterema ostrzami, którymi dodatkowo Suro zaczął obracać.
- No chodźcie… Zabiję wszystkich za jednym zamieram. - rzucił elf z centrum tornada, które uformowało się dookoła jego sylwetki.
Powietrzny wir o potędze prawdziwej trąby powietrznej, poderwał deski i rozerwał podłogę statku. Przybudówka, niczym domek pewnej panienki w czerwonych pantofelkach, wystrzeliła w górę. Jednak zamiast bezpiecznego lądowania, roztrzaskała się na powierzchni wody. Reszta różowowłosych nie była głupia, nie szarżowali na wir, Surokaze czuł jak czekają w bezpiecznej odległości, uważnie obserwując i analizując.
- A wy dalej macie problemy ze słuchem… - Tornado powoli zatracało na sile, jednak nie miało się rozwiać, lecz podzielić na dwa mniejsze, uformowane tuż przed broniami elfa połączonymi w naginaty. Wierzchołki wirów skierowane zostały w strony naukowców. Surokaze opuścił lekko głowę jakby, nad czym się zastanawiając. Z szerokim uśmiechem wyprostował się, a wiatr przed jego ostrzami zaczął się wydłużać tracąc na średnicy.
- Ktoś chętny do tańca? - zapytał kpiącym głosem, gdy jego ciało ponownie zostało wprawione w ruch obrotowy, a wietrze świdry niczym potężne ostrza ruszyły na spotkanie z drewnem i ciałami naukowców.
Szyderczy uśmiech pojawił się na twarzach klonów, gdy wietrzny atak ruszył w ich stronę. Jeden z nich, wyrzucić z dłoni kilka robocików wyposażonych w masę śmigiełek. Wszystkie zaczęły obracać się w jednym momencie, tworząc zaburzenia powietrza w okolicy.
”Skurwysyn” - przemknęło elfowi przez głowę, gdy zrozumiał co naukowiec robi.
Geniusz powodują zaburzenia powietrza, zmienił lekko trajektorię nadchodzących ataków. Zrobił to na tyle przemyślanie, że wiry zahaczyły o wiszące nieopodal metalowe kulki, które strzeliwszy elektrycznością zniwelowały atak.
Dym, kurz i odłamki desek rozeszły się po dolnym pokładzie, gdy klon władający robocikami poprawił okulary z pogardliwym uśmieszkiem na twarzy.



- Władasz wiatrem, ale jesteś wstanie nadać mu jedynie odpowiednia prędkość i zwrot. Możesz zwiększać jego siłę, ale nie masz wpływu na skład czy też jego tor, gdy oderwie się od twego ciała lub broni. -mówił na głos, gdy jeden z jego towarzyszy to zapisywał. - Zupełnie jak te dwie kobiety, liczyłem na coś ciekawszego. Wszyscy uczycie się tych samych cyrkowych popisów? Nie mogliście przy okazji poczytać o higienie i manierach? Niszczysz mi statek, śmierdzisz potem i jesteś cały brudny. - dodał narzekając.
W tym czasie jego dwóch kompanów majstrowało coś przy dziwnej metalowej tubie, która wsparta na kilku nóżkach stała w środku grupy klonów.
- Niszczę tobie statek? Nie rozśmieszaj mnie. Ty go tylko uprowadziłeś. - odparł elf z delikatnym uśmiechem na ustach.
Naukowcy lubili analizować, co się wokół nich dzieje. Można było to obejść zaczynając działaś w zupełnie bezmyślny i losowy sposób. Jednak tego, co wypomniał mu różowowłosy nie mógł obejść. Wietrzni szermierze w większości wypadków byli stworzeni do walki na raczej bliskim dystansie używając wiatru jedynie, jako wspomaganie. Tutaj ta taktyka nie miała zastosowania. Zbliżając się do naukowców ryzykował otrzymanie obrażeń, jeśli okazałoby się, że ci też są chodzącymi bombami.
- Ci, co za dużo myślą, są naprawdę upierdliwi. - rzucił pod nosem. - A może jednak potrafię kontrolować wiatr, gdy oderwie się od mojej broni i ciała, hę?
Wypowiedzeniu ostatniego słowa towarzyszyło pojawienie się pięciu obrazów Suro. Drobna cząstka jego samego znajdowała się w każdym z nich. To powinno wystarczyć, by wprowadzić trochę chaosu na polu walki. Każdy z sześciu elfów z uśmiechem na ustach przygotował broń. Wiatr oderwał się od każdego z ostrzy. W postaci śladów po cięciach, w postaci punktów pchnięć lub w postaci niewielkich wirów. Zwiększenie liczby obiektów, na których klony Nino musiały się skupić nie było głównym celem tego zagrania. Ataki te zaczynały się ze sobą zderzać zmieniając swą siłę jak i trajektorię lotu. Może, chociaż tych dwóch majstrujących coś przy tubie uda się zabić. Jeśli nie… statek miał jeszcze kilka poziomów. Teraz jednak Suro będzie gotowy na wybuchające kulki.
Nino władający powietrznymi robocikami, zaczął machać palcami, rozsyłając swe boty w odpowiednie pozycje. Niczym w skomplikowanej partii shogów, zmieniał pozycje robotów w zależności od zderzeń wiatrowych uderzeń. Jednak, mimo że jego umysł nie miał sobie równych, ciało miało pewne ograniczenia. Ręce nie były wstanie nadążyć za wszystkim. Jedno z wietrznych pchnięć przedarło się przez defensywę, uderzając w pierś klona majstrującego przy tubie. Został on przebity na wylot, co pozostawiło na placu boju jeszcze pięciu różowowłosych. Jeden z klonów od razu zajął jego miejsce, zaś kolejny dotąd milczący podszedł do władcy robocików.
- Za mało ich masz, ja się nim zajmę. - stwierdził, odgarniając kosmyk włosów w tył. Uśmiechnął się w stronę Surokaze, po czym zniknął.
Wątła pięść ugodziła w splot słoneczny elfa, szybciej niż ten zdążył mrugnąć, a powiew dziwnej energii rozszedł się po jego ciele, odrzucając szermierza do tyłu. Krew pociekła z kącików jego ust, gdy z trudem łapał powietrze, rozciągnięty na drewnianej posadzce.
- Twój znajomy Faust przybył do mnie wraz z pewnym archeologiem. Nie pamiętam imienia, był to jakiś niewarty uwagi robaczek. - naukowiec nie mógł chyba odpuścić sobie możliwości wywyższania się. - Jednak jego ciało zawierało źródło ciekawej energii, moc pozwalającej wzmocnić ciało i kształtować się niemal w dowolny sposób. Nie mogłem sobie pozwolić by zmarnować tak ciekawy obiekt tak, więc szybko znalazłem metodę by tą energię produkować. Dzięki temu bez problemu mogłem wyposażyć siebie i innych swoich “braci” w tą umiejętność. Chociaż niestety wtedy narodziny trwają trochę dłużej, więc na tym statku tylko ja to potrafię. -westchnął, gdy jego prawą dłoń zaczęły otaczać błyskawicę. - Jednak z mym umysłem i tak wzmocnionym ciałem, w 63 procentach będę wstanie pokonać cie samodzielnie. Ponadto bazując na tym, co pokazałeś nawet, jeżeli wygrasz zabraknie ci sił na walkę z resztą mnie. Czy tego chcesz czy nie, przegrałeś. - dodał uśmiechając się szeroko. - Już nie mogę doczekać się, aż porównam twoje ciało z tymi kobietami, ciekawe czy płeć ma wpływ na umiejętności elfich władców wiatru…
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 18-10-2014 o 16:46.
Karmazyn jest offline