Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2014, 16:52   #361
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Walka w imię miłości
Part 2

- Niech któryś z was je tknie, chuje… - wypowiedział przez zaciśnięte zęby, stając ponownie w pozycji wyprostowanej. - Wasz naukowy bełkot gówno mnie obchodzi. Zabiję was wszystkich…
Najwyraźniej nie było sensu walczyć ze wszystkimi naraz. Elf jednak wiedział, że naukowiec w jednym się nie mylił. Wcześniej czy później braknie mu sił, by podjąć walkę z pozostałymi na pokładzie klonami. Ale co jego, prostego szermierza to mogło obchodzić. Zrobi to, po co tu przyszedł. Nie zważając na nic po drodze. Pomimo, że często potrafił odpuścić walkę z najbłahszego powodu… teraz miał motywację by walczyć do końca.
- Dawaj. - rzucił do klona, tworząc przed ostrzami mieczy tarcze. Nie były one do obrony, lecz jak w przypadku walki z niewidomym wojownikiem w Lukrozie do ataku. Chociaż nie. Bardziej do odwrócenia uwagi. Suro zamierzał przebić się pokład w dół, odnaleźć Haru oraz Elie i uciec ze statku nie przejmując się niczym więcej.
Tarcze poszybowały w stronę Nino z mocami Zodiaka. Była to broń potężna, co pokazała walka z ślepym wojownikiem. Pierwszy z dysków, co prawda nie dotarł do celu, bowiem Nino rozbił go błyskawicami. Drugi jednak śmignął obok różowowłosego, oddzielając jego prawą rękę od ciała. Naukowiec krzyknął z bólu, chwytając się za kikut, co elf wykorzystał. Moc wiatru uderzyła w deski, a on przebił się na niższy pokład. Wyczuwał Elie i Haru, ale powoli czuł zmęczenie, a na pokładzie było jeszcze wielu wrogów.
“- Potrzebujesz chyba wsparcia... pozwól, że ci go udzielę.” - usłyszał w swej głowie cichy głosik, brzmiący jak tysiąc szeptów.
Elf poczuł dziwne mrowienie na twarzy i rękach, by dostrzec, że jego skóra staje się czarna, a ubiór przybiera czerwona barwę. Poczuł na twarzy coś dziwnego... jak maskę. Jeden z mieczy, który obdarzony był mocą króla umarłych, zmienił swoją barwę, przypominał teraz skrzydło kruka.
Surokaze przystanął przy większym kawałku szkła, które posłużyło mu za lustro…



Wglądał niczym król magów, którego pokonał w piramidach!
“- Tej mocy nie wystarczy na długo. Idź, uratuj tych, o których musisz się troszczyć” - usłyszał w swej głowie.
Kusiło go, by wypróbować otrzymaną moc na naukowcach. Zaszli mu już wystarczająco za skórę i zasługiwali na unicestwienie. Nie wiedział jednak na ile wystarczy mu mocy podarowanej przez Yartaka. Elf miał swoje priorytety. Ratowanie całego statku do nich nigdy nie należało. Białowłosy miał zwyczaj mierzyć siły na zamiary. Chociaż trzeba przyznać, że przybywając tutaj nie spodziewał się czegoś takiego.
- Dziękuję Ci Yartaku. Po raz kolejny z resztą. Wykorzystam ją mądrze.
Czuł się silniejszy. Zmęczenie ustąpiło. Ale przede wszystkim czuł się szybszy i zręczniejszy. Nie zamierzał wdawać się w walkę z klonami naukowców, jeśli ta nie była konieczna do dojścia do Haru i Elie. Zamierzał jak najbardziej prostą drogą udać się do swoich towarzyszek i wyciągnąć je z tego statku.
To nie było trudne. Przebił się przez dwa pokłady i jedna ścianę i od razu był na miejscu. Haru i Elie zdyszane i pokryte licznymi ranami, stały do siebie plecami. Otaczał je ciasny krąg wielkich, grubych fioletowych macek. Wyrastały one z miejsca gdzie Nino powinien mieć nogi. Ten klon naukowca był o wiele większy i dziwniejszy. Jego oczy błyszczały lekko, a z pleców wyrastały skrzydła wyposażone w dodatkowe pary spojrzeń. Dwa z olbrzymich oczu zwróciły się w stronę Surokaze. - Mamy gościa… któż to taki? Nie przypominasz tego białowłosego elfa… -zainteresował się mutant.
- Surokaze tu jest? - głos Haru, przepełniony był mieszanką lęku i nadziei. Suro dawno nie widział jej w tak podłym stanie, ciało było poobijane a ran był naprawdę dużo. Ponadto dziewczyna wyglądała na niesamowicie zmęczoną.
Elie ostatkiem sił wykorzystała sytuację, że potwór na chwilę skupił się na przybyszu by skoczyć i wbić miecz w miejsce gdzie powinno być serce. Wywołało to jedynie śmiech różowowłosego.
- Ile razy mam wam powtarzać! Możecie zabić mnie jedynie przebijając serce... -jego śmiech wypełniał salę, gdy jednak z macek oplotła dziewczynę w pasie i ścisnęła mocno. -... to taka prosta instrukcja. Chciałem zobaczyć ile mój projekt wytrzyma, a wy nawet nie potraficie go zniszczyć. Przebić serce, to banalne! Ponadto tłumaczyłem, że serce cały czas przemieszcza się w moim ciele, ale naprawdę nie możecie go znaleźć? - szydził geniusz, gdy z gardła Elie wyrywał się krzyk bólu, gdy macka powoli zgniatała jej kości.
- Ano nie przypominam. Po drodze go mijałem i go wchłonąłem. Swoją drogą smaczny był. - rzucił nowy przybysz, starając się uśmiechnąć w charakterystyczny dla siebie sposób, co było trudne bez blizny. - Ale zanim to się stało, poprosił mnie bym uratował jego piękną dziewczynę i jej koleżankę. - dodał.
Ostrza trzymane w dłoniach ułożone zostały równolegle do przedramion. Prawa noga wysunęła się lekko do przodu, a Suro pochylił się. Wyglądało to tak, jakby szykował się do swojego najsilniejszego wietrznego ataku.
Szermierz jednak nie zamierzał jednak rozpoczynać starcia od swojego asa, trzymanego na ciężkie sytuacje. Trzeba było zapoznać się z przeciwnikiem. A przede wszystkim uwolnić Elie. Jedna z trzymanych przez wietrzną dłoń włóczni pokryła się wiatrem i skierowana została w stronę macki by ją przeciąć. Trzy pozostałe ostrza skierowane zostały w stronę zmutowanego naukowca. Suro przez chwilę przyglądał się mu starając wyczuć, gdzie mogło znajdować się obecnie jego serce. Następnie wyprowadził trzy równoczesne ataki z użyciem wiatru. Jedno cięcie, jedno pchnięcie i jeden świder. Ten ostatni skierowany był w głowę maszkary. Może, choć na chwilę różowołwosy zamilknie.
Surokaze mógł wyczuć wiele, jednak serce naukowca było po za zasięgiem jego zmysłów. Tak, więc elf zniknął wprowadzając w życie swój plan B. Wiatr odciął mackę, z której strzeliła zielona maź. Kolejne ataki, przebijały ciało zmutowanej istoty. Grawitacyjna moc, sprawiła, że część potwora po prostu zapadła się w sobie. Bestia zatoczyła się do tyłu, pozbawiona głowy i ze sporą dziura w piersi.
- Kim jeste...Suro? - Haru zmieniła zdanie w pół słowa, widząc miecze i techniki zastosowane przez szermierza.
Na pogawędki jednak nie było czasu, macka zaczęła, bowiem odrastać, tak samo jak zasklepiła się dziura w piersi mutanta.
- Nahahaha. Ciekawe, ciekawe! - dopiero, co odtworzone usta od razu zaczęły mówić. - Spora siła przyciągania, bez wzrostu masy. Musze zbadać ta technikę. -zaśmiał się, poprawiając palcem różowe włosy.
- Następnym razem przywracaj usta na samym końcu, dobra?
Zdecydowanie szukanie serca na chybił trafił było bez sensu. Z tego, co Suro kojarzył ta maszkara sama przyznała, że serce znajduje się gdzieś w jej ciele. Prosty wniosek. Trzeba było zaatakować całe ciało zmutowanego naukowca jednym atakiem, który zniszczyłby je doszczętnie. Kolejny wniosek. Szermierz w swym arsenale nie miał takiego ataku. Nigdy nie skupiał się na opanowaniu technik przerabiających cel na mięso mielone, skupiając się jedynie na zdolnościach zadawania jak najszybszej śmierci zwykłym śmiertelnikom. Te kilka miesięcy temu nawet by nie pomyślał, że przyjdzie mu walczyć ze wszystkimi dziwactwami, które spotkał odkąd dołączył do tej niezwykłej (to było najdelikatniejsze słowo, jakie białowłosemu przyszło do głowy) kompanii. Jednak kolejne pojedynki nauczyły elfa jednego. Gdy się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma i robi się z tego najlepszy użytek w sposób, którego przeciwnik nie przewidzi.
Cztery ostrza zostały skierowane w stronę Nino, niczym wierzchołki kwadratu. Powietrze wokół każdego z nich zaczęło się burzyć, by po chwili wirować niczym wietrzny świder.
- Musze się w końcu nauczyć, by najmocniejsze techniki zostawiać na ostatnią chwilę, a nie zaczynać od nich. - nawet, pomimo że Suro nie zamierzał użyć zwykłych tornad, słowa te były kłamstwem. - Dziewczyny, bądźcie gotowe po mnie posprzątać.
Wietrzny szermierz, przechodząc ze swej zwykłej szybkości, poprzez wzmocnioną wiatrem, nabytą w czasie walki z Ririm, a na podarowanej przez Yartaka kończąc natarł na naukowca. W połowie drogi połączył wiry w jeden potężny, by tuż przed uderzeniem wskoczyć w niego i pokryć całe swoje ciało żywiołem powietrza.
Elf niczym samo wcielenie wiatru uderzył we wroga. Nino rozłożył ramiona, jak gdyby zapraszał elfa do siebie. Uśmiech nie zdążył zejść z ust naukowca, kiedy olbrzymi wir rozerwał jego tłów. Tarcze, oraz wietrzne cięcia z ostrzy Haru, Elie i samego rycerza Yartaka, poszybowały w stronę rozczłonkowanego ciała. Był to iście piekielny widok. Rozerwane monstrum, wybuchło niczym przesadnie napompowany balon. Krew, kawałki skóry i mięśnie wylądowały na deskach burt i sufitu. Serce istoty z cichym pluskiem opadło na deski, tylko po to by czarne ostrze przebiło je na wylot.
Surokaze dyszał ciężko czuł, że mocy arcymaga umarłych zostało na jedną, góra dwie techniki.
Uszy elfa wypełniło ciche klaskanie.
To Nino, którego pozbawił wcześniej ręki, stał w progu - z tą różnicą, że miał już obie kończyny. Rozpoznał go tylko po tym, że dookoła niego kłębiła się tajemnicza energia skradziona Zodiakowi.
- Piękny pokaz, powinszować. -pogratulował białowłosemu i jego towarzyszką. - Szczerze mówiąc myślałem, że moja wersja zmutowanego klona sobie poradzi. Jestem zszokowany. -dodał, poprawiając okulary. - Jeżeli chcecie… możecie odejść. -rzucił od niechcenia machając ręką. - Z moich obliczeń mogę wnioskować, że w obecnej sytuacji tak samo wy jak i ja możemy wygrać. Nie lubię hazardu, wole pewne zwycięstwo. Ponadto ponowne sprowadzenie mych ciał do tego miejsca trochę zajmie, a mam tu coś do przebadania. Jeżeli chcesz toczyć tą potyczkę, proszę bardzo, jednak z 90% dokładnością przynajmniej jedno z was z ginie. Możecie też odejść, wtedy będziemy mogli uznać to za remis… lub moje zwycięstwo. Ja i tak tu nie zginę, nie ma mnie tu. Polegną jedynie moje ciała, czego nie można powiedzieć o was, istot tak prostych, że aż ograniczonych do jednej powłoki. - zakończył swój monolog z uśmiechem na umalowanych ustach.
- Wydaje się taki mądry, a takie głupoty gada. - Suro niczym od niechcenia posłał dwa, skrzyżowane wietrzne cięcia w stronę ściany przebijając się na zewnątrz - Ja osiągnąłem to, po co przyszedłem. Ty mnie nie powstrzymałeś. Znaczy… wygrałem. - Wietrzne ramiona chwyciły skraje dziury i napięły się do granic wytrzymałości. - Chwyćcie się mocno moje panie. Polatamy sobie trochę. - rzucił podchodząc do swoich elfich towarzyszek. Objął je obie w taki sposób, by móc jeszcze wycelować w naukowca palec niczym lufę pistoletu.
- Znajdę cię. - rzucił jeszcze, gdy z jego palca wystrzelił wietrzny pocisk skierowany w głowę różowowłosego, a trójka szpiczastouchych wyleciała ze statku niczym kamień z procy.
Pewnie Gort będzie miał mu za złe, że nie walczył o statek. Jednak elf był słabszy od pirata i dodatkowo nie zamierzał ryzykować życiem swoim lub swoich towarzyszek by ratować kogoś, kogo praktycznie nie znał. Jego bitwa została zakończona. Ale ta historia wymagała jeszcze zakończenia...
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 17-10-2014 o 08:57.
Karmazyn jest offline