Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2014, 14:42   #50
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Morgan uśmiechnął się nerwowo.

-Nie byłbym tego taki pewien...- zaczął Lockerby, drapiąc się po karku.- Ale najpierw kurtuazje, opis moich partactw później. Gilian, to Tim, silnoręki i ogółem równy chłopak. Tim, to Gilian, moja znajoma łowczyni nagród. Jednoosobowa kawaleria.

Skinął głową Tinkebell.

-Dzięki za tak szybkie sprowadzenie jej tutaj, ale obawiam się że samo moje pojawienie się tutaj nie jest dobrą informacją. Skrewiłem, nie mówcie że się przyznałem Amelii którą miałem ratować, i teraz potrzebuję waszej pomocy żeby to odkręcić. W sensie Gilian, Tinkebell tylko jeśli sama wykaże zainteresowanie...

Niewątpliwe nie robiła na nim wrażenia uroda półelfki. Jedynie owa kościana dłoń wypalona na jej twarzy.

-Cześć...- nazwajem stwierdziła łowczyni nagród, a gnomka tylko skinęła głową.

-No to wyrzuć to z siebie. Sytuacja musi być parszywa skoro... -Gilian spojrzała na gnomkę.- Skoro ją bierzesz pod uwagę.

-No dobra...- Morgan westchnął, zdjął kapelusz i usiadł na najbliższej płaskiej przestrzeni nie grożącej złamaniem. Najpierw tajemnicze zniknięcie Amelii, odwiedziny w Pirackiej Zatoce, spotkanie z Arveną i w ostateczności niezbyt ciekawa w skutkach akcja po której Morgan musiał puścić uszy po sobie.

Zawalił. Nadopiekuńczo i w dobrej wierze, ale zawalił.

Ostatecznie przejechał dłonią po szczęce, gdzie szczecina dopiero zaczęła pojawiać się po wczorajszym goleniu.

-I tak to wygląda... Wieczorem przy wraku będzie pewnie możliwość uratowania chłopaka...

Grajek wnukiem Amelii... Kto by pomyślał.

-Piracka Zatoka... parszywie miejsce. Byłam tam raz czy dwa... bardzo hermetyczna społeczność. Do wieczora może ściągnę grajka.- zamyśliła się Gilian.- Moenhausen może być zajęty. Maverick chyba ma pokerowe wieczorki. Nie będzie chętny.

-Duchy... inne plany egzystencji. Idealne pole testowe
.- zachwyciła się Marge, wywołując ironiczny grymas u samej Gilian. Która skinęła głową. -To prawda... nieciekawe miejsce na pole walki.

-Pole testowe... na co?-
zainteresował się Morgan, przejeżdżając dłonią po twarzy.- Jeśli zaś idzie o resztę ekipy, możesz spróbować ale wątpię żeby wyszły z tego jakieś grubsze pieniądze. Ba! Mam wątpliwości czy dam radę opłacić pomoc twojej skromnej osoby...

Rewolwerowiec wzruszył ramionami.

-Nawet zasranego listu, słowem się nie odezwała... Cholera, jakbym raz nie mógł złamać nogi przed zrobieniem czegoś głupiego!

Gilian zakryła usta gnomki mówiąc.

- Jeśli nie masz kilku godzin czasu wysłuchiwanie techniczno- magicznych tyrad to nigdy, przenigdy nie pytaj gnoma o jego wynalazki.- po czym dodała.- Powiedzmy że będziesz mi winny... Co do reszty, może się skusić na samą przygodę. Przyznaję, że im będzie nas więcej tym bezpieczniej. To jakie mamy priorytety w tej misji? Ratujemy grajka? Bo ta Amelia wydaje się dobrze sobie radzić.

-Człowieka nie było pięciolatkę i z przemytniczki zrobił się z niej stereotypowy gunslinger.-
odparł zgorzkniały Lockerby.- I tak, priorytetem jest jej wnuk, który bardzo możliwe że jest starszy ode mnie, ale biorąc pod uwagę jakie teksty piosenek układa równie dobrze może okazać się mrocznym, buntowniczym szczeniakiem... I medium. To też dość istotne.

-Medium... myślisz, że w grę whodzą jakieś ukryte skarby? Duchy przecież nie wzięły się znikąd.- zainteresowała się Gilian, podczas gdy Marge kręciła się po swym sklepiku niczym trzmiel zbierając różne gadżety. Półork zaś wtrącił cicho.- Moja babka opowiadała, że duchy pokutują za swe zbrodnie, gdy akurat bogów nie ma.

-Nie porwano grajka bez powodu. Ale co banda kanibalistycznych morskich likantropów może chcieć od nawiedzonego statku?
- zamyśliła się Gilian i wzruszając ramionami dodała.- Siedząc tutaj na zadku niczego się nie dowiemy. Pojadę złapać krasnoluda za fraki. Może się da... i może drugi grajek będzie potrzebny.

-Wiem że byli gotowi zaryzykować wystrychnięcie na dudka Arvenę, tą kapłankę o której wam wspomniałem, żeby zdobyć jakieś informacje czy coś, więc zakładam że stawka jest wysoka... Ja zaś zadowolę się w pierwszej kolejności nie pozbawieniem Amelii członka rodziny...


Rewolwerowiec rzucił na gnomkę okiem.

-Masz coś na duchy w tym swoim sklepie... ?

Łapacze duchów, nie ma co... Szkoda że jedyne działające jakie Morgan widział w swoim życiu należały do szamana szarych futer i składały się z kostek, patyków, sznurka, piór i kamyków z dziurą w środku. I działały tylko wedle woli tamtego szamana.

-Mam! Trzy pociski będące efekt skondensowanej mocy, tyle że mojego wymiatacza. -wyjaśniła entuzjastycznie gnomka, podczas gdy Gilian opuszczała sklep.- No i mam tarczę energetyczną, która w teorii chroni przed atakami duchów i miecz też energetyczny... i też w teorii i... tylko przez dwie minuty. Nie dopracowałam jeszcze kwestii zasilania. Mój plecaczek..

Wskazała na metalowe pudło z pokrętłami i dziwnymi zegarami.

- Wystarcza na by zasilić tarczę przez dwie trzy minuty. Lub miecz.

-A nie wybuchnie to to ?-
zapytał niepewnym głosem półork.

-Nie powinno... raczej się zapali.- oceniła wynalazczyni.

-Na pewno chcesz tam iść?- zapytał ostrożnie Morgan, święcie przekonany że po tygrysie któremu odpadła głowa już nic go nie zaskoczy.- Wiesz, nie chce mieć kolejnej osoby na sumieniu, a widziałem jak rypnąć może zacięty rewolwer. To co masz na plecach wygląda jakby mogło zmieść z powierzchni ziemi cały budynek...

W takich momentach Morgan tęsknił za czasami opisywanymi przez Jeba, kiedy to broń wzmocniona magią dopiero zaczynała schodzić do lamusa i drożeć, przez co zdaniem staruszka nie było tak źle.

A Morgan dalej go nie odwiedził...

-A gdzie indziej mogłabym przetestować destruktywną siłę moich zabawek?- stwierdziła z zaskoczeniem gnomka.- Poza tym... nie martw się, umiem o siebie zadbać. Tylko nie stój w moim polu rażenia. No i który z was bierze plecaczek? Bo dla mnie za ciężki. Miał go kupić pewien krasnolud, ale oddał po awarii.

-Eeee...on?-
rzekł półork wskazując na Morgana.

-Timmy, ty chyba sobie jaja robisz, co?- zapytał nieszczególnie rozbawiony Lockerby.- Załóżmy nawet że jeśli to draństwo będzie miało wybuchnąć, to ty będziesz miał dość siły by ściągnąć to z pleców i rzucić w cholerę, ja zaś najpewniej będę miał problemy z chodzeniem w tym ustrojstwie...

Krytycznie spojrzał na półorka.

-No chyba że się wypisujesz. I nie, to nie ultimatum, po prostu mówię że nie masz obowiązku tam iść.

Gdyby oczy mogły zabijać to.. Timmie'go i tak by nie zabijały. Za bardzo mówiły... "zaraz zesram się ze strachu". Podobnie jak Morlcok, półork wolał zagrożenie któremu mógł przylać w gębę, niż bombę na plecach, która mogła wybuchnąć w każdej chwili.

Przełknął ślinę pytając.

- Eeee... ehmmm... jak... czemu on został zwrócony?

-A bezpieczniki się przepaliły... no i... krasnolud przybył gładko ogolony.-
zastanowiła się gnomka. A tymczasem przed drzwiami do jej sklepu słychać było stukot końskich kopyt.

Timmy z grobową miną zakładał plecak i przytroczył do niego "miecz" ....a własciwie jego rękojeść w kształcie rury, oraz tarczę... bedącą siatkę sprężyn.

Marge zaś rzuciła Morganowi przedmiot z okrzykiem łap. Więc Lockerby odruchowo złapał.



Nieduży obły i bogato zdobiony przedmiot.

-Dzielny bądź, Tim.- zaśmiał sie Morgan, ruszył w stronę drzwi i tylko przelotnie spojrzał na ten ciekawy wihajster.- Co to robi, jeśli można wiedzieć?

W swoim entuzjaźmie gnomka przypominała steampunkowy bączek.

-Echmm... Nie wiem. Liczę że mi powiesz, jak już wykorzystasz.- stwierdziła z rozbrajającą szczerością Marge.- To nie jest moje. Znalazłam to wśród starych gratów w piwnicy, pewnie należał do poprzedniego właściciela tego sklepu.

-Mam tym rzucać? Bić? Polizać?-
zapytał szczerze strapiony Morlock, łapiąc za klamkę i otwierając drzwi.

- Odpinasz tu... -wskazała palcem gnomka.- I rzucasz we wrogów i... uciekasz, tak szybko jak się da. Nie wiem jak działa ta broń, ale wątpię byś chciał się znaleźć w jego polu rażenia.

Na zewnątrz stała już Gilian i krasnolud, który rzekł wesoło.

- Witam! Więc ruszajmy na przygodę! Ponoć mamy dziewicę do uratowania!

Pólelfka wzruszyła ramionami.

- Mogłam zapomnieć o pewnych detalach.

-O jakich...detalach?-
zdziwił się bard.

-Nie wiem czy wnuk mojej znajomej jest dziewicą, ale tak, wymaga ratowania.- odparł spokojnie Lockerby, uśmiechając się samymi ustami.- Ale jeśli zechcesz to wykorzystać niczym stereotypową dziewicę, nie krępuj się, bo nie zdziwiłbym się jeśli nawet by mu się to spodobało. To półelf.

W sumie Morgan nie powinien pokpiewać z ochotnika jakim był Jack, ale cóż poradzić, czasami nie miał instynktu samozachowawczego. W sumie, nie miał go zaskakujaco często.

-Coooo?! Jak to będzie wyglądało w mojej balladzie.- usta krasnoluda otworzyły się szeroko w zaskoczeniu. Po czym oskarżycielsko wskazał palcem Gilian.- Oszukałaś mnie?

-Nie możesz jednak powiedzieć, że ci w czymkolwiek skłamałam.-
odparła z ironicznym uśmieszkiem półelfka.

-Ty...- zamarł z rozwartymi ustami Jack. Po czym je zamknął i potarł dłonią brodę.- Następnym razem, wypytam o wszystko.

-To jak. Dołączasz?
-spytała Gilian.

-Tak. Tak. Nawiedzony statek, czy jeśt coś bardziej ekscytującego?- spytał retorycznie krasnoludzki bard.

-Możesz zamiast dziewicy dać wątek dziecięcego medium porwanego przez złych kultystów.- rzucił z przekąsem Lockerby, oglądając wihajster od gnomki a następnie chowając go do kieszeni.- To też przejdzie, a i sama ballada będzie odpowiedniejsza dla młodszych słuchaczy... Ech, ale będzie chryja. Już to czuję.

-No to ruszajmy do boju!
- wrzasnął entuzjastycznie krasnolud wskazując losowy kierunek drogi, po czym potulnie udał się za Gilian, która objęła rolę przewodniczki.

Drużyna składająca się z barda, półorczego mięśniaka, szalonej wynalazczyni, oraz dwóch rewolwerowców... na pewno była oryginalna. Ale tak liczna grupka dodawała otuchy Morganowi.

Nie mogli wpaść w pułapkę. Bardzo szybko dołączyli do szykującej się do wyruszenia kapłanki i razem wyruszyli dalej. Ani Arvena, ani Gilian nie były skłonne do gadania po próżnicy, więc nastąpiło tylko wymienie grzeczności. Marge chciała zapytać o coś Fox, ale została uciszona przez półefkę. Za to Jack Black zaczął kurtuazyjnie podrywać rudowłosą, choć... ta ostentacyjnie ignorowała jego próby flirtu.

Szybko też zaczęli opuszczać ponury i wyjątkowo mroczny obszar Pirackiej zatoki, by wejść na wyjątkowo skalisty i pozbawiony budynków obszar na obrzeżu miasta. Sterczące z morskiej toni skały niczym kły pradawnej bestii były dość złowieszczym widokiem, ale Morgan bardziej zwracał uwagę na dość krętą i wąską ścieżkę którą przemierzali idąc do wraku. Wydawała się ona idealnym miejsce na pułapkę.

I pułapką była... zza skał wynurzyło się dziesięć zimnych luf karabinów mierzących w całą grupę.

Zaś na samą ścieżkę wyszedł uzbrojony rewolwerowiec.




-Droga zamknięta amigos... Bądźcie tak dobrzy i zawracajcie swoje kuperki.- rzekł bawiąc się swoimi rewolwerami.- W końcu wy nie chcecie mieć podziurawionych jak sito ciał, a i ja nie chcę niepotrzebnie marnować kul. Pozwiedzacie sobie okolicę innym razem.

Morgan westchnął, samemu mając już w dłoni rewolwer.

-Starzy, dobrzy najemni cyngle.- ocenił, rozglądając się.- Miło spotkać kolegów po fachu i równie miło byłoby nie zostawić ich ciał za sobą, kiedy ruszymy dalej. Bo ruszymy dalej, bo mamy w tym bardzo konkretny interes... I tak gwoli ścisłości, Morscy Kultyści dobrze płacą?

Shit, fuck, out of luck jak mawiał stary Jeb.

-Dolarami, ale nie papierowym gównem New Heaven. Złotymi dolarami.- uśmiechnął się ich szef i poprawił kapelusz.- Tak więc... mamy przewagę liczebną i pozycji. Możemy was tu wystrzelać jak kaczki. Więc to jest dobry moment byście zawinęli kuperki i sobie poszli z powrotem. Szkoda by było zabijać takie ślicznotki ja twoje towarzyszki.

Po czym uśmiechnął się Arveny i Gilian.

- To nic osobistego drogie panie. To tylko interes.

-Craig Lighfist Manson!-
pisnął radośnie Tim niczym dzierlatka.- Ty jesteś Lightfist Manson. Brałeś udział w strzelaninie na dworcu trzy lata temu. Trzech przeciw jednemu.

-Tak. To prawda. To była ciężka jatka
.- potwierdził Craig.

-To twój znajomy? Może powiesz mu żeby się usunął.- zapronowała półorkowi Arvena.

-Nie... ale czytałem o nim. Znam wszystkie jego wyczyny!- ekscytował się nadmiernie Tim.

-Poza tym... nie mieszam interesów z przyjemnościami. Nawet rodzonej matki bym nie przepuścił.- wyjaśnił Craig i spojrzał na Morgana.- Półork i ten kolega rewolwerowiec to potwierdzą. Trzeba dbać o reputację.

-Zapłacili wam z góry za całość roboty?
- zainteresował się po chwili namysłu Morgan.

-Nie są aż tak głupi, kimkolwiek są. Zapłacili 30% i resztą po wykonaniu roboty.- odparł ze śmiechem Craig.

-A zdajesz sobie sprawę, Craig, że kiedy skończą swój rytuał i przyzwą to co mają przyzwać, nie zobaczysz ani swoich 70%, a jeśli się o nie upomnisz, bydle które wylezie z morza najpewniej zeżre ciebie i twoich ludzi.- Lockerby westchnął, przewracając oczami.- Szczerze, miałbym to w dupie gdyby nie fakt że z mojej winy pewien magicznie uzdolniony szczeniak zejdzie z tego świata żeby te świry mogły tego dokonać. Możliwe że go widziałeś. Ciemne włosy, możliwe że już nie tak zadbany zarost, półelfia krew...

-Może tak... może nie.
- stwierdził Craig wzruszając ramionami.- To jest ryzyko powiązane z złotem. Gdybym pietrał przy każdej podejrzanej robótce, to... zostałbym żebrakiem. To bezpieczna robótka.

-No właśnie nie.-
Morgan westchnął.- Jack, możesz naświetlić im sytuację? Bo zaraz mnie cholera weźmie...

-Eee... ja?-
spytał zaskoczony Black.- Ja rozumiem pewnie jeszcze mniej niż on. Skąd pewność, że coś wypełźnie z wody? Co to właściwie za kultyści? Nie wspominajac o tym, że dziewica okazała się mieć siusiaka.

-Że co?
- zaśmiał się Craig.

-Tego kretyna poproszono o pomoc w ratowaniu ofiary kultystów, a on od razu dośpiewał sobie że ofiara musi być dziewica.- odparł coraz bardziej zirytowany sytuacją Lockerby.- Czyli pozwól że podsumuję. Nie masz nic przeciwko robocie dla rybiego kultu o ile płaci złotem. Dobrze, kupuję to. Musisz dbać o reputację, to też rozumiem... Ale nie czujesz pewnego niepokoju kiedy grupa z kapłanką na czele informuje cię że kiedy twoi pracodawcy skończą swój rytuał to zje cię pierdolony potwór morski?

- Cóż... A masz jakiś dowód na poparcie swoich tez ? Równie dobrze tamci mogą teraz uprawiać grupową orgię, żeby pobudzić do seksu rybki. Cholera wie co ci rybacy czczą.-
wzruszył ramionami Craig.- Twoje słowa przeciw ich słowom... tyle, że ich słowa mają dołączone złote krążki, a ty... masz tylko przypuszczenia.

-I ślady po nożach rekinołaków na żebrach.-
westchnął Lockerby i kątem oka spojrzał na Gilian.- Jakieś pomysły nim zacznę walić do wszystkiego na oślep?

-Możesz go wyzwać na pojedynek w blasku zachodzącego słońca.-
zaproponował Tim entuzjastycznie. -Byłoby to niesamowite i takie... jak w książkach.

Pomijał przy tym fakt, że słońce już zaszło.

-Wierzysz że się zgodzi?- rzucił z przekąsem Lockerby i spojrzał na cyngla, oceniając swoje szanse przeciwko niemu. W sumie, czemu nie, robił już głupsze rzeczy, co nie zmienia faktu że to jednak najemnik był w ciut lepszej sytuacji niż nieszczęsny Morgan.

- W książkach był szlachetny i honorowy i dzielny i odważny...- zaczął wychwalać go półork zapominając, że przed nimi nie stał Manson z książek.

-Pamiętasz jak ci sprostowałem jedną z historii na mój temat, młody?- zapytał chłodno Morlock, patrząc karcąco na młodego półorka.

Black zaś dodał cicho.

- Co ci szkodzi spytać, najwyżej cię wyśmieje.

Cholera... Morgan miał już tego wszystkiego dość.

-Co ty na to, Craig?! Ja i ty?! Tu i teraz?!- wykrzyknął, rozkładając szeroko ręce i ruszając w stronę cyngla.- Powiem ci szczerzę, jebie mnie to. Jebią mnie ludzie bez śladów rozsądku, tacy jak ty. Jebie mnie przekurewskie poczucie niezależności mojej znajomej, które doprowadziło mnie tutaj, ale najbardziej jebie mnie moje poczucie obowiązku, które sprawia że właśnie robię to co robię!

Westchnął, stając naprzeciwko Craiga i odrzucając płaszcz.

-I powiem ci szerze, jebie mnie to tak mocno, że niemal doszedłem.

-Ok. Zróbmy ale pod pewnymi warunkami.-
odparł Craig, uniósł i zaczął prostować palce.- Jeden na jednego, żadnego wsparcia. Do pierwszej rany lub trupa, co będzie szybsze. Jeśli ja wygram, twoja mała drużynka zawiera dupy w troki, jeśli ja przegram... mówi się trudno. Przepuszczamy was i róbcie co chcecie... My się zmywamy. Brzmi uczciwie?

Morgan spojrzał na niego z umiarkowanym sceptycyzmem, po czym splunął na dłoń i wyciągnął ją w stronę najemnika.

-A ponoć tak wiele się zmieniło przez ostatnie pięć lat... Przy okazji, słyszałeś może coś o Mathiasie Scoville'u?

-Szuja... ale dobrze władała bronią. Gryzie glebę od paru lat ponoć.
- wzruszył ramionami Craig.- Słyszałem że wkurzył Cicione i go dopadli zaraz po jakimś dużym skoku na muzeum czy galerię.

I zrzucił również wierzchnią warstwę ubrania dodając.- Trzeba nam tylko znaku rozpoczynającego pojedynek.

-Gilian, jeśliś łaskawa
.- rzucił przez ramię Lockerby.

Półelfka skinęła głową i wycelowała w górę broń. Craig stanął przodem, ugiął kolana i jego dłonie znalazły się blisko rewolwerów. Wpatrywał się w Morgana uśmiechając się.

Morgan zaś tylko westchnął.

Czemu, obserwując dłoń swojego przeciwnika, miał dziwne wrażenie że Mathias mimo wszystko żyje.

Teraz miał jednak inne zmartwienia. Musiał być szybki. Cały czas patrzył przeciwnikowi prosto w oczy.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline