Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2014, 21:28   #11
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Poranek rozpoczęty w ów niecodzienny sposób przebiegł nad zwyczaj … zwyczajnie. Spakowali swoje rzeczy, napoili konie, ułożyli stos drewna tak by czekał na następnego wędrowca, po czym ruszyli w drogę.
Z początku podróżowali sami. Pogoda im dopisywała, słońce wesoło świeciło na błękitnym niebie, nie rozpraszane przez żadne chmury. Od czasu do czasu padł na nich cień polującego jastrzębia, dwa razy ich drogę przeciął lis, wśród drzew słychać było śpiew ptaków. Las, przez który przebiegała ich droga, był stary. Czuć w nim było minione wieki i tajemnica, które na zawsze pozostały w cieniu jego drzew. Wielu zostało tu zbitych, wielu porzuconych, narodzin też nie było mało. Gdyby tylko ktoś znał język drzew mógłby o tych sprawach usłyszeć. Nikt taki jednak jeszcze się nie narodził, a i sama Rubin wiedziała tylko o nielicznych sekretach owej puszczy. Czuła się tu jednak dobrze, zupełnie jak w domu, przez co z ust jej nie znikał uśmiech i co rusz poganiała swego wierzchowca by poczuć we włosach powiew wiatru.
Pierwszymi osobami, których spotkali na swej drodze był kupiec wraz z synem i dwójką służących. Wymieniono pozdrowienia, zapytano o drogę i czy rabusiów jakiś nie napotkali. Rubin skłamała bez zmrużenia okiem iż nikogo takiego nie napotkali ale że słyszeli co nieco o podejrzanie wyglądających grupach, które ponoć widziano ostatnimi czasy na trakcie. Kupiec rzekł iż będzie uważał i że oni uczynić to samo powinni i na tym ich znajomość się zakończyła. Chwilę jeszcze stali z Garetem, śledząc oddalający się wóz i jeźdźców, po czym Rubin ponagliła wierzchowca by w dalszą drogę ruszyć. Nie miała wyrzutów sumienia kłamiąc kupcowi. Tamci i tak już zagrożenia nie stanowili, a wdawanie się w dyskusje o zabitych, niespecjalnie należało to rzeczy które lubiła. Być może miało to coś wspólnego z ilością owych zabitych, których przypisać można było jej osobie. Śmierć nie robiła na niej wrażenia, nie widziała zatem powodu by się nią przejmować. Przynajmniej jeżeli chodziło o śmierć osób, które były jej obojętne. Pozostałych zaś nie było w tym momencie zbyt wielu…

Obecność kupców świadczyła o tym, że droga przed nimi była bezpieczna. Przynajmniej do niedawna. Zaś owi kupcy mieli szczęście, że bandyci najpierw natknęli się na Rubin i niego. Gdyby przypadkiem nie zaatakowali obozowiska, z pewnością odbiliby sobie niepowodzenie na pierwszych napotkanych osobach. Ale tak już bywa - pech jednych oznacza szczęście dla innych.

Nim minęło południe zdołali pokonać znaczny odcinek drogi. Tempo jakie narzucili i nieznaczny ruch na drodze sprawiły iż udało się im dotrzeć do zajazdu w sam raz na obiad. Miejsce, w którym się zatrzymali może i do nazbyt okazałych nie należało ale, jak się wkrótce przekonali, oferowało jadło dobrej jakości i po znośnych cenach. Oczywiście dla Rubin nie miało to większego znaczenia. Co prawda nie rozrzucała złota na prawo i lewo, nie powstrzymała się jednak przed wyborem tego, co zdawało się być najdroższe. Uwagę przy tym zwróciła kilku gości zajazdu, jednak uznali oni najwyżej iż to nie dziewka płaci, a jej towarzysz i widać z lepszego rodu pochodzi to i sobie pozwolić może. Padło przy tym trochę żartów na temat związków jakie łączą niewiasty, złoto i klejnoty, nie było w nich jednak złośliwości.

Zjedli w spokoju. Rozmowa - z uwagi na miejsce i ilość gości - nie zeszła z tematów ogólnych, które wypadało podjąć przy posiłku. W momencie jednak, w którym przed Rubin wylądowało zamówione przez nią ciasto, jej uwaga została w wyraźny sposób odwrócona. Cokolwiek to było, sprawiło iż smoczyca odsunęła od siebie cudownie pachnący łakoć, podparła dłońmi brodę i przymrużywszy oczy zaczęła nasłuchiwać.

Garet nie znał zbyt długo swej towarzyszki podróży, ale od pierwszego spotkania zdołał w niej rozpoznać miłośniczkę różnych pyszności, ze słodyczami wszelakimi na czele. Nie bardzo wtedy wiedział, jakim cudem Rubin jedząc tyle nie spasła się niemiłosiernie, ale jakoś przyjął ten fakt do wiadomości. Zamiana w smoka tłumaczyła co prawda smukłość sylwetki, ale nie o to akurat chodziło.
Rubin nie miała zwyczaju odrywać się od jedzenia. Coś zatem musiało ją zaniepokoić. Albo bardzo zaciekawić. Garet, udając pochłoniętego jedzeniem, również zaczął się przysłuchiwać. Pewne drobne sztuczki związane z powietrzem czasami bywały przydatne.

Robin zbytniej uwagi na współtowarzysza nie zwracała. Ciekawszym bowiem obiektem okazał się wieśniak siedzący przy stole po drugiej stronie sali i zażarcie coś dyskutujący z dwoma mięśniakami, którzy wraz z nim owy stół zajmowali. Mimo iż mężczyzna starał się mówić cicho, zbytnio był przejęty tym co miał przekazać swym towarzyszom by utrzymać swój głos w ryzach. Nie miało to zbytniej różnicy dla Rubin i zapewne w normalnych okolicznościach by go zignorowała, gdy jednak w jej pobliżu padały słowa takie jak potwór i zaginione dzieci, nie miała większego wyboru. Wieśniak, Lindem się zwący, problem miał nie byle jaki. Ci dwaj zaś, którzy z nim siedzieli obiecali z owym problemem się uporać, oczywiście za dość sporą opłatą. Gdy jednak w grę wchodzi życie i zdrowie dziecka, żony, siostry czy własne, cena niekiedy roli żadnej nie odgrywa. Tak też się najwyraźniej miało w tym przypadku. Lind mieszkał pół dnia drogi od miejsca, w którym właśnie się znajdował. Wioska jego, Podgórka, od miesięcy paru żyła w strachu. Król podobno pomoc obiecał, jednakże od kiedy jego córka zaginęła tak na ową pomoc nie było co liczyć. Rubin wątpiła by w ogóle o takową monarcha miał zamiar się postarać. Z doświadczenia wiedziała że bolączki prostego ludu rzadko tylko trafiały do uszu władców, a rzadziej wywoływały jakąkolwiek reakcję. Oczywiście o ile takowe nie wiązały się ze zmniejszeniem opłat jakie nanoszono na pracującą brać. Wtedy rzecz się miała inaczej. W tym jednak wypadku nie chodziło o nic takiego, przez co wieśniacy szukać musieli pomocy na własną rękę. Sądząc z relacji Linda ci dwaj nie byli pierwszymi którzy zgodzili się z problemem uporać. Nie byli nawet drugimi. Wszyscy zaś którzy ruszyli na pomoc albo martwi teraz byli albo zwiali nie upomniawszy się o zapłatę. Wedle mniemania Rubin pierwsza możliwość była najtrafniejsza. Tym bardziej że potwór nadal terroryzował wioskę, nadal dzieci porywał i nadal zmuszał jej mieszkańców do poszukiwania pomocy i wydawania srebra, którego przecież za wiele nie było. Nasłuchawszy się dość, wyciszyła w swej głowie głosy które dochodziły z tamtego stolika.
- Co byś powiedział na małą przerwę w polowaniu na księżniczkę ? - zapytała Gareta, z apetytem zabierając się za ciasto.
- Masz na myśli tamtą rozmowę? - odparł pytaniem.
- Mhm - potwierdziła z pełnymi ustami. - Nie wydaje mi się by otrzymali pomoc od tych dwóch. Co najwyżej stracą kolejne srebro. Ciekawi mnie też co to za potwór grasować może w tej okolicy. Od wieków nie spotkałam niczego co mogłoby nosić takie miano. Może być zabawnie - dodała gdy już przełknęła i było pewnym, że nie będzie rozsiewać okruszek wraz z każdym słowem jakie wypowie.
- Równie dobrze możesz się rozczarować - powiedział cicho Garet. Połknąwszy najpierw wszystko. - A nuż okaże się, że to jakaś kolejna bestia w ludzkiej skórze.
Rubin oczywiście i takie wyjaśnienie brała pod uwagę. Czy jednak nie należało owej bestii, czy to ludzkiej czy prawdziwej, unicestwić by ochronić niewinne życia tych, którzy sami obronić się nie mogą?
- Tym bardziej powinno się jego lub ją wyeliminować z tego świata. Nawet bardziej gdyż bestia często wyboru nie ma, człowiek zaś działa z własnej woli, co czyni go gorszym niż owa bestia.
- Myślałem tylko o tym, że ludzka bestia może być mniej pokaźnych rozmiarów - odparł.
- Rozmiar nie ma znaczenia. Liczy się zło które zostało uczynione. Nie musimy jednak im pomagać jeżeli tego nie chcesz.
- Obowiązkiem rycerza jest bronić słabych - z odrobiną kpiny w głosie powiedział Garet. Cóż... Nie da się ukryć, że niejeden z tych, co pas rycerski nosili, zapomniał o tym obowiązku. - Oczywiście, że pojedziemy. Przed wieczorem będziemy na miejscu.
- Wspaniale. - Rubin bez wątpienia humor poprawił się znacznie. - Które z nas zatem zagadnie owego wieśniaka? Czy też wolisz pominąć go i od razu do wioski pojechać?
- Weźmiemy prowiant i ruszamy od razu do tamtej wioski. On by nas tylko spowalniał.

- Zatem postanowione. Gdy już się uporamy z owym potworem możemy zostawić w owej wiosce konie. Tylko… Pasowałoby się także dowiedzieć gdzie dokładnie ona leży. Z pewnością bowiem nie przy trakcie, zapamiętałabym.

Dowiedzenie się gdzie Podgórka leżała nie było wcale takie trudne. Wystarczyło zapytać karczmarza, a ten bez zbytniego marudzenia wyjaśnił iż aby do owej wioski dotrzeć należy wpierw w głąb lasu się zapuścić. Aby tego dokonać należało na rozstaju ruszyć w lewo, a następnie skręcić w pierwszą ścieżynę która po prawej stronie się pokaże. Podobno znaki tam też jakieś były, wielkich trudności przeto być nie powinno. Oczywiście, prowiant dostaną za odpowiednią zapłatą, a za kilka dodatkowych monet karczmarz mógł nawet nieco swą żonę pogonić by długo czekać nie musieli.
Rubin takowy obrót spraw jak najbardziej odpowiadał.


Do wioski dotarli bez większych przeszkód. Ostatni odcinek drogi pozostawiał jednak nieco do życzenia i zapowiadał iż nie mają co liczyć na karczmę w owym zapomnianym przez bogów miejscu. Jak się okazało - słusznie.

 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 06-10-2015 o 12:18.
Grave Witch jest offline