Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2014, 20:27   #21
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
- Witam, czym zawdzięczam sobie tą przemiłą wizytę? - zapytała dość protekcjonalnie Malie, przerywając oliwienie kolan pięciometrowego golema. Nie były one może niecodziennym widokiem w stolicy, choć jako że były dalej nowinką techniczną, mało kogo było na nie stać. Ponadto już na pierwszy rzut oka można było zauważyć że ów model zaparkowany w centrum warsztatu gwardzistki był jedyny w swoim rodzaju, gdyż nikt wcześniej nie wpadł na pomysł montowania w nich broni.


Ten zaś wyraźnie uzbrojony był w gigantyczne działo, zasilane zapewne potężnymi klejnotami. Poza nim natomiast jak można się było spodziewać walała się masa mechanicznych części, zaś wszystkie stoły zawalone były projektami i narzędziami. Sam warsztat zaś przypominał bardziej hangar i z pewnością był jednym z największych jakie oferowała gildia techników. Poza zwykłymi drzwiami wejściowymi którymi wchodziło się przez budynek gildii, znajdowały się tu również ogromne podnoszone drzwi garażowe służące z pewnością do wprowadzania i wyprowadzania ogromnego mecha, a wychodzące prosto na główną ulicę.
- Czyżbyś dowiedziała się czegoś o intruzach w sprawie których ogłosiłam alarm? - dopytała rudowłosa.
Ivelan oparta barkiem o framugę drzwi przyglądała się to Malie to mechanicznemu tworowi. Cmoknęła pojedyńczo, by zbliżyć sie do lubiejącej cylindry gwardzistki.
- Nic… kompletnie. Kompensujesz za coś tym jebitnym potworem? - Wskazała palcem na mecha. - Poza tym, jakim cudem w mieście są intruzi? Do tego uzbrojeni? Byłam niemal pewna że jest straż przy bramie. - Bez przerwy badawczo przyglądała się rudowłosej.
- Nie nazywaj Big Timmy'ego potworem - odparła stanowczo Malie, głaszcząc golema po nodze z niemalże widoczną czułością. - Intruzi to membrańczycy. Dostali się tu prawdopodobnie dzięki pomocy swoich pobratymców ukrywających się w murach stolicy. Ale nawet bez tego straż miejska nie dałaby rady ich zatrzymać gdyby po prostu weszli główną bramą. Dowodził nimi porucznik któremu nie mogliśmy dać rady nawet wraz z Saehem. Co prawda byliśmy nieuzbrojeni, ale jestem pewna że do zatrzymania ich potrzebaby co najmniej jednego dobrze przygotowanego królewskiego gwardzisty.
Victorria uniosła brew, najpierw jedną potem drugą. Potem obie opadły gdy z zamyśloną miną zadała kolejne pytanie. - Membrańczycy… w murach? - Potrząsnęła głową. - Jak!? Dlaczego? I kto na to pozwolił?! - Postawiła krok w przód, pochylając się delikatnie.
- Król Rubius - odpowiedziała obojętnie kapeluszniczka. - W zamian za informacje i wsparcie w wojnie pozwolił osiedlić się tu membrańskim uchodźcom. Gildia artystów miała mieć na nich oko, ale widocznie spieprzyli sprawę i pozwolili by ktoś z nich nas zdradził. Sen'Murray z naszej gildii również jest membrańczykiem, więc właśnie bada tą sprawę u samego źródła. Tylko nikomu o tym nie mów o jego tożsamości, ani w ogóle żadnego słowa o membrańczykach w stolicy. Zakładam że nawet ktoś taki jak ty zdaje sobie sprawę z tego czym grozi ujawnianie tajnych informacji osobom postronnym. Mówię ci o tym tylko dlatego, że jesteś królewską gwardzistką i domyślam się że tobie również księżniczka suszyła głowę o zbadanie sprawy eksplozji pociągu.
- Przecież to jest oczywiste że membrany nie przylazły by tutaj bez tego konkretnego powodu. Jak można im ufać? - rzekła niemal oburzona.
- I BARDZO mnie niepokoi fakt że ten cały Sen’Murray na pewno im pomaga. - Klasnęła w dłonie by dodać - Całe to jego przedsięwziecie z pociągami to było nic innego jak zdobycie zaufania królestwa. A mówią że ja jestem pierdolnięta. - Na podkreślenie ostatnich słów jej powieka zadrgała dziwacznie. - Gdzie go znajdę? - Dorzuciła kręcąc się po warsztacie, dotykając najróżniejszych maszyn i narzędzi. W sumie niezły miała tutaj sprzęt.
- Kwestionowanie decyzji króla należy do liderów gildii, a nie do nas. Wygląda na to że membrańczycy zamieszkują stolicę już od wielu lat i z całą pewnością musieli przez ten czas przynieść jednoznaczną korzyść królestwu skoro król nie postanowił się ich jeszcze pozbyć. No i nie wydaje mi się by Sen zaprojektował dla nas pociągi tylko po to by później je wysadzać. Równie dobrze mógł ich w ogóle nie tworzyć - odparła Malie, wzruszając ramionami. - Ale może rzeczywiście powinnaś go odszukać. Nie udało mi się ustalić celu intruzów, ale wiem że próbują przekabacić na swoją stronę jak najwięcej lojalnych nam membrańczyków, więc wolałabym gdyby ktoś miał oko na Sena. Niestety nie mam pojęcia jak się dostać do owych "podziemi", więc obawiam się że będziesz zmuszona poprosić o pomoc swoich znajomych. Słyszałam że z królewskich gwardzistów ty masz najwięcej kontaktów z półświatkiem przestępczym.
- Kontakty to troszkę za dużo powiedziane… bardziej trafnym jest. Hmm. - Zastanowiła się chwilę. - Jak łamiesz komuś kości policzkowe to nagle staje się bardziej zgodny do wyznań. Wiedziałaś o tym? - Uniosła obie brwi, a jej usta wykrzywił dziwaczny uśmiech. - Tak czy inaczej… Chyba będę musiała udać się do jednego kogoś i popytać. - Kiwnęła sobie głową.
- Upewnij się tylko że wie już o membrańczykach. Pamiętaj że to tajna informacja. Nie chcemy by poddani zaczęli szykować grupowe stosy i szubienice - uprzedziła ją jeszcze Malie dla pewności. - Królowi by się to raczej nie spodobało.
- Nie zdziwię się jak już o nich wie. Facet ma łeb na karku. Straszny chuj z niego ale pomocny. - Po tych słowach zaczęła dreptać tu i ówdzie. - Nie odpowiedziałaś mi na pierwsze moje pytanie. - wypaliła.
- Bo to nie twój zasrany interes - odpowiedziała z lekkim uśmieszkiem Malie, biorąc do ręki ogromny klucz francuski z jednego ze stołów, po czym przeniosła swą uwagę z Vicky z powrotem na golema. - A teraz jeśli nie masz nic przeciwko, to mam jeszcze trochę tutaj do zrobienia, a potem mam zamiar wrócić do prowadzenia śledztwa. Jak ty albo Murray czegoś się dowiedziecie, to dajcie mi znać.
Rudowłosa wyciągnęła jeszcze z zmiętą kartkę którą zwinęła w kulkę i cisnęła w stronę Vicky, nawet na nią nie spoglądając.
- To są rysopisy jego i owego membrańskiego porucznika. Zapamiętaj to co jest napisane, a potem spal - poleciła sucho. Trudno było powiedzieć czy próbowała się zwyczajnie jak najszybciej pozbyć niezbyt lubianej koleżanki po fachu, czy też rzeczywiście miała wobec niej jakieś oczekiwania. Wiedziała jednak że tego pokroju ludzie zawsze potrzebują jakiegoś zajęcia by nie wchodzić innym w drogę. - A i uważaj na alchemików. Możliwe że któryś z nich również współpracuje z intruzami. Miej też uszy szeroko otwarte na kogoś kogo nazywają “kwiatkiem”.
Victorria złapała zwitek papieru, przeczytała uważnie co jest tam napisane, wtem najzwyczajniej w świecie zmieliła kartke, i włozyła ją do ust, niemal od razu przełykając. Wpatrywałą się jeszcze przez moment na Malie. Wręcz nieprzyjemnie, podpierając łokieć na otwartej dłoni, przygryzała mały palec.


Wróciła pamięcią do Blackmorre, gdy jakaś “stokrotka” odzywała się do niej w ten sposób, instynktownie robiła jej krzywdę. Tam zycie było łatwiejsze… w pewnych sprawach przynajmniej.
- Powiedziałaś mi wszystko prawda? - znowu zadała pytanie. Choroba zawodowa.
- Wszystko co ci potrzebne - odparła obojętnym głosem Malie, rozkręcając jeden ze stawów mecha by nasmarować tłoki wewnątrz niego świeżą warstwą oleju. - Reszty dowiesz się od Murraya o ile uda ci się go odnaleźć. Wszystko inne co wiem opiera się głównie na domysłach, którymi wolałabym nie mieszać ci w głowie. Lepiej jeśli zachowamy osobne podejścia do całej sprawy. Wtedy większa szansa na to że komuś z nas uda się wpaść na właściwy trop.
- No bo wiesz… impulsywnie zdarza mi sie reagować gdy ktoś nie mówi całej prawdy. Ale jeżeli sumienie masz czyste to zapomnij o tym co powiedziałam. - Odwróciła się na pięcie, by pójść do swego ulubionego (i jedynego) informatora.
- Trzym się… Stokrotko. - Kiwnęła dłonią.

* * *

Gdy Malie udało się wreszcie pozbyć natrętnej różowowłosej gwardzistki, dokończyła konserwację swego golema, a następnie bez względu jak bardzo nie miała ochoty, zmuszona była ponownie opuścić swoją gildię, by podążać za tropami w śledztwie zleconym jej przez księżniczkę. Wolała by cała gildia alchemików nie wiedziała o tym kogo uważała za podejrzanego, więc udała się wpierw do swego przyjaciela Luke'a by dowiedzieć się od niego gdzie może znaleźć owego Micheala Cartego.
W gildii alchemików mało kto na nią spoglądał. Ludzie byli zajęci sobą, ale mimo wszystko atmosfera wydawała się nieco wygodniejsza niż w gildii artystów. Z jakiegoś powodu, tutaj nikt nie próbował na siłę zaciągnąć ją na dywanik. Prawie.
Gdy otworzyła drzwi do pokoju Luka, zobaczyła w progu wysokiego mężczyznę, o długich białych włosach, w czerwonym dostojnym płaszczu i białej koszuli. Osobnik ten uśmiechnął się na widok dziewczyny niezwykle szeroko. - Czy pani nie jest z straży królewskiej? Nasz lider prosił ostatnio, aby jakiegoś zaczepić, gdy będzie w okolicy. - przekazał, po czym dość szybkim krokiem uciekł z miejsca zdarzenia.
Luke spojrzał na Malie, po czym odwrócił się do swoich książek. - Wchodź. Siadaj.
- A to kto był? - zaciekawiła się dziewczyna, zajmując miejsce na krześle obok Luke'a. - No i pan Amens ma coś do przekazania gwardii? Widać trafiłam do was w dobrym momencie.
- Znajomy. Piroman, dosłownie. Pomaga mi w pracy nad nowy silnikiem, zdolny jest. - wyjaśnił chłopak, w pewien sposób dając Malie nadzieje, że nowe paliwo jest w zasięgu ręki. - Ktoś kradł klejnoty z zasobów gildii. Cholera wie kto, Amens prosił o przyprowadzenie jakiegoś strażnika.
- Złodziej klejnotów? Możliwe że ma to coś wspólnego z misją którą przydzieliła mi księżniczka. Mam dowiedzieć się kto lub co spowodowało eksplozję pociągu, więc na pewno porozmawiam o tym z waszym liderem - pokiwała głową Malie. - Tak w ogóle to co sądzi o tej sprawie wasza gildia? Osobiście mam już dość mocne podejrzenia, że nie był to bynajmniej zwykły wypadek.
Luke odsunął się od dokumentów, spoglądając na Malie. - Bądź ostrożna. Nasza gildia to jeden wielki chaos. Połowa chce końca wojny i dadzą za to wszystko, druga połowa uważa, że wojnę trzeba zacząć, ale przeciw Rubiusowi. Na tyle przejeli się jego pomysłem, że zaczęli kwestionować naszego króla. - jego głos brzmiał nader poważnie.
- Czyli cała historia zaczyna w końcu nabierać sensu - stwierdziła dziewczyna po chwili zamyślenia. - Jak pewnie słyszałeś, kilka godzin temu ogłosiłam alarm o intruzach w mieście. W trakcie mojej konfrontacji z nimi wspomnieli coś o współpracujących z nimi alchemikach. Podejrzewam, że to oni mogą być odpowiedzialni za zamach. Umiałbyś może wymienić z nazwiska alchemików którzy byliby do tego zdolni? No i czy znasz może opinię niejakiego Micheala Carte na ten temat?
- Michael jest czysty, tak sądzę. Ma manię na temat pomagania ludziom. Nawet gdyby miał coś przeciw koronie, pewnie po prostu wysłał by list z zażaleniem. - zaśmiał się Luke. - Ten facet co dopiero wyszedł z pokoju? Może on. Jest nieco rąbnięty. Staram się nie mieszać, więc aż tyle nie wiem.
- Cóż, i tak dużo mi już pomogłeś - oznajmiła Malie, obdarzając alchemika szczerym uśmiechem, co zdarzało się jej niezwykle rzadko. Tym razem była jednak naprawdę uradowana tym że wreszcie udało jej się coś ruszyć w śledztwie. - Teraz muszę się tylko upewnić co do niewinności pana Cartego. Wiesz gdzie mogę go znaleźć?
- Pierwsze piętro, nie hałasuj. To szpital dla alchemików. - wyjaśnił Luke. - Coś jeszcze?
- Na razie to wszystko. Wielkie dzięki za pomoc - rzekła dziewczyna i wstając poklepała przyjaciela po ramieniu. - Gdyby ktoś pytał to mówiliśmy o nowym silniku - dodała jeszcze, po czym opuściła laboratorium alchemika i udała się na piętro gildii by czym prędzej odszukać Micheala Cartego.

* * *

Miejscem pracy Michaela okazała się jedną z największych sal w budynku. Był tu co prawda tylko jeden stół. Pełen ziół, śmiesznych buteleczek i klejnotów. Zwłaszcza rubinów. Dużo rubinów.
Resztę sali zapełniały łóżka oddzielone od siebie kotarami, zza co niektórych dochodziły ciche jęki czy pochrapywania.
Do Malie całkiem szybko podszedł wysoki osobnik w białym stroju o długich, blond włosach, delikatnej cerze i miłym uśmiechu na twarzy.
- Oh, młoda damo. Co się stało? - spytał zatroskany na widok kobiety, choć mówił nieco przyciszonym głosem. - Chodź, połóż się i powiedz co ci dolega.
- Poza byciem introwertyczką zmuszoną ostatnio do nadmiernej ilości interakcji z nieznajomymi ludźmi, to nic szczególnego - westchnęła zrezygnowana. Również zdecydowała się mówić przyciszonym głosem, co w gruncie rzeczy było jej na rękę, biorąc pod uwagę to o co miała zamiar wypytać alchemika. - Jeśli miałby pan coś na rozluźnienie, to byłabym wdzięczna, aczkolwiek jestem tutaj w innej sprawie. Czy mam przyjemność rozmawiać z panem Michealem Carte?
- Tak, to ja. - przytaknął mężczyzna, po czym nieco zdziwionym wzrokiem przeanalizował postać Malie. - Przykro mi, ale tego typu specyfiki są w większości pod kontrolą artystów. Nie wolno mi wytwarzać mikstur powodujących wizje, i nic więcej.
- Mówi się trudno - stwierdziła nieco rozczarowana Malie, po czym odszukała wzrokiem kotarę za którą znajdowało się puste łóżko, a także upewniła się że na sąsiednich łóżkach nie ma nikogo kto mógłby ich podsłuchać. - W takim razie chciałabym porozmawiać z panem na osobności. Chodzi o Saeha.
Dziewczyna podeszła do wybranej wcześniej kotary i odsunęła ją, zapraszając gestem alchemika by schowali się za nią.
Alchemik z spokojnym krokiem wszedł za dziewczyną. - Coś z nim nie tak? - zapytał. - Ostatnio jak go widziałem, twój partner był całkiem zdrowy. Raczej wymagania służby spełniał.
- Z jego zdrowiem wszystko dobrze. Problemem jest pewna informacja która dostała się w niepowołane ręce, a mianowicie jego tożsamość - wyjaśniła dziewczyna, po czym przykuła wzrokiem alchemika. - Nie wiem kto puścił farbę, ale pan jest jedną z nielicznych osób które posiadały tą informację. Sam Saeh wyjawił mi kim jest po naszej konfrontacji z intruzami którzy, jak się okazało, musieli znać jego prawdziwą tożsamość. W zwiazku z tym muszę zadać panu kilka pytań. Po pierwsze czy ujawnił pan tą informację komukolwiek albo czy wypowiadał pan na głos jego prawdziwe imię lub miejsce pochodzenia w taki sposób że ktoś mógł pana podsłuchać?
- Co? Nie! oczywiście, że nie. Właśnie dlatego przychodził specjalnie do mnie. - zarzekał się Michael
- Rozumiem - pokiwała głową dziewczyna, jednak wciąż zachowywał pokerową minę. Jeśli były tu do odnalezienia jakiekolwiek tropy, to nie mogła ich przegapić. - Czy mógłby mi pan opowiedzieć w jakich warunkach przeprowadzał pan badania Saeha?
- Gdy potrzebował pomocy przysyłał do mnie gońca, który zapraszał mnie na herbatę. Wtedy udawałem się do jego komnat na zamku i zajmowałem nim. - wytłumaczył mężczyzna.
- Brzmi sensownie - zgodziła się Malie, po czym rozluźniła się w końcu i westchnęła lekko. - Cóż, przepraszam za to, ale muszę się dowiedzieć skąd wypłynęła ta informacja. Gdyby o czymś pan sobie przypomniał, proszę wysłać do mnie list.
Wyglądało to na kolejny ślepy zaułek. Nie było powodu przesłuchiwać dłużej Cartego bez jednoznacznych dowodów. Gwardzistka po cichu opuściła więc skrzydło medyczne i udała się do gainetu lidera alchemików, pana Amensa.

***

Gabinet lidera alchemików był dość klasycznym miejscem, przypominał ten, w którym rezydowała księżniczka, nie licząc nieco mniej wartościowych mebli. Miejsce to miało jednak pewną specyficzną cechę - wydawało się zamglone. Panował tu nieco słodki aromat a Amens, wyglądał nieco bardziej kolorowo niż gdy widziała go podczas obrad. Jego oczy również nie wydawały się tak mocno przekrwione.

- Proszę usiąść. - na widok Malie wstał z miejsca, aby podejść do małego stolika i przestawić na swoje biurko tacę z herbatą i filiżankami. - Niech wybaczy panna moje zdziwienie, ale nie spodziewałem się panny wizyty tak prędko. Dopiero co poprosiłem moich podopiecznych o zwracanie większej uwagi na sytuację.
- Przypadkiem odwiedzałam akurat waszą gildię - stwierdziła gwardzistka, rozsiadając się na krześle. - Prawdę mówiąc miałam kilka pytań do pana Michaela Carte w związku z intruzami na których trafiliśmy wczoraj z Saehem. Mam nadzieję że nie będzie miał mi pan tego za złe, ale mieliśmy podejrzenia iż mógł być, świadomie bądź nie, zamieszany w sprawę. Przykro mi to mówić, ale intruzi wyraźnie wspominali o współpracujących z nimi alchemikach. Dlatego też odrazu zainteresowała mnie owa sprawa kradzieży klejnotów. Myślę że istnieje duże prawdopodobieństwo iż ma ona coś wspólnego z pozostałymi incydentami które niedawno miały miejsce. Zaginione klejnoty, intruzi w stolicy i wybuch pociągu, a wszystko to w przeciągu kilku ostatnich dni. Brzmi jak niesłychana ilość zbiegów okoliczności, czyż nie?
- Wręcz przeciwnie, widzę o co ci chodzi. - Amens spokojnie rozlewał herbatę. - Tylko co masz na myśli przez intruzów? Myślałem, że alarm mówił o jakiejś podejżanej grupie wewnątrz stolicy. - zdziwił się nieco mężczyzna.
- Proszę wybaczyć, ale nie wolno mi wdawać się w szczegóły na ten temat - wyjaśniła dziewczyna poważnym tonem. - Proszę przedstawić mi swój problem, a postaram się go rozwiązać, jednakże uprzedzam że śledztwo w sprawie pociągu i intruzów ma pierwszeństwo jeśli okaże się że te sprawy nie są ze sobą powiązane.
- Rozumiem. Ostatecznie to tylko sprawy gildii. - mężczyzna nie protestował. - Normalnie przepływ klejnotów przez naszą gildię nie jest zbyt mocno kontrolowany. Raz w miesiącu zbieram zamówienia i pieniądze od członków, potem je sprowadzam na raz aby uniknąć zamiesznia, jak w większości gildii. Niestety ostatnimi czasy po rozładunku niektórzy alchemicy zgłaszali, że nie otrzymali swojego towaru. Znikały wyłącznie granaty i oliwiny. - wytłumaczył.
- Próbował pan wyjaśnić to z ludźmi odpowiedzialnymi za transport? - zapytała od razu Malie. - Skoro przesyłka nie dotarła do celu, to co oni mają do powiedzenia na swoją obronę?
Amens zaśmiał się. - Przepraszam, ale nie lubię takich żartów. - mrugnął jednym okiem, starając się dać znak, że zbyt wielu obelg nie będzie tolerował. - Strażnicy miejscy dalej mają mi za złe, że musieli sprawdzać połowę magazynów w mieście, przesłuchwiać dostawców, i tak dalej. Klejnoty po prostu zniknęły, tak samo jak pieniądze. Myślałem kilka razy, że to moi podopieczni próbują mnie na ciągnąć na dodatkowy towar, ale poszkodowani jakoś ostatnio nie pracują tyle co zwykle, więc chyba faktycznie nie mają na czym.
Tym razem dziewczyna zastanowiła się nieco dłużej nim zadała następne pytanie:
- Kiedy pierwszy raz odnotowaliście braki, czy zdarzają się one regularnie i kiedy macie przewidzianą najbliższą dostawę? Skoro nie wiadomo w którym momencie klejnoty zostały skradzione, to należałoby prześledzić całą trasę. Choć prawdopodobne że z nadzorującym wszystko gwardzistą złodzieje zwyczajnie sobie odpuszczą.
- [i]Skład klejnotów w stolicy jest przy koszarach wojska. Pierwszy raz ładunki zniknęły jakieś dwa miesiące temu. Braki do tej pory zanotowałem w trzech dostawach.[i] - wyjaśnił uprzejmie Amens. - Właściwie, to dzisiaj ma być kolejna dostawa. Myślę, że do wieczora przybędzie. - mężczyzna w spokoju popijał herbatę. - Jeżeli znowu coś stracimy, jakoś damy sobie radę. Następną możesz eskortować osobiście, jeżeli nie będzie to problemem.
- W takim razie mam już pewien plan - stwierdziła Malie, raptownie podnoszą ciś z krzesła. - Przepraszam, że nie zostanę na herbatę, ale muszę się tym od ręki zająć. Proszę zaplanować pomiędzy dzisiejszą dostawą a następną jeszcze jedną upozorowaną. Wszystko ma wyglądać jak najrealistyczniej na papierze. Ja zajmę się całą resztą.
- Proszę chwilę zaczekać! - Arens niemal nie wstał. - Znaczy...Skoro mam okazję, chciałbym z panią jeszcze o czymś porozmawiać. Choć nie wiem, czy mi wolno. W sprawie pokoju z membrą. - mężczyzna sięgnął do szafy i wyjął z niej dokument. Tytuł brzmiał “podsumowanie raportów wojennych” okres wynosił trzy lata. Reportującym był Eabios. Tego typu dokument dość oczywiście powinien był być dostarczonym do rąk własnych króla Rubiusa.
- Myślę, że kurier pomylił przesyłki. Powinienem był dostać jego odpowiedź w sprawie zamówienia na ekwipunek dla mojej gildii…
Dokument był dosyć nietypowy. Lista zawierała starcia, ilość kopalń na stronę konfliktu, ilość martwych i rannych po obu stronach. Początek pierwszego roku wyglądał dość normalnie, potem w połowie i właściwie do samego końca zaczynał pojawiać się pewien schemat. Liczba rannych Ferramentczyków wzrasta, ilość kopalń spada. Potem mała zmiana, powrót do normy, i znowu. Liczba martwych jak na wieloletnią wojnę wydawała się również dość niewielka. Nie chodziło tutaj też o stosunek czterech martwych ferramentów do jednego martwego membrana. Chodziło o imiona. Wszyscy martwi po stronie Ferramentii albo obili się w uszach Malie jako kryminaliści, albo byli pochodzenia północnego, z terenów nie będących oficjalną częścią królestwa.
- Na początku myślałem, że po prostu...mamy dobre wojsko, i dobrą medycynę ale… - Amens wpatrywał się w swoją filiżankę. - Przez ostatenie pół roku przełomy w medycynie alchemicznej były olbrzymie. Nie uwierzę, że nie wpłynęły na statystyki. I nie mogę zrozumieć dlaczego Membra miałaby się poddać, jeżeli wojna to nieskończony remis. Coś z tą listą jest po prostu nie tak.
- Muszę przyznać że mnie też zastanawiało dlaczego ktoś taki jak oni tak ochoczo przyjął propozycję zawieszenia broni - pokiwała głową Malie, przyglądając się w skupieniu dokumentowi. Po chwili zaś odwróciła się i spojrzała alchemikowi prosto w oczy. - Coś jest nie tak z listą, czy z tym co dzieje się na froncie? Pierwsze wskazywałoby na to że ktoś próbuje oszukać króla. Drugie na to iż mamy do czynienia ze spiskiem - wyjaśniła swój punkt widzenia. - Rekrutowanie skazańców do armii jako forma odpokutowania to normalna praktyka, aczkolwiek nie wyobrażam sobie z jakiego powodu to wśród osób najmniej znaczących dla królestwa miałyby być największe straty. Zupełnie jak gdyby ktoś próbował upozorować prowadzenie działań wojennych. Do tego ktoś wysoko postawiony. Potrzeba by co najmniej kogoś o randze generała do przeprowadzenia czegoś takiego.
- Malie...nie stawiaj mnie pod gilotyną ale… - Arens odwrócił wzrok od kobiety. - Żaden generał nie zrobiłby dwuletnigeo spisku. Albo ktoś oszukuje Rubiusa, albo Rubius oszukuje nas. Zwrócę dokumenty przy pierwszej okazji, zobaczymy co się stanie.
- Ja niczego nie widziałam i pan też nie. Zapięczętował pan z powrotem dokument gdy zdał pan sobie sprawę że to pomyłka - oświadczyła poważnym tonem dziewczyna, odwracając się plecami do alchemika. - Gdyby miał mi pan coś jeszcze do przekazania, to proszę robić to wyłącznie w cztery oczy. Ja zrobię to samo.
 
Tropby jest offline