Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2014, 21:18   #87
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Słońce przygrzewało przyjemnie, drzewa i okoliczne budynki chroniły od zimnego wiosennego wiatru, a narada trwała w najlepsze. Nawet jeśli świątynnym strażnikom czy przechodzącym nieopodal akolitom dziwne się wydawało, że wielcy tego miasta decydują o losie Ybn z pomocą przygodnych osób to nikt nie wyrzekł słowa. Cała piątka - zarówno Helmici, burmistrz, arcymagini jak i kapitan straży - była powszechnie szanowana, a z ich zdaniem liczono się wszędzie; zwłaszcza teraz, po zaćmieniu. Toteż niejeden przechodzień dosłyszawszy fragment rozmowy krzywił się z niesmakiem, albo wręcz kładł dłoń na broni słysząc pełne braku szacunku zdanie byle zwiadowców. Jednak zleceniodawcy mieli ważniejsze rzeczy na głowie niż przejmowanie się własną dumą. Wyjątkowo milcząca, zamyślona Mara, nie mniej milczący (choć na jego twarzy nie widać było nawet śladu myśli) Thog, dziwnie porządna Kostrzewa, egzotycznie wyglądający Calishyta i nie mniej zwracający na siebie uwagę Var… Arla i reszta słuchali każdego ich słowa. W tej chwili zaś wszyscy skupili się na słowach niskiego właściciela Werbeny.
- Hem, hem… Ja już gdzieś… - niziołek zmarszczył brew jak tylko przestał się czerwienić jak panienka na wydaniu gdy o cnotę pytają i jak czarodziejka skończyła mówić o podziale duszy na części. - A dziaduś powtarzał jedz orzechy z miodem Burro, to dobrze na pamięć robi…
Drapał i czochrał czuprynę, machał nogami pod stołem, nawet język wysunął dla poprawienia koncentracji i w końcu krzyknął.
- Mam! No tak, przecież…. to przez to że na wpół śpiący czytałem. Ale wśród ksiąg Albusa była taka jedna o nekromacji. I tam stało jak byk że, żeby sobie nieśmiertelnym truposzem zostać to trzeba duszę podzielić i pochować ją po kątach jak Węgielek w piwnicy. No ale tam też o wampirze było, co to jest potrzebny by rytuał przeprowadzić…
- Księgi, które zniszczyliście - z naganą w głosie wtrąciła elfia czarodziejka, wyraźnie mając w pogardzie takie marnotrastwo wiedzy.
Niziołek znowu się podrapał po głowie.
- Moment, moment. Bo z kolei w dzienniku Albusa to było że on te nieśmiertelność chce dla siebie jak krasnolud dobrobytu. No ale albo mu zdolności brakło, albo czasu nie starczyło i może nie zdążył przeprowadzić całego rytuału.
Nagle kucharz otworzył szerzej oczy.
- Na wszystkich bogów morza! Naut! Spętany zaklęciem, zmuszony do służby? To on tym wampierzem z książki jest?! O mamuniu moja! - wziął się zaraz do macania szyi w poszukiwaniu dziur. - A myśmy pod jednym dachem… To nie może być prawda, co? Powiedzcie że bajdurzę, co?
- A mówiłam od razu - utłuc, to się ratować zawzięli. Mroczne bogi jedne teraz wiedzą, gdzie toto szkaradne lata i komu krew upuszcza… a wszystko przez to, że miłosierdzia się dzieckowi zachciało, a przeca z gęby było od razu widać, że odmieniec i zaraza - mruknęła druidka zgryźliwie i niegłośno, ale tak, by Mara ją na pewno usłyszała. Choć zadane jej przez Nauta fizyczne rany były już blaknącym wspomnieniem, zraniona duma wciąż dopiekała ją do żywego.
- Burro, paladyni tam byli - rzucił Shando rzecz oczywistą. Co jak co w końcu wampira by rozpoznali, pomyślał, ale nie dodał. A do druidki rzekł - Cicho, leśna babo. Mogliśmy tam zginąć przez ciebie.
- Wyszlismy stamtąd wszyscy, żywi, nekromanta gryzie ziemie, tyle starczy, chociaż nie wiadomo jakie licho się tam zalegnie, basenik mi się podobał, może sie nadać kiedyś do polowania w tamtym lesie. Póki co jednak, skupcie się na wlaściwym problemie. Ktoś gdzieś zrobił duże coś i dopóki się to nie odkręci, to możecie zapomnieć o szykowaniu zapasów na zime bez zbrojnej obstawy na polach. - Rzucil Var.
- Ano właśnie - Kostrzewa podniosła głos, by jej słowa dotarły do szpiczastouchej magiczki - Rada byłabym się więcej dowiedzieć o tym magu, co w Dekapolis ludzi i bestie zniewalał. To nie są druidzkie sprawy, a skoro mamy o niego wypytać, to jakiś trop się przyda…
Elfka wzruszyła ramionami.
- Niewiele się wywiecie, bo w czasie bitwy o Dekapolis drowi pogranicznik zwabił go na Kopiec Kelvina i tam spuścił na niego lawinę. Nawet najlepszemu czaromiotowi ciężko się uratować gdy wali się na niego kila ton śniegu i skał; zwłaszcza gdy w zanadrzu ma głównie zaklęcia wojenne.
Marze aż zaświeciły się oczy gdy usłyszała o kolejnym dobrym drowie, który na dodatek zabił złego maga. Widać wcale nie myliła się tak bardzo ufając Nautowi. “A może to był właśnie Naut”, rozmarzyła się.
- Mówiłem - Shando wzruszył ramionami wspominając swoją sugestię załatwienia sprawy z Albusem - Zwabić i zawalić korytarz na głowę.
To należało jednak do przeszłości, a martwić należało się o to, co teraz. Shando pamiętał bibliotekę Albusa i ogrom tego co tam było...
- Panno Dai'nan - rzekł do elfki - Jeżeli ocalały z siedziby Albusa jakieś zaklęcia, prosiłbym o dostęp do nich. To dzięki nam dowiedzieliście się o upadku ów maga, a niewiele stracicie udostępniając mi proste czary. Jestem w końcu, jak wielu czarodziejów stąd, zbyt mało wykwalifikowany by rzucać skomplikowane i drogie zaklęcia.
- Za barbarzyństwo, jakiego dopuściliście się na jego księgach nic wam się nie należy - prychnęła czarodziejka. - Chciałeś jego wiedzę, to trzeba było ją sobie zabrać.
Cóż, trudno było odmówić logiki takiemu rozumowaniu, jednak gdy jej wzrok spotkał się ze wzrokiem Arli elfka zmiękła.
- Jednakże skoro twierdzisz, że masz takie braki w wykształceniu udostępnię ci podręczniki przeznaczone dla moich uczniów. Mam nadzieję, że będziesz w stanie coś z nich przyswoić.
Wishmaker zignorował uszczypliwość i kiwnął głową w podziękowaniu.
- Ekhem? - Niziołek odchrząknął by zwrócić na siebie uwagę. - Przypominam tylko, że dzięki temu jak obeszliśmy się z Albusem wiemy w ogóle co się dzieje i gdzie następne kroki skierować. Pewnie, że podpalanie i zawalanie mi się nie podobało. Ekhem… - teraz już był inny powód chrząkania i Burro nabrał innego rodzaju purpury na twarzy. - Ale… ten tego… znaczy teraz mi się nie podoba, bo jak się za to zabieraliście to siedziałem w worku. Jednak do czego zmierzam. Pani czarodziejko - Kucharz mówił ze szczerym szacunkiem w głosie, bo rzeczywiście miał dla elfki dużą estymę - Jeśli mamy ruszyć, to każda pomoc nam się przyda.
- A macie zamiar? - brwi czarodziejki uniosły się w zdumieniu, podobnie jak brwi burmistrza i kapitana straży. Tylko helmici siedzieli nieporuszenie, a na ustach Maleka błąkał się nawet delikatny uśmiech.

Var popatrzył nieco z ukosa na czarodziejkę. Najwyraźniej bardzo chętnie zapominała o drobnych szczegółach. Ot, chociażby o tym, że księgi chciała palić Kostrzewa, niepiśmienna w dodatku, całkiem jak Grzmot. Do tego zostali posłani po pomoc czy wiedzę, a nie na grabież biblioteki, nie wspominając już o tym, że biblioteka w końcu nie spłonęła, a zajęli się nią Helmici. Cisnęło mu się to wszystko na koniec języka, ale sobie darował. Czarodziejka mogła być przecież równie zrównoważona co Albus, a wtedy by się dopiero narobiło, gdyby ktoś ją chciał do pionu publicznie postawić. Pomruczał więc jedynie cicho pod nosem. Zwrócony w innym kierunku.
- Ja mam - Calimshyta odparł poważnie - Moc hartuje się w ogniu niebezpieczeństw.
- Chyba w lodzie - sarknęła druidka - O tej porze to kuśkę sobie jeszcze można odmrozić, jak kto przy sikaniu nie uważa - dęte teksty bohaterów i inne farmazony działały na Kostrzewę niczym płachta na byka, a rwący się w góry przybysz z pustyni widokiem był dość… egzotycznym, jak nie śmiesznym. Sama półorczyca, choć hardości jej nie brakło, do wypraw takich jak ta i majestatu szczytów podchodziła z wielką - jak na siebie - pokorą. Zresztą, to był *jej* pomysł, a teraz calishyta podkradł go, pewnie po to, by zaimponować ognistej elfce.
- Ktoś musi cię trzymać z dala od idiotyzmów - odpowiedział jej Shando - Takich jak zabawy ogniem w bibliotece. Ufam, że wciąż pamiętasz zapach mojej stopy? Pomyśl o nim, gdy znów wpadniesz na durny pomysł.
- Drodzy państwo! - Arla stanowczo ucięła spór. Przyzwyczajona do karności i dyscypliny nie wyobrażała sobie jak ta kłótliwa zgraja mogła by przeżyć w dziczy, jednak mimo to wrócili z Czarnego lasu, a - co więcej - przynieśli najwięcej informacjii ze wszystkich grup zwiadowczych. Może ich bogowie nad nimi czuwali, a jeśli tak, to i ona ufała woli Helma. Czy miała wybór? W ciągu ostatnich trzech dni zginęło wielu - zbyt wielu - ludzi. Ośmiu paladynów, osiemnastu strażników miejskich oraz kilkudziesięciu najemników i ochotników. Wiele mężczyzn i kobiet było niezdolnych do walki i leżało w świątynnym szpialu lecząc rany. Obronność miasta została poważnie uszczuplona. Ybn Corbeth nie było stać na wysłanie do Dekapolis nawet dziesięciu zbrojnych.
- Rozumiem więc, że pani, pani Kostrzewo, panowie Wishmaker i Kalumovugia jesteście zainteresowani wyprawą do Doliny Lodowego Wichru by uzyskać więcej informacji na temat nieumarłych, Kor Pherona i Akara Kessella?
- Tak, trzeba z tym skonczyć, bo jak mi zwierzaki zaczną wstawać zamiast dawać się oskurować, to się wścieknę, poza tym, ktos wie jak ta cala magia działa na zwierzęta? No przecież co dzień prawie jakiś tłucznik czy krowa idzie pod nóż. Nie mam zamiaru do końca życia się paść korzonkami. - Powody Grzmota może wydawały s dziwne, ale dla niego byly calkiem sensowne. Bo przeciez jak to tak, zjeść kolacje i nie wiedzieć czy mu się w żołądku nie obudzi. Chociaż pewne potwierdzenie miał już na zwierzakach z lasu, w żoładku po ugotowaniu pozostawały martwe. - Rakiety, może sanie, przejście niskimi górami, może w zasadzie nawet dolinami. Część drapieżników jeszcze śpi, przed resztą jest szansa ze damy noge, lub damy im po głowie, kto wie na co trafimy. Ostatnio fakt że ktoś jest martwy, wcale nie znaczy ze się go nie spotka i nie będzie można wziąć na spytki. - Goliat wzruszył szerokimi ramionami, które z łatwością mogłyby skruszyć elfia magiczkę jak i większość zgromadzonych w ogrodzie.
- Ja też Panienko Hightower, ja też. - Niziołek ukłonił się paladynce, bo wiele zyskała w jego oczach wtedy, przed świątynią. - My wiemy, że zbrojnego luda nie lza na wyprawę wysyłać, bo przecież w bramy co noc truposze pukają. A my w sam raz zdatni do takiej wycieczki. Przygotujemy się tylko, wyfasujemy zapasy i możemy iść, jutro do słonka. Tyle, że… trzeba uradzić którędy. Jak myślicie - zwrócił się do wszystkich oficjałów. - może jakby khazadów poprosić to otworzyli by tunel pod górami? Może jakby pan burmistrz list polecający napisał, albo cosik im obiecał…
- Od lat prosimy i nic to nie daje - ponuro odparł Tyres. - Ale napiszę, oczywiście że napiszę; nic na tym nie tracimy a możemy zyskać wiele.
- Ja również - zaszeleścił głos oślepionego kapłana. - Obrim Brighthammer jest rozsądnym krasoludem, może zdoła przekonać starszyznę by was przepuściła. A jeśli nie… będziecie musieli znaleźć inny sposób.
- Teraz czasy szczególne, bo przecież truposze co dzień z grobów nie wstają, królów nie zabijają. Jak nie będą chcieli otworzyć Drogi Królów tak już na zawsze, to może nas przez nią puszczą tylko? Okaże się na miejscu, ale spróbować musimy.
- Przyjechałem tu po to, by się szkolić na maga wojennego. - orzekł Shando - nie będę marnował ifirytowej krwi moich przodków. Jadę z wami, cokolwiek postanowicie.
- A po co tak gnać na złamanie karku? - sarknęła Kostrzewa - Mówiłam, że lepiej nie samopas, ino z jakąś grupą większą się zabrać, choćby karawaną, co do brodaczy będzie szła handlować...
- Krasnoludy przez Drogę Królów nas puszczą lub nie. Na karawanę, czy myśliwych możemy czekać miesiąc i się nie doczekać. - Na słowa Burra burmistrz energicznie pokiwał głową. Jako głowa Gildii Kupców wiedział dokładnie czy i kiedy ruszają handlowe grupy. -A my czasu nie mamy, nawet na to by obejść góry, bo to właśnie miesiączek by nam zeszło. Możemy jedynie przygotować się dobrze, języka zasięgnąć, może o przewodnika się postarać. I ruszać. Grzmocie, jak ty uważasz? Damy radę przedostać się dolinami i bokiem przez góry, jak nas khazadzi nie puszczą? O tym jak krasnoludów przekonać, trzeba dumać. Bo to że w górach ciężko to każdy wie, w tym i ja.
- Jest wiosna, powinniśmy, jak nas nie znajda giganci, yeti, śnieżne wilki, czy inne tałatajstwo. Szlak jest łagodniejszy, mniej wspinaczki, więcej przedzierania przez śnieg. O ile nie umiecie się wspinać gorzej niż jeździcie. - Powiedzial po chwili zastanowienia goliat.
- Mówiłem, przyda się w dziczy - Shando patrzał na Kostrzewę rozbawiony - Ale jak z krasnoludami damy jej gadać, to będzie wojna.
- Krasnoludy nie pomogą - odezwał się milczący do tej pory i obserwujący wszystko z bezpiecznej odległości Jehan. - Byłem w ichniej Twierdzy i z wielkim trudem dostałem nocleg w strażnicy. Bramy są zamknięte na cztery spusty i nie otworzą ich dla byle kogo. Nie mają króla. Interregnum, mości państwo, nie wróży dobrze dyplomacji i handlowi.
- To jest Jehan Lahance, pojechał przedwczoraj do Kaledonu po wieści wraz z gośćmi z Mitrylowej Hali - Arla przedstawiła młodzika, który wcześniej kręcił się koło ogrodowego murku, a teraz podszedł i bez pardonu wtrącił się do rozmowy.
- Uszanowanie - przedstawiony przez paladynkę chłopak skłonił się po dworsku.
- Handel, handel… Pytać od razu po śmieci króla o handel nie wypada, choć przestój na pewno długo nie potrwa, ale początek sezonu jest… - burmistrz w zasmyśleniu podrapał się po brodzie; widać było, że znane słowo postawiło go do pionu. Przed nienaturalnym drżał jak liść, lecz na kontaktach dyplomatycznych znał się w Ybn jak mało kto. - Ale… przed grupą oficjalnych przedstawicieli Ybn chcących złożyć kondolencję nie zawrą wrót, choćby chcieli; nie opłaca im się - uśmiechnął się chytrze. - Krasnoludy to praktyczny naród. Och, oczywiście nie was wyślemy, bez urazy. Z Gildii… może nawet ja sam pojadę. A wy jako część obstawy i hm… pomocnicy, bez urazy - dodał spoglądając na Burra i Marę, gładko przełykając wyraz “służący”, choć nie był przecież obraźliwy. - A w środku się zobaczy, może list od imć Maleka pomoże.
- Nie mam nic przeciwko - odparł Lachance. - Chętnie do państwa dołączę. Znam krasnoludzki, mogę się przydać.
- Do Kaledonu czy przez góry? - spytał Erik Thromm. Rzecz jasna krasnoludy w większości dobrze mówiły wspólnym, a ten chudzielec nie wyglądał na dobrego wojaka (w końcu truposzom łuk czy kusza nie czyniły szkody), ale zawsze to jedna para rąk mniej do obrony miasta.
- I tu, i tam? - Jehan odpowiedział nieco niepewnie. - Nie rozeznaję się w tutejszym terenie, ale czy droga przez góry nie wiedzie niedaleko Twierdzy? Rozsądnie byłoby spróbować wynegocjować podróż Drogą Królów, a nuż się nam poszczęści.
- Skoro tak ja nie mam nic przeciwko - wzruszył ramionami Tyres, a kapitan straży stłumił westchnienie. - W takim razie przygotujcie się do drogi i wyruszymy jutro… pojutrze? - poprawił się gdy magini zwróciła mu uwagę na fakt, że nowych czarów mag nie wyuczy się w godzinę, a Arla na potrzebę odpoczynku i regeneracji zarówno zwiadowców jak i strażników czy paladynów, którzy pojadą oprócz nich. Ktoś przecież musiał z poselstwem jeszcze wrócić. Widać jednak było, że nie jest zadowolony z opóźnienia. Dzień zwłoki to noc stracona, kolejne przerwane żywota, kolejni nieumarli do rosnącej górskiej armii.
- Na pewno nie wyrobicie się do jutrzejszego południa? - spytał z nadzieją. - Jeśli dojedziemy pod wieczór to mus im nas wpuścić, niezależnie od wszystkiego.

Arla uśmiechnęła się do ochotników.
- Dostaniecie od nas prowiant na drogę i konie od straży. Niestety nie mamy więcej na zbyciu niż te cztery, z których korzystaliście wcześniej, więc będziecie musieli dokupić jakieś sami lub jechać wspólnie.
- Świątynia ma jeszcze muła - zaszeleścił Malek.
- Dobry pomysł; dużo uniesie i przyda się po drugiej stronie gór - skinęła głową paladynka.
- Pan, panie Lahance, zapewne ma konia, skoro planował wyprawę? - spytał kapitan. Po ostatnich ustaleniach, wszyscy wysypali się z ogrodu na ulice Ybn, zmierzając w głównej mierze z powrotem do Werbeny.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline