Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2014, 21:35   #530
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Cytat:
Któż to widział aby khazad był wdzięczny elfowi? Nikt. Cóż więc zatem się stało, że szemrzący pod nosem kwatermistrz zebrał się na takie wyzwanie?
- Wdzięcznym. - Burknął wielce niezadowolony khazad.
- Ciesze się. - Elfka uśmiechnęła się z błyskiem w oku.
- A rzesz kurrrw... czego chcesz? Tfu! - Khazad splunął na ziemię pogmerał jeszcze pod nosem i spojrzał spode łba na dużo wyższą od siebie kobietę. - Znaczy czego sobie panienka życzy?
Uśmiech elfki tylko się poszerzył widząc, że kwatermistrz jednym z tych bardziej honorowych był.
- Kaftan koczy macie?
- Ano się znajdzie. - Chwilę go nie było po czym przyszedł i niedbale podał zbroję elfce. - No masz.
Kobieta jednak nie ruszyła się z miejsca. Zamiast tego przymierzyła zbroję na długość.
- Krótka. - Stwierdziła. - Nie macie dłuższej?
- A żeby cię! Dostałaś i jeszcze marudzisz?! - zdenerwowany khazad patrzył na elfkę. Fuknął powietrzem z nosa. Kaftan faktycznie był za krótki.
- Dawaj. - Warknął wyszarpując jej zbroję z rąk. Tym razem dłużej go nie było. Ze zbrojowni słychać było krzątaninę a potem siarczyste przekleństwo. Znaczy elfka się domyślała, że to przekleństwo. Khazalidu nie znała. Kwatermistrz wrócił z ponurą miną niosąc kolczugę.
- Jest dobra. - Powiedziała ponownie przymierzając.
- No ja myślę.
- A nie macie może..?
- Do kroćset! Babo nie denerwuj mnie! - Kwatermistrz wybuchł gniewem. Jego twarz zrobiła się czerwona a na skroniach wyskoczyły żyły. Twarz kobiety pojaśniała w jeszcze szerszym uśmiechu.
- Dziękuję. - Powiedziała i oddaliła się. Czasami dobrze jest odrobinę się przemęczyć dla takich chwil. Czasami dobrze jest być obrońcą khazadzkiej twierdzy.
Przez całą drogę do miasta elfka prowadziła konia zmarłego szlachcica. Zwierze na razie posłużyło za juczne i niosło tobołki niektórych osób. O dziwo Laura nie zainteresowała się jedynym spadkiem po Siobanie więc Youviel nie miała skrupułów aby przygarnąć zwierzę. Szkoda jej było zostawić na pastwę losy taka piękną klacz. W jej mniemaniu szlachcic nie obchodził się z nią odpowiednio. Nie poświęcał jej odpowiednio dużo czasu.

Na jednym z postoi inni podróżnicy mogli zobaczyć jak elfka przytula się do wielkiej głowy zwierzęcia . Głaszcząc ja coś szeptała. Oczywiście w mniemaniu Youviel cały zabieg miał przyzwyczaić zwierzę do jej zapachu i obecności. Z jakiegoś powodu nie miała oporu podpytywać się innych jak poprawnie obchodzić się z klaczą, porzucając zwyczajową wyniosłość.

Elfka nie była pewna czy koń dostał jakieś imię od Siobana. Dlatego też postanowiła nadać jej własne: Woeddenid co w staroświatowym oznaczało leśna stokrotka.
***
Gdy wszyscy dotarli to miasta Youviel na nowo zaczęła mielić przekleństwa pod nosem. No dlaczego ma się cieszyć z dodatkowych khazadów, złodziejskich dzieci i bandy nieokrzesanych ludzi? Rozpuszczony zamożny człowiek sprawił, że elfka wykrzywiła się na twarzy i wywróciła oczami. Inkwizytor zaś spotkał się z jej chłodnym i obojętnym spojrzeniem. Może i jego zakon miał słuszny cel, ale ludzi uwielbiali się wywyższać z każdego możliwego powodu, a stanowisko łowcy czarownic na pewno sprawiał, iż niektórzy mogli uważać się za ważniejszych.

Dopiero dotarcie do odosobnionego stolika sprawiła, że elfka mogła się odrobinę rozluźnić. Nie wdrażając się zbyt w rozmowy kontemplowała ostatnie wydarzenia i dni oraz nadchodząca przyszłość.

Przy stoliku…

Dziewczę służebne przyniosło naręcze kufli i półmisków wypełnionych strawą. Wolf ochoczo zabrał się za pałaszowanie gorącego gulaszu dmuchając chwilę na drewnianą łyżkę, przed każdym kęsem. Równie ochoczo popijał jadło łykami złocistego piwa. Był głodny, jak chyba każdy z drużyny i dopiero po szóstym czy siódmym kęsie zagryzionym pajdą chleba zaspokoił pierwszy głód.

- Ciepła strawa, dobre piwo i łóżko… - rzekł zagajając rozmowę - za każdym razem jak ruszam na trakt trzymam te trzy rzeczy w pamięci, by wiedzieć po co wracać. Może ten trunek się nie umywa do twoich wyrobów Galvin, ale jest go przynajmniej więcej - wyszczerzył zęby w uśmiechu - Niezłym pomysłem jednak będzie uzupełnienie twoich zapasów, cobyś mógł nam uwarzyć trochę lepszego piwa na następną podróż, co ty na to?

- To mamy w składzie piwowara? - zdziwił się Eckhard. - To faktycznie było by dobrze mieć własne zapasy niż płacić w każdej karczmie krocie

Lotar, który równie chętnie jak pozostali oddawał się rozkoszom stołu, spojrzał na Eckhardta z mieszanymi uczuciami.
- Pomysł zaiste jest przedni - powiedział - tylko z realizacją mogłyby być kłopoty. O ile dość łatwo wiezie się flaszkę czy dwie z gorzałą, o tyle baryłka piwa może sprawić nieco kłopotu. Dość trudno się to nosi, chociaż nie da się ukryć, że taki antałek staje się coraz lżejszy w miarę podróży.

- Albo by się wzięło ze sobą wóz. Podróż szybsza, a zapasik sprawia, że i milsza - Eckhardt uśmiechnął się szczerze.
- Płacisz, to masz - odparł Lotar. - Problem się robić zaczyna, gdy na ścieżki z dróg się schodzi.

- Ta… zapasów trochę poczynić można, jednak jeżeli tego piwa ma być tyle, cobyśmy w jeden wieczór go nie rozpili to trzeba poczynić go więcej. Lecz niesienie jednej wielkiej baryły ciężkie jest, więc można każdemu po małej. Jest taki jeden przepis na piwo podróżników - wychodzi ono nie tak czyste i orzeżwiające jak normalny browar, a i pływa w nim masa farfocli, ale jak już zdatne do picia będzie, to lepiej je pić niż wodę w podróży. I przede wszystkim może dojrzewać w trakcie marszu, nie wymaga bowiem leżakowania. - rzekł Galvin między kęsami. - Składniki są zaś bajecznie tanie, ale jeżeli przedsięwzięcie to chcemy zrealizować trzeba nam się przejść po posiłku na rynek. O! Dobra rada, nie chodźcie na zakupy na głodniaka. Głodnemu łatwiej wcisnąć cokolwiek niż człowiekowi sytemu.

- Ja się mogę przejść - stwierdził Lotar. - I tak kilka rzeczy bym chętnie tam załatwił. Ale to ty musisz mówić, czego ci trzeba. I targować, bo pewnie lepiej na tych akurat cenach się znasz.

Nie wiadomo kiedy pojawił się przy stoliku Karl z browarem w dłoni uśmiechając się od ucha do ucha.
- O czym tak prawicie panowie? Co powiecie dzisiaj na małe zawody w piciu? Przydałoby się porządnie przepłukać gardło przed dalszą drogą
- Nie mamy czasu na to Karl. Trzeba zjeść posiłek i zapierdalać na targowisko, jeżeli chcesz mieć także czym przepłukać gardło W TRAKCIE podróży. - zakomenderował Galvin - Poza tym nie chcę ci robić wstydu. Człeczyna zgarniany z pod stołu to nieciekawy widok

- Swoje już w życiu wypiłem, choć trasa potrafi zmęczyć, więc możesz mieć rację mości Galvinie - odpowiedział Heinkopf, a dziewka służebna przyniosła półmisek strawy dla cyrulika - Zatem ide z wami, sam mam pare rzeczy do zakupienia o ile je w tej mieścinie znajdę

- Dobra, Cyce. Zaczniemy od tego że potrzeba słodu. Niestety każdy browar robi własny, więc będzie trzeba kupić ziarno jęczmienia i przepuścić przez młynek. Na szczęście targam taki ze sobą, trochę mały, ale jeżeli zagościmy tu jeden dzień to powinno dać radę. Potrzeba też wody - dobrej, a nie jakiego fontannowego szczocha. Chmiel mam, przyprawy też. Potrzeba ziół i grzybów. - krasnolud nachylił się i szeptał konspiracyjnym tonem jakby chodziło o jakiś straszliwy sekret.

- Ty mi nie mów, co musisz kupić, bo chyba nie sądzisz, że dobry towar bym kupił - przerwał mu Lotar. - Dobre piwo od złego odróżnię, ale jednego ziarna od drugiego już nie. Znaczy dobrego jęczmienia od wyśmienitego na przykład.

- Ale masz patrzałki coby wypatrzeć jak gdzieś to będzie na straganiku leżało, prawda? - spytał piwowar z uniesioną brwią.

- Wtedy ci powiem - uśmiechnął się Lotar.

- Jak już będziemy na straganie, warto się rozejrzeć za płatnerzem lub kowalem, coby się dozbroić jeśli ktoś potrzebuje - wtrącił Wolf - Nie ukrywam, że Lerok choć był hojny, to jednak nie wyczerpał moich zachcianek. Po ostatnich zmaganiach, wolę mieć na sobie coś więcej niż skórznię.

- To też się zobaczy… kto wie… może znajdziemy złom co przy odrobinie pracy będzie zdatny do użytku. Niższa cena - niezły sprzęt. - stwierdził Galvin.

- Nie bardzo bym chciała by Wolf chodził w złomie. - Elfka się skrzywiła. - Brzmi to co najmniej nieskutecznie.

Niczym strach na wróble, pomyślał Lotar.
- [i]Fakt, byle złom nie uchodzi na sobie nosić[i/] - powiedział na głos.

- Zawsze możemy się doposażyć w trasie jak los i bogowie będą nam przychylni. - powiedział Karl wzruszając ramionami.

- W trasie? - uprzejmie zdziwił się Lotar. - Lepiej nie liczyć na szczęście.

- Tak. Też myślę, że nie ma po co kusić losu i lepiej się zaopatrzyć tutaj. Choć w pierwej chyba spróbuję swego szczęścia w kości. - Eckhardt właśnie kończył swój posiłek. Po tych słowach Eckardt wstał i ruszył do stolika, z którego odchodził właśnie Milano.

- Dalej nie rozumiem, dlaczego khazadzi nie mogli jeszcze ci ofiarować kolczugi. Nawet dla mnie ją znaleźli… - rzekła elfka do Wolfa - chociaż to była wybitnie ciekawa rozmowa w moim przypadku… - Westchnęła. - Naucz mnie jeździć na koniu.

- Nauczę - odrzekł Wolf. - To wbrew pozorom nie jest trudne. A do khazadów nie mam żalu. Dali mi nieźle wyglądające ostrze. Leży w dłoni lepiej niż to żelastwo, które miałem przedtem - upił łyk i odstawił kufel na stół - Czemu ciekawa? Ta rozmowa znaczy.

Youviel pochyliła się w stronę Wolfa opierając się łokciami o blat.
- A słyszałeś ostatnio aby khazad musiał być za coś wdzięczny elfowi? - Złośliwy błysk w oku elfki świadczył, że musiała sobie z tego skorzystać.
- Pewnie dla tego od łaski dostałam zwykłą kolczugę - wyprostowała się z powrotem kontynuując - miast jakiejś kunsztownie wykonanej zbroi. Przynajmniej byli tak mili by ją odrobinę wydłużyć - wzruszyła ramionami w duchu ciągle się ciesząc na wspomnienie tamtego wydarzenia.

- Zwykła kolczuga… jeśli się nie rozpadnie od pierwszego ciosu, a na taką nie wyglądała, może ci jeszcze uratować skórę. - Wolf odstawił też miskę wyczyszczoną z jadła - Oby nie musiała, ale zawsze to lepsza ochrona od kawałka wyprawionej skóry. I ważne że już pasuje. Niemniej… dołączyły do naszej kompanii nowe osoby…

Skierował wzrok na Karla.

- Jaka jest twoja historia, hę? - zagadnął ciepłym tonem - Czemu na szlaku? Czemu akurat u barona?

Karl uśmiechnął się pogodnie i upił łyk złocistego trunku.
- Instynkt mnie tu przywiódł… - odparł ze wzruszeniem ramion cyrulik -...Imperium zagrażają zieloni również od południa. To wszystko.

- Niesamowite. - Żachnęła się elfka ze sarkazmem w głosie. - Masz niezwykle rozbudowany instynkt. Zaiste masz szlachetną misję... wspomagać imperium od południa. Samotny człowiek z misją. - Głos elfki aż ociekał ironią i pogardą.

- Instynkt iście samozachowawczy - mruknął z ironia Lotar.

Wolf przez moment zapatrzył się w stronę grających w kości. Przez jego twarz przemknął gniewny grymas. Szybko zniknął gdy wrócił uwagą do towarzyszy przy stoliku.

- Jeśli nie chcesz mówić, to nie mów - kiwnął głową Wolf - Powiesz chociaż, czym się zajmowałeś zanim tu trafiłeś? Widziałem że nieźle robiłeś bronią przy oblężeniu, ale chyba nie było to twoim głównym zajęciem?

- Mój pradziad był cyrulikiem, mój dziadek był, ojciec również. Rodzinny interes można powiedzieć.- odpowiedział Karl. - Ogólnie moja historia jest dość nudna. To zszywałem rany tu, to tam, a i parę krwawych zatargów i bliskich spotkań z zielonymi się trafiło po drodze. Stąd trochę bronią robię, a jak tam z wami? Co was przygnało w te zapomniane przez Bogów strony?

- Głównie pogoń za złotem. Z czegoś żyć trzeba jeśli nie jest się osobą lubiącą siedzieć w jednym miejscu. - Youviel ciągle przewiercała wzrokiem świeżego towarzysza broni. Po prawdzie nie nazwała by go nawet w ten sposób. Z trudem umiała tak nazwać Wolfa pomimo, że znali się dwa lata. Dla niego to było długo.

- Ja się urodziłem do wojaczki, więc robię to co umiem najlepiej. Na dodatek mi za to płacą - uśmiechnął się Wolf do nowego kompana - Od bitwy do bitwy, od potyczki do potyczki. Moje oczy… w zasadzie już jedno widziało kilka większych starć, a ja sam z życiem uchodzę już… nie zliczę ile lat. - Machnął ręką. - Zacząłem od Stirlandu. Potem Averland. Na koniec zaś Księstwa Graniczne, bo w zasadzie czemu by nie? Ciągną tu wszyscy którzy szukają szczęścia, to i mnie nie mogło zabraknąć prawda? - ponownie wziął kufel do ręki. - Ale po prawdzie, to miałem już dość wychowanych na wygodzie szlachetków posyłających na siebie bogu ducha winnych zaciężnych walcząc o piędź lub dwie ziemi. Tutaj… ktokolwiek chce tu coś osiągnąć musi udowodnić swojej wartości. Nawet szlachetka. Może dlatego tu jestem?

- Kasa na założenie własnego browaru. Tyle. - rzekł Galvin kończąc posiłek. - Sprzęt i wynajęcie rzemieślników nie jest tanie, a sam w jaskini jakbym miał to budować, to bym się na śmierć zajechał.

- Ja bym sobie posiedział w jednym miejscu - wtrącił Lotar - ale niekiedy lepiej być jak najdalej od rodziny. Jak ich jest za dużo w jednym miejscu, to wilkiem na człowieka patrzą. Jak kto nie chce ojcu czy bratu starszemu podnóżkiem być, to lepiej wtedy na świecie samemu szczęścia szukać. Lub w kompanii.

- To smutne - stwierdziła elfka. - Nie móc mieć oparcia w rodzinie. Współczuję wam. - Kobieta odniosła się do wszystkich ludzi.

Ciszę jaka nastała przerwał Wolf.
- Zbierajmy się - rzekł - Targowisko czeka na nasze monety.

Wstał od stołu i wraz z chętnymi skierował się do wyjścia.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 02-08-2014 o 21:40.
Asderuki jest offline