Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2014, 21:42   #88
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Ybn Corbeth
Dzień czwarty / Dzień piąty


Po ustaleniu finalnych szczegółów grupa śmiałków opuściła mury świątyni Helma i rozeszła się po mieście. Var ruszył w stronę północnych murów. Leżące po ich zewnętrznej stronie głazy pokazywały jak dobrą robotę zrobił minionej nocy. Gdy je podnosił i wlókł w stronę miasta biegnący za nim pachołkowie nie mieli co zbierać; kości truposzy były starte na miazgę. Zadowolony z siebie, podśpiewując pod nosem ruszył raźno w stronę Złowieszczego Jelenia - stary Skirata zawsze chętnie kupował od niego skóry i Grzmot był pewien, że nie pogardzi zewnętrzną częścią złowieszczej łazicowizny. Z czułością pogłaskał białe zmierzwione futro, minął kolejny zakręt i zamarł. Z świątynnego wzgórza schodziła powoli Attika, taszcząc w ramionach bezwładne, pokrwawione i posiniaczone ciało Mary.


Thog powoli wędrował do domu. Nie zdziwił się zbytnio gdy wkrótce dogoniła go zadowolona z siebie Aria. Razem zdali raport Milonowi - on z posiedzenia w ogrodzie, ona ze śledzenia blondyna. Słowa "Colbert", "Luskan", "statek" nic nie mówiły półorkowi, ale nie przejął się tym zbytnio. Cierpliwie czekał aż pracodawca przetrawi informacje jakie barbarzyńca przyniósł ze świątyni i podejmie decyzję. W końcu Gray rozparł się na krześle i westchnął.
- Skoro ten cycek wyjeżdża z miasta to nie będę sobie zawracać nim głowy. Wróci to pogadamy, a na Colbertów miej przez pewien czas oko - przykazał półelfce, po czym zwrócił się do Thoga. - Najwyraźniej inni dobrze zajmą się trupim problemem, więc nie ma powodu, byśmy my pakowali w niego swoje trzy grosze. Sklep sam się nie ochroni, a długi nie ściągną. Wiesz, że Albert nadal nie oddał przyrzeczonych sztuk złota? - kupiec usmiechnął się złowieszczo, a na oblicze Ur-Thoga wypełzł podobny uśmiech. Wyglądało na to, że znów powróci do swojej codziennej rutyny. Półork skłonił się lekko i ruszył do swojego pokoju. Nie mógłby sobie wybrać lepszego pracodawcy. Przeciągnął się i walnął na łóżko. Jutro zapowiadał się kolejny pracowity i przyjemnie nudny dzień w Ybn Corbeth.



Reszta grupy wraz z nowym - jak się wydawało - towarzyszem, Jehanem, ruszyła w sobie tylko znanym kierunku, zaś Shando potruchtał szybko do Gildii Magii. Poczuł dziwny niesmak wobec samego siebie. Przebywał w Ybn Corbeth już od tylu dni, a nie dość, że tam jeszcze nie zawitał, to nie znał nawet adresu. A przecież pani Springflower uważana była tu za niezrównaną czarodziejkę ognia - specjalizacja, do której Shando gorliwie dążył. Nie wiedział czy tytuł arcymagini był tylko wyrazem szacunku ybnijczyków, czy też faktycznie wypływał z niezwykłych zdolności elfki, ale nie miał do tej pory możliwości oceny - nie licząc kilku spektakularnych wybuchów w czasie zaćmienia. Teraz, stojąc przed solidnymi drzwiami Gildii Magów zastanawiał się, czy rzeczywistość przerośnie plotki i oczekiwania, czy też raczej gorzko go rozczaruje.



Późnym popołudniem wszyscy zainteresowani wyprawą do Dziesięciu Miast - z wyjątkiem Wishmakera, który nie wrócił na noc wcale - znów byli w Werbenie. Wieczorem pojawił się tam i Tibor - ku radości obolałej Mary, która na prawdę potrzebowała dziś dobrych wieści. Według relacji kapłana - z drugiej ręki oczywiście - w szturmie na siedzibę Albusa zginęło pięć osób, a kilku rycerzy zostało rannych. Tych młody Oestergaard połatał jak mógł, wzbudzając nieskrywany podziw sir Hightowera. Koniec końców szalony mag został zabity - nie było innego wyjścia; znalezione w jego domostwie przedmioty przekazane do szkoły magii, a szczątki zabitych przez niego ofiar spalone w Cadeyrn.
- A Naut, co z Nautem? - niecierpliwiła się Mara.
Okazało się, że śmierć Blackwooda uwolniła drowa spod wpływu zaklęcia. Lecz - ku rozczarowaniu Mary - Naut nie przybył do Ybn. Ponoć skłonił się tylko w podzięce swym wybawicielom i zniknął w kuli ciemności. Burro cichaczem odetchnął z ulgą; gdyby drow przybył do Ybn Mara ani chybi poprosiłaby Burra o gościnę dla niego, a niziołkowi wcale nie uśmiechało się szemrane towarzystwo ciemnego elfa.
- A co działo się w mieście? Dowiedzieliście się czegoś więcej o tym jak powstrzymać nieumarłych? - spyta Tibor patrząc z nadzieją na zebranych, którzy solidnie streścili mu wydarzenia dzisiejszego popołudnia.



Kolejny dzień powitał burrowych gości ciężkimi burzowymi chmurami, zimnym wiatrem i prószącym okazjonalnie śniegiem, co nie było niczym niezwykłym o tej porze roku. Przywitał ich również umyślnym od burmistrza z pytaniem, czy aby na pewno nie mogą wyruszyć jeszcze tego dnia, bo wypada, bo co jak pogoda się załamie... i tak dalej. Zrobienie zakupów nie było wielkim problemem w mieście z tak bogatym zaopatrzeniem jak Ybn; a Burro - jako karczmarz - mógł nawet załatwić zniżki na jedzenie i wyskokowe trunki. Pozostawało tylko pytanie o siły i chęci. Takowych drużyna nie miała - zwłaszcza, że Shando nadal nie wrócił ze Szkoły Magii - toteż burmistrz i wysłannicy miasta zdecydowali się pojechać do Kaledonu jako pierwsi i rozpocząć negocjacje mające na celu otwarcie Drogi Królów. Drużynie śmiałków polecono dojechać do bram krasnoludzkiego miasta najszybciej jak się da.



 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 14-08-2014 o 21:18.
Sayane jest offline