Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2014, 23:31   #22
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Like a dog, chasing the wagon


Mało brakowało… naprawdę mało. Na szczęście Doktorek spisał się na medal, by nadawała się do życia w społeczeństwie. Przechadzała się ulicami Ferry, z rękoma w kieszeniach, zatrzymując się co jakiś czas by “poogarniać” była w końcu gwardzistką. Po około kwadransie znalazła się przed drzwiami do warsztatu Yomeada.
-YOMIŚ! - Wrzasnęła tłukąc pieścią w drzwi. - Przestań się tasować to ja! - Dorzuciła nie przerywając
Zamiast drzwi otworzyło się okno, z których wyjrzał Yomaed. Był zarośnięty jak zwykle. Oczy też miał podkrążone. Westchnął głęboko patrząc na Vicky. - Czego psa niesie? - zapytał, wykładając na parapet glinianą butlę miodu pitnego.
- Mam się wydzierać na całą dzielnicę? Może mnie wpuscisz? - Uśmiechnęła się szeroko. Jednak dało się wyczuć że to był bardzo wymuszony uśmiech.
- Nie wpuszczę. - odburknął jak typowy gbur. - Techników teraz wszyscy się boją. Zara mnie dzielnica napadnie, że się z wami bratam. Kłopoty niesiecie, ot co. Mów szybko Vicky, czego chcesz?
To się dopiero nazywała “Zła sława”. - Czy ja ci wyglądam na… a zresztą. - machnęła ręką.
- Sen’Murray… dzwoni coś w tym twoim zapijaczonym łbie? - Przygarnął kocioł garnkowi.
Yomaed pociągnął z gliny i skrzywił nieco twarz. - Pociągi zrobił. Kowale dużo pozarabiali. Ale tylko ci z gildii. Ja mam za mały warsztat aby się wpisać. Szkoda. Gruba kasa przez to przeszła.
Ciekawe doprawdy, lecz to ją niezmiernie nie obchodziło akurat.
- A wiesz może gdzie moge go znaleźć? - Wzruszyła ramionami. - Musze z nim pilnie… wiesz “pogadać” - Uśmieszek przybrał na szczerości i przy okazji szerokości.
Mężczyzna wzruszył ramionami. - Na balach go nie ma, w gildii też się nie słyszy. Musi mieć gdzieś prywatną pracownię i równie narąbane co ty, skoro nigdy jej nie opuszcza. Tyle wiem. Mało kto w niskich dzielnicach interesuje się szlachtą która nie wyłania nosa za próg drzwi.
- Dajesz sobie jaja urwać że nic więcej nie wiesz? - Upewniła się, co jej zostało?
- Na co ja ci wyglądam? Sprzedaje tasaki i sztylety miejscowym przychlastom, nie królewskim assasynom. - oburzył się mężczyzna. Yomaed nie miał w zwyczaju kłamać.
Wypchnęła policzek językiem patrzac to w lewo to w prawo. Racja. Jakby wiedział to by powiedział. - No nic… pogoń syna do nauki, ja spierdalam - Zrezygnowana, polazła w przeciwnym kierunku. - Jak ja mam być spokojna? - Burknęła pod nosem. Znowu znalazła się w tym samym punkcie, jak to było przy sprawie z pociągiem.
Postanowiła połazić w okolicach murów, a jakich? Pierwszych lepszych, było ich dużo, życia by jej brakło. Licząc cicho do dziesięciu jak zahipnotyzowana ruszyła właśnie w tamte rejony. Może jakiś frajer się napatoczy do bicia? Trzeba szukać pozytywów w takich sytuacjach, jakie marne by nie były.

***

Vicky zdołała obejść mury właściwie na około. Mówi się, że to najlepszy sposób na wyjście z labiryntu - trzymaj się ciągle jednej ściany. Niestety, nie była ona uwięziona w żadnym labiryncie, wręcz przeciwnie, miasto było na tyle wielkie, że ona nie wiedziała co ma zrobić. W końcu nikt jej palcem nie pokazał.

Na domiar złego pech chciał, aby jedyną osobą jaką mogła przez przypadek spotkać okazała się jej Ex, w humorze który można było kwestionować z uwagi na sposób w jaki się przywitała.
- Ty głupia dupo. - jej głos był naburmuszony. Pomachała w stronę Victorri listem, który następnie rzuciła na ziemię i bez pardonu zdeptała.
Faktycznie. Barman mówił, że list był od “jej dziuni” cokolwiek to miało znaczyć, ale ostatecznie nie tylko go nie przeczytała, ba, nawet nie zabrała go ze sobą - Jakim cudem ty jeszcze żyjesz?
Ze wszystkich osób… co do listu nie dziwne że zapomniała, była zbyt przejęta banicją dotyczącą jej ulubionego lokalu
- Da się grzeczniej? A odpowiadajac na twoje pytanie, jestem niezabijalna. - Wzruszyła ramionami. Zbliżyła się do niej, zerkając na zadeptany list. - Było tam napisane chociaż coś miłego? Albo przydatnego? - Skrzyżowała ręcę pod piersiami, unoszac brew
- Mówi się “nieśmiertelna”. Masz słownik jak plebs. - skrzywiła usta zdegustowana budową zdania Vicky. - Informacje od Lilii Lin. Do najmniej zajętych, czy też zapracowanych strażników.
- Nieśmiertelni nigdy nie umrą, a niezabijalni nigdy nie zastaną zabici. Znaj różnicę. - Przechyliła głowę na bok gdy pochylała się po list.
- Zabierz nogę. - Nawet nie spojrzała w górę mówiąc to.
Kobieta skrzyżowała ręce na piersi. - Myślałam, że nie obchodzą cię listy ode mnie. - odprysknęła. - Zresztą, stań prosto, sama ci wyrecytuje. Musiałam to na pamięć ogarnąć.
- Źle myślałaś. - Uśmiechnęła się niemrawo, opierają ręce na kolanach by postawić się do pionu. Także stała ze skrzyżowanymi rękoma, z cichą niecierpliwością wyczekując recytacji.
- Podejrzewa się nielegalne i grorzące koronie ruchy wewnątrz śródmieścia. Poszukuje się uzdolnionego strażnika, który wykorzysta swój czas na zbadanie obszaru zachowując pełną dyskrecję. Sekrety śródmiasta za nakazem króla Rubiusa, mają zostać tajemnicą przed okiem publicznym tak długo, jak tolerancja miejscowych jest kwestią do dyskusji. - wyrzekła niemal jednym tchem. - wszelkie obserwacje i podejrzenia mają zostać przedstawione nazdorcy międzymiasta Lilii Lin, bądź w przypadku oczywistych dowodów niebezpieczeństwa, nakazuje się eliminację zagrożenia z możliwym ograniczeniem ilości osób poszkodowanych. - kobieta odetchnęla z ulgą. - czy mam powtórzyć ostatnie zdanie?
Victorria intensywnie się nad czymś zastanawiając przejechała jezykiem po zębach.
- Kocie uszy… będę potrzebować kocich uszu. Hmm. - Pogładziła się po podbródku. - Albo psie… nie, kocie będą lepsze. Aha.. powtórz od fragmentu “Podejrzewa”. - Nadymała policzki, dziwnie rozbawiona.
Żyłka wyskoczyła na skroni dziewczyny. - Słucham? - zapytała dość rozzłoszczona.
- Powtórz od fragmentu “Podejrzewa”. - Powtarzając ostatnie zdanie uniosła troszkę ręce w góre, jakby była gotowa do ewentualnej obrony. Nie było to nic innego jak zgrywy. Ivelan szczerzyła się jak dziecko. - Strasznie szybko recytowałaś zgubiłam się na pierwszej sylabie. -
- Daj mi święty spokój, idę na kawę. - Odwróciła się na pięcie, zmęczona niezmiennym charakterem Vicky.
Różowowłosa otworzyła usta chciała coś powiedzieć, wyciągnęła nawet rękę. Tak jakby chciała ją pochwycić. - Znowu… - Mruknęła pod nosem, rozmasowując skroń. - Znowu… - Rozmasowywanie, zamieniło się w tarcie, coraz bardziej intensywne. Odetchnęła głęboko.
- Znowu… - Wzięła list i także odwróciła się na pięcie, z tym że jej krok był znacznie żywszy, a może nawet wścieklejszy. Jeżeli miała infiltrować śródmieście, musiała wiedzieć gdzie to do cholery jest. Postanowiła udać się do gildii artystów, zapytać o to Lilię Len osobiście. Obejrzała się jeszcze za siebie, Sonafa była już poza jej zasięgiem. Z głośnym zgrzytem zębów, uderzyła pięścią w latarnię. - Znowu. -

****

Lilia Len, szczęśliwie, była dość łatwa do odnalezienia. Właściwie ciężko było znaleźć ją poza jej biurem, a tym bardziej poza terenem gildii artystów.
Kobieta siedziała na jakiejś poduszce w rogu pokoju, pielęgnując minaturowe, zaklete drzewko, gdy Victorria znalazła się wewnątrz. Charakterystyczny walchlarz wyłonił się z jej rękawa aby zasłonić usta. - Oh, w czym mogę pomóc? - zapytała delikatnym głosem, mrużąc oczy.
- Ja w sprawie listu miła Pani. Jeśli mam się udać do śródmieścia chciałabym wiedzieć, jak mam się tam dostać. -Wpatrywała się w Lilię, swoim standardowym, nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Oh? Masz mi za złe, że sama nie znasz swojego miasta? - zapytała kobieta, wpatrując się w jej oczy. - Jeżeli masz frustrację, bo wiekiem i stanem nie daleko ci do Malie, to oddaj je gdzie indziej moja droga. Wysłałam po ciebie Sonafę, dalej się kłócicie?
- Bynajmniej miła Pani. Może troszkę za to że nie potrafiliście upilnować tego robactwa wewnatrz muru. - Ivelan postąpiła w przód, siadając przed liderką gildii.
- Jestem tutaj by dowiedzieć się, gdzie znajdę wejście do śródmieścia. - Podrapała się po wygolonej czesci fryzury. - Z Sonafą się nie kłócimy, bo nie ma o co. - Strzeliła karkiem.
Lilia przyglądała się przez pewien moment Vicky, po czym zmróżyła oczy. - Nie. - odpowiedziała krótko. - Wyślę kogoś innego.
- Umm… proszę? - Uśmiechnęła się, ni to serdecznie, ni to wesoło. Po prostu sztucznie.
- Nie wyglądasz mi na osobę o odpowiednim charakterze to tego typu zadania. - odparła wprost Lilia. - Sytuacja jest już dość chaotyczna.
- Nie wyglądam też na technika czy nawet królewskiego gwardzistę. To od razu oznacza że nimi nie jestem? - uniosła brew.
Kobieta zaśmiała się otwarcie, skryta za swoim wachlarzem. - Ja chyba dobrze wiem kim jesteś, młoda damo. - wyglądała na szczerze rozbawioną zarzutami Vicky.
- Więc niech mnie Pani oświeci.- Rozłożyła ręce na boki.
- zostawiłabyś las w ogniu, jeżeli szybciej doprowadziłoby cię to do najbliższej speluny. Brakuje ci większego pojęcia w taktykach, infiltracji, czy ogólnie czymkolwiek. Nie ukończyłaś szkół. - Lilia wzruszyła ramionami. - Jeżeli ta praca taka trudna, wypisać możesz się prosto u Rubiusa, ale póki mi nie udowodnisz, że się do niej nadajesz, na pewno nie będę pokładać w tobie swoich nadziei.
- Więc po jaki chu… cholerę wysyłała Pani do mnei Sonafę z tym listem, skoro doskanale była miła Pani świadoma jaką osobą jestem? Żeby teraz mi to powiedzieć? Doprawdy, unikatowe umilanie sobie czasu. -
- Sonfa wie gdzie jest śródmieście. Miała znaleźć odpowiednią osobę. Coś czułam, że pójdzie do ciebie, ale jeżeli nawet moja podopieczna rezygnuje z twoich talentów, tym bardziej i ja powinnam.
- Dowidzenia - Jak siedziała tak wstała i wyszła, w myślach kląc na liderkę gildii artystów. Nawet jeśli nie zrobi tego dla niej, zrobi to z polecenia Malie. I tak musi tam poszukać Sen’Murraya, skoro Sonafa wie gdzie to jest, więc to jej musi poszukać. Zacznie od mieszkania w którym razem kiedyś mieszkały. Teraz już tylko sama Rreube tam jest.

***

Droga z centrum miasta do dzielnicy artyokrackiej nie była długa. Niestety, dom Sonfy znajdował się w dzielnicy mieszczańskiej, pod a nie na murach, co oznaczało zatoczenie kolejnego koła po miejskich ulicach, w dość szczytnym celu pocałowania klamki do zamkniętych drzwi.
Na pewno zdążyła już kilkakrotnie zmienić zamek w drzwiach. Victorria miała nieodparte wrażenie że ktoś się świetnie bawi jej kosztem. I tak nigdzie nie ruszy, dopóki nie dowie się gdzie jest to przeklęte miejsce. Siadła na schodkach, i skryła twarz w dłoniach. O ile nie ma występy powinna przed zmrokiem wrócić. Na pewno po ciemku nie będzie się szlajać, to jest pewniejsze od wschodu słońca.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline