Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2014, 09:58   #107
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Olaf / Magnus

Łatwiej było powiedzieć “wróćmy na trakt”, niż zrobić to. Niby taka prosta sprawa, cofnąć się i znaleźć ścieżkę ale nie wszystko da się przewidzieć. Na przykład to, że się zgubi drogę albo to, że w miejscu gdzie powinna być ścieżka, nie było jej. Do wieczora dzielnej dwójce zajmowało kręcenie się po lesie, aż w końcu doszli do wniosku że coś jest nie tak. Niby szli dobrze, ale ciągle obaj mieli wrażenie, że pewne drzewo mijają już któryś raz z rzędu. Las zdawał się nie chcieć ich wypuścić, a niebo wiszące wysoko nad ich głowami robiło się coraz bardziej mroczne i ciemne. Śnieg w pewnych miejscach zdawał się kończyć, by kilkadziesiąt metrów dalej obaj herosi, wchodzili w gęste zaspy, które wymagały od nich sporego wysiłku.
Markus coraz częściej zaczął kasłać, potem wymiotować. Pierw zwykłymi wymiocinami a potem krwią. Ciało zdawało mu się płonąć z gorąca, a przed oczami pojawiały się mroczki. Co jakiś czas musiał się zatrzymywać by nabrać głębszego wdechu i chwilę odsapnąć. Mokre od śniegu ubranie coraz mniej mu przeszkadzało.
Z Olafem również nie było najlepiej. Plecy go cholernie piekły, wręcz paliły żywcem. Gdy przystanął na chwilę, i poprosił towarzysza by mu je obejrzał, okazało się że miejsce zranienia zaczęło ropieć. Żółtawy płyn, wydzielał się i spływał na plecy. Mało przyjemny widok.
Gdy tylko nastał wieczór okazało się, że mroczna puszcza, chowa nie jedną niespodziankę. Dzikie, przeraźliwe wycie, oznajmiło podróżnikom że gdzieś w pobliżu czają się wilki. Ile ich było, ciężko powiedzieć, lecz ani Markus ani Olaf nie chcieli się o tym przekonywać o własnej skórze. Ruszyli pędem, a właściwie szybkim truchtem, bo gnać nie mogli ze względu na ciężki stan zdrowia. Biegli przed siebie prosto, byle jak najdalej od dzikiego ujadania. Byle jak najdalej stąd. Chcieli przeżyć. Tylko to. Tylko ta myśl kołatała im się w głowie. Przeżyć.
Znów mgła zaczęła się pojawiać, i otaczać ich. Znów widoczność stała się gorsza, lecz gdy obaj zobaczyli czerwone ślepia, które groźnie łypały na nich z tej mgły serce im na chwilę zamarło. Po chwili zaczęły się pojawiać kolejne pary czerwonych oczu, i kolejne.


Wilki. Spore, większe niż te, które do tej pory mogli spotkać. Czarne, lśniące futra i paszcze, które co chwile wydawały z siebie dziki warkot.

Zoja / Tyr
Rudowłosa kobieta milczała. Znosiła w ciszy i w spokoju to co miało się jej przydarzyć. Ludzie zaczęli rozstępować się, gdy nadszedł Starszy. To jego Kislevitka, widziała w lesie. Brzydki to mało powiedziane. To coś wyglądało gorzej niż jakikolwiek koszmar, który się łowczyni przyśnił w życiu. Ktoś otworzył klatkę a Starszy dał znak by wyciągnięto Zoję z niej. Po chwili została wyciągnięta, siłą i dość brutalnie. Parę kopniaków w brzuch ostudziło jej zapał i porywczość. Rzucili ją na kolana a Starszy rzekł:
-Jestem Fenke Sarhtaron..ale mów mi Starszy… - po czym dotknął twarzy Zoi swoim nabrzmiałym, spuchniętym i lepiącym się żółtą mazią placem. A potem jego dłoń zeszła niżej, dotykając czule Kislevitkę przez ubranie. Szyja, piersi, brzuch, uda, a potem krocza. Gdy skończył rzucił: -Tak..nadaje się dla Mistrza. Urodzi mu dzieci..Papa Nurgle pobłogosławi ją dziś..

Tyr widział tą scenę i czuł jak krew w nim wzbiera. Każdy szczegół widział dokładnie. Gniew i współczucie, dla Zoi. Jeśli stanie się to co zamierzają, cóż innego można będzie czuć?
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline