Lucy również uśmiechnęła się do Jarreta. W jej uśmiechu było coś złośliwego, lecz jak on, ona również nie kontynuowała tematu.
***
Na miejscu Lucy przyglądała się jak nadjeżdżają trolle i jak wysiadają.
Nie lubiła ich szczególnie. Głupie i gruboskórne, nadawały się głównie do jednego, lecz to jedno robiły znakomicie.
Ich zleceniodawca wytoczył dość ciężkie działa, dosłownie i w przenośni.
Nic dziwnego , że wybrał to miejsce. Nawet jeśli trudno było tu zorganizować zasadzkę, mając taką siłę ognia, nie musiał uciekać się do zasadzek.
Ale i oni mieli swoje sztuczki w zanadrzu.
Lucy uśmiechnęła się przyjaźnie do Darsona. - Musi nam pan wybaczyć. Niestety, wiele rzeczy nie było tak " jak się umawialiśmy". I to z nami ktoś bawił się tam na miejscu w " dziwne podchody". Podjęliśmy zatem kroki, by zminimalizować ryzyko. Podobnie... - Tu Lucy wskazała głową na trolli, - Jak pan. - dokończyła, nadal przyjacielskim tonem. - Nie ma więc co się dąsać. - dodała słodko. - przejdźmy do interesów, dobrze?. - Towar oczywiście mamy. Jednak, doszło do pewnych nieuzgodnionych komplikacji. - rzekła nadal przyjacielsko.
Zerknęła na Jarret 'a. Oddając mu głos. |