Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2014, 15:51   #25
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
- Aaaaa więc? - oczy Ellemara niepewnie spoglądały na trójkę przybyszy, których zaprosił do jadalni. Jego twarz nie wyrażała zbyt wiele zachęty. - Z teleportacją nie ma problemu. Ale mutacji nie jestem pewien. Potrzebne ci to, Sychea? - spytał, zerkając na chyba jedyny powód swojej gościnności.
Co ciekawe jego Membrańscy przyjaciele wydawali się dość spokojną grupą. Nikomu nie grozili, Diamondus udawał nawet, że jest tylko wędrownym handlarzem. Bajka polegała na tym, że Sychea i pani strażnik eskortują dwójkę do Membry.
Pani strażnik też była dość szybka w podbojach. Albo byciu podbijanym. Niedawno omal nie martwy rycerz postanowił odwdzięczyć się mutantowi poprzez goszczenie jego towarzyszki na osobności. Z drugiej strony kobieta bardzo chciała zobaczyć elfie drzewo, diabli wiedząc czemu.
Zegar tykał swobodnie a pokój wydawał się niezmieniony. W sumie chłopak był tu całkiem niedawno. Narosło więcej roślin i tyle. W sumie mógłby tu zrobić jakieś eliksiry, zanim jeszcze wyjadą.
- Gorzej już raczej nie będę wyglądał - chłopak nie próbował się uśmiechać. Mówił tylko i wylącznie prawdę. Smutną, gorzką, nieukrywającą niczego prawdę. Jeśli chodzi o jego samoocenę, to gdy tylko schodziło na wygląd - nawet Ferramenckie kopalnie niedosięgały wystarczająco głęboko, by podnieść ją chociaż o centymetr.
Był niezmiernie wdzięczny ryczerzowi, którego przywrócił z martwych. Pozwolił on znaleźć się znacznie dalej od nieznośnej, oraz zdecydowanie nieprzepadającej za nim strażniczki. Ta również nie musi obserwować zapewne bolesnego procesu kolejnej mutacji.
- Poza tym ufam im w pewien sposób - dodał, nie wspominając o głównym dowodzie jego wiary w Diamondusa. Ten mógł przecież pozbawić go żywota więcej niż raz, a ewentualny wysiłek byłby z pewnością podobny do zdepnięcia mrówki. Czy innego mieszkańca slumsów.
- Nie chodzi mi o wygląd ani operację. Sam mogę to zrobić jeżeli trzeba. - uspokoił chłopak parząc na Sychea. - Chodzi o limit. Przypiszesz się do klejnotu. Ja przeprowadziłem swoją mutację bo mogę teraz używać każdej many. Membrańczycy działaja na odwrót. Diament z duszą nie tak łatwo zdobyć. - ostrzegał elf.
- Diament z duszą? - chłopak dopytał się, wyraźnie zainteresowany dodatkowymi szczegółami na ten właśnie temat. Brakowało mu nieco informacji dotyczących samego procesu, jednak musiał przystosować się do nowego świata. Zyskać możliwość przetrwania i znalezenia swego miejsca na samym szczycie Membry.
Ellemar podrapał się w głowę. - Takich jak ten co ci dałem. Ludzka dusza to tak na prawdę źródło jego many. Teoretycznie w diamentach zamyka się samą manę, ale część duszy zawsze w nich zostaje. Dlatego większość magów umiera dość młodo. - wyjaśnił. - I nie myśl sobie, żeby używać prezentu ode mnie jako przejściówki na mieczu.
- Wbrew oczywistym pozorom - chłopak podrapał się nieco po czarnej skórze pokrywającej jego twarz. Jedyne oko chłopaka wbiło się w elfa, nie szukając w nim wsparcia, czy też zrozumienia. Zwyczajnie podkreślał wagę swoich słów.
- Szanuję wszystkie historie i rodowody. - stwierdził, pomijając fragment o jego prywatnym braku szlachetności.
- Eh, niech będzie. - poddał się Elf. - Ale macie być ostrożni z drzewem. Jeżeli je skrzywdzicie, zarżnę was na miejscu. W samoobronie. - ostrzegł.
- Tak jest, panie! - chłopak odpowiedział, kłaniając się w pasie. Gdyby tylko posiadał jakiekolwiek nakrycie glowy, z całą pewnością właśnie zamiatałby nim podłogę. Gdy powoli podnosił się do stojącej postawy, z jego ust wypłynęło kolejne zdanie. - Dziękuję za wszystko.
- Prowadźcie - stwierdził, zaś jego głos lekko emanował niepewnością.

***

Olbrzymie, kolorowe drzewo było następnym punktem zainteresowania grupy. Diamondus podszedł do niego wyciągając swoje pazury w stronę kory, po czym westchnął i przyjął od swojej generał prezent w postaci farby i pędzla, które przygotował Ellemar. Elf nie miał im zamiaru pozwolić nawet na zadrapanie rośliny. Nie było to dziwne. Nietypowym była raczej idea, że władca membry będzie z tym pogrywał dość potulnie.
- No i? Decyzja. - poprosił Diamondus malując krąg na drzewie. - [i]Muszę wiedzieć jaką chcesz energię.
Pani niebieskoskóra generał również pobrała farbę, spoglądając jednak na chłopaka. - Pokarz plecy. - nakazała. - Musimy też wybrać z ciebie manę.
- Spinel - stwierdził silnym, dominującym głosem. Powoli ściągnął swoją pozbawioną klejnotów zbroję, zaś zgromadzeni mogli ujrzeć umięśnione plecy byłego królewskiego strażnika. Każdy z nich był wyszczególniony, a ciało chłopaka mogło pełnić rolę modela na zajęciach anatomii.
zimny prędzej dotknął pleców mężczyzny, który mógł usłyszeć za nimi chichot. - Desperat z ciebie. Nie boisz się, że po prostu cię tym zarżniemy? Nawet nie wiesz co jest w stanie zrobić magia. - zaczęła drażnić chłopaka pani generał. Sychea mógł widzieć również malunki jakie wykonywał Diamondus. Proste i skośne kreski faktycznie nie wydawały się mieć najmniejszego sensu. Przynajmniej z swoją obecną wiedzą nie był w stanie znaleźć w ich kombinacji żadnej reguły czy schematu.
- Jakby nie to, że mogliście mnie zabić już ładne kilka razy, począwszy od naszego pierwszego spotkania, może bym się przejmował. - Sychea odpowiedział całkiem spokojnym, lecz nieco bardziej rozbawionym niż zwykle głosem. Najwyraźniej traktował slowa generał bardziej jako zabawa, niż coś negatywnego.
- I o to mi chodzi. Magii nie znasz. Może zrobię z ciebie psa? Albo wyssę energię i zostawię martwe ciało? Tego nie da się zrobić bez kręgów. - pędzel udeżył o plecy Sychea. - takich jak te.
- Diamondus chyba mógłby pożreć mnie bez nich? - zapytał, prostując się nieco. Nie wiedział, czy w ten sposób ułatwia malowanie jego pleców, jednak nawet potencjalne ułatwienie zmniejszało ryzyko. Może i ufał tej dwójce, jednak… Sam z przyjemnością zwabiałby innych, by pozbawić ich żywota. Zwłaszcza te psy ze slumsów.
Diamondus odsunął się eleganckim krokiem od drzewa. - Przyłożysz dłoń. I co by się nie stało, nie puszczaj. Będzie bolało. - ostrzegł mężczyzna. - Wypchniesz swoją manę, ale pobierzesz nową. - wyjaśnił.
Kobieta generał odsunęła się. - Śmiało.
-[i] Czas umierać[//i] - chłopak zaśmiał się głośno. Nawet jeśli miałbyć to ostatni odgłos, jaki wyda, przynajmniej umarłby stosunkowo szczęśliwy. Nie świadomy swojej zerowej roli w świecie, krążący w ciele Diamondusa jako magiczna energia. Coś jednak podpowiadało mu, że musi przeżyć. Znaleźć się na samym szczycie. Ukarać tych, którzy go wykorzystali.
Przyłożył dłoń do runicznych kręgów płynnym, choć powolnym ruchem. Tuż przed zetknięciem się z malunkiem, przymnkął oczy. Jeśli tylko chwilowy brak wzroku mógł zagwarantować zmniejszenie nadchodzącego bólu, był gotów na tego typu poświęcenie. Wziął głębszy wdech powietrza, a jego palce zetknęły się z korą. Grymas bólu przemknął przez jego twarz, nawet pomimo częściowego paraliżu twarzy. Jednego z efektów ubocznych innej, niezbyt dobrowolnej, mutacji.
Cała dłoń zetknęła się z malunkiem, a chłopak zaczął krzyczeć. Jego głos cichł wraz z oddawaną maną. Gdy nie było już w nim nawet najmniejszej jednostki energii magicznej, zamilkł. Po kilku sekundach czarna energia zaczęła emanować z przygotowanego wcześniej malunku. Tym razem jego krzyk był nieco inny, bardziej stanowczy.
Czarne wiązki energii powoli oplatały jego rękę, rozchodząc się po okolicy. Powoli zaciskały się na ramieniu Sychea, a najdalej wyciągnięte z nich powoli zaczynały sięgać serca. Właśnie wtedy całe ciało chłopaka pokryło się w strudze czarnej energii. Ta po chwili rozpoczęła tańczyć wokół niego, rozszerzając się coraz bardziej.

Przez kilka niebezpiecznie długich chwil nie było widać nawet ułamka jego ciała. Swoisty huragan ciemności rozszerzał się coraz bardziej, by po kilku chwilach zacząć kręcić się w innym kierunku. Dopiero wtedy ciemna energia zacieśniała się coraz bardziej, powoli wracając do bardziej humanoidalnych krztałtów.
Ciężkie dyszenie rozlegało się z wnętrza tornada, nie przypominając niczego, co mogłoby wypłynąć z ust Sychea. Najwyraźniej nawet jego struny głosowe uległy zmianie. Tym razem zdawał się być silniejszy, znacznie pewniejszy siebie. Jego silna barwa sprawiała, że zgromadzeni mogli poczuć pojawiającą się na ich ciele gęsią skórkę.
Gdy tornado zaczynało zbliżać się do ludzkich wymiarów, z wewnątrz rozległ się donośny krzyk. Cała czarna energia z zewnątrz zaczęła gromadzić się w trzech punktach: sercu osobnika, oraz w dwóch osobnych miejscach na jego czole. Gdy całość znikła, oczom zgromadzonych ukazał się nowy, lepszy Sychea.


- Długo czekaliście? - zapytał, gdy resztki ciemnej energii zaczęły gromadzić się na jego plecach. Całość znikła po kilku chwilach, dając wskazówkę dotyczącą ewentualnego rozwoju. Twarz mężczyzny byłą zlana potem, a on ciągle dyszał ciężko, próbując odzyskać równowagę. Ból, który dominował kilka chwil wcześniej zdawał się odchodzić pod wpływem słów pana.
 
Zajcu jest offline