Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2014, 22:45   #51
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Poprzez druida i jego ekipę Luna załatwiła sobie broń, nieco stary i nieco leciwy
egzemplarz, ale w dobrych rękach skuteczna. To był plus.
Ale Luna nie zamierzała tu zostać na dłużej, miała już broń, miała samochód który zdołała w końcu doprowadzić do stanu używalności. Zajęta naprawami swego pojazdu, Luna zapomniała o całym świecie.
O posiłkach też…
Nikt jej zresztą o nich nie przypominał. Arizen pozostawioną samą sobie. Czyli tak jak lubiła.
Oczywiście miało to swoje konsekwencje. Musiała zadbać o swoje potrzeby co akurat nie było dla niej nowością.
Na łażenie po sklepach, by zakupić mechaniczne zabawki zabrakło Lunie czasu. Noc sprawiła że sklepikarze pozamykali sklepy. Więc wielkie zakupy musiały poczekać do rana.

Ruszyła do domu. Powoli przejeżdżając uliczkami miasta znów widziała “duchy” idące do jej wieży. Ale nie przejmowała się nimi. Bo i po co miała? Teraz jechała własnym samochodem.
Przejeżdżała przez półprzeźroczyste sylwetki bez wahania i bez szkody dla nich.
Luna zaparkowała swoją maszynę w pobliżu wieży zegarowej i dostała się do środka. Wreszcie była w domu, co prawda musiała wejść na samą górę, ale gdy tam dotarła… To usnęła jak kłoda. Nawet nie zwróciła uwagi, na głośny trzepot skrzydeł za oknami. Zresztą zapewne owe skrzydła były tylko wytworem jej wyobraźni. Tak jak kolorowe węże na łóżku.

Pobudka nastąpiła na dwie godziny przed świtem. Cichy grobowy niemal szept tuż przy uchu Luny wyrwał ją z drzemki.
-Obudź się, powstań… nadszedł czas służby.- nie był to miły szept, a i osoba, z której gardła się on wydobywał też nie wyglądała zwyczajnie.


Lewitująca postać owinięta czarnym płaszczem i o twarzy ukrytej w cieniu kaptura. Nie było widać nic poza świecącymi oczami. Nie było też widać kończyn owej postaci. Ot czarny płaszcz unoszący się w powietrzu i spoglądający świetlistymi punktami na Lunę.
-Witaj Luno… Jestem Zegarmistrzem, a ty zasiedliłaś moją wieżę. Nie mam o to żalu, bowiem już nieco pomogłaś mi. Za to jestem ci wdzięczny. Niemniej potrzebuję pomocy i jest gotów za nią zapłacić.- mówił ów osobnik.- I to zapłacić w dowolny sposób. Potrafię bowiem… spełniać życzenia.
- Nie wiem, w czym ci pomogłam, na czym ta pomoc miałaby polegać ani to, skąd wiesz, jak mam na imię - mruknęła Luna, zerkając na zmorę. Pewnie była tylko wytworem jej pokręconego umysłu, przetrzymywanego przez sidła zimnej logiki. Jak mogła pomóc czemuś, co istniało tylko w jej głowie?
-Ty zrobisz dla mnie parę przysług, a ja spełnię twoje życzenia o stosownej wadze. Coś za coś.- odparło widmo które rzeczywiście nie wydawało się realne. Coś żywy cień. - Nawet nie wiem, czy jesteś realny, by przystać na propozycję - odpowiedziała Luna. - nie odpowiedziałeś na moje pytania. W czym ci pomogłam, w czym miałabym ci pomóc i skąd o mnie wiesz.
-Moja realność nie ma znaczenia, moja wiedza o tobie wynika z mej natury, a na resztę przyjdzie czas.-odparł stwór.-Nagrody są realne, wyjrzyj przez tamto okno- wskazał skinieniem głowy na ów otwór okienny. -i spojrzyj pomiędzy łapy gargulca na prawo od ciebie. Tam jest dowód mych dobrych intencji względem ciebie.
Luna lekko zdziwiona tą gadaniną widma ostrożnie wyjrzała przez okno, by sprawdzić te łapy gargulca. Oby nie powtórka z psychiatryka, gdzie doświadczyła ataku duchów. Na tej wysokości wiał wiatr zimny i porywisty, niewiele było widać, ale… pomiędzy łapami jednego z kamiennych gargulców dostrzegła blask… złota i drogich kamieni. Kolia, bransoleta i dwa portfele… nieco pokryte zaschniętą krwią, ale jak najbardziej realne… leżały na parapecie.
- Na czym miałaby polegać pomoc tobie? - zapytała się Luna.
-Zdobywanie jednych rzeczy, usuwanie innych rzeczy… lub osób.- odparło widmo przybliżając się do Luny.-Zwykła robota mechanika, usuwasz zepsutą część lub osobę... wstawiasz właściwą na ich miejsce.
- Interesujące. Choć nieprecyzyjne - odpowiedziała wariatka. - Precyzja to domena mechaniki, a żebym mogła pomóc, muszę znać więcej szczegółów na temat tej roboty.
-Wszystko w swoim czasie. Na razie musisz dotrzeć do biblioteki uniwersyteckiej w Uptown i zdobyć jedną z ksiąg tam się znajdujących. Ma tytuł “Subtilitatem corporibus caelestibus”.- odparł Zegarmistrz przenikając przez Lunę.-Przynieś ją tu i nie daj się złapać, ani nawet przyuważyć.
Luna pogrzebała w pamięci informacji na temat Uniwesytetu w Uptown. Wiedziała, że to budynek lepiej zabezpieczony niż posiadłość bogaczki, którą złupili niedawno, i musiała dobrze przemyśleć plan zdobycia tej księgi pod warunkiem przystania na tę propozycję. Uniwersytetu i jego kampusu strzegła bowiem straż, tak za dnia jak i w nocy.
Niestety, nie miała zielonego pojęcia, co oznacza tytuł księgi. Znała biegle ponad kilka języków, ale to nie mogło w tej sytuacji rozwikłać zagadki tytułu.
- Potrzebujesz tej księgi w jakim konkretnym czasie? - spytała, bo potrzebowała znać tempo tej roboty. Jeśli jak najszybciej, może być problem. Jeśli tydzień czasu - mniej problemu.
-Nie ma pośpiechu… Mam na to czas jeszcze, a ty… zawsze możesz zająć przy okazji pracami budowlanymi. Jest parę budynków, które chciałbym… wyburzyć w okolicy.- szeptał Zegarmistrz.
Ta sytuacja stawała się coraz dziwniejsza. O ile kradzież księgi z biblioteki jeszcze by pojęła, to nie wiedziała, ani jakie budynki ma wyburzyć ani po co.
- Które budynki i w jakim celu chcesz wyburzyć? - spytała Luna.
-Tym nie musisz się martwić. Po prostu… uznajmy, że jestem duchem planisty, którego projekty zbezczeszczono stawiając owe potworki. A co do budynków… na razie nie masz czym ich wyburzyć prawda?- zapytał retorycznie Zegarmistrz.
- Co do budynków - nie wiem nadal które i w jakim celu. Za dużo nieścisłości, za dużo ukrywasz, żebym mogła wchodzić ot tak w ten układ - stwierdziła dziewczyna. - Oczekujesz pomocy, a jednocześnie nie chcesz wyjawić celu ani szczegółów planu. Bawisz się w enigmę czy dajesz jakieś konkretne zadanie?
-Dobrze… zdobądź kilkadziesiąt kilogramów dynamitu. Tyle będziesz potrzebowała.-odparł Zegarmistrz.-Czy to jest wystarczająco jasne?
- Jasne, ale nie wystarczające. Przede wszystkim które budynki chcesz wysadzić? - powtórzyła pytanie po raz kolejny, uznając odpowiedź za niepełną.
Zegarmistrz podał słowami dwa adresy, które Lunie niczego nie mówiły.
Luna zaś zapisała sobie na skrawku papieru podane adresy. Nie umiała rysować map, więc wyglądało na to, że będzie musiała sobie nabyć albo pożyczyć mapę.
- Teraz lepiej - rzekła, po czym zamilkła. Położyła się na łóżku i zaczęła myśleć nad planem dostania się do biblioteki. Wydawał się na razie bardziej możliwy do wykonania niż zdobycie nitrogliceryny w ilościach znacznie przekraczających codzienne użytkowanie.
A Zegarmistrz zniknął niczym duch... może zresztą tym właśnie był? Duchem albo wytworem jej wyobraźni.
Luna zaś przeglądnęła w spokoju ryciny, które wzięła z tej wieży. Następnie poszwendała się po wieży, by po tym przysiąść w pobliżu mechanizmów wielkiego zegara. Mogła się na nie patrzeć godzinami. Były przynajmniej interesujące, a zgrzyty mechanizmów lepiej uspokajały niż najlepsze medykamenty z psychiatryka. Plan dnia był zwyczajny, przynajmniej dla Luny: wycieczka po sklepach z mechanizmami, koczownictwo w kwestii jedzenia i dalsze reperowanie samochodu.
A co do Uniwersytetu - może przejdzie się jutro, jak obmyśli jakiś sensowny plan.
Może uda się przy okazji podwędzić jakąś dobrą książkę o budowie maszyn lub rusznikarstwie?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline