Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2014, 01:25   #364
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Wolność a równowaga.

Woda spokojnie spływała bo ciele niebieskoskórej, odpoczywającej pod ścianą niewielkiego wodospadu. Zaczynała przyzwyczajać się do swoich długich, delikatnych włosów. Pomyśleć że przez całą podróż nie przyszło jej do głowy ich ściąć? Może jednak stereotypy skądś się biorą. Grunt, że grzywka nie spadła nigdy na oczy podczas walki o śmierć i życie. Zaśmiała się lekko.
Jego wzrok przeszedł po ścianach lasu idących wzdłóż rzeki. Jej ubrania wyglądały na nienaruszone, ale czuła, że ktoś tu jest.
- Chcesz w pysk Kaze!? - Krzyknęła, opierając głowę na pięści. Nie, to nie był Kaze. Może jakaś legendarna leśna bestia chce zostać dzisiejszym obiadem? Miała jednak dziwne przeczucie, że kto, albo raczej cokolwiek to było, było najpewniej brzydkie, obślizgłe i trujące. Podniosła się przekonana, że to nie żaden zaplanowany gość. - Wyłaź. - rozkazała.
- Miło, że masz się dobrze - sidhe mogła usłyszeć znany jej głos. Gość był z całą pewnością bardziej niebezpieczny niż większość, jeśli nawet nie wszystkie bestie znadujące się w dowolnej puszczy tego kontynentu. Między liśćmi mrugnęła czerwona koszula, ostatecznie zapowiadając swojego przeciwnika.
Niebieskoskóra mogła być pewna, że tym razem strażnik równowagi nie zamierzał wymierzać jej żadnej kary. Najwyraźniej jej renoma nie była jeszcze wystarczająco wielka, a odludek taki jak Faust nie miał możliwości zasłyszenia o jej nowym stylu życia.
Powolnym krokiem wyszedł z lasu, spoglądaj w kierunku Shiby. Całkowicie naturalnym odruchem była pojawiająca się w jego ciele nadzieja. Dziewczyna z całą pewnością będzie naga. Nawet jeśli od zabicia szaleńśtwa folgował swoim fantazjom, kiedy tylko mógł, nie miał nic przeciwko ujrzeniu nagiej sidhe.
- A więc tak to działa? Najpierw ratujesz świat, a potem na liście zostaje tylko podglądanie kobiet? - niebieksoskóra uśmiechnęła się, kładąc się z powrotem w jeziorze. Nie robiła sobie zbyt wiele z obecności Fausta. - Coś tak czułam, że to jakieś robactwo się skrada.
- Wolałem być pewien, jak wygląda twoja kobieca forma. - odpowiedział, wyraźnie rozbawiony tym faktem. Niektórzy magowie mieli… intrygujące smaki, co często odzwierciedlało się na ich służkach, sługach, czy czym tam oni dokładnie byli.
Powolnym, stabilnym krokiem szedł w kierunku tafli jeziora. Jego tempo zdawało się powoli zwiększać napięcie przed dawnymi towarzyszami, powoli budować zainteresowanie niezaproszonym gościem.
Wyglądał, jakby mijający czas omijał go szerokim łukiem. Włosy zdawały się nie rosnąć, czy też być utrzymywane w dokładnie tej samej długości. Nie pojawiał się żaden niesforny kosmyk nie psuł ani jego fryzury, ani koziej bródki. Nawet biżuteria stale kwestionująca orientację osobnika była w dokładnie tym samym stanie. Jedyną zmianą, jaką przeszedł od początku podróży była strata jednego kolczyka - pamiątka po utracie ucha i walce z katem.
- Co u ciebie moja “nakama”? - ostatnie słowo było przepełnione do granic możliwości ironią i rozbawieniem. Strażnik równowagi zawsze był samotnym wilkiem. Teraz zaś tropił całkowicie innego, lubiącego życie w stadzie osobnika. Nie oceniał małej przygody, którą próbowała zacieśnić swe więzi z Gortem. Zdawała się zachowywać zgodnie z popularnym schematem działań, który niektórzy określają mianem Yandere.
- fufuahaha. - Shiba nie mogła się powstrzymać od drobnego śmiechu. Podniosła lekko nogę, aby jako tako się zasłonić. Można powiedzieć, nieco odruchowo. - Jesteśmy "nakama"? - zapytała spoglądając na blondyna. - Cóż, teoretycznie można wszystkich zdrajców wrzucić do tego samego worka. - skupiła spojrzenie na twarzy Fausta. - Wiedziałeś, co zrobię. A przynajmniej, że coś zrobię. Ale rozumiem, że wychodziło to poza umowę o pracę? - spytała - Kim ty do diabła jesteś, Fauście?
Kobieta gwizdnęła lekko, odwracając twarz do gorącego, letniego słońca. Ile minęło od kiedy widziała kogokolwiek z tej grupy? Może z pół roku. Gdyby się zastanowić, jeszcze nie tęskniła. - U mnie? Całkiem zabawnie. Na pewno dużo ciekawiej niż kiedyś. Ostatecznie okazuje się, że wszystko zależy od tego jak patrzysz na świat. A ty? Jak do niego podchodzisz?
- Jesteś tak samo winna śmierci pomagierów Gorta, jak i on sam. - odpowiedział krótko. Powoli kroczył w kierunku jeziora, a jego myśli dopełniały każde kolejne zdanie. Nawet jeśli Faust mógłby obwiniać Shibę za śmierć towarzyszy Gorta, nie czułby się zobligowany do zemsty. Każdy z gromadzących się wokół czarnoskórego piratów był świadom różnicy siły między nimi, oraz ich kapitanem. Byli niczym domowe koty porównywane do dzikich tygrysów.
Strażnik równowagi był niemalże pewien, że cała załoga ludzkiego pana mórz i oceanów nie miała najmniejszych szans w starciu z kapitanem.
- Zamieszali się w sprawy osobników znacznie silniejszych, niż oni sami. To nigdy nie kończy się dobrze - odparł, a jego dłoń musnęła miejsce, w którym miecz poprzedniego Kata przebił jego ciało. Uśmiechnął się, czując duszę jegomościa wewnątrz nieskońcoznego więzienia.
- Jeśli nie ty, zabiłby ich ktoś inny. - stwierdził w końcu. Może i nie znał historii starcia czarnoskórego oraz Shuu, ale przewidzenie tego typu zdarzeń nie wymagało zbyt wiele.
- Ja tylko pilnuję równowagi. Dlatego współpracowałem z Gortem, zniszczyłem szaleństwo. - odpowiedział na ostatnie z pytań z szerokim uśmiechem na ustach. Był dumny ze swojej profesji.
- Po co? - pytanie Shiby było przepełnione ogromną szczerością. Opadająca z wodospadu woda była niezwykle przyjemna. Kobieta nie miała nawet ochoty patrzeć w stronę blondyna. - Świat jest dość żywy, wiesz? Przyjmijmy że takie szaleństwo wygrywa, wszystko leci na tą złą stronę. Co potem? Prędzej czy później zrodziłby się jakiś obrońca uciśnionych, który by to przepierzył na drugą stronę, ładnie mówiąc. - oceniła sidhe. - Tak na prawdę nie jesteś potrzebny, nie sądzisz? Świat sam się ogarnie. Ale założę się że gdzieś tam, jest jakiś pedancki bożek dla którego taka zmiotka jak ty jest niezbędna.
Shiba zamknęła oczy nieco zmęczona. Zastanawiała się ile może być w tym wszystkim prawdy. W bogach, szaleństwach i cholera wie czym. I na ile światów miało to wszystko wpływ? Właśnie. - W sumie ciekawe...czy twoje porządki u nas nie robią chaosu gdzie indziej. Myślałeś o tym kiedyś?
- Równowaga wymaga chaosu, tak jak on wymaga mej idei - odpowiedział, nie tracąc wiary w swój własny sens istnienia. - Jeśli cały świat pochłonie chaos, to po jakimś czasie właśnie on stanie się równowagą. Gdyby zaś wszystko działało z sensem, a każdy mógłby żyć w zgodzie ze swym potencjałem i swoją wolą, chaos narodziłby się na nowo. - uzupełnił, nie ukrywając nawet smutnej prawdy. Jego dłoń złapała za najwyższy zapięty guzik koszuli, by rozpocząć pasjonującą zabawę z nim.
- Nikt nie jest niezastąpiony. W miejscu każdego z nas mogłaby się teraz znajdować kompletnie inna osoba - stwierdził. - Ty naprzykład mogłabyś być mężczyzną - strażnik równowagi dokończył swą wypowiedź wewnątrz swego umysłu, a rezydujący w jego duszy boski duet zaśmiał się gromko.
- Przykro mi, że nie wpisuję się w gusta. - niebieskoskóra zrozumiała uwagę. - Może byłbyś tak łaskawy i wyjaśnił mi...o co w końcu chodziło z tym szaleństwem? - zapytała, całkiem otwarcie. - Wciśnięto ludziom że istnieje i jest bogiem, to powstało. Tyle zrozumiałam. Ale jak to się potem przekłada? - zapytała. - Każdy bóg jest taki, i tak silny jak byśmy chcieli? To by zrobiło z nich dużo mniej wytrzymałe kreatury niż się wydaje.
W jej głowie kłębiły się myśli pełne chaosu. Czuła, że to nie było przypadkowe spotkanie.
Ale czuła też, że ostatni raz rozmawiają w spokoju.
- Sama wiara to nie wszystko. - strażnik równowagi uśmiechnął się szeroko. Gdyby wszystko było takie proste, niewymagające niczego więcej, niż tylko starań. Prawda była znacznie smutniejsza, a wszystkie zmieniające świat akcje wymagały znacznie więcej, niż tylko przekonań. Trzeba było wiedzy, oraz, co znacznie ważniejsze, mocy.
- Potrzeba jeszcze niesamowicie skomplikowanej magii, która nada całości istnienia. - dodał, nie kłopocząc się ewentualnymi skutkami tej rozmowy. Jego relacja z niebieskoskórą była podobna do tej z Nino. Każdy z nich w jakiś sposób mógł zyskać te informacje, a to przeważnie skończyłoby się znacznie gorzej dla świata.
Kobieta zachichotała
- Aby nadać istnienie, co? - obraz Papuru pojawił się w jej myślach. Chciała się zemścić na bogu który nie był dla niej ani zbyt łaskawy, ani zbyt idealny. Ale był już bogiem. Istniał. Choć wierzyli w niego tylko sidhe...nadszedł czas tą wiarę rozprzestrzenić, ale na obraz, który spodoba się Shibie. - A Kaze? Wiesz czym on jest? - zapytała, zmieniając lekko temat. Swobodnym, płynnym ruchem położyła się na brzuchu, wygodnie rozkładając się na kamieniach w rzece. - Wiem, że to ty jesteś jego celem. Chociaż on chyba nie, i raczej mu nie powiem. Dużo by ci nie zrobił. - westchnęła. - Ciekawa bestia. Kto cię tak bardzo nie lubił?
- Znalazło by się sporo osób. - uśmiechnął się szeroko, gdy w jego umyśle pojawiły się twarze najróżniejszych szczytujących kobiet. Często będących szlachciankami. Mężatkami. Całkiem sporo wpływowych osób chciałoby pozbawić go żywota, jednak żaden z nich nie powinien mieć dostępu do potęgi istot stworzonych tak dawno temu.
- Kaze to nic więcej niż golem. - westchnął, szukając najodpowiedniejszych słów pasujących do konstrukcji osobnika. Przemówił, dopiero gdy odnalazł idealne. - Homunculus. - poprawił się po kilku chwilach, biorąc pod uwagę świadomość osobnika. Pominął nudne frazesy dotyczące jego twórcy. - Nie wiem tylko w jaki sposób zyskał świadomość. - dodał, zaś jego dłoń rozpoczęła mieżwienie koziej bródki.
- hmhmhm. - nogi Shiby radośnie zaczęły rozchlapywać wodę - Jakkolwiek by nie dorósł, przynajmniej dziunia Gorta ma z kim piszczeć po nocach.
Ciepło słońca dogrzewało Shibie. Pomyśleć, że ostatecznie je polubiła. Mieszkając od urodzenia w najmroźniejszej krainie początkowo nie była w stanie wysiedzieć na kontynencie. Teraz ceniła ciepło bardziej od starych, bezlitosnych mrozów.
- I co teraz? Nie ma szaleństwa. Kto ci jeszcze miesza w misce, panie "zmiany-są-złe"? - zapytała lekko zaciekawiona. - Nie brzmisz mi jak ktoś, kto dostałby dzień wolny w nagrodę za dobrze odwaloną robotę.
- Ciągle staram się zamknąć rozdział szaleństwa, wyprostować wszystko i wszystkich. - odparł, po raz kolejny nie poruszając całej prawdy. Nie było sensu wspominać o polowaniu na Watahę, czy też poszukiwanu Mirro oraz jego Białej Królowej. Shiba i jej wesoła gromadka nie wyglądały na specjalnie zainteresowanych sprawami świata.
- Ahh, ta sama kobieta co noc. To chyba całkiem nudne? - zapytał, odginając głowę nieco do tyłu z rozbawienia.
- Jak chce inną to niech sobie znajdzie. - Shiba przerzuciła się z powrotem na plecy. - Powiedz mi szczerze: chce ci się? - spytała. - Zabiłeś boga, więc pewnie dałbyś też radę zmienić pracę. Co ty z tego masz? Ten sam świat co noc? - uśmiechnęła się. - Atuty? Nieśmiertelność? Na pewno nie boską opaczność, takiej łaski to na tobie nie widać.
- Każdy potrzebuje jakiegoś celu w życiu. Mój jest ciągły - westchnął, prostując się. Jego oczy przez kilka sekund zabawiły na plecach, oraz miejscu w którym te się kończą, by powrócić do kontemplacji przyrody. Był świadomy swojego smutnego losu, jednak nie zamierzał go zmieniać. Ba, jeśli tylko to możliwe, odnalazł w tym nieszczęściu całkiem sporo radości.
- Poza tym i tak nie wytrzymałbym życia w jednym miejscu. A to co robię, to niezła motywacja do podróży, wiesz? - roześmiał się głośnym, chociaż dalekim od brutalności i prymitywności Gorta śmiechem.
- A ty? Krążysz ze swoimi podkomendnymi bez większego celu, wiecznie odganiasz od siebie spragnionego twych niebieskich piersi dzieciaka… - strażnik równowagi zatrzymał się w trakcie sentecji, jakby zdając sobie sprawę z czegoś znacznie ważniejszego. - Ahh, przecież nie wróciłaś do żywych za nic. To, co zrobiłaś Gortowi było tego elementem? - zapytał.- Mówisz o tym leniwym, czy upierdliwym? - spytała, nie traktując ani Kiro ani Kazego z specjalną różnicą. - Ja, mój drogi, jestem dowodem tego jak bardzo jesteś w błędzie. - głos Shiby zabrzmiał o dziwo przyjaźnie. - Całe życie miałam jakiś cel i zasady, teraz jestem wesoła i się uśmiecham. Podróżować też nie przestałam. - zauważyła kobieta. - Cel to nic innego jak iluzja, kierunek na który przystałeś bo nie wiesz, czego chcesz. Pomyśl o tym. - zaproponowała.
- Cóż...tak, i pewnie jeszcze nie raz będę pokutować za drugie życie. Ale do tej pory nie było w nim nic co by mi się nie spodobało. Nie mam skarg. - przyznała się. Gdyby Fausta coś takiego interesowało, zawsze mógł to wydedukować.
- Ja bronię równowagi, ty proklamujesz swoją wolność. - zaśmiał się głośno, ściągając z nóg swoje sandały. Zrobił pojedynczy krok, zaś przyjemne zimno rozpłynęło się po jego zadbanych stopach. Higienia jaką posiadał chłopak była proporcjonalnie wspaniała do jego szybkości.
- Nie widzę zbyt wiekiej zbyt wielkiej różnicy. - dodał, zaś jego wzrok powrócił do osobniczki.
- Ja się uśmiecham. - zdradziła sekret Shiba. - Faust. Jeżeli przyjdziesz kiedyś przynieść równowagę w moje miejsce...nie wezmę cię poważnie, póki się nie uśmiechniesz. Człowiek śmieje się elegancko tylko wtedy, gdy nie jest z tym szczery. - obraz zadowolonego z życia Gorta pojawił się w wyobraźni niebieskoskórej, co zaowocowało krótkim grymasem na twarzy. Może nie wszyscy radośni ludzie byli na jej liście respektowanych.
- Jesteś interesującym facetem, ale dalej dużo ci brakuje. Byłaby z ciebie dobra bestia, ale pławisz się w jakiejś tajemnicy i elegancji, która, przynajmniej dla mnie, wydaje się nie pełnić żadnej, konkretnej funkcji.
- Jeszcze nigdy nie wykonywałem swoich obowiązków z przymusu. Każda transakcja, rozwiązany problem, pozbawiona życia osoba - wszystko jest niczym wspaniały stosunek. Nawet jeśli nie powoduje erekcji. - odpowiedź Fausta była czymś uspokajającym. Jego żywot, nawet jeśli ciężki i pełny wyrzeczeń, sprawiał mu przyjemność. Jego twarz nie emanowała kłamstwem, ba, ciężko było znaleźć jakiekolwiek jego znamiona. Nie żeby czwarty z rodu zdrajców miał jakikolwiek problem z ukrywaniem ewentualnych oszustw.
- A ja nie szukam partnerki. - odpowiedział na ocenę jego niewątpliwie nieskromnej osoby.
- Ale kobiety w kąpieli to z chęcią oglądasz. - zaśmiała się w duszy. - Nie martw się, raczej nie znajdziesz.
Nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Faust był jaki był. Równie szybko pojawiał się co znikał, przynosił z sobą tą świadomość, że bogowie nie śpią, obserwują i ingerują w świat aby zostawić go w formie która pasuje właśnie im, a ich siłą do utrzymania tego zastoju był właśnie Faust. Niezależnie od tego czy powstał jako wybraniec bogów czy wymysł ludzi nie wyglądał na kogoś kto zbyt prędko zejdzie z swojej ścieżki.
A jego ścieżka w końcu skrzyżuje się z drogą Shiby. Kobiecie robiło się chłodno gdy o tym myślała. Pokonać kogoś takiego jak Faust nie będzie łatwo. Z drugiej strony, to może być całkiem ciekawe wydarzenie, którego opłaca się oczekiwać.
- Jak zamierzasz poradzić sobie z Calamitym? Z tego co wiem, podrużują razem z Gortem, a ani ty, ani twoje zbieranina nie dacie rady ich dwójce - Faust był wyraźnie zaciekawiony pomysłami niebieskoskórej. Nie zamierzał wykorzystać tej wiedzy by pomóc któremukolwiek z herosów, zwyczajne lubiał czekać na moment, w którym jego wiedza o przyszłości stanie się teraźniejszością.
Jeśli chodzi o ten spór, to był całkowicie neutralny. Miał nawet cichą nadzieję, że w efekcie działań sidhe więcej niż jeden z herosów polegnie. W ten sposób będzie znacznie mniej potencjalnych problemów. Ze wszystkich niesamowicie silnych person, które poznał podczas tej podróży, najbliżej było mu do rycerza rozpaczy. Calamity mordował wszystko, co zagrażało ludziom, którzy mogli zapłacić. Faust uśmiechnął się, zdał sobie sprawę że jest tylko znacznie bardziej wybrednym Richterem. To właśnie spętanemu boską klątwą należała się możliwość pozostania przy życiu.
- Skąd takie założenia? - spytała zdziwiona Shiba. - Gorta spokojnie pokonają moje sługi, nie martw się. - niebieskoskóra na pewno nie wyglądała w żaden sposób jak osoba czymkolwiek przejęta. - Richter może być ciekawy. Jeżeli z jakiegoś powodu uweźmie się na to, aby ze mną walczyć, chyba będę liczyć na jego kretyństwo. Może przekupię go za ciasteczka na swoją stronę? - zamyśliła się przez moment. - Jak teraz pomyślę, był z nami ktoś jeszcze?
- Ktoś, kto ciągle pozostał przy życiu? - Faust był wyraźnie zdziwiony. Nawet jego umysł nie był w stanie przypomnieć sobie o zbłąkanym akwizytorze, który nie wiedzieć czemu wyruszył zmuszać szaleńców do ubeznieczenia na życie. Strażnik równowagi założył sandały i powoli zaczął obracać się w sobie znanym tylko kierunku.
W jego dłoni pojawiła kolejna czerwona koszula o dokładnie tym samym wzorze, oraz kroku. Rzucił ją w kierunku tafli jeziora, a wiatr powoli niósł ją przez kilka kolejnych metrów.
- To na pamiątkę. Czy w podzięce za widoki, jak wolisz. - stwierdził, krocząc przed siebie. Prawy kącik jego ust uniósł się lekko. Najwyraźniej ma kolejne zadanie do spełnienia, a tym razem głównym beneficjentem jego działań miał być on sam.
 
Zajcu jest offline