This..."job"... is never done Epilog
-
... Wtedy zadałem... ostatnie cięcie. - Skończył opowiadać Richter siedząc przy ognisku, oparty o szyję wylegującej się hydry. Osoba z którą rozmawiał była znana mu wieszczka, ta sama która poinformowała go o chorobie przelewającej się przez kontynent.
-
A więc udało ci się, pokonałeś chorobę? - Zapytała siedząc naprzeciw.
-
Wątpiłaś.. w to? Poza tym sam nigdy... bym sobie nie poradził. -Westchnął rzucając jakiś patyk do ognia.
-
Ależ skąd. - Pokręciła głową. -
Czym teraz się zajmujesz? -
-
Podróżowałem z Gortem i jego... parobami w poszukiwaniu... boskich łez. Teraz zostałem zaproszony na.. ślub w wietrznej twierdzy. Przyjechałem tutaj by zobaczyć... jak się miewasz. - Zaczesał włosy do tyłu.
Na jej twarzy pojawił się niemrawy uśmiech. -
Miło że pamiętałeś. - Rzekła dodając po chwili. -
A co z tą Rose o której wspominałeś? Nie powinieneś jej szukać? -
-
Ten który zwrócił mi wspomnienia mógł... bez problemu je pozmieniać. Nie jestem nawet pewien... czy ona kiedykolwiek istniała. Nawet jeśli istnieje... będzie ją trzymał przy sobie... będzie się mną bawił... w ten sposób. - stwierdził przechylając głowę na bok.
-
By pomyśleć że istnieją takie istoty. - Westchnęła smutno. -
Rozumiem że po tej uroczystości wracasz do poszukiwań? -
-
Dokładnie. łzy należą do mnie... Biada tym którzy... nie będą chcieli mi ich oddać. - Z tymi słowami podniósł się i przeciągnął.
-
Zmieniłeś się. - Rzekła także wstając.
-
Na... lepsze... - Strzelił karkiem, wtedy to nadbiegł do nich spanikowany wieśniak.
-
Olbrzym! olbrzym nadał na wioskę! Pożera ludzi! - Po wykrzycecziu tych słów padł do siadu by złapać kilka oddechów.
-
Przygotujcie mi... jakąś pieczeń, warzywa gotowane... I beczułkę wina. - Rzucił Malencroft mijając wieśniaka.
-
Hę?! - odparł zdumiony wieśniak. Richter odwrócił się przez ramię i łypnął jedynym okiem na chłopaka.
-
Jesteś jakiś... niedorozwinięty? Wyraźnie mówię... żądam byście przygotowali mi coś.. do jedzenia. Jestem głodny... - Zaczął iść w stronę wioski. -
Jeszcze jakąś kąpięl... MALICE! podano do stołu. - Hydra podniosła łby i posłusznie podążyła za dzierżycielem rozpaczy. Olbrzym będzie miał baaaaaardzo zły dzień.
-
To na pewno on? Ten sam Calamity? - Zapytał zdumiony wieśniak.
-
Już sama nie wiem chłopcze... już sama nie wiem. -