Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2014, 18:49   #90
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Mara ocknęła się w jednym z pokoi Werbeny - jak oszacowała po suficie i belkach stropowych bo tylko na nie miała najpierw widok.
- Aaaajjj - jęknęła próbując unieść głowę ale ta zaraz opada na poduszkę protestując tępym bólem. Kątem oka ujrzała siedzącego opodal Vara jakby jakąś straż przy zwłokach pełnił, z drugiej zaś strony uwijała się Kostrzewa nanosząc na Marę jakieś śmierdzące mazidła.
- Dziękuję - szepnęła dziewczynka do nikogo w szczególności, a może wszystkich obecnych. Gdzieś z boku dobiegły radosne popiskiwania Strzygi i dźwięki pazurów orających podłogę, tak wilczysko nie mogło usiedzieć na miejscu. Jakimś cudem wepchnęło nawet łeb między ramię półorczycy aby dotknąć twarzy dziewczynki zimnym nosem a zaraz do wtóru liznąć jęzorem. Rudzielec zatopił palce w miękkim futrze na łbie zwierza.
- No już… już dobrze, widzisz, nic mi nie jest… - przemawiała do niego jak do małego dziecka.

Carie pobiegła po Burro jak tylko Mara otworzyła oczy. Nie odstępowała jej łóżka, asystując druidce, donosząc potrzebne rzeczy. Pokój zapełnił się miskami z chłodną wodą do kompresów, kubkami z ciepłym napojem dla czuwających. Kucharz zorientował się, że nawet zdążyła wyprać i pocerować ubranie dziewczynki. Wszedł z tacą z kolacją, którą gotowił od dłuższego czasu i postawił ją na stoliku przy łóżku.
- Jak się czujesz? - przyglądnął się krzywiąc wargi siniakom i otarciom. - Co się stało, Maro? Kto cię tak potraktował?
- Zwykłe rzezimieszki - odparła unikając jednak jego wzroku. Nie była jakoś szczególnie głodna ale skupiła się na tacy pełnej pyszności. - Nie mieli co ukraść to zbili.
- Zwykłe rzezimieszki? - niziołek zmarszczył brew. - Ale czemu ciebie napadli, nie złob się ale na pierwszy rzut oka przecież widać że zamożna to ty nie jesteś.
Włożył jej łyżkę do ręki i przysunął miskę z owsianką z bakaliami, pacyfikując groźną miną wszelki opór czy niechęć.
- Znasz ich, to miejscowi? Straży trzeba powiedzieć. Greg tam ma znajomków, to w mig ich znajdą. Ilu ich było, jak wyglądali, pamiętasz?
Kostrzewa przysłuchiwała się tej wymianie zdań bez słowa, myjąc ręce po zabiegach leczniczych. Coś delikatnie szeptało jej, że w słowach dziewczynki nie wszystko jest prawdą - z tego, co zdążyła się zorientować, trupia chudzina była w Ybn takim samym odmieńcem jak sama druidka, a takich żadne łase na cudze sakiewki zbiry nie tykały - głównie z obawy, co może zesłać takie wariactwo na człowieka; no i wiedza, kto jest kim i co ma, w Ybn musiała być powszechna, a córka grabarza na pewno groszem nie śmierdziała. Może za inność jej się oberwało? Czasy niespokojne, to ludzkie stadko zwykle szybko w takich okolicznościach zaczynało szukać - najczęściej urojonych - winnych tego stanu rzeczy: wiedźm, garbusów, parających się niską magią, wyznających innych bogów czy każdego, kto jakoś odstawał od społecznej normy. Na takiego kozła ofiarnego Mara nadawała się idealnie - dziwadło, za którym nikt się nie ujmie - ale znaczyło to też, że podobne przyjemności mogą rychło spotkać i półorczycę. W trosce o swoją skórę warto by dać nauczkę kmiotkom, postanowiła Kostrzewa. Dzieciak jednak musiał czuć pismo nosem, a że wcześniej dał dowody graniczącego z głupotą miłosierdzia, kobieta wątpiła, czy wyda swoich oprawców. Nie, raczej będzie ich chronić, bo durne to i młode, a makówka nabita nieżyciowymi idełałami…
Przywołała na twarz w miarę niewinny uśmiech i złapała Burra za kołnierz koszuli.
- Co ją tak maglujecie, gospodarzu… - powiedziała łagodnie, puszczając oko do niziołka i mając nadzieję, że domyśli się z jej grymasów, że nie czas teraz na dyskusje - Widzisz, że niedomaga. Odpoczynku jej trzeba solidnego, bez kłopotania tej małej głowy. Zostawmy ją w spokoju, niech odeśpi. No, chodźmy… - skierowała się do drzwi, w ostatniej chwili coś sobie nagle “przypominając” - A, i tego pchlarza zabierzmy - wskazała Strzygę - Pod drzwiami sobie powaruje, bo tu tylko będzie zawadzać i sen odganiać od nieboraczki…
- Nie chcesz mówić, to nie mów, ale jeśli mi wpadną ręce, to porzucam nimi zamiast głazów w nocy z murów… - Var skwitował krótko upór niedobitej córki grabarza.
- No przecie żeś ich nie widział - zagadnęła Mara okrywając się pierzyną aż po czubek nosa. - Nie rozpoznasz…
Wyciągnęła rękę w kierunku Strzygi, którego wywlekali na zewnątrz. Niezbyt jej się ten stan rzeczy podobał ale sobie umyśliła, że pewnie Burro się obawia, że mu wilczysko sierścią łóżka zapaskudzi co i by się najpewniej zdarzyło bo najczęściej zezwalała mu w pielesze włazić jak łypał błagalnie wielkimi oczyskami.
- No to… zdrzemnę się chyba. I nie ma co zbirów łapać oni… pewnie nie chcieli - zaczęła ich tłumaczyć niezręcznie tłumiąc ziewnięcie. - Opamiętają się za kilka dni. Pewnie źli są… za te trupy co z grobu wstają i… całą sytuację.
Var popatrzył na dziewczynę i pokiwał głową, widać było że majaczyła w gorączce, albo że na nizinach jakichś dziwnych ludzi lepili. Kiedy przysnęła, pokręcił głową i wrócił do wyszywania geometrycznych wzorów na rękawach kaftana. Nie miał zamiaru siedzieć całkiem bezczynnie.
 
liliel jest offline