| Mara ocknęła się w jednym z pokoi Werbeny - jak oszacowała po suficie i belkach stropowych bo tylko na nie miała najpierw widok.
- Aaaajjj - jęknęła próbując unieść głowę ale ta zaraz opada na poduszkę protestując tępym bólem. Kątem oka ujrzała siedzącego opodal Vara jakby jakąś straż przy zwłokach pełnił, z drugiej zaś strony uwijała się Kostrzewa nanosząc na Marę jakieś śmierdzące mazidła.
- Dziękuję - szepnęła dziewczynka do nikogo w szczególności, a może wszystkich obecnych. Gdzieś z boku dobiegły radosne popiskiwania Strzygi i dźwięki pazurów orających podłogę, tak wilczysko nie mogło usiedzieć na miejscu. Jakimś cudem wepchnęło nawet łeb między ramię półorczycy aby dotknąć twarzy dziewczynki zimnym nosem a zaraz do wtóru liznąć jęzorem. Rudzielec zatopił palce w miękkim futrze na łbie zwierza.
- No już… już dobrze, widzisz, nic mi nie jest… - przemawiała do niego jak do małego dziecka.
Carie pobiegła po Burro jak tylko Mara otworzyła oczy. Nie odstępowała jej łóżka, asystując druidce, donosząc potrzebne rzeczy. Pokój zapełnił się miskami z chłodną wodą do kompresów, kubkami z ciepłym napojem dla czuwających. Kucharz zorientował się, że nawet zdążyła wyprać i pocerować ubranie dziewczynki. Wszedł z tacą z kolacją, którą gotowił od dłuższego czasu i postawił ją na stoliku przy łóżku.
- Jak się czujesz? - przyglądnął się krzywiąc wargi siniakom i otarciom. - Co się stało, Maro? Kto cię tak potraktował?
- Zwykłe rzezimieszki - odparła unikając jednak jego wzroku. Nie była jakoś szczególnie głodna ale skupiła się na tacy pełnej pyszności. - Nie mieli co ukraść to zbili.
- Zwykłe rzezimieszki? - niziołek zmarszczył brew. - Ale czemu ciebie napadli, nie złob się ale na pierwszy rzut oka przecież widać że zamożna to ty nie jesteś.
Włożył jej łyżkę do ręki i przysunął miskę z owsianką z bakaliami, pacyfikując groźną miną wszelki opór czy niechęć.
- Znasz ich, to miejscowi? Straży trzeba powiedzieć. Greg tam ma znajomków, to w mig ich znajdą. Ilu ich było, jak wyglądali, pamiętasz?
Kostrzewa przysłuchiwała się tej wymianie zdań bez słowa, myjąc ręce po zabiegach leczniczych. Coś delikatnie szeptało jej, że w słowach dziewczynki nie wszystko jest prawdą - z tego, co zdążyła się zorientować, trupia chudzina była w Ybn takim samym odmieńcem jak sama druidka, a takich żadne łase na cudze sakiewki zbiry nie tykały - głównie z obawy, co może zesłać takie wariactwo na człowieka; no i wiedza, kto jest kim i co ma, w Ybn musiała być powszechna, a córka grabarza na pewno groszem nie śmierdziała. Może za inność jej się oberwało? Czasy niespokojne, to ludzkie stadko zwykle szybko w takich okolicznościach zaczynało szukać - najczęściej urojonych - winnych tego stanu rzeczy: wiedźm, garbusów, parających się niską magią, wyznających innych bogów czy każdego, kto jakoś odstawał od społecznej normy. Na takiego kozła ofiarnego Mara nadawała się idealnie - dziwadło, za którym nikt się nie ujmie - ale znaczyło to też, że podobne przyjemności mogą rychło spotkać i półorczycę. W trosce o swoją skórę warto by dać nauczkę kmiotkom, postanowiła Kostrzewa. Dzieciak jednak musiał czuć pismo nosem, a że wcześniej dał dowody graniczącego z głupotą miłosierdzia, kobieta wątpiła, czy wyda swoich oprawców. Nie, raczej będzie ich chronić, bo durne to i młode, a makówka nabita nieżyciowymi idełałami…
Przywołała na twarz w miarę niewinny uśmiech i złapała Burra za kołnierz koszuli.
- Co ją tak maglujecie, gospodarzu… - powiedziała łagodnie, puszczając oko do niziołka i mając nadzieję, że domyśli się z jej grymasów, że nie czas teraz na dyskusje - Widzisz, że niedomaga. Odpoczynku jej trzeba solidnego, bez kłopotania tej małej głowy. Zostawmy ją w spokoju, niech odeśpi. No, chodźmy… - skierowała się do drzwi, w ostatniej chwili coś sobie nagle “przypominając” - A, i tego pchlarza zabierzmy - wskazała Strzygę - Pod drzwiami sobie powaruje, bo tu tylko będzie zawadzać i sen odganiać od nieboraczki…
- Nie chcesz mówić, to nie mów, ale jeśli mi wpadną ręce, to porzucam nimi zamiast głazów w nocy z murów… - Var skwitował krótko upór niedobitej córki grabarza.
- No przecie żeś ich nie widział - zagadnęła Mara okrywając się pierzyną aż po czubek nosa. - Nie rozpoznasz…
Wyciągnęła rękę w kierunku Strzygi, którego wywlekali na zewnątrz. Niezbyt jej się ten stan rzeczy podobał ale sobie umyśliła, że pewnie Burro się obawia, że mu wilczysko sierścią łóżka zapaskudzi co i by się najpewniej zdarzyło bo najczęściej zezwalała mu w pielesze włazić jak łypał błagalnie wielkimi oczyskami.
- No to… zdrzemnę się chyba. I nie ma co zbirów łapać oni… pewnie nie chcieli - zaczęła ich tłumaczyć niezręcznie tłumiąc ziewnięcie. - Opamiętają się za kilka dni. Pewnie źli są… za te trupy co z grobu wstają i… całą sytuację. Var popatrzył na dziewczynę i pokiwał głową, widać było że majaczyła w gorączce, albo że na nizinach jakichś dziwnych ludzi lepili. Kiedy przysnęła, pokręcił głową i wrócił do wyszywania geometrycznych wzorów na rękawach kaftana. Nie miał zamiaru siedzieć całkiem bezczynnie. |