Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2014, 19:52   #367
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Ślub Suro i Haru


Wietrzna Twierdza wyrwana przed wiekami północnemu zboczu Góry Tysiąca Pytań, z powiewającymi nad bliźniaczymi, strażniczymi wieżami sztandarami Krwawych Blizn powróciła do swej chwały. Jej potężne, grube mury dumnie wznoszące się ku niebu ponownie rzucały światu wyzwanie zdobycia. Chociaż nosiły ślady po próbach sprostania temu zadaniu, jeszcze nigdy w historii, jeśli tylko główne wrota były zamknięte, nie poległy w wykonywaniu swego obowiązku.
Tego dnia wrota otwarte były na oścież. W niczym nie polepszało to ogólnego wrażenia przytłoczenia i niechęci do znalezienia się choćby w cieniu murów szczególnie, że tuż przed bramą stał odziany w pełne zbroje, uzbrojony po zęby odział elfów. Przewodził mu Surokaze. Białowłosy przywódca Zakonu Krwawych Blizn wyczekiwał na przybycie trzech bardzo ważnych gości. Chociaż do uroczystości pozostało zaledwie parę godzin, zjawił się dopiero jeden posłaniec i to w dodatku niosący wieści o nie odnalezieniu Fausta.
- Jak myślisz, przybędą? - przyszła panna młoda, również ubrana w zbroję podeszła do swojego narzeczonego. - No wiesz, ten duży to pirat, nie wiadomo gdzie go wywiało. A ten zbrojny zdawał się mieć własne problemy.
- Jeśli tylko chłopakom udało się dostarczyć im zaproszenia przybędą. - odparł szermierz. Pomimo, że od pokonania boga szaleństwa minęło pół roku, a dwójka herosów mogła być niewiadomo gdzie, wierzył że zjawią się w tym ważnym dla niego dniu. Co jakiś czas spoglądał w niebo. Przybycia, co najmniej jednego z gości spodziewał się właśnie drogą powietrzną. - Fajnie będzie mieć za świadka bohatera ratującego całe królestwo, prawda?
- Ale jeszcze lepiej mieć za męża bohatera, który nie przejmując się królestwem ruszył mi na ratunek. - odpowiedziała dziewczyna całując Suro w policzek.
- Miło to słyszeć. - elf uśmiechnął się lekko, jednak z jego oblicza nie schodziła troska. - Poczekamy do południa na tę dwójkę lub wieści o ich przybyciu i zaczynamy. Niech wszystko odbędzie się zgodnie z tradycją.
Głośny warkot motoru zwiastował nadejście Richtera. Gnał na motocyklu tak szybko jak maszyna mogła wyciągnąć. Gdy znalazł się u bram, z donośnym piskiem opon i mocnym zrywem zatrzymał motocykl. Kopnął nóżkę i zsiadł z maszyny. Wyglądał nieco inaczej niż zwykle. Hełm miał przywiązany do kierownicy, i tam go zostawił. Jego kruczoczarne włosy były spięte w krótki kuc, a pusty oczodół był zasłonięty piracką przepaską, która miała wyszytą uśmiechniętą buźkę. Na plecach zbrojnego oprócz, dwóch krzyżujących się kling był jeszcze ogromny wór. Nie zwlekając ani chwili dłużej ruszył w stronę Surokaze.
- Chyba się.. nie spóźniłem? - Rzucił, postępując na przód.
Gdy tylko zbrojny zbliżył się do oddziału elfów, ten rozdzielił się na dwie grupy. Po dziesięć zakrytych pod zbrojami osób stało po obu stronach drogi. W ich rękach pojawiły się ostrza, które przyłożyli płazami do twarzy. Najwyraźniej było to przywitanie gościa. Na środku pozostali jedynie Suro i Haru. Białowłosy elf zbliżył się do swojego przyjaciela.
- Nie martw się. Zostało jeszcze trochę czasu. Wszystko zacznie się w samo południe, a mamy jeszcze parę spraw do załatwienia. - Szermierz wyciągnął dłoń na przywitanie się. - Co porabiałeś od wydarzeń w stolicy?
- Tu coś zabiłem tu coś uratowałem… standard. Poza tym wraz Gortem… szukaliśmy posiadaczy łez. - Uścisnął dłoń długouchego, uważając by jej nie zmiażdżyć.
- Mam coś dla was… - Z tymi słowami zrzucił wór z pleców, i rozpakował go. Była to ogromna czaszka jakiejś trzyokiej rogatej potwory, która był ozdobiona w złote ornamenty.
- Chyba będzie ładnie wyglądać… nad kominkiem. Co to jest… nie wiem … zabiłem to w drodze tutaj. - Odstawił Trofeum na bok, po czym zza napierśnika wyjął naszyjnik z wieloma zębami, które wydawały się być z kamieni szlachetnych.
- Zęby diamentowego… bazyliszka. Dla pięknej Panny młodej. - Przekazał upominek Haru, po czym rozejrzał się dookoła. - Coś tutaj cicho.. Gorta jeszcze nie ma? - Skrzyżował ręce na napierśniku.
Haru zachichotała cicho widząc prezenty przywiezione przez Richtera. Dygnęła lekko odbierając podarunek i obdarzyła rycerza promienistym uśmiechem.
- Naprawdę nie trzeba było… - powiedziała, jednak widać było, że jest bardzo zadowolona z naszyjniku.
- Ano jeszcze nie przybył. - odparł białowłosy, przekazując trofeum jednemu ze swych ludzi. - Ale jestem dobrej myśli i mam nadzieję, że się zjawi nawet, jeśli miałby się spóźnić. Jeśli chcesz możesz wejść do środka. Ja tutaj poczekam. Wiesz tradycja i te sprawy… - elf zamilkł przyglądając się przez chwilę Richetowi, a raczej jego mieczom. - Miałbym do Ciebie prośbę. Czy zostałbyś świadkiem na naszym ślubie?
Po minie, jakby nie upiornej, dało się wyczytać zdziwienie zmieszane z… niewiadomo, czym.
- Schlebia mi to… Z przyjemnością długouchy. - Oparł swoja wielką łapę na jego ramieniu.
- Zaschło mi w… gardle. Gdzie mogę dostać napitek? - zapytał.
Jeden ze stojących za Suro elfów schował broń, wystąpił na przód i ukłonił się z szacunkiem.
- Pozwól panie, że Cię zaprowadzę. - Po tych słowach odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę głównej zabudowy twierdzy.
Zachowanie to zostało skwitowane przez białowłosego wzruszeniem ramion.
- Jesteś w końcu bohaterem. - rzucił, uśmiechając się lekko. - Później zjawi się u Ciebie Elie i wprowadzi cię w tradycję ślubów w tej twierdzy. Cieszę się, że się zjawiłeś.
- Ten świat potrzebuje… bohaterów Suro. Ale nie takich… na jakich liczy… lecz na takich… na których zasługuje. - Po tych słowach wyciągnął Malice, z której wyłonił się pojedynczy łeb Hydry. Paszcza otworzyła się a w środku znajdował się…. fortepian? Bez jakiejkolwiek oznaki wysiłku, Richter uniósł go nad głowę, jedną ręką i zaczął iść za prowadzącym go strażnikiem. - Pozwólcie, że się już…. rozstawię - skinął delikatnie głową zostawiając parę młodą.

Niedługo po Richterze zza zbierających się na horyzoncie chmur wyłonił się groźnie wyglądający statek powietrzny na czubku, którego powiewała piracka bandera.



Zbliżał sie on dość powoli do budowli, samemu przypominając podniebną fortecę która z łatwością mogła przeprowadzić oblężenie Wietrznej Twierdzy, zaś gdy znalazł się w odległości kilkunastu kilometrów do uszu elfów doszły odgłosy oddanej z dział hucznej kanonady. Nie była ona jednak na szczęście skierowana w stronę twierdzy, a miała prawdopodobnie za zadanie ogłosić przybycie kapitana Czarnoskórego, który to osobiście wyszedł na zewnątrz i stojąc na samym czubku swego nowego okrętu, machał rękami na powitanie Surokazego. Gdy zaś statek znalazł się bezpośrednio nad bramą twierdzy, ten jak można się było spodziewać, nie czekając na rozwinięcie drabin, zeskoczył z wysokości niespełna kilometra i rozbił się na brukowanej drodze do twierdzy, robiąc w niej mały krater. Pod pachami zaś trzymał dwie drewniane skrzynie, którymi od razu cisnął prosto w mury twierdzy, a gdy te się o nie rozbiły, zasypały stojących pod nimi elfich gwardzistów deszczem złota i egzotycznych skarbów przywiezionych zapewne z najodleglejszych zakątków świata.
- Hej, Długouchy! - zawołał gromko murzyn, zbliżając się do bram twierdzy, która w porównaniu do dwóch zamków, które do tej pory udało mu się zburzyć wydawała się niezbyt imponująca, choć z zawaleniem tej Gort mógłby mieć nieco więcej problemów ze względu na jej budowę. - Gratulacje i takie tam. Puszka już się pokazał? Gdzie będzie zabawa i wyżerka?
Tym razem to Haru wzruszyła ramionami.
- Jesteś pewien, że dobrze zrobiłeś zapraszając go? - zapytała po cichu swojego narzeczonego.
- Taa… Wyobraź sobie, co by zrobił jakby przybył tutaj bez zaproszenia… - Suro odpowiedział równie cicho, po czym już głośniej przywitał się z gościem. - Witaj Gort w Wietrznej Twierdzy. - pomimo, że słowa były oficjalne, głos był przyjacielski.
Elfowie za jego plecami ponownie dobyli broni i zbliżyli ją do swojej twarzy.
- Richter już się pojawił. Prawdopodobnie jest teraz wprowadzany w tradycję tej uroczystości. Prosiłem go by został świadkiem. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że zaproponowałem to jemu. - Suro wskazał w stronę bramy. - Pozwól, że jeden z moich chłopaków zaprowadzi cię do zabawy i wyżerki, chociaż na to pierwsze przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Imponujący statek. Czy to Blackberry?
Twarz Gorta na moment pociemniała, jednak zaraz odzyskał humor.
- To jest Mantikora - odpowiedział z szerokim uśmiechem, spoglądając w górę na okręt z którego zaczęły opadać drabinki sznurowe i liny. - Prawdziwe cudeńko, co nie? Dobrze się spisał tamten kurdupel. Na niebie rozniesie w kawałki każdą latającą bestyję i machinę. Iwabababa! - zarechotał z wyraźną dumą Gort, po czym poklepał po ramieniu elfa. - To do później. Uważaj na te łachudry! - ostrzegł jeszcze przyjaciela nim ruszył przez ogromne wrota do wnętrza twierdzy.
W tym czasie zaś z nieba zaczęły zstępować dziesiątki kamratów Czarnoskórego. Surokazemu udało się rozpoznać jedynie pierwszą trójkę.
- Kopę lat, uszaty! - przywitała się rudowłosa piratka zwana Wielką El. Jej wyzywający ubiór nie zmienił się nawet o jotę od jej ostatniego spotkania z elfem, zaś w dłoni trzymała owoc pokryty dziwacznymi wzorami, który bez ceregieli wcisnęła mu do rąk. - Nie wiem co to za diabelski owoc, ale możesz go zjeść i zdobyć nowe moce. Pamiętaj tylko, że nie będziesz mógł potem pływać.
Suro poczuł przez chwilę na sobie spojrzenie Haru.
- Dziękuję za prezent i za przybycie El. Mam nadzieję, że nie będziesz miała za złe, że na razie wstrzymam się ze zjedzeniem. Co prawda pływać nie pływam, ale wolę zdobywać wszystko własnymi siłami i zdolnościami.
Piratka wzruszyła tylko obojętnie ramionami, po czym ruszyła z niknącą w oddali sylwetką Gorta. Następnym był Desmond, który przybył na ślub w odświętnym fraku.
- Składam swoje najszczersze gratulacje i podziękowania za zaproszenie - rzekł uprzejmie, a witając się z elfem włożył mu do ręki dwa pierścienie z wypisanymi na nimi magicznymi runami. - Te dwa zaklęte pierścionki pozwalają na dalekodystansową komunikację między osobami które je noszą. Oby los nigdy nie rozdzielił już ciebie i twej przepięknej małżonki.
- Dziękujemy ci… - elfka wyraźnie była zadowolona z prezentów i wyraźnie nie kojarzyła imienia korsarza, które podpowiedział jej Suro. - Desmondzie. Z pewnością będzie to przydatny prezent, biorąc pod uwagę nawyki, co poniektórych do opuszczania bliskich. - powiedziała bez wyrzutu w głosie.
Strzelec kiwnął głową, a następnie widząc zbliżających się następnych piratów postanowił nie zajmować parze młodej więcej czasu i ruszył za rudowłosą.
Po nim zaś do wrót zbliżyła się osoba, której imienia nikt z bohaterów jeszcze nie poznał.
- Powinszować panu Długouchemu i piknej pani - przywitał się lekko niezręcznie najwierniejszy z przydupasów Gorta, który z jakiegoś powodu wcisnął się w smoking który sprawiał że przypominał bardziej małpę niż pirata. Jedno oko zaś miał on zasłonięte przepaską podobnie jak Richter. Podarunkiem od niego była natomiast spora beczułka, którą postawił przed elfem. - Przyniósłżem ja dla was mój najlepsiejszy samogon. Tylko nie pokazujta kapitanowi zanim nie spróbujecie, bo troszku za bardzo go lubi.
- Dziękujemy… yyy… dziękujemy. - Elf pomimo najszczerszych chęci nie mógł znaleźć w swym umyśle imienia Przydupasa. Na pewno nie omieszkamy spróbować Twojego trunku.
Gdy Przydupas odszedł następni piraci zdążyli już ustawić się w kolejkę, chociaż kilku co bardziej cierpliwych wolało stać z boku, podziwiając niekwestionowaną sztukę kamieniarską budowniczych twierdzy.

Po kilku typowych niczym niewyróżniających się piratach przyszła kolej na następną nietypową osobę. A był to młody chłopak, którego ciało spowijała dość nietypowa zbroja wykonana z materiału, którego Surokaze nigdy do tej pory nie widział, mimo swej wszechstronnej znajomości broni i pancerzy.


- Witam, zwą mnie Kosmiczny Rycerz, Laos - przedstawił się, ściskając rękę elfa, po czym przekazał mu dwie szklane kulki w których znajdowało się zawieszone w powietrzu światełko z długim świetlistym ogonkiem. - To świeżo złapana spadająca gwiazda - wyjaśnił z wesołym uśmiechem, a widząc że niewiele to elfowi mówi, postanowił kontynuować: - Pomyśl swoje życzenie i rozbij ją, a na pewno się spełni. Choć większym życzeniom może to zająć więcej czasu. Daję wam dwie, ponieważ słyszałem, że kapitan był tobie jedno dłużny.
- Dziękuję ci Kosmiczny Rycerzu, Laosie. Możliwość spełnienia życzeń to bardzo cenny prezent. Nie zapomnimy Ci tego i zapewniamy Cię, że nasze życzenia zostaną zużyte w odpowiedni sposób.

Po rycerzu następnym nietypowym osobnikiem był ktoś kogo Suro dobrze znał, choć nie spodziewał się spotkać na uroczystości, a przynajmniej nie w roli gościa. Albowiem zza pleców jednego z osiłków wyłonił się… on sam. Elf zbliżył się do Suro i zatrzymał się przed nim, na moment spoglądając mu prosto w oczy niczym brat bliźniak. Ten jednak zamiast wyrazu zdziwienia na twarzy miał delikatny uśmiech.
- Witam, jestem Wietrzny Szermierz, Surokaze Raim - przydstawił się uprzejmie z niskim ukłonem, a następnie zwrócił się bezpośrednio do Haru, której wręczył flakonik z fioletowym płynem. - A oto prezent dla mej lubej - rzekł, ujmując elfkę za dłoń którą bez pardonu ucałował.
- Och, widzę, że ktoś tutaj zna się na manierach. - rzuciła do swojego prawdziwego narzeczonego, uśmiechając się do niego zaczepnie, po czym zwróciła się do gościa. - Dziękuję Ci mój… podszywany narzeczony za ten prezent. Cieszę się, że i ty zjawiłeś się na mym ślubie. - mówiła chichocząc, co jakiś czas, szczególnie widząc minę Suro, obserwującego swojego sobowtóra, w sposób jednoznacznie wskazujący, że najchętniej widziałby jego głowę obok czaszki przywiezionej przez Richtera.
Sobowtór zachichotał, po czym zniknął w chmurce dymu, a na jego miejscu pojawiła się niska osóbka z lisim ogonem oraz uszami, ubrana w zdecydowanie za duże jak na swój rozmiar kimono.


- To specjalne perfumy z egzotycznych kwiatów które odstraszają większość dzikich bestii, a do tego pięknie pachną - wyjaśniła, wskazując na flakonik. Następnie pociągnęła nosem kilka razy i oblizała się, szczerząc drobne kiełki. - Czuję coś dobrego - stwierdziła, opadając na cztery łapy, po czym węsząc przy ziemi przekroczyła bramę i ruszyła w kierunku skąd dochodziły zapachy uczty.

Tuż za nią tymczasem stał kolejny nietypowy osobnik. Tym razem był to wysoki mężczyzna ubrany w szary indiański pled z wieloma srebrnymi ozdobami, zaś w długie czarne włosy wsadzone miał wielkie ptasie pióra.


- Przepraszam za to. Kitsune trochę za bardzo lubi płatać figle - oznajmił przepraszającym tonem, zbliżając się do Surokezego - Jestem Duchowy Przewodnik, Bystry Jastrząb - wyjawił swe imię, po czym spod połów płaszcza wyciągnął pęczek dziwacznie wyglądających lalek wykonanych ze słomy, drewna, kawałków płótna i ptasich piór. Było ich dobre kilkadziesiąt, a wszystkie zawieszone były na rzemykach, za które je trzymał. - Tak jak się spodziewałem, wyczuwam tu wiele niespokojnych duchów - oznajmił mistycznym głosem. Co jakiś czas rozglądał się na boki, jak gdyby spoglądał na coś, co fruwało dookoła nich w powietrzu. - Wiele z nich cieszy się że twierdza powróciła do swych prawowitych właścicieli, choć niektóre wciąż są z jakiegoś powodu... Ał! Już dobrze, nie krzyczcie tak, proszę! - szaman prędko wręczył elfowi pęczek lalek i złapał się za uszy. - Twoi polegli bracia chcą wiedzieć dlaczego nie odbudowałeś starego Bractwa Wietrznych Szermierzy - przekazał pospiesznie wiadomość, kuląc się lekko, jak gdyby ktoś mu wygrażał.
- Zbyt wiele rzeczy zmieniło się w królestwie jak i samej Wietrznej Twierdzy, by Bractwo mogło dalej funkcjonować. Moja misja została zakończona niepowodzeniem. - głos Surokaze był pewny siebie. Dało się w nim też wyczuć nutkę władzy. Nie przemawiał, jako przyszły mąż witający gości, a jako głowa Zakonu Krwawych Blizn. - Jednak bez względu, jaką nazwę będziemy nosić, bez względu, pod jakim sztandarem będziemy służyć, Bractwo Wietrznych Szermierzy, tak samo jak każda wcześniejsza organizacja mająca siedzibę w tej twierdzy nie zostanie zapomniana.
Szaman przytaknął głową. Najwyraźniej odpowiedź spodobała się duchom.

Po odejściu szamana powitania zaczęły iść już znacznie szybciej i gdy po wysłuchaniu około setki piratów zebrała się już mała górka prezentów i upominków, a tłum wreszcie zaczął się przerzedzać, spomiędzy majtków wyłoniła się sylwetka ostatniego z oficerów Czarnoskórego, a była to postać dosyć podobna do niego samego.


Wielkiej postury latynos w hawajskiej koszuli spoglądał nieco nieobecnym wzrokiem na elfa, zaś w dłoniach trzymał półtorametrowej długości replikę latającej Blackberry.
- Demoniczna Ręka, Aaron - przedstawił się swym basowym głosem, po czym dodał przepraszającym tonem: - Przepraszam, zapomniałem o prezencie.
- Masz go w rękach! - przypomniał mu zirytowanym głosem któryś z oprychów za jego plecami. Latynos zaś nieco zmieszany spojrzał na trzymany w dłoniach okręt.
- Zabawka dla dziecka - oznajmił, wyciągając przed siebie prezent.
- Oni nie mają jeszcze bachora! - znowu zawołał któryś z kamratów.
- To znaczy tego… pamiątka, żebyście o nas nie zapomnieli - poprawił się.
- Ty i tak pierwszy o nich zapomnisz! - zawołał ponownie głos z tyłu.
Surokaze stał przez chwilę skonfundowany, przyglądając się z lekko otwartymi ustami latynosowi. Ciche chrząknięcie Haru pomogło mu przywrócić właściwe zdolności myślowe.
- A… tak… Dziękuję ci bardzo Aaron za prezent. I jak pojawi się dziecko z pewnością będzie się nim bawiło. - zdołał w końcu wykrztusić. Wypowiadając słowa o potomku poczuł wymierzone przez jego narzeczoną kopnięcie w kostkę.

*****

Wnętrze Wietrznej Twierdzy nie prezentowało się tak okazale jak mury obronne. Widać przez wiele, wiele lat dla mieszkańców fortecy ważniejsze było życie w bezpieczeństwie niż w wygodzie. Najwięcej miejsca zajmował plac mogący spokojnie pomieścić trzy statki podobne do tego, którym przybył Gort. Otaczały go liczne skromne, wykonane z kamienia budynki. W wielu miejscach widać było ślady po świeżych naprawach. Gdzieniegdzie dostrzec można było ślady po toczonych w przeszłości walkach. Naprzeciwko głównych wrót znajdował się wykuty w skale zamek. Nawet w porównaniu z tym z Lukrozu nie prezentował się okazale. Brakowało mu kilku wież, które zawaliły się prawdopodobnie z powodu starości.
Gdyby nie długie stoły ustawione na placu i liczni goście kręcący się wokół nie można było dostrzec żadnych innych śladów zbliżającej się uroczystości. Nie było żadnych ozdób, które raczej psułyby ogólny wystrój. Tuż przed schodami prowadzącymi do zamku ustawione było niewielkie, drewniane podwyższenie. Na lewo od niego Richter rozgrzewał się przy fortepianie.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=BfWzq56K4Hg[/media]

Suro pewnie przeszedł przez plac i stanął na podwyższeniu. Przez chwilę obserwował zebranych.
- W tym momencie powinienem wygłosić mowę jak to bardzo się cieszę ze zbliżającego się ślubu i w ogóle. - elf nie mówił głośno, jednak był dobrze słyszalny. Dawni budowniczowie musieli dobrze przemyśleć sprawy nagłośnienia i echa. - Wątpię jednak, czy znajdę w głowie słowa mogące, chociaż w drobnym stopniu opisać to co w tej chwili czuję. Mówienie o radości, ekstazie czy uczuciach trudnych do opisania znanymi wszystkim rasom królestwa słowami, a tych jest najwięcej… Nie, do mnie to jakoś to nie przemawia. Każdy, kto choć trochę mnie zna wie, co w teraz przeżywam. - białowłosy zamilkł na chwilę. Ponownie rozejrzał się po osobach znajdujących się na placu. - Chciałbym podziękować Krwawym Bliznom… - około stu pięćdziesięciu ostrzy zostało niemal jednocześnie uniesionych w górę. - Którzy pomogli zorganizować tą uroczystość. Dziękuję naszym rodzinom. Bez nich nie byłoby nas tutaj. Dziękuję też gościom, którzy uraczyli nas swoją obecnością i przywieźli wspaniałe prezenty.
Z ponad stu gardeł pirackiej załogi kapitana Czarnoskórego wydarły się wesołe okrzyki, a wzniesione na raz do góry kufle sprawiły, że na plac polała się spora ilość przeróżnej maści alkoholu. Wyróżnić się z nich dało jedynie wyraźnie głośniejsze “IWABABABABA!!”, wymachującego rękoma, górującego nad większością zebranych wielkiego murzyna.

W samo południe, gdy promienie słońca padły na jedyny witraż w zamku, w Wietrznej Twierdzy zabrzmiał donośny głos dzwonu. Trudno było powiedzieć, czy jego żelazne serce poruszyła jakaś osoba, czy tajemniczy mechanizm. Uderzenia sprawiły, że wszyscy znajdujący się na placu zamilkli, a ci z wrażliwszym słuchem musieli zatkać sobie uszy. Niczym na komendę stu pięćdziesięciu członków Zakonu Krwawych Blizn podzieliło się na dwie grupy, tworząc korytarz między głównymi wrotami a piedestałem, na którym stał Suro. Każdy trzymał w wyprostowanej ręce miecz, którego wierzchołek stykał się z elfem stojącym naprzeciwko niego. Korytarzem tym w towarzystwie starszego elfa, będącego jej ojcem szła...


Haru. Część włosów związała w warkocz. Jej zbroja uzupełniona została o krwistoczerwony płaszcz, na którym czarną nicią wyszyty został symbol przypominający bliznę na ciele. Był to herb Zakonu. Na szyi miała zawieszony naszyjnik, który otrzymała od Richtera. Kroczyła przed siebie spokojnym krokiem. Krwawe Blizny, do których się zbliżyła unosiły do góry swoje miecze i klękali na jedno kolano. Był to przemarsz godny królowej. Taka była tradycja w Wietrznej Twierdzy. Bez względu czy aktualnie była siedzibą bractwa, zakonu czy innej organizacji. Kobieta idąca do ślubu mogła czuć się królową.
Przy ostatniej parze w korytarzu pochód zatrzymał się na chwilę. Elie stojąca po prawej stronie panny młodej i Richter, który dzierżył Malice stojący po lewej stronie, odwrócili się w stronę podestu. Ojciec Haru odstąpił krok w tył, oddając w ręce świadków swoją córkę. Ci odeskortowali ją do miejsca, gdzie miała odbyć się główna uroczystość.
Przyszli pan i pani młodzi stali zwróceni do siebie twarzami, w odległości około dwóch metrów. Na ich prawych ramionach znajdowały się ostrza mieczy trzymanych przez świadków. Za Suro stała Elie, za Haru stał Richter. W ten sposób deklarowali, że jeżeli odpowiadający im małżonek złamie przyrzeczenia ślubu, oni zareagują... odbierając mu życie. W niektórych społeczeństwach nie przyjęło się najwyżej pojęcie rozwodu.
Dzwon w zamku zabił jeszcze raz. Suro dobył miecz znajdujący się przy jego pasie. Robiąc drobny krok do przodu przyklęknął na jedno kolano, wyciągając swoją broń rękojeścią skierowaną w stronę swojej przyszłej żony, a czubkiem przyłożonym do swej lewej piersi. Kolejne uderzenie dzwonu i Haru postąpiła tak samo. Wietrzną Twierdzę zalał dźwięk trzeciego uderzenia. Para chwyciła rękojeści mieczy i pchnęła. Metal udzielił o metal. Ich ruchy nie zdradzały ani krzty wahania. Zaufali sobie. Swoje życia oddali w ręce ukochanej osoby.
Na czwarte uderzenie świadkowie podnieśli w górę miecze i wykonali ruch jakby ścinali głowy parze młodej, po czym schowali broń do pochew. Z piątym uderzeniem dzwonu Suro i Haru wstali i odwrócili się do zebranych gości. Chwycili się za ręce. Nie przysięgali na żadnych bogów. Nie potrzebowali słów. Ich ostrza przekazały uczucia za nich.
Para zeszła z podestu. Podeszli do nich ojciec Haru i matka Suro. Przekazali im pierścienie, były to te, które młoda para otrzymała w prezencie od Desmonda. Pierścienie znalazły się na palcach serdecznych prawych dłoni. Nowożeńcy obrócili się do siebie twarzami i pocałowali. Plac rozbrzmiał sektami braw.


Epilog Wietrznego Szermierza

[media]http://www.youtube.com/watch?v=fm_j944Ak9A[/media]

Surokaze Raim siedział na występie przy szczycie jednej z wież strzegących wrót prowadzących do Wietrznej Twierdzy. Stąd rozpościerał się wspaniały widok na Północną Puszczę. Rosły tam chyba najstarsze na kontynencie drzewa. Wiele groźnych potworów przemierzało tamtejsze bezdroża. Tam też znajdowała się wioska, w której elf przyszedł na świat i przyjmował pierwsze nauki w posługiwaniu się bronią. Na jego lewym ramieniu widniała zrobiona specjalnie wykutym do tego ostrzem, blizna, która nigdy miała nie zniknąć.
- A ty znowu tutaj siedzisz? - Haru usiadła obok swojego męża i przytuliła się do niego. - Nie możesz tyle czasu spędzać samotnie. Jesteś przywódcą, a nie zwykłym szeregowym. Masz więcej obowiązków niż kiedyś.
Suro objął swoją żonę i pocałował w czoło. Przez chwilę jeszcze milczał wpatrzony w krajobraz. Spojrzał w dół. Z tej wysokości osoby przechodzące przez bramę wyglądały niczym mrówki. Pierwsi kandydaci na uczniów Zakonu Krwawych Blizn przybywali. Zgodnie z ustalonymi przez białowłosego zasadami każdy, jeśli tylko nie był przestępcą miał prawo przekroczyć wrota Wietrznej Twierdzy.
- Skończeni szaleńcy. Nigdy nie pomyślałbym, że znajdą się jacyś ochotnicy, by do nas dołączyć.
- Jesteś w końcu bohaterem. Tacy przyciągają innych. - Oczy elfki podążyły za spojrzeniem mężczyzny. - Każdy z nich ma jakiś powód do walki. Bandyci, którymi królewscy żołnierze się nie przejmują. Tyrani uważający się za bogów. Oni chcą byś dał im siłę do walki z ich problemami.
- Nikogo nie przyciągam. To raczej cały nasz Zakon przyciąga. Pewnie większość z nich nie wie, że pół roku temu byłem w stolicy. - Suro wstał i odwrócił się ku drzwiom skrywającym za sobą długie schody na dół. - Masz rację. Pora wracać do swoich obowiązków. A tak miło się siedziało.
- Nie martw się. Nadrobimy wieczorem. - Haru uśmiechnęła się zalotnie stając obok swojego ukochanego. -Powiesz mi, co zrobiłeś temu elfowi, z którym Elie się zadaje? Miałeś się nie wtrącać w ich związek.
- Ja mu tylko zapowiedziałem, że nakarmię go jego własnymi genitaliami, jeśli ją skrzywdzi. A to nie wtrącanie się. Idziemy?
Kobieta dość mocno przytuliła się do Suro. Podeszli tak do krawędzi występu. Skoczyli...

*****

Istnieją bohaterowie wielcy. To nimi chcą być małe dzieci w czasie zabawy. Dla złota i sławy, dla większej idei, lub będąc zwyczajnie do tego zmuszanymi, dokonują rzeczy, o których zwykli śmiertelnicy boją się nawet pomyśleć. Historie o ich niezwykłych czynach opowiadane są przez wiele pokoleń.
Istnieją bohaterowie mali. Ich czyny znane są tylko nielicznym. Brak w nich motywacji do udziału w wydarzeniach ważnych dla ogółu, ale gdy przyjdzie taka potrzeba są w stanie walczyć do ostatniej kropli krwi, byleby uratować to, co jest dla nich cenne. Bardowie nie opowiadają o nich pieśni. Dzieci na podwórkach nigdy o nich nie słyszeli. Jednak dla niektórych są więksi niż wszyscy legendarni bohaterowie razem wzięci.
Jedni istnieją obok drugich. Wielcy mają wpływ na małych. Mali mają wpływ na wielkich...

Droga, którą podążał wietrzny szermierz Surokaze Raim, ostatecznie zaprowadziła go do drugiego typu bohaterstwa. Chociaż długo poruszał się po ścieżce pogromców boga szaleństwa, niemal w decydującym momencie porzucił ją. Gdy trójka głównych herosów tej opowieści ratowało z narażeniem życia całe królestwo, on kilka dni drogi od stolicy z narażeniem życia ratował swoją ukochaną.
Sam podjął taki wybór. I za nic w świecie go nie żałował. Nie wracając po wszystkim do stolicy odwrócił się plecami do sławy i bogactwa. W ostatecznym rozrachunku zdobył coś dużo cenniejszego. Przynajmniej dla niego. Mówiąc do Haru "Jesteś dla mnie najważniejsza" nie wypowiadał tylko pustych frazesów, a stwierdzał fakty, których dowiódł własnymi czynami.
Być może kiedyś, jakiś niemający o pojęcia o prawdziwych wydarzeniach historyk uzna go (jeśli tylko znajdzie jakiekolwiek wzmianki o udziale białowłosego w walce z szaleństwem) za zdrajcę i tchórza kierującego się egoistycznymi pobudkami. Wtedy elf nic nie będzie mógł zrobić, ale teraz świadomość, że miał dług u osoby, o której z pewnością będą opowiadać legendy mile łechtało jego ego.

Jedynym, co pozostało Suro z tej wyprawy oprócz blizn, była świadomość, że w królestwie istnieje wiele silniejszych od niego osobników. By chronić tych, których kochał, by chronić cały Zakon musiał zyskać na sile. W czasie treningów nie trenował tylko nowych uczniów. Trenował też siebie. I to ciężej niż ktokolwiek mógł od niego wymagać. Pamięć o poczynaniach Fausta, Gorta i Richtera motywowała go do stopniowego przesuwania granic, jakie były nałożone na jego ciało. I miał też Haru. Dla niej stanie się silniejszy.

Zakon nie marudził na nudę. Pomimo rozprawienia się z Szaleństwem, pozostało wielu uważanych w czasach epidemii za szalonych. Teraz jednak byli nazywani po imieniu. Skurwysyny...
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 05-08-2014 o 21:08.
Karmazyn jest offline