Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2014, 07:56   #26
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Różowowłosa z lekkim zdumieniem spoglądała na kulę ognia w oddali.
- Huh… Chyba musze tam iść… znaczy na pewno musze. - Dźwignęła się pośpiesznie do pionu.
Gdy Vicky patrzyła w ogień, ogień patrzył na nią. Jego płomienie formujące się w demoniczną twarz, jego uśmiech szeroki, zębiska ostre, oczy skośne, śmiech donośny. Tam było zagrożenie, tam coś się działo.
Obraz znikł, gdy Vicky poczuła rękę artystki na ramieniu. - Weź mojego konia. Miał odpoczywać, ale chyba mu nie dane.
Potrząsnęła głową i spojrzała ponownie w dal. Rozmasowała skroń, i dopiero po tym odezwała się do Sonafy. - Dzięki… zwróce go w całości. - Wdrapała się na siodło.
- Później będe miała do ciebie sprawę. Lecę! - Machnęła lejcami by koń posłusznie pognał na miejsce wybuchu.
Kobieta ile sił przeleciała przez całe miasto, o dziwo nie tratując nikogo po drodze. Wbiegła na most, ucięła drogę biegnąc po torach, wpadła na drogę zamkową i popędzając konia, zaczęła widzieć całe zamieszanie. Banda zakapturzonych ludzi tańczyła w płomieniach przy karocy królewny. Na pewno coś było nie tak. Do tego ta ogromna postać.
To był Timmy, golem Malie! Kobieta dostała się tutaj przed nią, aby stawić im opór. Zaraz będzie w stanie do niej dołączyć.
Niestety została jednak zauważona, kule ognia zaczęły lecieć w jej stronę, a ona sama zmuszona była przechylać się to w lewą to w prawą stronę aby ich uniknąć. Nim pokonała połowę długości od początku mostu do wydarzenia, ściana ognia odcięła tą część mostu. Będzie musiała coś wymyślić, albo ryzykować przejście przez rozgorzałe płomienie.
Gdy tylko zobaczyła ścianę płomioni zeskoczyła z kobyły poganiając ją. Ona sama sprintem pognała na improwizowane przejście przez ogień. Znajdując się już na ręce mecha, klejnoty na rękawicach zaświeciły się, przygotowane do podmuchu sprężonego powietrza. Za cel obrała sobie osobników przetrzymujących królewnę. Na pełnej prędkości dopadnie do nich by z dwóch rękawic jednocześnie odpalić podmuchy. Porozrzucani będą tylko formalnością.
Kobieta wskoczyła na mechaniczne ramię, porzucając swojego konia i starając się za wszelką cenę zachować równowagę. Nagłe grzmienie zatrzęsło obecną sytuacją.
Ogromna wiązka energii wystrzeliła z mostu, a ten zaczął dzielić się na dwoje!
Widząca to księżniczka odepchnęła swojego oprawcę i wyskoczyła za walącym się mostem, bezpiecznie lądując po drugiej stronie. Szybki ruch Vicky zepchnął mężczyznę na niebezpieczne spotkanie z ziemią.
W tym momencie na przeciwnym ramieniu golema wylądował drugi osobnik.

Wysoki, w fioletowym mundurze zdobionym wieloma odznaczeniami, o zwierzęcych uszach, ciemnych oczach i zimnym wyrazie twarzy. Postać idealnie pasowała do opisu który ostatnio prezentowała jej Malie.
Mężczyzna odwrócił się do Vicky wyglądając na wyraźnie rozzłoszczonego. Zagryzł zęby łapiąc swoje ostrze w dwie ręce. Wyraźnie gotowy do walki. - Chodź! Ciebie też zarżnę.
- GYAHAHA! Chodź skarbie… - Dwie części, tej wypowiedzi bardzo sie od siebie róźniły, maniakalny śmiech, a potem przyjemny dla ucha ton. Wyszarpnęła z nad tyłka swój bojowy nóż, trzymajac go ostrzem do dołu. Nie miałą zamiaru go na razie używać, wycelowała tylko w niego lewą pieścią, z zamiarem zdmuchnięcia go z mecha.
Powietrze zawiało, membrańczyk zaś nie chcąc dać się pokonać, wbił swoje ostrze w mechaniczny twór, łapiąc za niego silnie, i zostając w miejscu.
W tym momencie golem ruszył za siebie, jego tors wykręcił się lekko, odrobinę pogarszając równowagę Victorri. Porucznik postawił wykorzystać okazję, wyrywając ostrze i ruszając biegiem w jej stronę.
Ile razy coś takiego widziała. Prącego na przód osobnika z obnarzonym ostrzem, z tą sama pewnościa w oczach co reszta. Że jest w stanie ją zabić. Jej pięści zacisnęły się jeszcze mocniej. Poczeka na ruch miecza membrańczyka, by wtedy wyprowadzić kontrę w postaci uderzenia prawą piescią w splot słoneczny. Cały czas bacznie obserwowała to zakichane ostrze, nie mozę się dać nim dźgnąć. Inna sprawa żę upadek z tej wysokośći w najlepszym wypadku ją wyłączył, rozstawiła więc nogi szerzej by ułatwić sobie utrzymanie równowagi.
Przeciwnik dobiegł dość szybko, ku zaskoczeniu Vicky rzucając się w dół, pochylając na jednej nodze i tnąć z góry na dół. Lekkie kiwnięcie w tył pozwoliło Victorri na uniknięcie cięcia. Mężczyzna zaś był przed nią, nieco zniżony trzymał się jedną ręką za golema. Spodziewał się, że maszyna wykona niespodziewany ruch? Kretyn!
Pięść wracając w przód Vicky wylądowała na twarzy Membrańczyka, zrzucając go na plecy. Ten szybko odbił się w tył, lądując kilka kroków od niej. Stróżka krwi wypłynęła z jego ust.
- Wiesz że osoba pokazuje, jaką naprawdę jest tuż przed śmiercią? Idąc w tą stronę poznałam bardziej twoich rodaków niż ty kiedykolwiek będziesz w stanie. Chcesz wiedzieć ilu z z nich było zapłakanymi tchórzami? - Twarz Ivelan wykrzywił paskudny uśmieszek. Chciała go sprowokować, rozłościć. Popełnia się wtedy błędy i zapomina o niektórych rzeczach. Tym razem to ona postąpiła w przód z uniesioną gardą. Zamierzała kopnąć go w rzepkę, by następnie wyprowadzić potężny podbródkowy.
- Słabeusze zawsze są tacy sami. - odparł chłodno mężczyzna nieprzejęty oskrażeniami Vicky. Prawo siły rządziło membrą. Chyba nie płakali długo gdy czytali listę martwych.
Mężczyzna przygotował ostrze. Victorria zbliżyła się, uniosła nogę do kopnięcia a golem ruszył w przód. Kobieta wylądowała na czworaka przelatując pod opadającym mieczem, którego właściciel prawie wykonał piruet, próbując odzyskać równowagę. Syknął zirytowany.
- Membry są zawsze takie same. - Z czworaka, błyskawicznie podniosłą się na kolana, i wymierzyła obiema pieściami w przeciwnika. - Pa! Pa! - Uśmiechnięta najszerzej jak mogła, z wystawionym językiem, ujawniając przekłuty tam kolczyk
- Ty niedorozwinięta małpo. - Zirytowany porucznik rzucił się w przód. Nie chciał przyjmować obrazy na swoje ego.
Mechaniczny twór poruszył się niespodziewanie, unosząc jedną z dłoni i poruszając dość nagle. Zachwiało to membrańczykiem jak i Vicky, która w tym momencie wystrzeliła siłą pneumatyczną z swoich rękawic. Jej przeciwnik został odrzucony w tył. Ona też.
W ostatnim jednak momencie kobiecie udało się wbić jej ostrze w robota. Ktoś by powiedział że chwytanie broni w ten sposób jest durne, a tu proszę, jednak pomogło.
Śladów porucznika nigdzie nie było.
Wisząc na Timmy’m zakrzyknęła do kapelusznicy.
- Ten tego… MOŻESZ OPUśCIĆ TO MONSTRUM?! - Za każdym razem jak spoglądała w dół coraz mniej podobała się jej sytuacja w jakiej była.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline