Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2014, 11:57   #7
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację



- Ukryj się! - syknął Ehtahir. Mógł mieć kilka metrów długości i odpowiednie do tej wielkości broń i pancerz, ale pchanie się na oślep w walkę z władającymi magią mrocznymi elfami naprawdę nie należało do pomysłów gwarantujących długie życie. Utopcowi nie trzeba było powtarzać dwa razy i chwilę później niemal bezszelestnie zniknął w toni jeziora.

Smok przyglądał się temu krótko, bo już kombinował gdzie skryć własne krągłe kształty. Rozejrzał się. Drowy prawie na pewno ciągnęły do portalu i warto było zobaczyć na własne oczęta ich wysiłki - najlepiej daremne - przy przywoływaniu demona. Pomknął ku ścianie i czym prędzej wspiął się na nią, by korzystając z nadnaturalnej przyczepności muskularnych łap wspiąć się aż na sufit i ukryć pośród ciemnych załomów i nierówności. Miał nadzieję że przybysze więcej uwagi będą poświęcali ziejącym wejściom korytarzy i jezioru zasiedlanemu przez nieumarłego niż stropowi. Wisząc głową w dół ocenił czy w razie wykrycia bez problemu da radę obrócić się i zeskoczyć na równe nogi. Po chwili skrzywił się i sklął w myślach, bo zdał sobie sprawę że pająkolubne drowy na pewno bardziej niż inne rasy przywykły do przeciwników nie mających problemu ze wspinaczką. Trudno, nie było już czasu zastanawiać się i szukać lepszej kryjówki. Przymknął wielkie, jadeitowe ślepia pozostawiając jedynie wąskie szczeliny, znieruchomiał jak kamień.

Wkrótce wyraźniej usłyszał delikatne klapanie jaszczurczych łap i okazjonalnie posapywanie drowich wierzchowców. Wkrótce do jaskini wjechała grupa dziesięciu osób: pięciu kobiet i czterech uzbrojonych mężczyzn. Ostatni za swoim jaszczurem ciągnął potykającą się, humanoidalną istotę uwiązaną do siodła krótkim postronkiem. Z ukrycia Ehtahirowi ciężko było rozpoznać rasę; więzień (czy też więźniarka) był pokryty błotem, zaschniętą i świeżą krwią, która przesiąkła łachmany, a długie, jasne, zlepione w kołtuny włosy zasłaniały mu twarz.

Smok drgnął na widok pochodu i napiął mięśnie, a jego ogon wygiął się w łuk i majtnął w powietrzu. Ehtahir zareagował tak nie z racji liczebności grupy, ale dlatego że mroczni elfowie prowadzili więźnia. Mógł się domyślić że jeśli drowy zmierzają by próbować przywoływania demona, to chcą tego dokonać w odpowiednio paskudnym rytuale, nie wyłączając krwawych ofiar. Czekał jednak cierpliwie, ciągle przyzwyczajając się do spoglądania z odwróconej perspektywy. Czy w razie walki może liczyć na “Golluma”? I czy powinien się mieszać w sprawy mrocznych elfów? Zapewne tak, sądząc po tym jak instynktownie reagował na samą myśl o nich. Na razie czekał aż podejdą bliżej, zastanawiając się w jaki sposób zaatakować tak liczną gromadę.

Tymczasem nieświadoma obecności smoka grupa drowów dotarła do środka kawerny. Dwóch mężczyzn zeskoczyło z jaszczurów i ustawiło się między portalem a jeziorem, wyraźnie mając strzec towarzyszy przed utopcem. Pozostali zajęli się wierzchowcami oraz więźniem, którego pociągnięto za kobietami w stronę kamiennej budowli. Bagaże z juków również zostały przeniesione pod portal. Drowki chwilę rozmawiały między sobą w zaśpiewie podziemnych elfów, po czym jedna podeszła do jeńca i uniosła mu brodę trzonkiem krótkiego bicza. Teraz Poszukujący wyraźniej zobaczył istotę, która miała pecha dostać się do drowiej niewoli. Człowiek (lub półelf), na oko trzydziesto-czterdziestoletni o blond, prawie białych włosach i jasnej (choć teraz niemożebnie brudnej) skórze. Jego poszarpane podróżne ubranie było pięknie i porządnie wykonane, a w oczach płonął ogień.
- No i co, plugawy magu, dalej nie będziesz gadał? - raczej nie oczekiwała odpowiedzi, bo z satysfakcją trzasnęła go biczem przez twarz, zostawiając na niej trzy krwawiące szramy i odwróciła się do towarzyszek. Z ich szwargotu Ehtahir wyłapał tylko słowa “Levelion” i “Luskan”. Potem jednak drowki zaczęły rozpakowywać bagaże, wyraźnie przygotowując miejsce do jakiegoś magicznego rytuału. Pozostali dwaj strażnicy zaczęli patrolować teren; zgodnie z obawami smoka spoglądali również w górę, lecz na szczęście jeszcze go nie dojrzeli. Więzień również zaczął przeczesywać wzrokiem teren, choć bardziej dyskretnie; najwyraźniej drowy nie zdołały złamać w nim ducha lub uważał śmierć w czasie próby ucieczki za lepszą niż to, co miało go spotkać z rąk kapłanek Pajęczej Bogini.

Gad obserwował scenę z taką intensywnością, że koniuszek ogona zawisł mu nieruchomo w powietrzu. Za długo zwlekał - jeśli miał zaatakować powinien zrobić to wcześniej, ale ciągle wahał się czy mieszać się w tę sprawę. Ale teraz kobiety zaczęły rozprawiać o Levelionie, a i choć nic w kalekiej pamięci Ehtahira nie drgnęło na widok twarzy “plugawego maga”, być może miał on jakąś wiedzę na temat smoka? Zerknął ku jezioru, zastanawiając się raz jeszcze nad nieumarłym. Dostrzegł tylko długi ciemny kształt, przypominający unoszącą się pod taflą wody kłodę.
Raz maty rodyła - mruknął w duchu i powoli, wijąc się niczym wąż pomiędzy zwisającymi z sufitu stalaktytami, ruszył ku zajętym przygotowaniami kobietom. Błogosławił w duchu to że nie musiał wczepiać się pazurami w skałę, bowiem nie uniknąłby w takim przypadku spadających odłamków i hałasu; zamiast tego jego łapy przylegały do powierzchni niczym pokryte klejem. Zimnym spojrzeniem mierzył wszystkie grupki, zastanawiając się kiedy wcześniej miał do czynienia z mrocznymi elfami. I jak rozegrać walkę. Choć czuł że pchanie się w starcie z tyloma przeciwnikami zaboli, to chyba nie było innego sposobu by wyratować więźnia jak tylko zaatakować z bliska, szybko i brutalnie. Tak by w pełni wykorzystać zaskoczenie i przerażającą przeciwników aurę która otaczała go w walce. Powoli wędrował między ostrymi jak sztylety nawisami manewrując swym potężnym cielskiem w zupełnie inny sposób niż przez kilka ostatnich dni jego nowego życia. Chwilami zamierał gdy któreś z drowów rozglądało się zaniepokojone gdy pojedynczy kamień czy dwa odpadały od sufitu pod wpływem ruchów smoka, lecz nie na tyle by zarządzić dokładne przeszukanie kompleksu. Najwyraźniej w tych partiach podziemi nie spodziewały się na suficie niczego bardziej groźnego niż pająki, z którymi były w dobrej komitywie. Wreszcie Poszukujący dotarł bezpośrednio nad portal; olbrzymia budowla wyglądała z bliska tak solidnie, że zapewne utrzymałaby nawet ciężar smoka. Cała pulsowała magią; tajemne runy wyryto także na jej górnej krawędzi. Przed portykiem stała kamienna płyta; wokół niej drowki porozkładały nieznane Poszukującemu przedmioty oraz bardziej wymowne w swym wyglądzie narzędzia służące z pewnością do zadawania bólu przy równoczesnym utrzymywaniu ofiary przy życiu przez maksymalnie długi czas.
Wystarczy.
Ciekaw był z jakiego powodu drowy mogły uważać że obecna próba przywołania demona może się powieść; może ofiara z maga miała zwiększyć szanse? Zapewne nie był to pierwszy nieszczęśnik którego krew miała do tego posłużyć. Choćby z tego powodu czuł jak narasta w nim gniew, wypierając ostrożność. Odczepił się od sufitu, obrócił w powietrzu i rozłożył skrzydła, wyhamowując upadek. Załopotały niczym żagle.

Z hukiem i szczękiem pazurów o skałę opadł na potężne łapy.
- Gollumie, do mnie! - ryknął niczym wyzwanie, a jego łapy i pysk już sięgały chciwie ku kobietom, chłoszczący ogon zawijał się w mocarnym zamachu, a skrzydła uderzały z ogłuszającą siłą.

Wielki miedziany smok wylądował pomiędzy drowkami, wprost na ofiarnym kamieniu. Zamach potężnego ogona odrzucił dwie kapłanki daleko poza podwyższenie; łopot skrzydeł sprawił, że kolejne odskoczyły, przewracając się na ziemię. Ehtahir zakręcił się wokoło powalając i przeganiając ogonem pozostałe i miażdżąc wszystko, co miał pod łapami. Smród dziwacznych składników zaklęć i mikstur rozszedł się wokoło wiercąc gadowi w nosie i odbierając powonienie. Któreś z narzędzi tortur wbiło mu się w łapę, ale nie na tyle by znacząco go spowolnić. Jego ciało otoczyły fioletowe płomienie, ale nie parzyły, więc się nimi nie przejął kładąc to na karb swojej częściowej odporności na magię. Dopiero błyskawica uderzająca go boleśnie w kark i przetaczająca się po grzbiecie, a potem kolejna sprawiły, że ochłonął nieco i rozejrzał się po polu bitwy. Topielec, który - jak już nie raz wcześniej - udawał kłodę, wyprysnął z wody i z bojowym rykiem rzucił się na dwóch kuszników, którzy sekundy wcześniej odwrócili się w stronę atakującego smoka. Ehtahir nie wiedział, czy nieumarłego cieszy sama walka, pomoc nowemu przyjacielowi, czy też może istotę znów opanowała wściekłość na ‘błotne’ imię, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Nieumarły ryczał radośnie i machał łapami, a drowy tańczyły wokół niego, bliźniaczymi sejmitarami próbując obronić się przed przerażającym wrogiem. Jednak za każdym razem gdy się zbliżali tracili dech; z kolei Gollum nie pozwalał im odejść na tyle daleko, by mieli szanse załadować kusze.

Dwie drowki, które pierwsze otrzymały cios ogonem leżały na kamieniach, nieprzytomne lub martwe. Smok odwrócił się i potrząsnął łbem, gdyż nagle stracił wzrok. Ryknął i skoczył do przodu licząc, że samym ciężarem przegna napastników - i nagle znów zrobiło się jasno; tylko kula ciemności wisiała w powietrzu na wysokości jego ogona. Zobaczył, że pozostałe trzy kapłanki przegrupowały się i stojąc w różnych miejscach ciskały w niego zaklęciami z trzymanych w dłoniach różdżek. Znów ogarnęła go ciemność, ale szybko sobie z nią poradził, podobnie jak z bełtami ostatnich dwóch strażników, którzy stanęli przy przerażonych jaszczurach i przeładowywali właśnie kusze. Kątem oka zobaczył, że topielec podobnie łatwo radzi sobie z drowią magią. Cóż, dla niego nie była to pierwszyzna.

Tymczasem więzień nieporadnie próbował odwiązać jednego z jaszczurów i uciec; jednak gdy tylko przerażone gady poczuły luz w wodzach szarpnęły mocno i rzuciły się w dół korytarza, z którego przybyły, biegnąc zarówno po dnie jak i po jego ścianach. Jeniec został zdeptany i pociągnięty kilkanaście metrów po kamieniach; teraz próbował nieporadnie odpełznąć gdzieś pod ścianę, lecz wyraźnie nie miał na to sił.

Bojowe odruchy przejęły władzę nad Ehtahirem, a ból ran podsycał jego furię. Świat zmalał do jaskini wypełnionej odgłosami walki i błyskami magii. Smok nabrał powietrza w płuca i napiął do skoku mięśnie potężnych łap; wykręcił wężową szyję by wycelować w jedną z dwóch bardziej od “Golluma” odległych kapłanek i plunął w nią strugą kwasu. Nim przebrzmiał ryk zionięcia i wrzask palonej żrącą cieczą drowki Ehtahir skoczył ku drugiej z rozwartą paszczą, pazurami wyciągniętymi ku niej niczym las sztyletów i z żądzą mordu płonącą w jadeitowych ślepiach.

Zapewne w innym momencie zastanawiałby się skąd się w nim wzięła nienawiść do mrocznych elfów i dlaczego przetrwała utratę pamięci…

Kapłanki rozprysnęły się na boki. Zaatakowana cisnęła w smoka kolejną kulą ciemności; zanim zdołał się z niej wyswobodzić wszystkie trzy drowki - nawet ta poparzona kwasem - zniknęły. Gollum poradził sobie z jednym z kuszników i teraz z wyraźną przyjemnością spychał swoją aurą drugiego mężczyznę w stronę jeziora. Przerażony elf porzucił próby pokonania nieumarłego i spróbował wymknąć się bokiem, lecz topielec dopadł go z łatwością i zaczął rozrywać potężnymi łapami. Pozostali dwaj kusznicy wycofywali się w stronę, z której przyjechali, szyjąc z kusz do smoka bez większego efektu. Widać było, że są o włos od rejterady; zapewne jednak lęk przed karą z rąk służek Lolth był większy niż przed śmiercią w paszczy smoka. Ehtahir nie miał czasu by zaobserwować więcej, gdyż ponowne ukąszenia błyskawic przedarły się przez naturalny pancerz smoka. Trzy… nie! Cztery drowki lewitowały wśród olbrzymich stalaktytów, które wcześniej stanowiły schronienie dla Poszukującego, stawiając smoka w bardzo niekorzystnym położeniu.

Gad zatrzymał się, dysząc ciężko. Wściekłość w nim płonęła, ale nie na tyle by nie czuł efektów całej serii magicznych wyładowań jakie przeszyły jego ciało. A drowki ochłonęły już, było ich więcej i łatwiej było im unikać ciosów. Ehtahir nabrał oddechu do kolejnego zionięcia ale już wciągając powietrze wyczuł że nie zdoła na czas nasycić go żrącą wydzieliną albo spowalniającym gazem. Z warknięciem skręcił ciało i poderwał się do lotu - ku Gollumowi.
- Uciekaj, wrócę! - wykrztusił przelatując obok i lądując przy człowieku, osłaniając go własnym ciałem przed błyskawicami. Gorzką, słabą pociechą był widok jednej z mrocznych elfek leżącej przy ofiarnym kamieniu z nienaturalnie wykręconą głową. Miał nadzieję że Gollum mu wybaczy rejteradę; póki co usłyszał tylko głośny plusk. Sięgnął szponiastą łapą po maga i na ile tylko zdołał łagodnie, podniósł go pospiesznie.
- Nie wyrywaj się i trzymaj mocno! - syknął, po czym pokuśtykał do wyjścia z groty, w każdej chwili oczekując bólu i ran. W furii obnażył zęby - uciekał, ale miał nadzieję że mroczni elfowie spróbują pościgu, w którym będzie miał szansę na kontratak. Niestety - albo stety - drowki posłały za nim tylko kilka kolejnych błyskawic i zrezygnowały z walki. Przerażony i półprzytomny człowiek zwisał bezwładnie w łapach smoka przeszkadzając mu w marszu.
 
Sayane jest offline