Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2014, 13:53   #43
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Po obiedzie. 17 Mirtula 1972RD . Sala audiencyjna w Kamiennej Łzie. Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


W końcu stało się to czego od dłuższego czasu Rovan Tiran wyczekiwał. Przybył Czerwony czarodziej aby poddać się badaniu wymaganemu przez prawo ustanowione dla enklawy.
Wiódł ze sobą ponad sto osób. W tym magów Kapłanów Kossutha, różnego rodzaju rzemieślników oraz sługi. Zbrojni nie budzili większych problemów. Cały oddział „ Za złoto” pochodził z Implitur a wszelkie magiczne badania przeszedł bez problemów.
Sala audiencyjna była duża ale mimo to magiczne badanie, przepytywanie zgromadzonych ciągnęło się długo.

W końcu wszystko co nużące musi się skończyć do Rovana podeszli Pentor i Tabitha.

- Wielmożny Margrabio wszelkie Twoje zalecenia zostały przez Soressana Czerwonego Czarodzeja spełnione. Wątpliwości budzi jedynie status najniższych ranga służących. Twierdzą, iż są wyzwoleńcami a za pracę swoją otrzymują zapłatę. Podobne wątpliwości sprawia kwestia nałożnic Soressana. Twierdzą, że są wolne i wszelkie ich potrzeby zaspakaja czerwony czarodziej.

Rowan skinął głowa zamyślił wpatrując się w nałożnice. Po czym wstał z ozdobnego siedziska.




- W Haluraa nie ma niewolników, nie będzie ich też w Marchii. Zwracam się do was wyzwoleńcy i do was nałożnice, możecie zostać na terenie Marchii i tu żyć jako ludzie wolni lub wkroczyć na teren Enklawy gdzie wolno już posiadać niewolników. Każdy z w was będzie mógł żyć bezpiecznie w mieście. To w nim będziecie mieli Moją ochronę. Soressanie Czerwony Czarodzieju nie radzę ci wywierać zemsty na tych którzy zdecydują się pozostać i nie wkroczyć na teren enklawy. Jednakże jeśli uczynisz to sam lub poprzez sługi lub ludzi wynajętych, Moja sprawiedliwość będzie szybka.
Enklawa przestanie istnieć a ty będziesz martwy. Życzę dobrych interesów.


Po tych słowach usiadł na siedzisku, gestem zaś oddalił wszystkich obecnych z wyjątkiem Pentora, Tabithy i straży.




***




Po obiedzie. 17 Mirtula 1972RD . Biblioteka Akademii Magicznej. Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.



Izolda w podskokach podążała do Akademii Magicznej. Dzisiaj usłyszała o hydrze bestii której to głowy odrastają po ucięciu. Jednocześnie potrafiącym ziać ogniem i lodem nimi. Nie chciała uwierzyć w taką potworę. Tatko nie opowiedział jej o takiej. Kłótnia z nauczycielem była długa i burzliwa. W końcu dziewczynka z płaczem wybiegła ze szkoły. Uspokoiła się dopiero podczas obiadu z rodziną. Mama Ronia, Anabel upewniły ją, iż miła racje co do hydry, zaś ojciec, Margrabia Rovan, polecił aby poprawiła swoja wiedzę o potworach i bestiach magicznych.

„ - Informacje znajdziesz w każdej bibliotece, lecz idź do Tej w Akademii Magicznej jest największa najładniejsza oraz magiczna. - Potem uśmiechnął się do niej, tak jak to tylko on potrafi”.

Przed budynkiem zatrzymał jakąś starsza dziewczynkę w szkolnej szacie.

- Przepraszam. Jak dojść do biblioteki.
- Łatwo trafić. Wejdziesz przez te drzwi potem skręcisz w lewo, dojdziesz aż do takich dużych drzwi. To będzie biblioteka.


Uczennica Freblówki przez jakiś czas przyglądała się biegnącej w podskokach do Akademii Izoldzie. Nurtowało ja pytanie czego to dziecko może szukać w bibliotece a przede wszystkim dlaczego jej twarz wydawała się znajoma.

W tym czasie, również w podskokach, Izolda dotarła bo biblioteki. Przekroczywszy próg zamarła w zachwycie. Było się czym zachwycać. Przed nią, jak okiem sięgnąć, ciągnęły się w dwóch poziomach, cięte w winne wzory segmenty wypełnione książkami. W dogodnych miejscach umieszczono stoły na których stały magiczne lampy. Był to przykład pięknej sztuki zdobniczej. Przypominały kwiaty o rozwartym kielichu z czterema płatami. Po środku zaś była umieszczona figura czarodzieja opierającego się o laskę. Figurki te były punktem na którym skoncentrowano czar – nieustający płomień.
Sufit z czarno drewna zdobiony był freskami fantastycznych stworów. Po środku pysznił się wielki smok rozpościerający skrzydła.





Biblioteka jak aby nie była piękna, w końcu przestaje wywierać hipnotyczny wpływ.
Izolda szybko wyrwało się z pod tego wpływu. Ogrom biblioteki oszałamiał ją. Jak ma cokolwiek znaleźć wśród tylu woluminów.

- Halo, może mi ktoś pomóc.

Po chwili powtórzyła już głośniej.

- Potrzebuję pomocy.

Na pobliskim stanowisku młody człowiek uczący się na ostatnim roku Akademii przyłożył palec do ust i syknął próbując uciszyć.
Widząc nikłe zainteresowanie jej osobą dziewczynka wyjęła z sakiewki harmonijkę. Wprawnie oczyściła , stukając w otwarta dłoń.
Potem rozpoczęła grać starą balladę „Mag i jego laska”.
Nagle na ramieniu poczuła zimy dotyk i usłyszała cichy głos.

- Dziecko. Tu nie wolno muzykować ani hałasować.

Wystraszona szybko się obróciła. Za nią stało Coś. Właśnie Coś.

Na trzech pajęczych, wykonanych z łańcuchów, nogach, unosiła się platforma. Jakby kielich, na którym opasana spoczywał lampa podoba do tych stojących na stołach. Różniła się tylko figurką.
W tej lampie figurka przedstawiała czarodziejkę, na której ramieniu siedział kruk.
U dołu pod pod platformą na której umocowane były cztery nogi? Ramiona istoty, był jakby krótki lichtarz spot której podstawki wystawało osiem krótkich łańcuszków z haczykami, jakby nóg.

- Jestem Arlena "Pochodnia Wiedzy" bibliotekarka, historyk, znawca natury. Jestem tu aby pomagać. Kim jesteś i jakiej wiedzy poszukujesz.

Istota, przedmiot, przemawiał spokojnym kobiecym głosem. Zaskoczona i zdziwiona Izolda ledwo zdołał wykrztusi.

- M... m... mi... miłe spotkanie. Izolda Tiran. Szukam książki o potworach i stworzeniach magicznych.
- Izolda Tiran – Artem, córka Margrabiego Rovana Tirana. Wiek - osiem lat. Włosy - rude. Oczy – piwne.


Przez chwilę jakby przyglądała się dziewczynce i porównywała opis. Dziewczynka zaś zafascynowana patrzyła na nieustający płomień emanujący z Arleny.

- Czy to nie boli jak tak płoniesz?
- Nie, to magiczny ogień, nie parzy. Zresztą możesz się sama przekonać dotykając płomienia.


Dziecko natychmiast wyciągnęło dłoń i dotknęło płomienia. Uśmiech rozjaśnił jej twarz, gdy nie została, mimo swoich obaw, poparzona.

- Tak. Zapewne chodzi o jakąś książkę bez większych błędów, ale prosta w odbiorze. Czyli dział ogólny. „Przewodnik po potworach, wynaturzeniach, smokach, magicznych bestiach które spotkałem na swojej drodze” autor – Volothamp Geddarm. Mało błędów, swobodny styl. Nie nadaje się do poważnych studiów, chyba że dla literaturoznawców.


W czasie tego wykładu Arlena, szybko przemieszczał się na koniec biblioteki do działu ogólnego. Podała dziewczynce średniej wielkości książkę, na której okładce bohater walczył z jakimś stworem.


- Z działu ogólnego można pożyczać na dwa dekadnie książkę, potem trzeba zwrócić. Nie zapomnij bo będę musiał się do ciebie pofatygować lub porozmawiać z Margrabią.
- Dziękuje Arleno. Nie zapomnę .




***



Po obiedzie. 17 Mirtula 1972RD . Gabinet Margabiego. Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.



Pukanie do drzwi wyrwało Rovana z zadumy nad wyliczeniami projektu alchemicznego.

- Wejść.

Do pokoju wkroczył jeden z zbrojnych z Gwardii Rovana Delan jeden z pierwszych, który zdecydował się poddany magicznemu procesowi mineralizacji.

-Wielmożny Margarbio na korytarzu czeka kapałan Mystry w stroju podróżnym. Przybył wraz z latającymi statkami, na pokładzie "Latającego Konika Morskiego". Prosi o posłuchanie. A ha jeszcze jedno, jest z nim chłopiec dwu – trzy letni, tak na moje oko.

Przedziwny dreszcz przebiegł po karku maga. Czyżby miały się sprawdzić słowa Wezyra Netriarchy.

- Proś.

Do pokoju wszedł wysoki, dwudziestokilkuletni blond włosy kapłan. Jego twarz na ukos przecinał blizna po starym cięciu. Za rączkę trzymał wyrywającego się do Rovana dwu-trzy latka o kruczoczarnych włosach.

- Tata, tata.
- Wybacz Wielmożny Margrabio jego zachowanie.
- Nie mam czego wybaczać. Chyba wiem z czym przybywasz. Puść chłopca do mnie i opowiadaj od początku.


Puszczony malec przypadł do boku Rovana, objął go i cicho szlochał. Rovan niepewnym głaskaniem próbował uspokoić dziecko.


- Jestem Dako Akume. Kapłan Mystry. Do tej pory posługę pełniłem w Zalazuu, głównej bazie floty wojennej Halruaa. Dwa dekadnie temu niosłem ostatnia posługę pewnej kobiecie umierającej w karczmie. Niewiele zdążyłem jej pomóc, gdyż przybyłem, jak dla niej, za późno. O wiele za późno. Umierała na wyniszczająca chorobę. Zanim umarł wyszeptał tylko imię chłopca „Retan Tiran ojciec Margabia Rovan Tiran” i skonała”. Od karczmarz dowiedziałem się, że przybyła dzień wcześniej i wypytywała o statki płynące do Złotej Kiści. Miała na imię Amaltea. Była kurtyzaną. Na dekolcie miał wytatuowaną „Księgę i pióro”. Nie znam takiego luparu, ale też nie znam wszystkich zamtuzów w Halruaa. To jej sakiewka. Pobrałem tylko z niej opłatę za pogrzeb. Dzięki przychylności Mystry za podróż nic nie zapłaciłem. Zaokrętowałem się na "Latającym Koniku Morskim". Była zamożna zostało w niej jeszcze około tysiąca ośmiuset sztuk złota w przeliczeniu.

Na biurku położy znacznych rozmiarów sakwę. Z pleców zdjął worek.

- Tu zaś reszt jej rzeczy. Szkatułka z biżuterią, kilka książek, ubrania chłopca, ale żadnych dokumentów.


Chłopiec powoli się uspokajał. Rovan przyglądał się przedmiotom i mężczyźnie.

- Jeśli chłopiec faktycznie jest moim synem oddałeś mi wielką przysługę. Czego oczekujesz w zamian.

Kapłan skłonił się dwornie.

- Jedynym moim pragnieniem jest służenie Wielmożnemu Margrabiemu.



***



Późne popołudnie. 17 Mirtula 1972RD . Park przy Amfiteatrze. Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Park przy amfiteatrze powstał niedawno. Stworzyła go druidka Chaunteai Ellestreaa ap Soallanell na mocy porozumienia z Margrabią Rovanem Tiranem. Było to też ulubione miejsce wypoczynku Izolody. Ulubionym jej miejscem do czytania był stawik z wodospadem spływającym po zboczu wzniesienia na którym stała Twierdza Kamienna Łza. Tam też skierował swoje kroki dziewczynka z „Przewodnikiem” Vola. Magia druidki sprawiła, iż w parku zawsze była dogodna temperatura, wiał orzeźwiający wietrzy. Izolda skierowała swoje kroki w ulubione miejsce, w korzenie jazodrzewa, gdzie było ukształtowane wygodne miejsce do siedzenia.






Na szczęście nie był nikogo w jej ulubionym miejscu. Zasiadła szybko i zatopiła się w lekturze. Barwnie opisane przez Vola potwory na tyle ją zafascynowały iż nie zwracał uwagi na dokazujące i obserwujące ją corollaksy. O one obserwowały. Na jednej z gałęzi leżał zielonowłosa dziewczynka. Na jej plecach zaś przysiadła kapucynka. Była to oczywiście driada duch drzewa.



- Tak albo kriohydra albo pirohydra, nigdy łącznie w jednym stworze, miałam rację. Będzie musiał mnie przeprosić.

Na ustach małej pojawił się chochlikowaty uśmiech. Leniwie przewracała strony przyglądając się ilustracją . Prawa bezwiednie z sakiewki wyjęła harmonijkę wystukała o udo a potem zagrał skoczna melodyjkę. Obserwując z gałęzi driadka wymachiwała nogami w rytm melodii. W końcu wzrok Izoldy przyciągnęła ilustracja przedstawiająca drzewo, prawie takie jak to pod którym siedziała. Przerwała grę.

- Jazodrzew drewno jego stosowane w najlepszych instrumentach muzycznych. Oświetlone wywołanym magicznie światłem przez kilka minut błyszczy i skrzy się. Ze względu na rzadkość chronione przez driady i drzewce. Jakie drzewce, taki jak od strzały?
- Nie. Drzewiec we spólnej mowie , elfowie mówią ent. Opiekun drzew czasem nazywany Pasterzem Drzew dziecko.


Driada zgrabnie zeskoczyła z gałęzi i lekko wylądowała obok zdziwionej dziewczynki.

- Alahandera, a to moje drzewo Sammen. A ty kim jesteś dziecko?
- Tylko nie dziecko! Ty wcale nie jesteś starsza ode mnie. Jestem Izolda Tiran a mój tato jest margrabią. Hee...
- To niema znaczenia dzie... Izoldo. Ja ustalam swój wygląd. Przecież jestem duchem drzewa. Wybrałam taki wygląd bo tak mi podpowiedziała ziemia, wiatr i woda.


Driad wyglądała na dziesięcioletnią halruaankę. Wyróżniały ją tylko zielone włosy poprzetykane gałązkami różnej wielkości i grubości. Oczy miała intensywnie zielone a odziana jest w sarong zielono brązowego koloru. Wyciągnęła dłoń a na niej przysiadł na chwilę corollaks.

- To drzewo będzie drzewem przeskoku Izoldo gdy Margrabia zdecyduje gdzie mają zostać posadzone jego krewniaki. Ja jestem jego opiekunką. Dbać będę aby nikt mu krzywdy nie wyrządził. Czasami gdy uznam , ze już czas pozwolę nawet wyciąć zbędne konary. Masz piękną harmonijkę, okładki z drewna jazodrzewa. Wymieńmy się.



Po tych słowach roześmiał się i klasnęła w dłonie jak mała dziewczynka.

- Dam ci za nią ten oto flakon z pyłem wróżek.

Z sakwy wyciągnęła ozdobny flakon na podstawie z jakiegoś metalu.


- A co ten pył wróżek robi?
- Świeci w nocy lekkim blaskiem.
- Harmonijka jest prezentem od Mamy Roni, zrobię jej przykrość jeśli ją tak oddam. Umiesz choć grać na niej, jeśli tak to zapytam się i może się wymienimy, chociaż to moja ulubiona rzecz.
- Tak umiem, zapytaj się proszę pięknie . Będziemy razem grały.


Roześmiał się driada. Nagle rozległ się krzyk. Driada zaś czmychnęła wnikając się w jazodrzew.

- Izolda gdzie jesteś. Musimy iść do taty. Podobno mamy braciszka.



***



Wieczór. 17 Mirtula 1972RD. Kaplica Mystry w Kamiennej Łzie. Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


W kaplicy zebrały się niezbędne osoby do odprawienia rytuału wieszczenia, Rovan, Pentor, Ronia z niemowlakami, Retan jego nowo poznany syn. Brakowało tylko starszych córek Rovana.

- Pentorze, wyjaśnij mi na srebrne promienie Selune, czemuż to ostatni rytuał wieszczenia zadziałał błędnie.
- Tak jak mówiłem Ci ostatnim razem potrzebna jest krew wszystkich twoich dzieci, które znasz, przede wszystkim jednak musi być co najmniej po jednym dziecku każdej płci twojej krwi. Tak tylko można uzyskać dokładna proroctwo. Teraz będziemy mieli dopiero wszystkie potrzebne składniki aby rytuał przeprowadzić prawidłowo.


Wtedy to z hukiem otwarły się drzwi kaplicy. Biegiem wpadły do niej Anabel z Izoldą. Gwardia Rovana dyskretnie zamknęła drzwi od zewnątrz.

- Dziewczynki podejdźcie, chcę wam przedstawić Retana, waszego przyrodniego brata.

Pierwsza podeszła Anabel, objęła chłopca i ucałował w usta.

- Jestem Anabel Twoja siostra.

Potem w podskokach Izolda porwał w ramiona chłopca wirował z nim i podrzucała. Retan rozradowany śmiał się w jej ramionach.

- Jeszcze, jeszcze do góry.

Izolda przestała wirować, dokładnie wycałowała brata.

- Jestem Izolda twoja starsza siostra braciszku.
- No dobrze dość już śmieszko.


Po tych słowach wziął na ramiona chłopca i zaniósł do siedzącej w jednej z wyściełanych ławek Roni.

- To moja żona Retanie, Ronia a w ramionach tuli twoje siostry.
- Żona, nie mama?
- Ależ będzie dla ciebie mamą. Mamą Ronią.


Chłopiec uśmiechnął się i wyciągnął ku Roni ręce. Perlisty śmiech Roni odbił się od niskiego sklepienia kaplicy. Usadziła dziecko na kolanach. Delikatnie aby nie zbudzić niemowlaków rozchyliła chustę w której je nosiła. Potem wskazując tłumaczyła.

- To twoje młodsze siostry, Srebrnowłosa i Ronia Młodsza, a tu pod drugiej stronie twój młodszy brat Valyrian.

Chłopiec przytulił się do dzieci i Roni ona zaś ucałował go i objęła ramionami.
Nagle jednak chłopiec zaczął się rozglądać i wyrywać.

- Kokomo, gdzie Kokomo...

Po tych słowach rozpłakał się. Rovan zareagował natychmiast ze sobie znanym wyczuciem otworzył drzwi i zakrzyknął.

- Wezwać ojca Dako Akume.

Po chwili zdyszany przybył wzmiankowany kapłan Mystry.

- Wielmożny Margrabio, Margrabino, Wielebny Ojcze.

Skłonił się przed obecnymi. Rovan zadał nurtujące go pytanie.

- Kim jest Kokomo, czy z Amalteą były jeszcze jakieś dzieci, może zwierzęta domowe?
- Nie, sprawdzałem i wypytywałem. Przybyła tylko z chłopcem. Konia zaś zaraz po przybyciu sprzedała.
- Możesz odejść.


Kapłan skłonił się i wyszedł. Roni w tym czasie udało się w miarę uspokoić Retana. Potem cały czas głaszcząc go po plecach, wstrząsanych tajonym szlochem, zapytała.

- Kokomo to twoja siostra?
- S...fyfy... sio... fyyy... siostrzyczka starsza.
- Co się stało?
- Ona chora. Zostawiła ją u dobrej pani. Powiedziała, że potem tata przywiezie Kokomo, a teraz musimy do taty.
- Nie płacz już. Tata na pewno znajdzie Kokomo i przywiezie do ciebie.


Kocie oczy Roni zwęziły się a ona intensywnie wpatrywała się w męża. Rovan doskonale wiedział, iż będzie głęboko w szambie, jeśli tego nie uczyni. Ronia nigdy by mu nie darowała.

Rovan bezradnie spojrzał na Pentora. Przyjaciel uśmiechnął się pokrzepiająco. Cicho zaś odpowiedział.

- Proste znając imię, mając twoją krew, Retana i Amaltei z łatwością odnajdę Kokomo. Nie Będzie to dla mnie przyjemne bo krwi dobrej już nie uzyskam i będę musiał użyć kawałka ciała. Potem trzeba będzie je przenieść do naszych katakumb pod klifem. Przecież nie chcesz aby jakiś nekromanta, wpływał na twego syna poprzez ciało jego matki. Potrzeba będzie czerech czarów deportacyjnych. Pierwszy skok do Zalazuu byliśmy tam kilkanaście razy. Potem wieszczenie. Skok w miejsce pobytu Kokomo. Powrót do Zalazuu. Potem zaś niestety z trumną z ciałem Amaltei skok do złotej kiści przydały by się też jakieś czary iluzyjne aby nie wystraszyć dzieci wyglądem ciał ich matki. Będą one też smród rozkładu skutecznie maskowały.

Po tej przemowie już głośniej powiedział.

- Będę potrzebował po kilkanaście kropli waszej krwi.

Rovan szybko rozciął sztyletem palec i utoczył do kryształowej czarki. Równie szybko poradziły sobie Izolda, Anabel i Ronia. Margrabina uspokoiła chłopca i ostrożnie utoczył mu krwi.

- Tak znajdziemy twoje rodzeństwo, jeśli jeszcze jakieś jest na świecie.

Niestety Ronia Młodsza nie zrozumiała tej konieczności. Zresztą jakie niemowlę zrozumie zadanie mu bólu. Ronia długo kołysał rozpłakane niemowlęta, bo krzyk skargi siostry wszystkie zareagowały płaczem. W tym czasie Retan podszedł do Izoldy i objął ją. Anabel , która chciała zachowywać się jak dobrze wychowana dama w końcu nie wytrzymał. Przyklękła przy bracie, porządnie go wyściskała i wycałowała. Potem ze śmiechem zaczęły wraz z Izoldą opowiadać chłopcu o cudach Złotej Kiści.

W tym czasie Pentor odprawił rytuał.
Rovan ujrzał to co w wizji widział Pentor, gdyż tak działa ten rytuał, Rovan był koncentratorem rytuału.

„Bliźniaki będą ostaniami dziećmi Roni”
błysk był nagły i wyraźny. „Tak jak i bolesna świadomość, iż będzie musiał o tym powiedzieć ukochanej”.
Nawiedził go też wizja jedynego jego dziecka. które jeszcze nie było pod jego opieka. Córka jego dziesięcioletnia Bella przebywa w klasztorze Mystry „Kwiatki Magii”. Bywał tam wielokrotnie.

Gdy ockną się z wizji Ronia rzeczowo stwierdziła.

- Jeszcze dzisiaj przywieź nasze dzieci, ile by ich nie było jeszcze.




***



Ranek 18 Mirtula 1972RD . Przed komnatami pary Margrabiowskiej. Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Hałas obudził Ronię. Zresztą jaka matka śpi głęboko kiedy karmi aż troje niemowląt. Pomoc mamek była przydatna lecz nie zdejmował obowiązków z odpowiedzialnej matki. Zresztą Ronia nie była by sobą gdyby nie pomagał nawet w karmieniu dzieci mamek. W końcu nie jest gołym powiedzeniem brat mleczny. Już kilkakrotnie zastępował Ronia karmiąc trojaczki Wein Song, gdy ta nie zdążyła dojść z zajęć w Freblówce. Nigdy nie traktował tego jako przykry czy uciążliwy obowiązek. Wein jednak była zawsze w takim przypadku zażenowana i rozpływał się w podziękowaniach. Narzuciła na siebie tylko zielony sarong. Wyjrzała. Na korytarzu kobieta w średnim wieku szarpała się ze strażami. Ledo dawały jej radę w przecież zbrojni z Gwardziści Rovana i zbrojne z OORWM były wybierane z najlepszych. Kobieta dostrzegła Ronię.

- Wielmożna Margrabino błagam o pomoc, inaczej klątwa spadnie na moją głowę, za moją głupotę.

Kobieta w kącikach oczu miał wytatuowane czerwonkę różę przesłoniętą w połowie kotarą. Przypomniała sobie skąd znał ta kobietę. To madam burdelu „Czerwony Lewiatan” Belinda Fenere.

- Puścić. Ty zaś mów o co chodzi powoli i po kolei.
- Jestem ...
- Wiem kim jesteś, do rzeczy.
- Wielmożna pani tam może dziecko nienarodzone a nawet matka umrzeć przez moją głupotę. Skąd jednak miałam wiedzieć, że ten bydlak przemyci własną linę i na cła noc bezlitośnie zwiąże w baleron Yvonne, a ona w ósmym miesiącu już. Pani pomóżcie. Wszyscy mówią, iż wy znacie się najlepiej w mieście na akuszerstwie i ciąży kobiecej.


W drzwiach komnat margrabiowskich pojawiła się Anet pokojowa Roni.

- Budź Brendę, zbieramy dzieci, poślij umyślnego do Olleny z wiadomością, że ma się stawić w „Czerwonym Lewiatanie”, będzie mi potrzebna jej pomoc.

W międzyczasie Ronia prawidłowo obwiązał się sarongiem odpowiednie go drapując. Wkroczył do sypialni, szybkimi ruchami przewiązała się chustą darem od Mystry, po czym wygodnie w niej rozmieściła niemowlaki.

- Anet weźmiesz trojaczki Wein, poślij też do niej sługę by poinformował ją, że znajdzie nas w „Czerwonym Lewiatanie”.
- Tak. Wielmożna Margrabino
.

OORWM sprawnie sformowały ochronę. Ronia machając z pośpiechu skrzydłami parł przez miasto. Wielu spotkanych mieszczan zastanowiło się cóż tak poirytowało z rana ich Margrabinę.
Bardziej bywali wiedzieli, iż wróży to czyjąś śmierć.

„Czerwony Lewiatan” jak na zwykły burdel charakteryzował się gustownym wystrojem. W głównych pomieszczeniach widać było efekty magicznych działań i zmysł artystyczny Rovana.



Ronia prowadzona była na piętro gdzie głównie były pokoje rozkoszy. Z mijanej wartowni dochodziły podniesione męskie głosy. Jednak ważniejsze dla Roni było sprawdzenie stanu ciężarnej.

W pokoju królowe radości masowały sztywne członki ciężarnej. Na ciele jej widoczne były wyraźne ślady sznura, którym skrępowana był dziewczyna. Ronia niemal potknęła się o sznur.


- Co on tu jeszcze robi? Zabierzcie ten sznur zanim ktoś się na nim zabije. Jak się czujesz?
- Wielmożna Margrabino dobrze.
- Nie mów, widzę że sprawia ci to jeszcze ból.
- Poruszaj rękoma.
- Nie mogę Margrabino.
- Rozcierajcie dalej. Umiecie dokonać masażu? Jeśli nie to wezwijcie z dołu łaziebne. Macie tu jakieś pomieszczenie, gdzie można dzieci zostawić?
- Tu obok Wielmożna Margarbino zaraz jest odpowiedni pokoik.


Faktycznie był tam niewielki salonik z kanapami i fotelem.

- Wy dwie - wskazała na zbrojne z OORWM,
- zostaniecie z dziećmi i Brendą. Anet pogoń obsługę kuchni. Wiesz, że potrzeba pięć kilogramów odpowiednio pokrojonego i ugotowanego mięsa dla Srebrnowłosej. Dopilnuj tego.


W czasie gdy wydawała polecenia układał dzieci na kanapie.

- Brendo połóż tu swoją córeczkę, tu obok, dzieci Wein też Anet.

Potem nakryła wszystkie dzieci chustą ochrony podarowaną przez Mystrę.

- Brendo ty z jednej strony usiądź, ty zaś z drugiej. - wskazała na jedną z OORWM (Oddział Ochrony Roni Warkoczy Mystry).
- Ależ W...
- Wiem, że jesteś mi oddana i chcesz mnie bronić, lecz nie zapominaj, iż obrona mnie to też obrona moich dzieci.
- Tak Wie...
- Dość wiem, że teraz ci przykro.


Po tych słowach wyszła. W pokoju czekał już na Ronię dziesiętnik straży miejskiej.

- Wielmożna Margrabino jakiś wielki szlachcic sembijski awanturuje się i chce mówić z władzą.
- Szlachcic?
- Ten bydlak kupiec co Yvonne związał.
- rozwiała wątpliwości Roni madam.
- To on jeszcze nie w lochu. - wzrok roni motał błyskawice. Kocie źrenice Roni zwężały się ze złości.


Ruszyła na dół po schodach wachlując skrzydłami. Wpadła do wartowni jak burza.

- Nie tak prędko dziewko. Ładna jesteś i skrzydlata takiej nie miałem, jeszcze zdążę ci dogodzić, tylko załatwię sprawę z ichnim szlachetką.



Plugawe słowa wyrwały się z ust równie obleśnego grubasa.

- Milcz bestio.

Wysyczała Ronia.

- Żadna kurwa nie będzi...

Ronia błyskawicznie wysunęła kocie pazury. Nim ktokolwiek zdążył się ruszyć z miejsca rozległy się dwa policzki i krzyk bólu grubasa.
Kupiec ruszył z pięściami do ataku, lecz natychmiast zastopowany został przez zbrojną z OORWM, potem zapałali go strażnicy miejscy.
Wszyscy zebrani wyraźnie mogli zobaczyć pięć krwawych pręg, zostawionych na każdym z policzków grubasa.

- Zatem znamy oskarżenie. Atak, obraza mojej osoby. Dwa doprowadzeni do cierpienia funkcjonariusz miejskiego. Gnido tutaj królowe rozkoszy są traktowane jako funkcjonariusze miejscy. Za pierwsze przewinienie śmierć i konfiskata wszelkiego mienia, za drugie w zależności od statusu nawet do tysiąca sztuk złota.
- Zdurniałaś kurwo.


Cios pilnującego strażnika był mocny i celny. Na podłogę w fontannie krwi poleciało pięć zębów w tym trzy złote.

- Wielmożna Margrabino czy tyle zębów wystarczy na razie, czy też mam wybijać dalej?

Zadał rzeczowo pytanie zbrojny.

- Starczy.
- szSembia potrafi szię upomniesz o swojego szlachszysza, jesztem Argen Soargylem głowa rodu. „Zawsze odpłaszamy”, kurwo.
- Tak zam to motto, w Dolinie Radła też poznaliśmy wasze metody. Nie wystraszysz, mnie tymi słabymi groźbami. Kupczyki z Sembii na złotych tacach przyniosą mi cały majątek twojego plugawego rodu.
- Głupiasz.
- To ty jesteś głupi. Jak zablokujemy Sembii handel wprowadzimy przymus składu i dziewięćdziesięcio procentowe cło, to nie tylko majątek ale głowy wszystkich członków twojego rodu od dzieci począwszy, po starców przyniosą i to na złotych tacach. Tacy to wy jesteście szlachciurki-kupczyki z Sembii. Zabrać go do lochu. Mierzi mnie jego obecność.
- Wielebna Matko Yvonne rodzi. Coś jest nie tak jak powinno być.


Z góry zbiegł w tym czasie Ollena, która widocznie przybyła w międzyczasie.
Na jej policzka widoczny był kunszt magicznego tatuażysty. Tatuaże żyły własnym życiem. Gwiazdy z symbolu Mystry błyszczały jakby mocą, zaś droga magii wiła się. Srebrny smok ziejący z początku lodem reagując na nastrój Olleny przysiadł niespokojnie z rozpostartymi skrzydłami.

Faktycznie pierwsze co zobaczyła Ronia to ślady wód płodowych na pościeli. Rodząca wyginał się w silnych bólach spowodowanych skurczami porodowymi.



- Połóżcie ją z brzegu łóżka, tak abym miał do niej dojście chociaż jednej strony potem poszukajcie sobie jakiegoś zajęcia i nie przeszkadzajcie. Anet zagospodaruj je jakoś. Zapędź do jakiś prac byle mi nie pętały się niepotrzebnie w pobliżu. Cholerne łoża nadają się tylko do zamtuza.


Faktycznie łoża byłe olbrzymie od ściany do ściany i długie na siedem stóp. Nadawały się tylko do burdelu, gdzie często trzeba przyjmować kilku klientów na raz, aby zaspokoić ich żądze.

- Olleno potrzymaj ją za dłoń.

Nowicjuszka tylko skinęła głową. Roni wystarczyło jedno dotkniecie brzucha rodzącej. Dziecku się tak spieszyło, że zamiast próbować wyjść głową do przodku na świat, to ustawiło się w najgorszej pozycji - bokiem.

Dłonie margrabiny pracowały szybko. Czas się liczył. Dzięki umiejętnościom, wiedzy, sile dłoni i palców, udało się Roni w ciągu dwóch modlitw ustawić dziecko w prawidłowej pozycji. Po tej operacji rodząca i kapłanka spływały potem.

„Piękny wzorku potrzebuję abyś sprowadziła na piętro „Czerwonego Lewiatana” jakąś rodząca w tej chwili kobieta sukę czy też kotkę. Ty się w tych kwestiach najlepiej orientujesz”.

Wysłała mentalny przekaz do swojego chowańca.

Już dawno spostrzegała Ronia, iż obecność innej rodzącej istoty ułatwia poród, zatem i twierdzenia Pięknego Wzorku o tym, że dobrze jej w pobliżu ciężarnych, musi mieć jakieś podłoże magiczne. Ta kwestia od dłuższego czasu nurtował młodą czarodziejkę/kapłankę Mystry.
Z sąsiedniego pokoju rozległ się okrzyk zaskoczenia. W chwilę potem do pokoju wleciała biała rovanionka. Piękny Wzorek niosła w pyszczku młodego rovaniona.

„To dzisiaj”

Domyśliła się.

Chowaniec wylądował, odłożył młode, po czym wygodnie się ulokował u boku rodzącej. Rovanionka zaczęła wylizywać swoje młode. W tym czasie odpowiedziała głosem wielce podobnym do głosy Roni.

- Tak. W końcu Rovaniony wywodzą się od kotów. Nie lubimy rodzić w tłumie. Radzę ci też przygotować cztery kosze, duże ale niskie, wstawić do sypialni. W końcu pierwszy miot naturalnie narodzonych Rovanionów nie może być umieszczony w stajni. Dlatego też nie ma tutaj Antracyta i Pawiego Oczka. Burdzej potrzebują ich matki ich młodych.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=hEdHkf6DCpk[/MEDIA]

Wtedy to nastąpiły skurcze u obu rodzących. Yvonne zacisnęła dłonie z jednej strony na dłoni Olleny , z drugiej strony na sierści Wzorka. Skurcz trwał około dwóch modlitw. Magiczna kotka powiła w tym czasie kolejne skrzydlate kociątko.

W międzyczasie rozległ się płacz głodnych niemowląt. Koncert pierwsze rozpoczęły trojaczki Wein. Ronia opuściła rodzące Brenda karmiła już jedno z trojaczków.

„Widocznie jeszcze nie ma przerwy pomiędzy zajęciami w freblówce inaczej Wein już by była.”

Pomyślała Ronia biorąc pozostałą dwójkę.
Yvonne dojrzawszy niemowlaki rozpromieniła się. Ronia podała jedno z trojaczków Wein rodzącej.

- Nakarm Makiego ja zajmę się drugim maluchem. Z doświadczenia wiem, iż to pomaga przezwyciężać ból.

Niemowlaki Wein szybko nasyciły się, normalne to jest dla stworzeń naznaczonych Faerrzess. Wtedy też do pokoju wpadł ich młoda matka. Pokłoniła się i zarumieniła. Na jej sarongu widoczne były plamki wilgoci spowodowane nadmiarem mleka.

-Nie dziękuj, tylko zabierz ich. Przynieś Srebrnowłosą i Ronię Młodszą. Daj Ronię Młodszą Yvonne karmienie uspakaja ją.

Faktycznie. Następne skurcze, które nastąpiły w czasie gdy karmiła Ronie Młodszą, zdawały się nie wywoływać prawie bólu u rodzącej.

- Zabierz Srebrnowłosą i daj Wein. Wyssała ze mnie całe jak smok.

Poród wchodził już w decydującą fazę. Margrabina sprawnie odebrała dziecko. W międzyczasie jej chowaniec urodziła kolejne cztery młode.
Zdrowy krzyk noworodka był radością dla wszystkich obecnych.

- Masz syna Yvonne. Ktoś tu się w rachunkach pomylił bo jest on donoszony, ba nawet jak na moje oko przenoszony.

Ronia ruszyła do sąsiadującego pokoiku. Na podłodze stało młode złote smoczątko w swej prawdziwej postaci. Przed nim stała taca z gotowanym mięsem. Srebrnowłosa śledziła wzrokiem, każdy kąsek. Brenda i Wein nie nadążały z przeżuwaniem mięsa dla niej. Ronia szybko dołączyła do mamek. Proces karmienia był skomplikowany. Mleko Roni jako główny katalizator przemian mięsa w pożywienie zdatne dla Srebrnowłosej, mleko mamek wspomagające. Do tego przeżuwanie gotowanego mięsa w trakcie którego ślina kobiet karmiących mlekiem smoczycę przemienia mięso w pożywienie dla niej. Karmienie zaś co trzy godziny. Nic dziwnego, że Ronia potrzebowała pomocy mamek.



***



Po obiedzie 18 Mirtula 1972RD . Gabinet Roni w Ochronce. Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.


Zbrojna otwarła drzwi. Ronia siedząc za biurkiem ujrzał stacją w drzwiach dziewczynę.

- Wielmożna Margrabino Aana ap Yokuari prosi o spotkanie.

Kapłanka tylko skinęła ręką.

Dziewczyna weszła i skłoniła się.

- Wielebna Matko Szanowny Allan z Waterdeep przysyłał mnie.
- Allan, a to w jakim celu? Czekaj coś sobie przypominam, ktoś mi mówił, że jakieś dziewczę dostarczyło bandytów dzisiaj do miasta. Domyślam się, że to ty. Niestety nie przewidujemy żadnych nagród za takie czyny.
- Nie chodzi o nagrodę Wielebna Matko. Przeczytałam w jednej z wsi, że tworzycie szkolę wojowników. Chciałam się do niej dostać. Skierowano mnie do szanownego Allana,a on tu do Was Wielebna Matko. Może chodziło mu o moją ciążę.
- Dobrze opowiedz mi wszystko co opowiedziałaś Allanowi.
- Moja rodzina to koczownicy z sawanny i pustyni na zachód i południe od Marchii. Od najmłodszych lat wszystkie dzieci są szkolone walki, tak samo mnie szkolono. Pewnego dnia wybrałam się na polowanie, a burza piaskowa zagnała mnie ku Kamiennym Palcom. Do tej pory nikt z mojego plemienia nie wiedział, iż jest w nich przejście do Podmroku. Gdy nocowałam z dobrze ukrytej szczeliny wyszły drowy. Pojmały mnie. Dla swojej zabawy gwałcili przez całą noc. Gdy się rankiem ocknęłam już ich nie było. Chciałam o tym zapomnieć. Lecz gwałt miał swoje następstwa. Gdy rodzina odkryła, że jestem w ciąży z drowem nakazała spędzić płód. Nie mogłam się na to zgodzić. Musiałam opuścić plemię. To jest cała historia.
- Tak, wiem zatem dlaczego Allan przysłał cie do mnie.
- Wielebna Matko czy mam opuścić Marchię.
- Spokojnie dziecko. Wprawdzie urodzisz półdrowa, al e nie każdy półdrow to Crinti. Zbadam jeszcze proforma twój charter, ale spodziewam się, iż będziesz miał taki jak ja. Neutralny do prawa /chaosu i dobry.


Badanie potwierdziło przypuszczenia margrabiny.

- Niczym się nie martw a tak przy okazji ile masz lat, to ważne do szkoły do której cię przyjmiemy.
- W Śródlecie skończę czternaście Wielebna Matko.




***



Wieczór 18 Mirtula 1972RD . Gdzieś na terenie Ściany Wschodniej.


Pentor przeklinał swoją głupotę . Tylko on mógł skoczyć do nieznanego węzła ziemi. On i Rovan. Na szczęście wszystko poszło dobrze. Kapłan znalazł się na zalesionej niskimi drzewami półce skalnej. U podnóża, sto metrów niżej, rozpościerała się otoczona z wszystkich stron wysokimi i stromymi górami dolina. Długa była na więcej niż mile morską, szeroka zaś na prawie dwie mile.
Na wprost, po przeciwnej stronie widoczne było jedyne dojście do doliny, niezbyt szeroka przełęcz.
Końce doliny po lewej i prawej stronie zasnuwała para z gejzerów. Na wprost niemal pośrodku było jeziorko. Wokół niego pasło się stado alpak.


Nie to jednak było najważniejsze w dolinie obozowało plemię orków. O ile Pentor potrafił oszacować składało się z czterech, pięciu setek orków różnej płci i w różnym wieku. No i około tysiąca goblinów niewolników.



***



Noc18/19 Mirtula 1972RD . Dzielnica Twierdzy – Złota Kiść . Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.



Dach nagrzany po całym dniu był wygodnym spokojnym miejscem. Mame specjalnie go wybrała na miejsce gdzie będzie rodziła, gdyż mieszkanie poniżej było nie zamieszkane. Wylizywał właśnie drugiego swojego potomka, gdy usłyszała dochodzące z okna opuszczonego mieszkania głosy.

- Jak idzie korumpowanie urzędników Marchii Be...
- Bez nazwisk głupcze. W Złotej Kiści bez powodzenia wszyscy na ważniejszych stanowiskach są fanatycznie lojalni wobec Tirana. Nie mamy nawet możliwości przekupić dziesiętników z którymi w innych hrabstwach idzie banalnie łatwo. Niejakie sukcesy mamy w Gryfim Kamieniu, Starym Bagnie, Valirii udało się przekupić część rad miejskich.
- A jak w sprawie porwania chowańca Margrabiego.


W tym momencie trzasnęła zamykana okiennica. Żadne głosy nie dobiegły już z dołu do uszu Mame.



***



Ranek. 19 Mirtula 1972RD . Wzgórze z wieżą nr 9. Las Druidki - ranek. Marchia Winnego Przedgórza; Szeryfowstwo: Aelienthe; Twierdza: Kamienna Łza; miasto: Złota Kiść; szeryf i właściciel: Margrabia Rovan Tiran.



Drogą do jaskini szła grupa dwanaściorga dzieci. Przed jaskinią oczekiwała na nich Ellestreaa ap Soallanell. Przysiadła na kunsztownie zdobionej drewnianej ławie ustawionej przy wejściu do jaskini. U jej stóp leżała lwica leniwie przyglądająca się nachodzącym. Duidka uśmiechnęła się.



- Witajcie uczniowie. Lekcje z drzewami dobrze zrozumiała jedynie Izolda, reszta widocznie nie była jeszcze na nią gotowa. Za jakiś czas powtórzymy ją. Dzisiejsza lekcja wyda się wam pewnie ciekawsza. Zaczniecie zapoznawać się z życiem zwierząt. Tym razem drapieżniki. Zapolujecie z Mmmrrranną. Macie słuchać jej wskazówek, od nich może zależeć kiedyś wasze życie.

Lwica leniwie podniosła się.

- Młode dziś zapolujemy niedaleko. Zapolujemy na oryksa. Nie patrzcie się tak dziwnie. Pani Ellestreaa przebudziła mnie dając zdolność rozumowania. Pani.
- Fakt.


Po chwili przed jaskinią stało stadko młodych lwów. Mmmrrranna ryknęła i ruszyła w dół wzgórza, za nią pobiegli przemieni uczniowie druidki.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 02-01-2015 o 18:56.
Cedryk jest offline