Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2014, 21:02   #29
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Wspomniany Mar pojawił się natychmiast po zniknięciu Tahary. Jego przybycie nie zostało zaanonsowane przez otwarcie drzwi, te bowiem pozostały zamknięte. Stał nieruchomo, tuż przy nich, wzrokiem mierząc zebraną grupę wybrańców. Niektórzy być może byli w stanie wyczuć pewną zmianę w ciszy, która wypełniała salę, lecz tylko jedna osoba zdołała go zobaczyć. Khaidar bez słowa ruszyła w stronę drzwi, nie czekając przy tym aż pozostali uczynią podobnie. Gdy zrównała się z Mar’em ten skinął jej głową po czym przeniknął przez drzwi zmuszając kobietę do tego by sama zadbała o ich otworzenie. Nie było to zadanie trudne, z tego też powodu już w krótką chwilę później znalazła się w korytarzu, którym tu przybyła.
- Zaczekajmy na pozostałych - zaproponował mężczyzna, głosem który tylko ona mogła usłyszeć.
Na szczęście nie trzeba było na nich długo czekać, dzięki czemu ów mały pochód mógł wreszcie ruszyć. Mar prowadził pewnie, zupełnie jakby labirynt korytarzy świątynnych był mu doskonale znany. Te zaś zdawały się nigdy nie kończyć. Jeden przechodził w drugi, ten zaś kończył się rozwidleniem by następnie przejść w zaułek z trzema różnymi przejściami. Światło dzienne nie miało tu wstępu. Szczęściem ktoś pomyślał o tym by zainstalować dostateczną ilość kinkietów, w których tkwiły grube, na wpół spalone świece.
W ten sposób dotarli do schodów, które spiralą zaprowadziły ich do kolejnej sali.

Z pewnością nie byłą to komnata królewska. Prędzej rzec by można iż trafili do przerośniętej krypty. Nie byli jednak sami, o czym wkrótce się przekonali.
- Przybyli - rozległ się cichy głos, podobny nieco do szmeru strumienia w lesie. Właścicielka głosu pojawiła się wkrótce po tym gdy przebrzmiał dźwięk ostatniej litery.

Dziewczę owo nie mogło mieć więcej niż lat dziesięć, być może nawet mniej. Białe włosy luźnymi falami spływały aż do pleców. Błękitne oczy spoglądały na przybyłych z uwagą, jednak bez cienia strachu. Ubrana była w niebieską sukienkę sięgającą jej do kolan i białą szatę o długich rękawach, sięgającą kostek i spiętą pod szyją złotą zapinką.
- No wreszcie, myślałem że ich już wysłali i tylko nas tu zostawili cobyśmy z nudów zdechli. - Drugi głos był już bardziej znajomy. Mężczyzna w skórzni i z dwuręcznym mieczem na plecach wyłonił się z niszy po prawej stronie od wejścia. - Nie spieszyło się wam, co? Jadło czeka - dodał wskazując za siebie. - Irat - skinął głową tym, których jeszcze nie znał. - Litwor twój psiak czeka tam na końcu, w osobnej celi. Dostał jadło i śpi teraz jak szczeniak.
- Są też cele dla was, gdybyście chcieli odpocząć. Jest również zbrojownia. - Czarnowłosa, czerwonooka kobieta wyłoniła się z cienia, mniej więcej w połowie sali. Również ona była znana niektórym wybrańcom, w tym nowoprzybyłej Elissie, która nawet w półmroku jaki panował była w stanie rozpoznać w niej bratanicę namiestnika Veroni, Lorettę Villorun.
Z końca sali, zapewne zwabione głosami, wyłoniły się Rena Aubrune i Yura. Mimo iż obie srebrnowłose, to jednak zupełnie się od siebie różniące. Rena zarówno strojem jak i sposobem poruszania zdradzała wojskowe wyszkolenie. Yura natomiast, wyraźnie od swej towarzyszki młodsza, odziana w czarną suknię, zdawała się wręcz nazbyt do owej podziemnej sali pasować. Zarówno jedna jak i druga nie rzekły ani słowa. Młodsza skinęła jedynie nowoprzybyłym, po czym obróciwszy się, zniknęła w mroku.

- No wreszcie? - powtórzył Twem. - W końcu aż tak długo tam nie siedzieliśmy.
- Nie długo?! - Irat spojrzał na Twema jakby temu rogi nagle wyrosły. - Przecież nie było was całe popołudnie i sporą część wieczoru. Uznaliśmy iż poczekamy z kolacją aż wrócicie, ale…
- Ale ktoś ma zbyt wielki apetyt by myśleć o innych. - Wtrąciła się Loretta. - Coś jednak zostało, więc jak jesteście głodni to stół i krzesła są tam - wskazała na niszę, z której wyszedł Irat.
- Przecież już ich zaprosiłem. Nie musisz mnie małpować. - Widać było gołym okiem, że ta dwójka ponownie znalazła się ze sobą na ścieżce wojennej. Stan, który zdawał się być jak najbardziej normalny jeżeli chodziło o ich wzajemne stosunki.
- Dla nas to było kilka chwil - wyjaśnił Twem. - Nic dziwnego, że się nagle poczułem głodny. Z chęcią coś zjem - dodał, kierując się w stronę wskazaną przez Lorettę.
- Błogosławione niech będą te dary które dane jest nam spożywać - powiedział z namaszczeniem młody kapłan. - Niech dzięki będą odwiecznym dzięki którym plon był bogaty i niechaj przyszłe plony będą równie płodne co tego roku...
Darów zaś nie brakowało, nawet po tym jak zostały ograniczone przez apetyt Irata. Ci którzy podążyli za Twemem i Hassanem mogli nacieszyć swe oczy stołem zastawionym zarówno mięsiwami wszelkiej jakości i rodzaju, jak i owocami i jarzynami przygotowanymi na kilka sposobów. Nie brakowało też wina, piwa, miodu, wody i… Zdawać by się mogło, że armia będzie biesiadować w owej salce, która wszak do wielkich nie należała i ledwo ów stół w stanie pomieścić była.
- Czy zawsze błogosławisz jadło nim je skosztujesz? - zapytała białowłosa dziewczynka, która również postanowiła do pierwszej dwójki dołączyć. Poza Iratem oczywiście, który nie oglądając się na pozostałych z wesołą miną zabrał się właśnie za obgryzanie kurzego udka.
Litworowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, nałożył sobie stosik owoców i ukroił kawałek prosiaka. Solidny, mężczyzna najwyraźniej faktycznie zgłodniał. - Puszek dał się ot tak przyprowadzić? A to nicpoń… - Skwitował Aigam zachowanie swojego pupila.
Kapłan uśmiechnął się do dziewczynki nakładając sobie trochę mięsiwa, owoców i pieczywa
- Odwieczni opiekują się nami i tą krainą. To sprawiedliwe i słuszne dziękować im za ich opiekę i dary. Dzięki nim jesteśmy bezpieczni i możemy w zdrowiu żyć nasze życia.
- Pewnie że się dał - odezwał się Irat, robiąc krótką przerwę między jednym, a drugim kęsem. - Przecież już mnie zna. Kawał kości z mięsem też się okazał pomocny.
- Twoje podejście do życia jest dość niepraktyczne - dziewczynka podsumowała słowa Hassana wzruszeniem ramion. - Tak myśląc długo nie pożyjesz.
- Widzę, że nie jesteś zwykłą dziewczynką… cóż, może i lepiej, choć szkoda by tak młoda osoba wiedziała tak wiele o prawach świata w którym żyjemy. - odpowiedział ze spokojnym uśmiechem Hassan krojąc gruby kawał mięsa na kawałki, a w duchu zastanawiał się na jaką próbę go teraz wystawiano.
- Ma rację, trzeba samemu dbać o swój tyłek, Odwieczni mają zwykle... co innego do roboty niż kierowanie nami, czy... ratowanie nas bośmy się wpakowali w coś durnego. - Rzucił magobójca w przerwach między kęsami.
Dziewczynka skinęła mu głową i nawet obdarzyła czymś co przy dobrzej wierze można było potraktować jak uśmiech.
- Tam gdzie wyruszymy Odwieczni nie będą nas wspierać ani prowadzić za rękę. Z tego też powodu obawiam się iż nie będę w stanie ochronić cię w sposób wystarczający byś uszedł z życiem. Liczę na to iż mi wybaczysz. - Zwracając się w stronę Hassana na powrót przybrała obojętną minę, zupełnie jakby zbytnio jej nie obchodził los zarówno kapłana jak i misji, która została złożona na ich barki.
Maik tylko skinął dziewczęciu. Wiedział dobrze, że zadanie które im powierzono nie należało do najłatwiejszych. Mogli liczyć tylko na własne umiejętności, a na jego głowie zapewnie spoczywało utrzymanie towarzyszy przy życiu po bitwie ze sługami Darkara. Mógł liczyć tylko na łaskawość losu, swoje i towarzyszy zdolności w wojaczce. Powrócił więc do jadła, zajadając z aptytem. Musieli zregenerować siły przed wyprawą.
- To mi przypomina, przyda się większy zapas ziół i bandaży, pewnie będzie sporo łatania. Gdzie dokładnie sa te zapasy? Przejżę co się przyda. - Litwor nie przerywał jedzenia, miał tendencję do najadania się kiedy była okazja, nie wiedząc kiedy będzie kolejna.
- Trzecia nisza po lewej stornie idąc od wejścia - odparła dziewczynka po czym dodała. - Mogę cię zaprowadzić.
- Ja zostaję - Iratowi najwyraźniej bardziej na sercu leżało zapełnienie żołądka niż szukanie ziół i mikstur.
Hassan mruknął porozumiewawczo.
- Idę z wami. Łatanie was to zapewne będzie moja działka, ale z chęcią przyuczę jeżeli będziecie mieli na to ochotę… co ja mówię, to raczej konieczność gdyby mnie zabrakło i bym trafił w objęcia Tahary.
 
Dhratlach jest offline